Strategia Wyszyńskiego

Uwolnienie prymasa Stefan Wyszyńskiego stało się jednym z symboli polskiego Października i dało nadzieję na normalizację relacji państwo-Kościół. W PRL nigdy jednak do tego nie doszło: po 1956 r. władze zerwały wprawdzie z terrorystyczną polityką wyznaniową, a Kościół uwolnił się od groźby "upaństwowienia. Jednak gdy władza okrzepła po okresie "odwilży, ekipa Gomułki znów stała się antykościelna.

26.10.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Początkowo nic nie zapowiadało zmian w polityce wobec religii. Ani na VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR (19-21 października 1956 r.), ani na wielotysięcznym wiecu w Warszawie (24 października) nie padła ze strony nowego pierwszego sekretarza partii Władysława Gomułki żadna deklaracja dotycząca Kościoła. Od problemu nie dało się jednak uciec, a względna liberalizacja stosunków z Kościołem stała się wkrótce dla nowych władz partyjno-państwowych pilną koniecznością.

Gorące dni 1956

Niemałą rolę odegrała tu presja społeczeństwa. Jej najbardziej jaskrawymi przykładami było czerwcowe Powstanie Poznańskie: demonstranci nie tylko śpiewali pieśni religijne, ale sformułowali postulaty dotyczące spraw Kościoła. Później nastąpił sierpień 1956 r. i Śluby Narodu na Jasnej Górze (zob. "TP" nr 35/06). Stały się one manifestacją religijności i przywiązania do Episkopatu. Także w okresie Października, podczas licznych demonstracji ulicznych i wieców, domagano się głośno zmiany polityki wyznaniowej - a przede wszystkim uwolnienia prymasa Wyszyńskiego z internowania i przywrócenia nauki religii w szkołach.

Władze odnotowywały to wszystko; z czasem stało się dla nich jasne, że to także od spełnienia postulatów dotyczących Kościoła zależy uspokojenie atmosfery w kraju. Bo groziła ona destabilizacją systemu i mogła doprowadzić do zbrojnej interwencji ZSRR.

Być może najsilniejszy i ostateczny impuls do zmiany kursu wobec Kościoła przyszedł z zewnątrz: z Węgier, gdzie 23 października protest społeczny przerodził się w antykomunistyczne powstanie. Podobny scenariusz mógł się stać udziałem Polski. Obawa przed tym kazała Gomułce i jego ekipie podejmować decyzje, które - choć nie mieściły się w ich ideologii - dawały nadzieję na obniżenie napięcia społecznego bez użycia siły.

W ten sposób w gorących dniach Października 1956 r. odżyła także sprawa stosunku państwa do Kościoła, która aż dotąd pozostawała na marginesie głównego dyskursu politycznego, toczonego przez partyjny establishment. Ekipie Gomułki nie chodziło wcale o zrewidowanie w tej mierze dogmatów komunistycznej ideologii, lecz o instrumentalne wykorzystanie problemu polityki wyznaniowej jako swoistego "stabilizatora" nastrojów społecznych.

Spotkanie w Komańczy

Sprawą najważniejszą dla stosunków państwa z Kościołem było wówczas uwięzienie (od września 1953 r.) prymasa Stefana Wyszyńskiego. Jego uwolnienie mogło odegrać pierwszorzędną rolę dla uspokojenia atmosfery w kraju; zarazem mogło się przyczynić do wzmocnienia Gomułki i ugruntowania jego autorytetu jako polityka symbolizującego "nowe" i "reformatorskie" prądy w państwie. Gest ten miałby też poważne znaczenie propagandowe w perspektywie planowanych na styczeń 1957 r. wyborów do Sejmu.

Przełom nastąpił 24 października, kiedy Gomułka postanowił wysłać do Komańczy - tam, w bezludnych wówczas Bieszczadach, przebywał Wyszyński - swych bliskich współpracowników: posła Władysława Bieńkowskiego i wiceministra sprawiedliwości Zenona Kliszkę. Mieli przeprowadzić z Wyszyńskim rozmowy i wysondować jego nastawienie do nowej ekipy.

