Ojciec marnotrawny

Wyznawanie własnych win przez duchownych, zwłaszcza przez biskupów, nie jest zjawiskiem częstym. Przeciwnie: byliśmy już świadkami negowania winy nawet wobec ewidentnych dowodów. Abp Stanisław Wielgus wyznał grzech współpracy ze służbami i grzech kłamstw, którymi się zasłaniał.

08.01.2007

Czyta się kilka minut

fot. D. Dziecinny - Agencja Gazeta /
fot. D. Dziecinny - Agencja Gazeta /

1.

Wiele elementów tej historii trudno pojąć. Trudno pojąć, czemu, kiedy pojawiły się pierwsze głosy odnoszące się do jego przeszłości, arcybiskup Wielgus nie poprosił komisji historycznej o zbadanie akt i nie oszczędził nam przeżyć ostatnich dni. Trudno pojąć późniejsze zapewnienia o niewinności kogoś, kto przecież musiał się liczyć z ujawnieniem dokumentów. Trudno pojąć, czemu nie zrezygnował wcześniej. Trudno pojąć, jak poważni ludzie, po wszystkich dotychczasowych doświadczeniach, chcieli angażować swój honor i wiarę w sprawę, w której nie wiara decyduje, a znajomość faktów. Trudno wreszcie pojąć interwencję Stolicy Apostolskiej przed kilkunastoma dniami: prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, co dokładnie o przeszłości arcybiskupa wiedział Benedykt XVI, ale papieski kredyt zaufania został chyba nadużyty, zwłaszcza że bezprecedensowe, a zarazem mało przekonujące, oświadczenie watykańskiego biura prasowego nie było niezbędne.

2.

Czasy, kiedy lud wybierał biskupa, minęły bezpowrotnie. Dość długo jeszcze wpływ na ich wybór mieli władcy. Nawet na wybór biskupa Rzymu. Cesarz Franciszek Józef I, za pośrednictwem kardynała Jana Maurycego Pawła Puzyny, zawetował wybór kardynała Mariano Rampolli, w wyniku czego papieżem został ostatecznie patriarcha Wenecji Giuseppe Sarto - późniejszy Pius X. Jednym z pierwszych aktów jego pontyfikatu było zniesienie cesarskiego przywileju weta na konklawe. Władze PRL-u miały udział w nominacjach przez prawo sprzeciwu wobec kandydatur, które miały być przedstawione papieżowi. Jak wiadomo, w wyniku odrzucania kolejnych kandydatów na Kraków, metropolitą został abp Karol Wojtyła. Wszystko działo się w tajemnicy. Lud nic nie wiedział i z ufnością przyjmował wyznaczonych pasterzy. Bywało, że nieznanego jeszcze witano z entuzjazmem, jakby na kredyt, co było w istocie manifestacją pokładanych w nim nadziei. W takim klimacie odbył się niezapomniany ingres arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego, którego byłem świadkiem.

3.

Nominacje zawsze są poprzedzane zbieraniem (poufnych) informacji o kandydacie. Watykańska Kongregacja rozsyła obszerną ankietę do osób, które mogą mieć o nim coś do powiedzenia. Nawet sam fakt zbierania informacji jest objęty sekretem, a watykański kwestionariusz z pytaniami należy, bez robienia kopii, odesłać do Kongregacji. Zainteresowany nie ma pojęcia, że jest przedmiotem badań: wszystko się odbywa sub secreto pontificio.

Biskupów mianuje, oczywiście, papież, jednak prezentacja kandydatów należy do Kongregacji ds. Biskupów. To jej pracownicy wraz z nuncjuszami faktycznie dobierają kandydatów. Ostateczna decyzja należy do papieża, który - co zrozumiałe - nie zawsze zna przyszłego biskupa osobiście.

4.

Obejmujący diecezję biskup zwykle prezentuje się wiernym jako pasterz, ojciec, przewodnik. Arcybiskup Wyszyński podczas ingresu zwracał się do zgromadzonych: "Dzieci Boże i dzieci moje". Przygotowana na nieodbyty ingres odezwa nowego metropolity do kleru i wiernych archidiecezji warszawskiej odbiegała od tych schematów, jak od schematów odbiegała cała sytuacja. Abp Wielgus napisał: "Jeśli mnie przyjmiecie, o co ze skruszonym sercem Was proszę, będę bratem wśród Was, który chce jednoczyć, a nie dzielić, modlić się i jednać ludzi w Kościele, Kościele świętych i grzeszników, który my wszyscy stanowimy...".

