Nowojorska Szkoła Poetów: słowniczek

Na początku lat 50. XX wieku kilku poetów zainicjowało w Nowym Jorku jedną z najważniejszych rewolucji literackich minionych dekad. Kto wie, czy nie ostatnią taką rewolucję w historii.

28.09.2010

Czyta się kilka minut

Kenneth Koch (1925-2002) - dorastał w Cincinnati w stanie Ohio, gdzie ukończył szkołę średnią. W latach 1943-46 służył w armii (bez przekonania, ale konsekwentnie).

Po wojnie przeniósł się do Bostonu i podjął studia na Uniwersytecie Harvarda. Jednym z jego nauczycieli był poeta i prozaik Delmore Schwartz, ale jego rola w kształtowaniu literackich pasji Kocha była niewielka. Ważniejsze okazały się przyjaźnie z Johnem Ashberym oraz Frankiem O’Harą. Ponoć ten pierwszy po lekturze "Doktora Faustrolla" Alfreda Jarry’ego zasugerował Kochowi, że "powinni być nieco bardziej zwariowani", co dało młodemu poecie impuls do poszukiwania nowych narzędzi poetyckich. W 1950 roku - jako stypendysta Fullbrighta - wyjechał do Europy (najpierw do Francji, po kilku latach do Włoch). Podróże literackie miały decydujący wpływ na jego poezję, w której zawsze powracał do tematu "innych światów" (nie tylko rzeczywistych).

Był jednym z redaktorów legendarnego pisma "Locus Solus" (1960-62). Po powrocie do Nowego Jorku wykładał na kilku uczelniach. W 1971 roku związał się na stałe z University of Columbia, gdzie (podobnie jak wcześniej w New School) prowadził słynne zajęcia z twórczego pisania, które stały się kuźnią młodych talentów poetyckich. Zajmował się również literacką edukacją dzieci i ludzi starszych, biorąc udział w niezliczonej liczbie spotkań autorskich, prezentacji i warsztatów. W "Nowojorskiej bohemie" Ronald Sukenick cytuje słowa Rona Padgetta, poety należącego do drugiego pokolenia Szkoły Nowojorskiej, który uważał Kocha za jednego z najbardziej utalentowanych nauczycieli literatury w USA. To właśnie za jego sprawą poeci ze Szkoły Nowojorskiej przerzucili pomost między zamkniętym światem sztuki awangardowej a społeczeństwem.

W swym poetyckim manifeście "Świeże powietrze" (1955) Koch skrytykował pompatyczną atmosferę panującą w towarzystwach poetyckich. Pisał: "Mdli mnie od tego waszego gadania o powściągliwym i dojrzałym talencie! / Czy nigdy nie wyjrzeliście przez okno na obraz Matisse’a?" (tłum. Bohdan Zadura). Z jednej strony odrzucał kostyczną i napuszoną retorykę poetów akademickich, z drugiej zaś - podobnie jak inni pisarze z nowojorskiej grupy - szukał inspiracji w sztukach wizualnych (współpracował z Nell Blaine, Alem Leslie, Larrym Riversem, Aleksem Katzem). "Jego emocjonalna liryka - pisał Piotr Sommer - potrafi oddać prawdziwą spontaniczność doznań i ekscytację światem, wyróżnia ją również poczucie humoru". Wydał m.in.: "Poems" (1953), "Permanently" (1960), "The Pleasures of Peace" (1969), "When the Sun Tries to Go On" (1974), "On the Edge" (1986), "One Train" (1994). Spod jego ręki wyszły także awangardowe sztuki teatralne ("One Thousand Avant-Garde Plays", 1988) oraz liczne teksty o pisaniu poezji.

Niebieski numer "Literatury na Świecie" - ukazał się w październiku 1986 roku i niemal natychmiast wszedł na listę publikacji kanonicznych. Zaprojektowany i zredagowany przez Piotra Sommera tom był pierwszą tak obszerną prezentacją Nowojorskiej Szkoły Poetów w Polsce (wcześniej ukazały się nieliczne przekłady Bohdana Zadury z Johna Ashbery’ego i Franka O’Hary).

Z dzisiejszej perspektywy trudno zrozumieć fenomen "niebieskiego numeru", który bądź co bądź prezentował twórczość poetów funkcjonujących w literackim obiegu od kilku dekad. W odredaktorskim komentarzu Piotr Sommer wspominał, że w tomie nie ma żadnych "nowinek" - O’Hara zmarł 20 lat wcześniej, Ashbery od 11 lat cieszył się niepodważalną sławą giganta amerykańskiej poezji. Niemniej jednak ich twórczość była w Polsce nieznana.