Wysłannicy przyjechali do zabudowań klasztoru nazaretanek w Komańczy rankiem 26 października. Podczas dwugodzinnego spotkania przedstawili prymasowi stanowisko Gomułki, który - jak referowali - opowiada się za jak najszybszym powrotem hierarchy do Warszawy. Podczas rozmowy omówiono też sytuację w kraju i sytuację międzynarodową (Węgry!); uznano, że te wszystkie okoliczności wymagają szybkich działań zmierzających do uspokojenia atmosfery w Polsce. W sprawie kluczowej Wyszyński miał odpowiedzieć: "Jestem tego zdania od trzech lat, że miejsce Prymasa Polski jest w Warszawie".

Celem misji Bieńkowskiego i Kliszki było też wysondowanie opinii Prymasa o zmianach, które zachodziły wówczas w Polsce. Wyszyński miał ustosunkować się do nich pozytywnie, uznając za miarodajne (oczywiście w ramach wyznaczonych przez różnice światopoglądowe) wypowiedzi Gomułki na VIII Plenum KC i na wiecu w Warszawie. To chyba przesądziło o jego uwolnieniu: stanowisko Wyszyńskiego dawało gwarancję, że - już na wolności - będzie samą swoją obecnością na wolności niejako legitymizować dokonujące się w kraju zmiany, a tym samym wpływać uspokajająco na nastroje. Trzeba pamiętać, że w tym samym czasie trwały na Węgrzech regularne walki z Armią Radziecką i lojalnymi wobec Moskwy siłami wewnętrznymi.

Wiemy dziś, że Prymas był dobrze przygotowany do spotkania z delegatami Gomułki. Dzięki wcześniejszemu zliberalizowaniu warunków jego pobytu w Komańczy uzyskał możliwość kontaktów z wyższym duchowieństwem, krewnymi i znajomymi; miał też dostęp do rządowego radia i prasy - znał z grubsza sytuację i zapewne zdawał sobie sprawę, jak istotną rolę ma do odegrania. Mógł przemyśleć swą polityczną strategię.

Prymas wybiera

Paradoks ówczesnej sytuacji polegał na tym, że mimo internowania (decyzja o uwolnieniu hierarchy formalnie jeszcze nie zapadła) Prymas miał w rękach poważne atuty. Od niego w niemałym stopniu zależał rozwój dalszych wypadków - albo w kierunku korzystnym dla ekipy Gomułki, albo nie. Z drugiej strony, Wyszyński stanął przed dylematem: z jego uwolnieniem wiązało się bowiem uczynienie, chcąc nie chcąc, pewnego gestu wobec komunistycznego państwa, co z punktu widzenia władz miało walor propagandowy.

Prymas Wyszyński, świadomy powagi sytuacji, wybrał "mniejsze zło", umiejętnie przy tym rozgrywając kartę polityczną. Kierowany wyższymi racjami, w tym przede wszystkim troską o obronę "substancji narodu", sui generis poparł Gomułkę. Stanowisko to dobrze oddaje dialog hierarchy z nazaretankami z 25 października. Zapytany, czy nie grozi mu nic złego, Wyszyński miał powiedzieć: "Przyjechali prosić, bym zechciał wrócić do Warszawy. Sytuacja bowiem jest groźna. Tylko powrót może tę sytuację uratować". Zapytany dalej, czy pojedzie, odparł: "Moim obowiązkiem jest wracać". Kardynał starał się zarazem uzyskać jak najwięcej dla wzmocnienia pozycji Kościoła w kraju.

Było znaczące, że postawił delegatom władz warunki, od spełnienia których uzależniał możliwość normalizacji stosunków państwo-Kościół. Dotyczyły one zniesienia dekretu z 9 lutego 1953 r. o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych (rozmówcy poinformowali Prymasa, że Gomułka ocenia ten dekret negatywnie), wznowienia prac Komisji Wspólnej Episkopatu i Rządu, powrotu usuniętych z diecezji biskupów (Stanisława Adamskiego z jego sufraganami, Czesława Kaczmarka i biskupów sufraganów gnieźnieńskich) na ich poprzednie stanowiska, usunięcia z Katowic i Wrocławia narzuconych przez reżim ordynariuszy Jana Piskorza i Kazimierza Lagosza, przywrócenia niezależnej prasy katolickiej. Żądania zostały w większości zaakceptowane przez delegatów z Warszawy; zastrzeżenia zgłosili odnośnie biskupa Adamskiego (budzącego wśród wspomnianych hierarchów "najpoważniejsze zastrzeżenia" władz) i sprawy konkordatu, której poruszanie delegaci partyjni uznali za przedwczesne.

