Ospa party i inne plagi

W efekcie powikłań po chorobie zakaźnej umarło w Warszawie dziecko. Nieszczepione, bo tak zdecydowali rodzice.

28.03.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Photofusion / GETTY IMAGES
/ Fot. Photofusion / GETTY IMAGES

Trzeba być bardzo ostrożnym w słowach, bo zmarło dziecko ludzi, którzy chcieli dla niego dobrze”. To zdanie, wypowiedziane w zeszłym tygodniu przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, powinno być powtarzane – niezależnie od kontekstu, a także ewentualnych ustaleń prokuratury – jak najczęściej. Zwłaszcza po rytualnej fali hejtu, która przelała się przez internet w ciągu ostatnich dwóch tygodni.

Co wiadomo na pewno? Dziecko przywieziono do jednego z warszawskich szpitali w stanie agonalnym, jakiś czas wcześniej jego rodzice – tę informację podała radiu TOK FM prof. Teresa Jackowska, konsultantka krajowa w dziedzinie pediatrii – wybrali się na tzw. ospa party. Zyskujące na popularności „ospowe przyjęcia” to spotkania przeciwników szczepień ochronnych, którzy celowo zarażają swoje dzieci tą zakaźną chorobą, by „odchorowawszy” ją w wieku kilku lat, uodporniły się na nią w latach późniejszych.

Po co oni tam szli? 

– O tym zjawisku słyszę niemal codziennie: to jedna z mód, które rozprzestrzeniły się wśród młodych rodziców – mówi „Tygodnikowi” prof. Jacek Wysocki, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, pediatra i specjalista w zakresie chorób zakaźnych. – Jedną z przyczyn jest przekonanie, że ospa wietrzna to banalna choroba, co nie jest do końca prawdą.

Statystyki mówią, że choć jej przebieg jest łagodny w około 90 proc. przypadków, w pozostałych może być niebezpieczny. Na niemal 200 tys. zachorowań rocznie – tysiąc kończy się hospitalizacją. Około 50 z nich prof. Wysocki obserwuje co roku na kierowanym przez siebie oddziale obserwacyjno-zakaźnym w Specjalistycznym Zespole Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Poznaniu.

Ile z nich to pokłosie ospa party, poznański lekarz nie wie. – Dość często taką przyczynę podejrzewamy, ale rodzice w przypadku groźnych powikłań są tak przestraszeni, że nie przyznają się do zaniedbań. Bywa, że dowiadujemy się o tym z drugiej ręki. Pamiętam np. babcię, która przyszła odwiedzić chorego wnuka, i powiedziała: „Dlaczego oni tam poszli?”.

Co prof. Wysocki mówi rodzicom deklarującym, że dla nich „kontrolowane” zarażenie jest najlepszym sposobem ochrony? – Że ogromnie ryzykują. I żeby wyobrazili sobie, co poczuliby w sytuacji, gdyby ich dziecko nabawiło się powikłań.

– Nie mam wśród rodziców pacjentów osób deklarujących wizyty na ospa party, ale bywa, że pytają mnie, co o tym sądzę – opowiada z kolei dr Anna Dudek, pediatra lecząca w POZ Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego im. św. Ludwika w Krakowie. – Mówię, że jestem radykalną przeciwniczką takich praktyk i proponuję, by wyobrazić sobie podobne spotkania przy okazji epidemii grypy. Zbieramy się, chorzy ze zdrowymi, byśmy wszyscy tę grypę jak najszybciej „przechorowali”. To czysty absurd, bo jeden będzie chorował dwa dni, drugi tydzień, a trzeci nabawi się powikłań zagrażających życiu!

Dr Dudek dodaje, że wśród rodziców jej pacjentów przeważają zdecydowanie ci, którzy swoje dzieci szczepią. I że jest to postęp w stosunku do minionych dekad. – Kiedy zaczynałam pracę, były ciężkie przypadki ospy. W tym dziecko, które chorowało sześć tygodni – opowiada krakowska lekarka. – Pamiętam też inne, które nie zostało zaszczepione na nic i zachorowało na sepsę meningokokową typu B. Na szczęście zostało uratowane.