Wpływy zagraniczne w polskiej poezji istniały od zawsze, ale w XX wieku główne kanały inspiracji pochodziły z Francji i Rosji. Transportem amerykańskim przybywali do nas wielcy prekursorzy (Walt Whitman, Thomas S. Eliot, Ezra Pound, potem Robert Lowell i John Berryman). W 1986 roku z wolna otwierały się w polskiej poezji nowe możliwości, zrazu intuicyjnie realizowane przez młodych poetów, którzy kilka lat później zostali nazwani pokoleniem Brulionu.

"Niebieski numer" padł na podatny grunt. Nigdy tak stosunkowo niewielka liczba wierszy nie zrobiła tak wiele dla tak licznej grupy autorów (trzeba też wspomnieć o sporach krytycznych z lat 90., w których padały - dla jednych uszczypliwe, dla innych nobilitujące - zarzuty o "oharyzm" lub "aszberyzm").

Numer składał się z dwóch części. W pierwszej pojawiła się obszerna prezentacja poezji Franka O’Hary. Obok przekładów wierszy (autorstwa Sommera) znalazły się znakomite szkice krytyczne Marjorie Perloff (wielbicielki O’Hary i autorki monografii jego poezji), Johna Ashbery’ego, Kennetha Kocha i Billa Berksona; wspomnienia przyjaciół (Larry’ego Riversa, Aleksa Katza, Mortona Feldmana); a także wywiad, który z O’Harą przeprowadził Edward Lucie-Smith.

W części drugiej - która następowała po prezentacji prac malarskich Willema de Kooninga, Fairfielda Portera i Larry’ego Riversa - królował Ashbery ze swoimi wierszami, których sens przybliżały trzy szkice krytyczne autorstwa Leslie Wolf i Davida Shapiro. Ten ostatni kilkakroć wspomina o tym, że Ashes (jak nazywany jest przez przyjaciół) odkrywał nowe sposoby pisania podczas lektury europejskich poetów i prozaików awangardowych.

To "odkrycie" stało się także udziałem pisarzy polskich za sprawą "nowojorczyków": najpierw augustiańskie wodze trzymał O’Hara, którego duch unosił się nad pierwszą połową lat 90., potem stery przejął Ashbery, który zwrócił uwagę polskich poetów i krytyków na coś, co zdaje się najbardziej oczywistym aspektem pisania, a jednak po wojnie było u nas raczej tłamszone - chodzi mianowicie o materialny, namacalny, zmysłowy charakter języka. W przywoływanym już komentarzu Sommer pisał, że "LnŚ" będzie wracać do Szkoły Nowojorskiej. I rzeczywiście: w 1994 roku (nr 3) ukazał się "czarny numer" z utworami Ashbery’ego, Elizabeth Bishop, Kocha, O’Hary, Schuylera, Harry’ego Mathewsa i Edmunda White’a; w roku 2006 (nr 7-8) otrzymaliśmy tom poświęcony wyłącznie Ashbery’emu; a rok później (nr 5-6) Jamesowi Schuylerowi.

Należy także wspomnieć o publikacjach książkowych: Frank O’Hara, "Twoja pojedynczość", wybrał, przeł. i posłowiem opatrzył P. Sommer, PIW, Warszawa 1987; John Ashbery, "No i wiesz", wybór B. Zadura, posłowie A. Sosnowski, przeł. P. Sommer, A. Sosnowski, B. Zadura, Fundacja "Literatura Światowa", Warszawa-Duszniki Zdrój 1993; P. Sommer, "Artykuły pochodzenia zagranicznego. Antologia poezji amerykańskiej", Marabut, Gdańsk 1996, której rozszerzona wersja ze zrewidowanymi przekładami ukazała się pt. "O krok od nich. Przekłady z poetów amerykańskich", Biuro Literackie, Wrocław 2006.

"Niebieski numer" występował także jako rekwizyt w kilku wierszach. Wspomnę tylko o jednym - "Podwójnym Gonzalezie" Darka Foksa (z tomu "Misterny tren", 1997) - a to ze względu na jego profetyczny charakter: drugim pismem pojawiającym się w kawałku Foksa jest "Tygodnik Powszechny".

James Schuyler (1923-1991) - urodził się w Chicago w stanie Illinois, ale dzieciństwo spędził w Waszyngtonie i miasteczku East Aurora niedaleko Buffalo. Nieustanne kłótnie z ojczymem i napięcia w szkole, której nie lubił, sprawiły, że dzieciństwo wspominał jako niekończące się pasmo udręk. Jedynym źródłem wytchnienia były dla niego wiersze Williama Carlosa Williamsa, Marianne Moore i Wallace’a Stevensa.

