Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Niedzielę Palmową słyszymy opis Męki Pańskiej. Zawsze intrygowało mnie to, jakie emocje towarzyszyły Ukrzyżowanemu, skoro wykrzyczał światu werset Psalmu 22 "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?". Optymiści nie chcą widzieć w tym krzyku dramatu opuszczonego człowieka. Uważają, że Jezus w milczeniu, a może szeptem recytował dalsze strofy dojmującego psalmu, w którym padają słowa wyznania wiary oraz przekonanie, że dzięki tej śmierci przyjdą do Boga ludzie z wszystkich krańców ziemi. Nie jest to wykluczone, ale warto zwrócić uwagę na kontekst. Jezus naprawdę został opuszczony: przez uczniów, przyjaciół, przez swój naród.
Niektórzy teologowie sądzili, że w tym momencie opuściła Jezusa Jego boska natura, dzięki czemu musiał o własnych ludzkich siłach dochować wierności Bogu. Nie wyciągajmy jednak z tego wniosku, że doświadczenie opuszczenia musi oznaczać rozpacz. Jezus trwa przy Ojcu i nawet w tak tragicznej chwili nie woła "Gdzie jesteś, Boże?!", ale: "Mój Boże!".
Owszem: można by się niepokoić, gdyby Jezus umarł ze słowami wyrażającymi opuszczenie przez Boga. Dlatego wszyscy ewangeliści zanotowali też drugi krzyk, po którym oddał ducha. Ewangelista Mateusz nawet nie wspomina słów Chrystusa, bo nie grają tu one żadnej roli. W godzinie ciemności, walki z szatanem proponującym zejście z krzyża jako sposób na udowodnienie synostwa Bożego, na pozór opuszczony przez Boga Jezus umiera z krzykiem na ustach. To dziwo, zważywszy, że skazańcy na krzyżach charczeli w strasznych męczarniach, usiłując podciągać się na rękach, aby ulżyć stopom, i na przemian opierać się na stopach, aby złagodzić ból przebitych rąk.
Ostatni krzyk Jezusa był okrzykiem zwycięstwa. Albowiem na krzyżu dokonał niemożliwego: pokonał pychę - pokorą, nieposłuszeństwo - posłuszeństwem, pokusę bycia bożkiem - ogołoceniem się przed światem. Jego krzyk to krzyk człowieka, który wygrywa najważniejszą bitwę swojego życia. Bitwę, w której do końca ufa się temu, którego się nie widzi, nawet gdy wszystko sprzysięgło się przeciwko nam.
Współczesna kultura dobrobytu zaprasza nas do zawodów w wyścigu po sukces absolutny. Chcemy przeżyć całe życie pięknie, przechodzić od sukcesu do sukcesu, zapominając, że najgorsze uniżenia i upokorzenia mogą być podstawą wywyższenia i triumfu. Warto o tym pomyśleć w Niedzielę Palmową.