Co czwarty Polak przeciw 

Szczepienia w Polsce można podzielić na trzy grupy: obowiązkowe i finansowane przez państwo (m.in. gruźlica, zapalenie wątroby typu B czy tężec); obligatoryjne tylko dla grup szczególnie narażonych na negatywne skutki zachorowań (np. dzieci z nowotworami i wcześniaki); te nieobowiązkowe, ale zalecane przez państwo. Ospa jest obowiązkowa tylko dla niektórych grup ryzyka.

Co wiadomo o niepożądanych skutkach stosowania szczepionek? – Przede wszystkim, że nie ma w użyciu takiej, która powodowałaby poważne konsekwencje zdrowotne – zapewnia prof. Wysocki. – Zresztą gdyby, byłaby natychmiast wycofana z użycia.

Szczepionki, dodaje przewodniczący PTW, to jedne z lepiej przebadanych specyfików medycznych. – Badania robi się na dużych próbach i trwają latami – mówi prof. Wysocki.

– Pracuję w zawodzie długo i do tej pory nie spotkałam się z ciężkimi powikłaniami – potwierdza dr Dudek. – Z lżejszymi owszem: odczyny gorączkowe czy rumień po ukłuciu mogą się zdarzać. Jedno mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością: powikłania te są nieporównywalne z konsekwencjami powikłań niektórych chorób.

Skuteczność szczepionek jest różna w zależności od choroby, której mają zapobiec. – Czasami przekracza nawet 95 proc., jak w przypadku wirusowego zapalenia wątroby typu B, odry czy różyczki – mówi prof. Wysocki. – Co więcej, w krajach, w których się szczepionek używa, zachorowalność zdecydowanie spada. Są też szczepionki o mniejszej skuteczności, jak i takie, których działanie po jakimś czasie słabnie. Ale pamiętajmy, iż po „naturalnym przechorowaniu” też nie mamy gwarancji, że nie zapadniemy na daną chorobę powtórnie, choć ponowne zachorowanie przebiega łagodniej.

Te zapewnienia, powtarzane przez armię lekarzy, zdają się być dla istotnej części Polaków nieprzekonujące. Według sondaży co czwarty z nas deklaruje sceptycyzm w stosunku do szczepień. W latach 2012-14 dr n. med. Hanna Czajka ze Szpitala im. św. Ludwika w Krakowie przeprowadziła ankietę wśród 400 rodziców. Jakie emocje towarzyszą im podczas szczepień? Niemal połowa mówiła o trosce, co czwarty o niepokoju, a co piąty o strachu. Pytani, z czym wiążą się te emocje, ankietowani odpowiadali, że z płaczem dziecka podczas zastrzyku, a także z obawą o mogące później wystąpić niepożądane efekty.

Nie ufam 

K., młoda matka z dużego miasta na północy Polski (nie chce podawać danych), swojej pięciomiesięcznej córki nie zaszczepiła do dziś.

– Szczepienia obowiązkowe zaczynają się już w pierwszej dobie życia.

W szpitalu napisaliśmy oświadczenie, że się na to nie zgadzamy. Na tamtym etapie nie było problemów. A później, już po zgłoszeniu się do przychodni, zaczęliśmy dostawać pisma ponaglające. Odpowiadamy zawsze, że robimy to dla dobra dziecka – opowiada kobieta.

Zapytana, skąd to przekonanie, skoro statystyki nie pozostawiają wątpliwości co do pozytywnego wpływu szczepień, odpowiada: – Nie ufam im, bo wiem, że lekarze alarmowani przez pacjentów o pojawieniu się negatywnych symptomów nie przekazują tych informacji dalej.
– Boi się pani powikłań po szczepieniach, a co z powikłaniami po ewentualnej chorobie? – pytam.

– Tego się nie obawiam. Moje dziecko jest w domu, nie miało na razie okazji się zarazić. Za to czytam w sieci historie rodziców, którzy po szczepieniu zauważyli negatywne objawy u swoich dzieci. I to poważne.

– W sieci są różne historie. Np. o wyleczeniu nowotworu za pomocą ziół.