Po dwóch latach spędzonych w protestanckim Bethany College (gdzie studiował anglistykę) i niecałym roku w marynarce, Schuyler przeprowadził się do Nowego Jorku. Kluczowe dla jego kariery poetyckiej było spotkanie z W. H. Audenem, który wprowadził go w nowojorskie kręgi artystyczne. Ze swoim partnerem Billem Aalto spędził kilka miesięcy z W. H. Audenem i Chesterem Kallmanem na wyspie Ischia we Włoszech. Pomagał Audenowi w przepisywaniu manuskryptów jego wierszy, nabierając przekonania - jak wspominał po latach - że "jeżeli to jest poezja, to [on] z pewnością żadnej poezji nigdy nie napisze" (tłum. Andrzej Sosnowski). Właśnie dlatego początkowo zajął się prozą.

Jego trzy krótkie opowiadania ukazały się w 1951 roku w piśmie "Accent" obok wiersza Franka O’Hary pt. "Three-Penny Opera". Schuylerowi wiersz tak bardzo się spodobał, że niedługo później spotkał się z O’Harą, który swoim legendarnym entuzjazmem przekonał go, że pisanie poezji po Audenie ma sens. Pierwszy opublikowany wiersz Schuylera pt. "Salute" powstał, gdy pisarz przebywał w szpitalu, dochodząc do siebie po załamaniu nerwowym (jednym z wielu).

Relacja z O’Harą i Ashberym była bardzo silna (z tym pierwszym dzielił przez jakiś czas mieszkanie, z drugim napisał powieść "A Nest of Ninnies"). W latach 1951-61 pracował w Museum of Modern Art, które odgrywało bardzo ważną rolę w życiu nowojorskich poetów. Powracające później depresje uniemożliwiały mu podjęcie stałego zatrudnienia.

Na początku lat 60. - po kolejnym załamaniu - zamieszkał z rodziną malarza Fairfielda Portera, z którym łączyła go głęboka przyjaźń (Porter inspirował jego wiersze i ilustrował jego książki). Dzięki niemu Schuyler próbował stworzyć język poetycki, za pomocą którego możliwe byłoby zawiązanie węzła pomiędzy wierszem a zmysłowym światem. Nie chodziło jednak o realistyczny opis rzeczywistości, lecz o umieszczenie wiersza w zewnętrznej wobec niego przestrzeni (zazwyczaj miejskiej). Prócz debiutanckiego arkusza "Salute" (1960) opublikował następujące tomy wierszy: "Freely Espousing" (1969), "Crystal Lithium" (1972), "Hymn to Life" (1974), "The Home Book" (1977, wiersze i proza), nagrodzony Pulitzerem "The Morning of the Poem" (1981) oraz "A Few Days" (1985). Wydał także trzy książki prozatorskie: "Alfred and Guinevere" (1958), "A Nest of Ninnies" (1969, z Johnem Ashberym) oraz "What’s for Dinner?" (1978). W 1979 roku

przeprowadził się do Chelsea Hotel, gdzie mieszkał do śmierci.

Szkoła Nowojorska - po raz pierwszy frazą "Szkoła Nowojorska" posłużył się malarz Robert Motherwell, określając za jej pomocą grupę abstrakcyjnych ekspresjonistów (m.in.: Jacksona Pollocka, Willema de Kooninga, Jane Frank, Marka Rothko, Larry’ego Riversa).

Chciał w ten sposób złożyć żartobliwy hołd tym, którzy - jak uważał - wyprowadzili amerykańskie malarstwo z prowincjonalnej zapaści. Zależało mu także na odróżnieniu abstrakcyjnych ekspresjonistów od przedstawicieli francuskiego modernizmu (nazywanych szkołą francuską: m.in. Paul Cézanne, Pablo Picasso i Henri Matisse), którzy w pierwszej połowie XX wieku odgrywali znaczącą rolę w zachodniej sztuce. Malarze nowojorscy wprowadzili do procesu twórczego zasadniczą innowację - zrezygnowali z zaprogramowanego działania na rzecz spontanicznych gestów, których końcowy efekt był nieprzewidywalny.

Pod koniec lat 60. termin zaczął być stosowany także w odniesieniu do poetów, którzy od początku lat 50. mieszkali (z przerwami) i tworzyli w Nowym Jorku. Chodzi o Franka O’Harę, Johna Ashbery’ego, Kennetha Kocha, Jamesa Schuylera i Harry’ego Mathewsa (poetę i przede wszystkim prozaika, który został pierwszym amerykańskim członkiem eksperymentalnej grupy francuskiej OuLiPo - Warsztat Literatury Potencjalnej). Ashbery, wyjaśniając sens frazy "nowojorska szkoła poetów", pisał o programowym braku programu, podkreślając, że dla każdego z poetów określanych tym mianem znaczy ono coś innego.

