Historia odwołanej nominacji

Opowieści o "gniewie Benedykta XVI są wytworem dziennikarskiej fantazji. Można mówić o smutku Papieża. Moi watykańscy rozmówcy zapewnili mnie też, że na przebieg wydarzeń nie miały wpływu jakiekolwiek telefony z Warszawy.

15.01.2007

Czyta się kilka minut

fot. D. Dziecinny - Agencja Gazeta /
fot. D. Dziecinny - Agencja Gazeta /

Windą, którą jadę do Sekretariatu Stanu - obszerną, mroczną, wykonaną z politurowanego, ciemnego drewna, z windziarzem - jeździli prawdopodobnie Pius XII, Pius XI, może Benedykt XV. Oczywiście, zanim byli papieżami. Papieska winda jest gdzie indziej. Wchodząc do Watykanu mam poczucie, że czas stanął. Nawet windziarz ten sam, nieco posiwiały. Pamiętające czasy Borgiów podworce i loggie, korytarze, wyłożone szarym pluszem poczekalnie, te same... I styl pracy, styl rozmowy, humor i spokój ludzi, których - wydaje się - nic nie może zaskoczyć, zadziwić. I którzy się nie spieszą. U nas w dobrym tonie jest utyskiwać na nadmiar pracy i brak czasu, tu każdy się zachowuje tak, jakby zawsze miał czas. Zatelefonowałem gdzieś bardzo wysoko i wyjaśniłem, że proszę o rozmowę, bo chciałbym zrozumieć, a ważny monsignore poprosił o numer mojego telefonu: że się zorientuje i odpowie. Pomyślałem, iż pewnie nie chce mojego zawracania głowy i być może kiedyś zadzwoni do mnie jego sekretarz, że niestety... Tymczasem po dwudziestu minutach on sam (numer dwa dykasterii!) zadzwonił na moją komórkę i zaprosił na spotkanie.

Chociaż ani Rzym, ani Watykan nie żyją naszymi kłopotami, to wszędzie tam, gdzie byłem rozpoznany jako Polak, nawiązywano do ostatnich wydarzeń w Warszawie. Ze współczuciem i ciekawością. Tylko że nie przyjechałem tu, aby tłumaczyć zawiłości naszej lustracji, ale żeby sam coś z tego wszystkiego zrozumieć.

***

W komentarzach do sprawy nominacji i rezygnacji nowego metropolity warszaw­skiego szczególnie intrygujący był wątek dotyczący procedur, to jest przepływu informacji i podejmowania decyzji. Trudno było pogodzić to, co się stało, z obrazem słynnej, doskonale funkcjonującej dyplomacji i biurokracji watykańskiej.

Pierwszą ofiarą komentatorów padł oczywiście nuncjusz apostolski. Mimo swej absurdalności, hipoteza, że abp Józef Kowalczyk nie informował Stolicy Apostolskiej o towarzyszących nominacji pogłoskach, była z uporem powtarzana. Więcej: wieszczono rychły koniec Nuncjusza. Tymczasem on sam wskazał istotę problemu. W pierwszej na ten temat wypowiedzi stwierdził, że abp. Wielgusa oceniał w świetle jego słów, opierając swoje poczynania na "zaufaniu, wierze, podpisie i przysiędze". To lakoniczne stwierdzenie rozwinął w ob-

szernym wywiadzie, udzielonym dla KAI 12 stycznia. Powiedział: "Wezwałem bp. Wielgusa i zapytałem go bezpośrednio, jak ta sprawa u niego wygląda. On napisał szczegółowe wyjaśnienie, które natych-

miast zostało przekazane Stolicy Apostolskiej. (...) Wszystkie te zeznania były składane pod przysięgą. Trudno więc było je podważać. W Kościele przy tego typu procedurach wychodzi się z założenia, że biskup zeznający pod przysięgą nie może wprowadzić nikogo w błąd. (...) Nie możemy podważać wiarygodności tego, co mówi nam biskup pod przysięgą. Tak więc Sto-

lica Apostolska była poinformowana o tym wszystkim, co bp Wielgus powiedział o swojej pracy i swoich kontaktach z SB. Z przekazanej przez księdza biskupa wiedzy nie wynikała żadna współpraca".

Okazało się - stwierdza Nuncjusz - że bp Wielgus zataił przed Papieżem fakt współpracy z SB. "Napisał o swoim wyjeździe do Niemiec, przedstawił całą procedurę, jak uzyskał paszport itp. Jednak ani jednym słowem nie wspomniał o fakcie podpisania współpracy".

