Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Centrolewicowy rząd premier Jacindy Ardern chce w 2027 r. rozpocząć proces stopniowej, ale całkowitej delegalizacji papierosów. Wtedy właśnie, o ile stosowna ustawa przejdzie przez parlament, wejdzie w życie dożywotni zakaz sprzedaży wyrobów tytoniowych 14-latkom i młodszym dzieciom. W efekcie w 2050 r. już tylko ludzie 42-letni i starsi będą mogli je kupować. Stopniowo będzie też zmniejszana liczba punktów sprzedaży papierosów – z 8 tys. do 500 – a one same mają zawierać coraz mniej nikotyny.
Nowozelandzka minister zdrowia Ayesha Verrall uważa, że nie ma innej drogi, jak uczynić sprzedaż papierosów młodym ludziom przestępstwem. Rządowi zależy, by dzięki surowemu prawu w ciągu kilku lat odsetek palących spadł z 13 proc. do 5 proc., a z czasem do zera. W ten sposób ma się odbywać walka z nałogiem, który w 5-milionowym kraju co roku zabija ok. 4,5 tys. ludzi.
Krytycy uważają, że ten szlachetny pomysł może przynieść też wiele negatywnych skutków. W przypadku ludzi już palących (wśród których przeważają ubodzy) zmniejszanie zawartości tytoniu nie sprawi, że rzucą oni nikotynę. Raczej wzrosną ich wydatki: będą kupować więcej, by odczuć ten sam efekt. Bardziej niepokojąca ma być wizja powstania czarnego rynku handlu papierosami o zawartości niekontrolowanej przez państwo i jeszcze droższymi niż obecnie. Działalność taka może przynosić ogromne dochody, więc na pewno zajmą się nią gangi.
Tak stało się w Królestwie Bhutanu. To pierwszy kraj na świecie, w którym obowiązuje prohibicja nikotynowa (od 2010 r.). Jednak w 2020 r. trzeba ją było czasowo zawiesić – król i rząd bali się, że indyjscy szmuglerzy sprowadzą do kraju covid i odblokowali produkcję.©℗