Non possumus...

Ustalenie, kiedy należy z „honorem lec”, a kiedy można dążyć do kompromisu, zależy od przekonań, także religijnych, od tradycji kulturowej konkretnego społeczeństwa.

26.11.2012

Czyta się kilka minut

 /
/

Wyraźnie zanika u nas zdolność rozróżnienia między tym, czego należy bronić do przysłowiowej ostatniej kropli krwi, a sprawami, w których możliwy jest kompromis. Bo przecież nie wszystko jest jak „morze nasze morze” (z piosenki pochodzącej z lat 30., autorstwa kpt. Adama Kowalskiego), które mamy albo „utrzymać”, albo na jego dnie „z honorem lec”.

Nie jest dobrze, jeśli człowiek w swoim życiu nie ma niczego takiego jak „morze”. Ale także nie jest dobrze, jeśli jest owładnięty poczuciem obowiązku obrony „do ostatniej kropli krwi” wszystkiego, także tego, co takiej ceny warte nie jest.

Przykład szlachetnej obrony najwyższych wartości dał Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński. Gdy w 1953 r. władze komunistyczne, zmierzając do całkowitego podporządkowania Kościoła państwu, ogłosiły dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych, napisał list do I Sekretarza KC PZPR Bolesława Bieruta (a zgromadzona w Krakowie 8 maja tegoż roku Konferencja Episkopatu go przyjęła), w którym znalazło się słynne „non possumus”: „A gdyby się zdarzyć miało – pisał Prymas – że czynniki zewnętrzne będą nam uniemożliwiały powoływanie na stanowiska duchowne ludzi właściwych i kompetentnych, jesteśmy zdecydowani nie obsadzać ich raczej wcale, niż oddawać religijne rządy dusz w ręce niegodne (...) Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!”. List zawierał też deklarację: „gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji kościelnej, albo osobista ofiara – wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu”. I rzeczywiście, 25 września ksiądz Prymas został aresztowany.

Te wydarzenia warto zachować w pamięci, Kościół, który w wielu sprawach godził się na daleko idące kompromisy z „czynnikami zewnętrznymi” (np. podpisując 14 kwietnia 1950 r. Porozumienie między państwem a Kościołem), kiedy stanął wobec żądania, które nie dopuszczało kompromisu, świadom możliwych konsekwencji powiedział „stop”, „non possumus”, nie możemy.


Zachować w pamięci – nie znaczy aplikować do wszystkich kontrowersyjnych sytuacji. Zdumiewa mnie np. duchowny autor, który z tamtego „non possumus” wyprowadza wniosek, że nie można podać ręki grzesznikowi.

Ustalenie, kiedy należy z „honorem lec”, a kiedy można dążyć do kompromisu, zależy od przekonań, także religijnych, od tradycji kulturowej konkretnego społeczeństwa. Także od sytuacji. Czym innym była obrona krzyży zdejmowanych w ramach programowej ateizacji w PRL-u, czym innym obrona krzyży ustawianych w 1998 r. na oświęcimskim żwirowisku.


I jeszcze jedno. Często tzw. „prawdziwi katolicy” się irytują, że nie potrafimy reagować na brak poszanowania dla naszych świętości, tak jak Żydzi czy wyznawcy islamu. Owa irytacja nie jest niczym nowym. Już najbliżsi uczniowie Nauczyciela z Nazaretu nie mogli pojąć, czemu Mistrz nie chce sprawić, by piorun spalił niegościnne miasta (Łk 9,54). Wobec przemocy wobec Mistrza chwycili za miecz, jak się okazało niepotrzebnie, bo zadane przez nich rany On natychmiast uzdrowił, a ich upomniał. On był właśnie taki, z człowiekiem, który Go obraził i spoliczkował – spokojnie rozmawiał. Ta osobliwa postawa miała wyróżniać Jego uczniów, jak wyróżniała Jego. Wyróżniała, gorszył i oburzał dobrze myślących. Brali Go za naiwnego. Widząc np., jak życzliwie się odnosi do kobiety, która namaściła Mu stopy, mówili: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”. (Łk 7, 39). A On tymczasem doskonale wiedział i powiedział, że jej grzechy są odpuszczone.

Wprawdzie uczniowie w końcu to zrozumieli i jak Paweł z Tarsu uznali zasadę: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21), ale niestety, nie zawsze w historii kierowali się nią konsekwentnie.

Nie mieć w życiu niczego, za co by się było gotowym „z honorem lec”, to niebezpieczny nihilizm. Agresywna obrona wszystkiego, co składa się na własną wrażliwość, nawyki kulturowe i kultowe, to droga do ponurego fanatyzmu.

Mądrość polega na tym, że się wie, gdzie ustawić barierę „non possumus”. Nie należy w tym się kierować ani poprawnością polityczną, ani odruchami. Zwłaszcza wtedy, gdy tę granicę wytycza się nie dla siebie, lecz dla innych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2012