***

"Wszystkie te zeznania były składane pod przysięgą. Trudno więc było je podważać...". Tak więc zarówno oświadczenie Episkopatu w obronie nominata, jak i angażujący autorytet samego Papieża komunikat watykańskiego Biura Prasowego z

21 grudnia 2006 r. opierały się na zaufaniu do biskupa. Polski Episkopat zaufał mu tak dalece, że zdecydował się prosić Stolicę Apostolską o wsparcie. Papież wsparcia udzielił, godząc się na ów komunikat, który w końcu nie zawierał nic innego niż potwierdzenie decyzji, do zrewidowania której trzeba było tego wszystkiego, co nastąpiło 5 i 6 stycznia. Zaufanie... W naszym świecie, gdzie dominuje brak zaufania, brzmi to wręcz niewiarygodnie. Jak można było nie sprawdzić? Można było, bowiem zaufanie, nawet jeśli zawiera ryzyko nadużyć, jest tą siłą, która pozwala Kościołowi funkcjonować. Wydarzenia ostatnie pokazują tylko, ile zła może sprawić nadużycie zaufania, oraz że na dalszą metę ani nie jest ono możliwe, ani nie popłaca.

Usiłując dociec, jak od strony Watykanu wyglądała i wygląda historia odwołanej nominacji, znalazłem przede wszystkim dokładne potwierdzenie tego, co potem przeczytałem w wywiadzie Nuncjusza. Abp Kowalczyk, według oceny Watykanu, swoją misję wypełnił bez zarzutu, lege artis.

Stwierdziłem też, że opowieści o rzekomo rychłej - w związku ze sprawą abp. Wielgusa - likwidacji polskiej sekcji Sekretariatu Stanu są wyssane z palca. Polska sekcja, która nie miała żadnego udziału w sprawie, jak w ogóle nie ma udziału w procedurach biskupich nominacji, ma się dobrze, a w Watykanie cieszy się sympatią i szacunkiem.

Decyzja dojrzewała gdzie indziej. Owszem, późno, ale spokojnie. Bardzo długo odpowiedzią na pojawiające się wątpliwości były powtarzane przez arcybiskupa Wielgusa i przekazywane do Rzymu jego zapewnienia o niewinności. Decydujące okazały się wysoko ocenione dokumenty Kościelnej Komisji Historycznej oraz odezwa-wyznanie win arcybiskupa skierowane do diecezjan. Nie było żadnych frenetycznych nocnych posiedzeń. W piątek, 5 stycznia, w Kongregacji zajmującej się mianowaniem biskupów podjęto spokojną refleksję. Opowieści o "zdenerwowaniu" czy "gniewie" Benedykta XVI są oczywiście wytworem dziennikarskiej fantazji (bo niby skąd takie wiadomości?). Jeśli można mówić o emocjach, to raczej o smutku Papieża. Po wieczornej Mszy św. w uroczystość Objawienia Pańskiego (6 stycznia) Benedykt XVI, za pośrednictwem Nuncjusza, przekazał abp. Wielgusowi swoje życzenie, by dla dobra Kościoła zrzekł się funkcji. Oficjalna informacja wydrukowana w "L'Osservatore Romano" brzmi tak: "Ojciec Święty dnia 6 stycznia przyjął rezygnację z duszpasterskich rządów archidiecezją warszawską (Polska) złożoną przez JE Stanisława Wojciecha Wielgusa, zgodnie z kanonem 401 §2 kodeksu prawa kanonicznego". Nie udało mi się dociec, dlaczego w komunikacie Nuncjatury data jest inna: "Nuncjatura Apostolska w Polsce niniejszym urzędowo zawiadamia, że ks. abp Stanisław Wielgus, arcybiskup metropolita warszawski, w dniu przewidzianego ingresu do bazyliki katedralnej i rozpoczęcia posługi duszpasterskiej w Kościele Warszawskim..." [a więc 7 stycznia - red.].

Nie udało mi się też ustalić, czy i z kim w Watykanie rozmawiał - jak doniosły media - Prezydent RP. Przyznam, że odpowiedzi na to pytanie nie szukałem zbyt gorliwie, bo moi watykańscy rozmówcy, w pierwszej linii zaangażowani w tę sprawę, zapewnili mnie, że jakiekolwiek telefony ani inne naciski na przebieg wydarzeń nie miały najmniejszego wpływu.

Odniosłem wrażenie, że na obecną sytuację Kościoła w Polsce patrzy się w Watykanie ze współczuciem i ciekawością. Ale nie dlatego, że odwołano ingres. Odwołanie w ostatniej chwili właśnie mianowanego bi­s-

kupa już nieraz się zdarzało i zachowane są w pamięci tamte opowieści. Gorsze są historie o rzekomo otaczających Jana Pawła II księżach-szpiegach. Te pracującym tu Polakom z pewnością nastroju nie podnoszą. Decyzję o zbadaniu IPN-owskich dokumentów wszystkich biskupów przyjęto z satysfakcją, ulgą i uznaniem. Tylko w Kongregacji ds. Biskupów usłyszałem napomnienie: sprawą Komisji jest rekonstrukcja faktów, lektura i interpretacja dokumentów, tak jak to zrobiono w przypadku abp. Wielgusa. Kompetentnym sędzią biskupa jest tylko papież.

***

Z wywiadu z arcybiskupem Kowalczykiem, nuncjuszem apostolskim w Warszawie:

"- Czym dla Księdza Arcybiskupa było to ostatnie, bolesne dla całego Kościoła doświadczenie?

- Powiem tylko tyle: nie chciałbym

wskutek tych wydarzeń stracić zaufania do drugiego człowieka".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2007