Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z rękopisów” – nowa seria Austerii, która wystartowała pod koniec minionego roku, niewielkie tomiki z esejami i miniaturami prozatorskimi, w przezroczystym niemal opracowaniu graficznym Marianny Cieleckiej, zapowiada się znakomicie: niezawodny Adam Wodnicki („Szuadit”, „Duende”, „Tezeusz K.”), krakowskie obrazki Agnieszki Taborskiej, rewelacyjne „Wodospady” Amerykanina Eliota Weinbergera, będące gorzkim pożegnaniem XX wieku. Zacznę jednak od książki mniej oczywistej.
Na niespełna trzydziestu stronach druku „Adele” Piotra Morgenbessera znajdziemy historię domagającą się znacznie rozleglejszej przestrzeni. Historię tak gęstą, że starczyłaby na rozlewną epicką księgę. A równocześnie ascetyczna powściągliwość przydaje jej mocy. Bo autor-narrator (czujemy to od pierwszej strony!) wciela się w opowieść, która naznaczyła jego własne życie. I niczego nie wymyśla, co najwyżej próbuje czasem domysłem uzupełnić miejsca puste i białe plamy, skleić rwące się wątki.
Kim jest Adele? To babka narratora, urodzona w roku 1911 w Galicji, w „modelowym sztetlu”. Jak ktoś się postara, znajdzie owo „miasteczko, którego nazwa brzmi jak smaczne śniadanie”, gdzieś pomiędzy Rajsze, Jassel i Krossen (co te nazwy znaczą – sami sprawdźcie). Mieszka tam tylko część licznej żydowskiej rodziny, której gałęzie bardzo się od siebie różnią. „Pierwsza, mocno zasymilowana, składa się głównie z bogatych, zarozumiałych prawników, największych snobów Wiednia i Krakowa. Gałąź druga, najbardziej znana, to lwowscy intelektualiści i skandaliści oraz uroczy degeneraci. (...) Na ich tle podkarpacka gałąź trzecia jawi się niczym zacofane, zabobonne pospólstwo z prowincji, które wyrabia terpentynę, zapałki i cuchnący dziegieć, skupuje po wsiach szkapy i szmaty...”.
Możemy się domyślać, kim jest lwowska ciotka-filozofka, osiadła po wojnie w Krakowie, a kim biseksualna diwa, „rzekoma kochanka wielkiej powieściopisarki”. Nie będę jednak streszczał wojennych losów bohaterek ani przywoływał epizodów tak mrocznych, że trudno o nich mówić – jak dzieje ciotki Ruchli. Nie będę też komentował dzielności Adele, która po utracie synków (oddanych w dobre katolickie ręce i zamordowanych) postanawia mimo wszystko żyć – choćby dla swojej siostry (która wkrótce też umrze, na tyfus). No i nie spalę finału, który tłumaczy emocjonalną temperaturę tej prozy. Prozy naprawdę wybitnej. ©℗
Piotr Morgenbesser ADELE, Wydawnictwo Austeria, Kraków-Budapeszt-Syrakuzy 2020, ss. 38.
Czytaj także: NIe wiedzieliśmy? - Lektor o reportażach Mordechaja Canina