Rzadko się zdarza, by arcybiskupi prosili diecezjan o przyjęcie i by czynili to ze skruszonym sercem. Aczkolwiek trudno powiedzieć, na czym mogłoby polegać ewentualne nieprzyjęcie wyznaczonego pasterza, to w samej prośbie i oczekiwaniu na odzew wspólnoty jest coś z sytuacji pierwotnego Kościoła. "Jeśli mnie przyjmiecie...". A co, jeśli odpowiedź jest negatywna?

Perspektywa objęcia warszawskiej stolicy metropolitalnej przez arcybiskupa Wielgusa podzieliła Kościół i społeczeństwo. Ogromna większość (według niektórych sondaży dwie trzecie) nie była w stanie pogodzić się z tą nominacją. Wielu ludzi przeżywało ostatnie wydarzenia jako bolesne zgorszenie funkcjonowaniem instytucji Kościoła, czy po prostu zgorszenie Kościołem.

5.

Wyznawanie własnych win przez duchownych, zwłaszcza przez biskupów, nie jest zjawiskiem częstym. Przeciwnie: byliśmy już świadkami negowania winy nawet wobec ewidentnych dowodów. Abp Stanisław Wielgus wyznał grzech współpracy ze służbami i grzech kłamstw, którymi się zasłaniał: "Wyznaję dziś przed Wami ten popełniony przeze mnie przed laty błąd, tak jak wyznałem go już wcześniej Ojcu Świętemu". Pisał, że faktem uwikłania w związki z wywiadem PRL skrzywdził Kościół. "Skrzywdziłem go ponownie - dodawał - kiedy w ostatnich dniach w obliczu rozgorączkowanej kampanii medialnej zaprzeczyłem faktom tej współpracy. Wystawiło to na szwank wiarygodność wypowiedzi ludzi Kościoła, w tym również solidaryzujących się ze mną Księży Biskupów. Wiem, że dla wielu z Was, Bracia i Siostry, to minięcie się z prawdą stanowi fakt nie mniej bolesny niż tamto uwikłanie sprzed wielu lat".

Można ubolewać, że Arcybiskup uczynił to dopiero przyciśnięty do muru wymową dokumentów i opinią Kościelnej Komisji Historycznej. Jednak nawet "wymuszone" wyznanie własnych win jest ich wyznaniem. Kobiecie prowadzonej na kamienowanie Chrystus nie wypomina powstałej sytuacji, ratuje ją i jej nie potępia. Nacisk okoliczności zewnętrznych może się okazać drogą do wewnętrznego oczyszczenia.

Czy ujawnienie słabości i win arcybiskupa osłabiło jego autorytet? Czy może wprost przeciwnie, stał się przez te słabości bliższy wiernym, skoro bohaterem naszych czasów nie jest już człowiek niezłomny i bez skazy, lecz "taki jak my wszyscy": słaby i niekonsekwentny? Nie ja jeden wyznanie win Arcybiskupa przyjąłem z ulgą i wdzięcznością. Położyło ono kres nieznośnej presji dylematu: z jednej strony niebudzące wątpliwości dokumenty, z drugiej zapewnienie biskupa, któremu chce się wierzyć, bo jest religijnym autorytetem i następcą apostołów.

6.

Debata o tym, czy ingres powinien się odbyć, czy nie, trwała do ostatniej chwili. Nie było łatwo się pogodzić z tym, że arcybiskup objął urząd tak, jak zamierzał zanim ujawniono dokumenty. Pewną nadzieję dawało to, że w piątkowej odezwie do wiernych pisał, że oddaje się do dyspozycji Benedykta XVI, co można było zrozumieć jako zapowiedź rezygnacji. W nocy z soboty na niedzielę Stolica Apostolska o tę rezygnację poprosiła.

Objęciu przez dotychczasowego biskupa płockiego władzy w archidiecezji warszawskiej towarzyszyłyby spojrzenia tych, którzy kiedyś odmówili jakiejkolwiek współpracy z tajnymi służbami PRL; którzy płacąc niekiedy wysoką cenę (nie tylko rezygnację z kariery naukowej za granicą) nie ulegli, niczego nie podpisali. Czyż metropolia dla arcybiskupa Wielgusa nie byłaby daniem im do zrozumienia, że na dobrą sprawę wcale nie było warto być człowiekiem porządnym?

Wolno sądzić, że już żaden biskup nie będzie miał ochoty na takie przejścia jak arcybiskup Wielgus (słychać, że kilku hierarchów wystąpiło o zbadanie swoich teczek), mam więc nadzieję, że w przyszłości będą nam one oszczędzone. Czarne jest czarne, białe jest białe. Wyznającym winę i czyniącym pokutę Kościół udziela rozgrzeszenia.

Ale przecież niekoniecznie muszą być arcybiskupami Warszawy.

---ramka 479681|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007