Niektórzy się od niego odżegnują, a to z dwóch powodów: po pierwsze, termin został wymyślony przez malarza, a nie poetę, a na dodatek w słowniku literackim pojawił się z powodów czysto merkantylnych za sprawą Johna Bernarda Myersa (dyrektora Tibor de Nagy Gallery), który wydawał książki "nowojorczyków" i za pomocą chwytliwego hasła (które zrobiło oszałamiającą karierę w sztukach wizualnych) chciał wypromować swoich poetów.

Nie ma sensu streszczać dyskusji i sporów na temat inkryminowanego terminu, które były podejmowane przez kolejne pokolenia poetów i krytyków (m.in. Rona Padgetta i Davida Shapiro, którzy w 1970 roku zredagowali antologię "An Anthology of New York Poets", rozmyślnie porzucając słowo "szkoła"). Jak pisała Anne Waldman, parafrazując poetę Edwina Denby’ego: "Z czasem wszyscy o tym zapomnieli - o żarcie, od którego wszystko się zaczęło. No i Szkoła Nowojorska stała się zlepkiem poetów, poeci z miasta i z przedmieść zeszli się dzięki Frankowi O’Harze, a potem jeszcze z Zachodniego Wybrzeża, i byli ci malarze, a Frank tkwił w samym środku i łączył to wszystko w całość. Po jego śmierci grupa przestała mieć środek" (tłum. Jolanta Kozak). Ale fraza nie znikła - wciąż jest używana przez krytyków, historyków literatury i wiernych czytelników.

Współpraca - słynne zdanie O’Hary o wierszu, który powinien opuścić strony książki poetyckiej i wejść między ludzi, odnosi się nie tylko do samej poezji, ale także do sposobu jej pisania.

Poeci nowojorscy bardzo chętnie współpracowali ze sobą, z artystami i malarzami, zmieniając proces twórczy w wydarzenie towarzyskie, w którym intymna relacja między autorem a jego dziełem była wypierana przez intymną relację między artystami. Pisanie zmieniało się w ćwiczenie z nieprzewidywalności (końcowy efekt był uzależniony od inwencji kilku osób, od zmiennego rytmu odczuwania i myślenia, od zaskakujących zderzeń różnych środków wyrazu).

Ideę współpracy "nowojorczycy" przejęli od dadaistów i surrealistów, którzy stworzyli cały wachlarz rozmaitych narzędzi kooperacji. Ich encyklopedię można znaleźć w drugim numerze (1961) pisma "Locus solus" (założonego przez Johna Ashbery’ego i Harry’ego Mathewsa, a współredagowanego przez pozostałych trzech "nowojorczyków").

Oto lista wybranych przykładów współpracy między nowojorskimi artystami. W 1950 roku John Ashbery wystąpił w filmie "Mounting Tension" Rudy’ego Burckhardta. Dwa lata później Frank O’Hara napisał cykl wierszy dla Grace Hartigans, która użyła ich w swoich wierszo-obrazach "Oranges". W tym samym roku Koch i O’Hara napisali wspólny wiersz - sestynę. Niedługo później Ashbery i Schuyler rozpoczęli pracę nad powieścią "A Nest of Ninnies". W 1954 Arthur Gold i Robert Fizdale, występujący w duecie fortepianowym, skomponowali kawałki musicalowe do tekstów O’Hary i Schuylera. Między rokiem 1957 a 1960 O’Hara i Larry Rivers stworzyli serię litografii pt. "Stones".

W 1964 roku Joe Brainard narysował komiksy do tekstów Ashbery’ego, O’Hary, Kocha i Schuylera. Były jeszcze różne akcje teatralne. Słowem, miła zawierucha artystyczna z mnóstwem inspirujących pomysłów. Istotnym elementem współpracy między "nowojorczykami" była szczególna dbałość o charakter relacji, które się między nimi zawiązywały. We wspomnieniach o O’Harze przewijają się trzy słowa, które doskonale oddają charakter tej współracy. Przyjaciele mówili, że był ciekawy, czuły i czujny.

Grzegorz Jankowicz jest redaktorem działu kulturalnego "Tygodnika Powszechnego", wiceprezesem Fundacji Korporacja Ha!art, dla której redaguje serie "Linia krytyczna" i "Proza obca", juror Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej SILESIUS.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 8 (40/2010)