Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pięćdziesiąt tysięcy, sto tysięcy, nawet więcej: choć wskaźniki dziennych zakażeń pozostają w krajach Europy Zachodniej na wysokim poziomie (często wyższym niż w Polsce), wiele rządów decyduje się w tych dniach na luzowanie restrykcji epidemicznych. Zwykle stopniowo, jak w Austrii, Holandii, Szwajcarii czy Francji, ale czasem radykalnie – jak w Wielkiej Brytanii i Danii, gdzie znikły lub wkrótce znikną niemal wszystkie ograniczenia (towarzyszą temu apele o odpowiedzialne postępowanie). Natomiast Niemcy, gdzie fala Omikrona wciąż narasta, obstają przy restrykcjach – choć wśród polityków mainstreamu pojawiają się głosy, by wkrótce rozważyć ich łagodzenie.
Decyzje o luzowaniu uzasadniane są przede wszystkim obserwacją z ostatnich tygodni: że choć wariant Omikron jest bardziej zakaźny niż poprzednie, to infekcja nim przebiega najczęściej – bo nie zawsze – łagodnie, a oddziały szpitalne nie są obciążone tak, jak podczas fali wywołanej Deltą. Skłoniło to ostrożny zwykle niemiecki Instytut Kocha (monitoruje on pandemię i wydaje zalecenia) do konstatacji, że kryterium dla oceny sytuacji epidemicznej powinna być już nie liczba notowanych codziennie nowych zakażeń, lecz sytuacja w szpitalach, tj. ich obciążenie i niedobory w personelu, związane z koniecznością kwarantanny. Także ta ostatnia okoliczność wpływa na skłonność rządów do luzowania, zresztą nie tylko w kontekście służby zdrowia.
Warto jednak pamiętać, że w krajach zachodnich jest to luzowanie z wyższego niż w Polsce poziomu restrykcji (w Austrii w restauracjach oznacza to przejście z „reguły 2G” do „reguły 3G”, czyli zjeść będzie można nie tylko będąc zaszczepionym lub ozdrowieńcem, ale okazując też wynik testu), i że wyższy jest tam odsetek zaszczepionych. Dla osób niezaszczepionych Omikron może być czymś więcej niż tylko katarem. ©℗