– To prawda, być może w moim przypadku decydujący jest sceptycyzm do medycyny, lekarzy, koncernów. Ale nie zamykam się na argumenty.

Jeśli zostanę przekonana, na pewno zaszczepię swoje dziecko.

Dużo ryzyka, mało dialogu 

Skąd według specjalistów lęki przed szczepieniami? Prof. Wysocki jako pierwszy wymienia powód prozaiczny: nie lubimy medycznych interwencji, gdy nie jesteśmy chorzy. – Proszę sprawdzić, jaki odsetek kobiet bada szyjkę macicy i udaje się na mammografię – radzi przewodniczący PTW.

Powód drugi: z chorobami zakaźnymi stykamy się stosunkowo rzadko, stąd przekonanie, że problem jest marginalny. – Rodzi się w takiej sytuacji naturalna wątpliwość: „Po co to?” – mówi prof. Wysocki.

I dodaje: – Od wielu przeciwników szczepień różnię się tym, że 35 lat pracuję jako specjalista chorób zakaźnych. Codziennie, przychodząc do pracy, widzę dzieci z zapaleniem opon, duszące się z powodu krztuśca, te z drgawkami po zakażeniach wirusowych. Ten widok ostatecznie przekonuje mnie, że szczepionki są konieczne, nawet jeśli czasami powodują przykre objawy.

Na przyczyny lęków antyszczepionkowych można też spojrzeć inaczej. Dr Krzysztof Puchalski, socjolog zdrowia z Instytutu Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera i wykładowca w Uniwersytecie SWPS, radzi, by odpowiedzialności nie zrzucać na rodziców.

– Wszyscy ludzie mają w sobie jakąś dozę niepewności, a że żyjemy, jak mówią od lat socjologowie, w „społeczeństwie ryzyka”, ta niepewność się wzmaga – mówi. – Współczesny człowiek żyje w przekonaniu, że nie ma sytuacji stuprocentowo bezpiecznych. Nie należy do nich ani lot samolotem, ani decyzja, by wsiąść do metra, ani wzięcie jakiegoś leku, ani odstąpienie od niego. Coraz bardziej czujemy się zagubieni w świecie tych rozlicznych ryzyk. W przypadku szczepionek dochodzą jeszcze sprzeczne informacje, jakie docierają do rodziców.

W dodatku, zauważa dr Puchalski, wielu rodziców odbiera sygnały dotyczące zbawiennego wpływu szczepionek jako monolog władzy. Władzy szeroko pojętej: tej urzędniczej, reprezentowanej choćby przez resort zdrowia, jak i tej symbolicznej, pochodzącej od lekarskiego establishmentu czy firm farmaceutycznych.

– Największy problem polega na tym, że ta władza odwołuje się do kategorii „dobra społeczeństwa” – ocenia Puchalski. – A że większość osób nie myśli w ten sposób, i dodatkowo konfrontuje się z nagłaśnianymi przez ruchy antyszczepionkowe historiami działań niepożądanych, zadaje sobie pytanie: „Dlaczego ryzykować dla dobra ogółu?”.

Dr Puchalski, prywatnie deklarujący się jako zwolennik szczepienia dzieci, zauważa hipokryzję w podejściu państwa do tego tematu: – Jesteśmy zmuszani do jakiejś ingerencji w zdrowie naszych dzieci, ale nie dostajemy niczego w zamian. Np. nie ma państwowego systemu ubezpieczeń od ewentualnych negatywnych skutków szczepienia.

Socjolog do tego zestawu przyczyn, jakie mogą stać za szczepionkowym sceptycyzmem Polaków, dodaje jeszcze jeden element: skłonność do ulegania spiskowym teoriom. W tę skłonność, zauważa Puchalski, doskonale wpisują się opowieści o cynicznych pracownikach koncernów farmaceutycznych, które produkują szczepionki tylko po to, by na nas zarobić.

Te wszystkie wątpliwości, lęki, nierzadko fobie – niezależnie od tego, w jakim stopniu wynikające z naszych ograniczeń, a w jakim z systemowych słabości – wydają się silne. Być może nawet silniejsze niż doniesienia o nieszczepionym dziecku, które zmarło po wizycie na ospa party. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2016