Obywatelskie omamy

Amok, w jaki wpadli niektórzy komentatorzy w sprawie wyborczych list obywatelskich do Europarlamentu, łatwo zrozumieć, ale trudno traktować poważnie. Kolejny raz zamiast dyskusji o roli i kondycji partii politycznych zaserwowano nam pokaz intelektualnego populizmu.

29.02.2004

Czyta się kilka minut

Organizacja, wystawiając listę w wyborach powszechnych, staje się partią polityczną. I to niezależnie od tego, jak się nazywa. Stronnictwo, sojusz, akcja, platforma, unia, liga czy ruch - to tylko zabiegi językowe. Nikt nie chce być kojarzony z nadużytym pojęciem “partia", które, przynajmniej w powszechnym odbiorze, jest “be". Dlaczego nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, by partie zdelegalizować? Ale niby komu mielibyśmy zakazać działalności? Na polskiej scenie politycznej nie ma znaczącego ugrupowania, nazywającego siebie partią.

Ugrupowania polityczne, coraz słabiej ukrywające funkcję “spółdzielni funkcjonariuszy publicznych", zasłużenie mają złą sławę. Po co więc trudzić się nad zmianą ich oblicza, lepiej zgromadzić nieskażonych złymi nawykami ludzi pod świeżymi sztandarami. Zebrać “facetów z innej wsi" - o których dawno temu śpiewał Wojciech Młynarski.

Na czym miałyby się opierać listy obywatelskie, by nie podążyły drogą, jaką przeszły konfiguracje polskich partii? Na dobrych chęciach założycieli? Przecież obecne partie nie deklarują złych. A może nie zależy im na sprawowaniu władzy? Po co w takim razie startują w wyborach? Przypomina się stara anegdota sądowa: “Świadek widział, jak oskarżeni bili się krzesłami, dlaczego nie próbował im przeszkodzić? - Nie było już wolnych krzeseł".

Czym różni się komitet od partii?

Organizacje pozarządowe i aktywni, choć nie zainteresowani sprawowaniem władzy obywatele, powinni uczestniczyć w spotkaniach organizowanych przez partyjnych polityków. Ci ostatni nie zawsze jednak na takie mityngi znajdują czas. Może wolą poświęcać go negocjacjom ze sponsorami kampanii i wygryzaniu kolegów z listy wyborczej? Jakie mechanizmy zmagań wewnątrz- i międzypartyjnych decydują o tym, że politykom może brakować czasu dla obywateli? Jeśli metody rywalizacji wpychają jej uczestników w koleiny, niczego nie zmieni pojawienie się nowych partii. Komitety wyborców będą skazane na frakcyjno-środowiskowe podchody: przetargi, parytety oraz pokusę kompromitowania kolegów medialnymi komentarzami i przeciekami. Ich struktura będzie przecież jeszcze mniej jasna niż partii; wyłanianie przywództwa bardziej bolesne, a zakres jego władzy problematyczny.

Nie słyszałem, by w ramach dyskusji o komitetach ktoś postawił problem zmierzenia się z bezwzględnymi karierowiczami i geszefciarzami, których każdy spodziewany sukces przyciąga do ugrupowania politycznego. To nie rokuje dobrze. Czy ewentualna weryfikacja członków będzie prowadzona od góry - przez “centralny komitet" - czy od dołu - przez “organizacje podstawowe"?

Komitety, może nawet bardziej niż partie, będą zależne od wykalkulowanej hojności sponsorów. W systemie wielopartyjnym każde ugrupowanie, nim zacznie przekonywać do swoich racji, musi wywalczyć sobie znaczenie. Nowe komitety tej zależności nie przełamią, raczej pogłębią. W “demokracji telewizyjnej" przykucie uwagi masowego elektoratu jest przecież wstępnym warunkiem uczestnictwa w polityce. Kto nie odziedziczył zainteresowania po poprzednich kadencjach, musi zgromadzić więcej środków na wejście, bo kredyt zaufania społecznego, jakim cieszą się organizacje pozarządowe, może nie starczyć na długo. Ciekawe zresztą, jak zareaguje opinia publiczna, gdy spod haseł wyjdą konkretne nazwiska i poglądy.

Poza wszystkim, pamiętajmy o skali, w jakiej odbywają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Lista, która zdobędzie po jednym mandacie z każdego województwa, będzie przypadkiem imponującego sukcesu. Kandydat musi dotrzeć do paru milionów mieszkańców, więc jego dobra wola to za mało. Potrzeba osobistego i organizacyjnego wysiłku opartego na jasnych podstawach finansowych. Tymczasem w polskiej polityce podstawowym źródłem pieniędzy są “lobbyści bezpośredni". Tak więc: nie mieć pieniędzy - źle; korzystać z tych, które są oferowane - jeszcze gorzej.

Pułapki ordynacji "z krzyżykiem"

Uczestnicząc w wyborach do Europarlamentu, listy obywatelskie będą musiały dostosować się do logiki “demokratycznego centralizmu", bo ordynacja, tak jak we wszystkich dotychczasowych wyborach, przewiduje wyłącznie listy krajowe. Władza zgłaszania kandydatów przekazana jest ogólnopolskim pełnomocnikom. Jeśli zadomowione w systemie partie nie mają co liczyć na dwa mandaty w województwie, kto i jak wyznaczy szczęśliwca, który zajmie pierwsze miejsce na liście obywatelskiej? Czy centrum w Warszawie zrezygnuje z tego przywileju? Czy dadzą o sobie znać więzy lojalności, które skłonią drugiego na liście, by nie traktował poprzednika jak największego wroga? Na tym przecież polega paradoks polskiej ordynacji “z krzyżykiem", łączącej walkę między listami z rywalizacją kandydatów z tej samej listy.

Aktywnych obywateli eliminuje z życia politycznego logika ordynacji, a nie wymóg zebrania określonej liczby podpisów pod zgłaszaną listą. Ich samoorganizacja poza partiami nie zmieni ani sceny politycznej, ani politycznych obyczajów, bo zasadzki obecnego systemu dławią w zarodku wszelką nadzieję na uzdrowienie. Brakuje sposobów wyłaniania przywództwa partii, które nie niszczyłoby jedności i nie paraliżowało decyzji oraz zasobnych źródeł czystych pieniędzy; przeszkadzają utrudnienia w kontaktach z mieszkańcami wynikające z wielkości okręgów. Wybierając eurodeputowanych, w żaden sposób nie ukryjemy braków ordynacji.

Obecny system ciągle widać za mało uwiera polityków, skoro nie zamierzają go zmienić. W czasie czerwcowych wyborów może zaboleć bardziej. Na szczęście będzie czas, by wyciągnąć nauki i znowelizować ordynację przed krajowymi wyborami parlamentarnymi. I to może się okazać jednym z najważniejszych skutków elekcji do Europarlamentu.

DR JAROSŁAW FLIS jest socjologiem i pracownikiem naukowym Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ. Specjalizuje się w badaniach mechanizmów władzy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2004