Gest taktyczno-symboliczny

Po spotkaniu Bieńkowski i Kliszko pojechali do wsi Komańcza, aby telefonicznie poinformować Gomułkę o wyniku rozmów. Po obiedzie z Prymasem wrócili do Warszawy. Jeszcze tego samego dnia, 26 października, członkowie Biura Politycznego wysłuchali relacji Bieńkowskiego i Kliszki. Informacja o pozytywnym stosunku Wyszyńskiego do zmian w Polsce zmierzających do "zerwania z błędami przeszłości" była dla tego gremium najważniejszym argumentem przemawiającym za zwolnieniem Prymasa. Przyjęto uchwałę akceptującą jego powrót na "poprzednie stanowisko"; postanowiono też reaktywować Komisję Wspólną.

Dzień później Kliszko znowu pojechał w Bieszczady i osobiście poinformował Prymasa o podjętych w stolicy decyzjach. 28 października kardynał Stefan Wyszyński (kardynałem był od 1953 r.) wrócił do Warszawy, obejmując na nowo rządy prymasowskie. Władzom zależało na czasie na tyle, że bezpośrednio po wyjeździe z klasztoru przekonano go, aby odłożył na później wizytę na Jasnej Górze (doszło do niej 2 listopada).

Uwolnienie Prymasa posłużyło ekipie Gomułki jako "narzędzie": gest, wymuszony napiętą sytuacją, był ustępstwem taktycznym, które dawało gwarancję rozładowania napięcia, stabilizacji nastrojów, odsunięcia groźby interwencji zewnętrznej i utrzymania sterowności rządów. Symbolicznego znaczenia nabiera fakt, że w skład Biura Politycznego, które wydało decyzję o uwolnieniu Wyszyńskiego, wchodzili ci sami politycy (Józef Cyrankiewicz, Edward Ochab, Roman Zambrowski i Aleksander Zawadzki), którzy 23 września 1953 r. wydawali decyzję o jego aresztowaniu.

Uwolnienie Prymasa stwarzało pozory zmian w polityce, zresztą nie tylko wyznaniowej. Dzięki temu manewrowi zmanipulowano zarazem rzeczywistość, zrzucając ciężar odpowiedzialności za terror lat 1944--56 (określanych eufemistycznie przez propagandę jako "okres błędów i wypaczeń") na poprzednią ekipę. W istocie system nie uległ głębokiej zmianie; zrewidowano jedynie niektóre - najbardziej drastyczne - metody; dla pozoru usunięto też z eksponowanych stanowisk administracyjnych kilku "kozłów ofiarnych", zwłaszcza z aparatu bezpieczeństwa najmocniej kojarzonego z systemem terroru.

Uwolnienie Wyszyńskiego wpisywało się w ramy tzw. polityki symboli (charakterystycznej zresztą dla całego okresu rządów komunistycznych), w której ekipa Gomułki starała się zdobyć od Kościoła legitymizację dla swej działalności. Warunkiem sine qua non dla ówczesnych władz, niejako symbolicznie znamionującym "nowy etap" ich polityki i dającym ważną gwarancję dalszego bezkolizyjnego działania (przynajmniej do czasu wzmocnienia na nowo struktur aparatu), było właśnie uwolnienie hierarchy, z którego osobą wiązały się silne konotacje symboliczne: nie tylko jako ofiary represji stalinowskich i prześladowanego Kościoła, lecz także charyzmatycznego duchownego i uosobienia oporu.

Pozory i realia

W tym kontekście przemiany Października oznaczały nie tylko usuwanie osób niewygodnych dla Gomułki i jego ekipy, lecz także kontrolowane pojawienie się na scenie politycznej symboli-ofiar "starego porządku". Zresztą taką samą rolę spełniał wówczas sam Gomułka.

Uwalniając Prymasa, stwarzano pozory nie tylko liberalizacji polityki wyznaniowej, lecz także - szerzej - wskazywano na rzekomo nowy kurs polityczny odżegnujący się od minionych lat. W ten sposób udało się pokojowo ograniczyć narastający jesienią 1956 r. protest społeczny i utrzymać sytuację poniżej progu grożącego destabilizacją systemu. Uwolnienie Prymasa, jego powrót do Warszawy i objęcie "na nowo" funkcji były umiejętnie animowanymi i wykorzystanymi przez państwo wydarzeniami, które urosły do rangi symboli, znamionujących odcięcie się władz od okresu "błędów i wypaczeń". W ten sposób przekonywano społeczeństwo o dobrej woli "Wiesława", który odrzucając bagaż przeszłości, rozpoczynał swój "rok pierwszy" (swe urzędowanie Gomułka zakończy w 1970 r. masakrą na Wybrzeżu).

Inna sprawa, że gdyby Prymas wyraził swoje désintéressement wobec przemian Października, najpewniej nadal pozostawałby w izolacji, co z politycznego punktu widzenia byłoby równie szkodliwe tak dla komunistycznego państwa, Kościoła, jak i dla społeczeństwa. Kompromis był potrzebny obu stronom, obu chodziło też o niedopuszczenie do rozlewu krwi. Różnice tkwiły w szczegółach: ekipie Gomułki pozwalało to w utrzymaniu władzy przez niedopuszczenie do eskalacji konfliktu, Wyszyńskim kierowała troska o naród, a także ochrona Kościoła przed dalszą restrykcyjną polityką państwa.

Dziejową zasługą kardynała było to, że nie odrzucił propozycji Gomułki i zgodził się na powrót do stolicy, nie stawiając przy tym niemożliwych do spełnienia warunków i nie radykalizując już po powrocie nastrojów.

Czas pokazał, że uwolnienie Prymasa było brzemienne w skutki także dla Kościoła, który z czasem i głównie dzięki jego charyzmatowi wzmocnił własne struktury na tyle, że władzom już nigdy później nie udało się - choć próbowały - zagrozić jego autonomiczności w takim stopniu, jak w latach 1944-56. Kościół polski nie podzielił losu Kościoła w Czechosłowacji, który został przez komunistów "upaństwowiony" i zarazem podzielony na Kościół "oficjalny" i "podziemny".

Czego nie wiemy

Jak dotąd nie poznano wszystkich okoliczności związanych z decyzją o uwolnieniu kardynała. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie o inspirującą w tym rolę Moskwy. Trudno sobie wyobrazić, aby Warszawa co najmniej nie konsultowała z sowieckim kierownictwem partyjnym kwestii powrotu Prymasa z aresztu. Otwarte jest też pytanie, czy decyzja o powrocie hierarchy do Warszawy wpisywała się jakoś w szerszy kontekst polityki ZSRR wobec Stolicy Apostolskiej zmierzającej wówczas do ustalenia jakiejś formy wzajemnego modus vivendi.

Warto wreszcie postawić pytanie, dlaczego - mimo że "odwilż" postępowała w Polsce co najmniej od końca 1954 r. - władze nie zdecydowały się na wcześniejsze uwolnienie Prymasa? Może obawiano się, że w warunkach postępującego kryzysu aparatu władzy decyzja ta przyspieszy procesy odśrodkowe? Może obawiano się także porażki prestiżowej? Uwolnienie popularnego kardynała oznaczałoby przecież przyznanie się do winy za jego bezprawne uwięzienie i znamionowałoby fiasko polityki państwa wobec Kościoła.

Inna rzecz, że co najmniej od drugiej połowy 1956 r. władze nie miały właściwie żadnych konkretnych, a co ważniejsze dających szansę powodzenia planów wobec Kościoła. Nadzieje na złamanie Prymasa, jeszcze żywe z końcem 1955 r., ostatecznie zawiodły, a "odwilż" doprowadziła do kryzysu aparatu, w tym pionu wyznaniowego resortu bezpieczeństwa i sparaliżowała możliwości swobodnej polityki wobec Kościoła.

Wreszcie, w 1956 r. nie dało się już zatrzymać oddolnej aktywizacji duchowieństwa i wiernych bez jakichś drastycznych represji. Państwu nie pozostawało nic innego, jak utrzymać obowiązujące status quo w relacjach z Kościołem i oczekiwać na zmianę politycznej koniunktury, która pozwoliłaby na wyjście z twarzą z impasu.

Zmiana na szczytach władzy w Październiku 1956 r. stwarzała taką właśnie możliwość.

BARTŁOMIEJ NOSZCZAK (ur. 1976) jest historykiem specjalizującym się w najnowszej historii Polski. Laureat nagrody im. Aleksandra Gieysztora, pracownik naukowy Biura Edukacji Publicznej IPN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (44/2006)