Nieznany pępek świata

Gdy cena ropy rośnie, oczy Zachodu kierują się dziś na Zatokę Perską w trosce o jej gospodarczą stabilność. A za 20 lat, gdy Zatoka będzie dostarczać na globalne rynki 75 proc. ropy? Większość ludzi Zachodu ma o Zatoce wyobrażenie mgliste. A dzieje się tam wiele rzeczy, nie tylko związanych z ropą.

23.01.2005

Czyta się kilka minut

Bogactwo naturalne może być błogosławieństwem i przekleństwem. Tak jest w przypadku krajów Zatoki. Analityk Saudi American Bank pisze: “Przy obecnych wysokich cenach ropy wszyscy w Królestwie [Saudyjskim] powinni być zadowoleni. Jednak zbyt wysokie dochody państwa znów zablokują reformy. Mamy gigantyczny dług wewnętrzny i rosnące, choć wciąż niskie bezrobocie, a także zawieszoną w próżni zmianę prawa handlowego i prawa bankowego. Wysokie ceny ropy mogą znów na kilka lat odłożyć plany reform. Z kolei przy niskich cenach ropy na reformy może być za późno".

Arabia Saudyjska to największy kraj Zatoki, a Saudyjczycy mają największy problem nie tylko z fundamentalizmem, ale też z uzależnieniem od ropy. Uniezależnić udało się natomiast kilku mniejszym krajom. Jednak to dopiero początek reform.

Nie tylko Arabowie

Społeczeństwa Zatoki są młode: 30 proc. ma mniej niż 14 lat, a ledwie 2-3 proc. przekroczyło 65 rok życia. Tym większym kłopotem jest bezrobocie: w Arabii Saudyjskiej wynosi 20 proc. i nie jest to wiele, skoro w ocenie Banku Światowego średnia dla wszystkich państw arabskich to aż 53 proc.

W niektórych krajach Zatoki kobiety prawie nie pracują. Sprzyja temu kultura i prawo, ograniczające ich zatrudnianie obok mężczyzn (są wyjątki, np. szpitale). W Arabii tylko 5,5 proc. z 4,7 miliona Saudyjek pracuje. Statystyczna kobieta w Zatoce posiada tylko 20-35 proc. tego majątku, co mężczyzna. Wśród stu najbogatszych Arabów jest jedna pani. W niektórych krajach kobieta nie może prowadzić samochodu; są specjalne oddziały bankowe dla kobiet i biura obsługi przy firmach.

Kobiety w krajach Zatoki brały do niedawna niewielki udział w polityce, teraz to się powoli zmienia. Jednak w Kuwejcie i Arabii wciąż nie mają czynnego i biernego prawa wyborczego. Wśród kobiet większy jest też analfabetyzm, choć to również problem mężczyzn. Pod względem umiejętności czytania i pisania najlepiej wygląda Bahrajn, gdzie tylko 10 proc. to analfabeci, a najgorzej Oman, Arabia i Emiraty (25 proc.). Niski jest dostęp do internetu: największy w Kuwejcie (25 proc.), najmniejszy w Omanie (5 proc.). Tak samo poziom szkół wyższych: wiele dyplomów jest porównywalnych z europejskimi, ale więcej takich, które niewiele dają. Stąd szacunkiem cieszą się dyplomy zachodnie (zdobywane przez dzieci bogatych).

Problem bezrobocia wiąże się z innym: rosnącą liczbą obcokrajowców. Do niedawna nikt nie miał nic przeciw ich obecności, ale teraz kraje Zatoki wprowadzają “limity narodowe", określając procentowo, ilu obcokrajowców może pracować w jednej firmie (osoby pochodzenia zagranicznego dzielą się na wysoko wykwalifikowanych specjalistów z Zachodu i tanią siłę roboczą z Azji). A liczba obcokrajowców często dorównuje liczbie rodowitych mieszkańców: w Bahrajnie 40 proc. to cudzoziemcy, w Kuwejcie 55 proc., w Katarze 60 proc. (połowa to Pakistańczycy i Hindusi). W Emiratach aż 80 proc. mieszkańców nie ma obywatelstwa tego kraju. Można się zastanawiać, czy to wciąż kraje arabskie...

Niegroźni i groźni

W przeciwieństwie do reszty świata arabskiego, kraje Zatoki - a przynajmniej rządy - nastawione są prozachodnio. Arabia jest jednym z największych eksporterów ropy do USA, a dynastia Saudów ma powiązania z amerykańskimi elitami. W Katarze znajduje się wielka baza USA, a Bahrajn w zamian za przychylną postawę został włączony do strefy wolnego handlu ze Stanami. Państwa te prowadzą mniej lub bardziej otwartą politykę gospodarczą i powoli dopuszczają obcy kapitał i firmy zagraniczne. Głównie postępy zrobiły tu właśnie Katar, Bahrajn i Emiraty, mniej Oman, Arabia i Kuwejt.

Największą rolę odgrywa Arabia Saudyjska: tu leżą święte miejsca islamu Mekka i Medyna; ten kraj ma również najwięcej ludności, największy obszar i najwięcej ropy. A także największy problem z fundamentalizmem. Dynastia Saudów straciła wizerunek ekstrawaganckiej, bogatej, ale nikomu nie przeszkadzającej rodziny panującej. Póki ropa płynęła szerokim strumieniem, a Saudyjczycy popierali rządy zachodnie, nikt nie zwracał uwagi na sytuację w kraju. Jednak po 11 września, gdy okazało się, że większość terrorystów była pochodzenia saudyjskiego, Zachód przygląda się temu, co dzieje się w tym państwie - bogatym i nowoczesnym pod względem technologicznym, ale nie kulturowym.

Tymczasem, wbrew stereotypom o mieszkańcach Zatoki, bogactwo nie jest powszechne. Dokładniej: koncentruje się w rękach nielicznych. Z drugiej strony jest wielu biednych. Problem to brak środka: klasy średniej. W Zatoce można być albo ubogim, albo bogatym. To wywołuje tarcia społeczne, bo przy tym bogactwo nie zależy od zdolności i pracy, ale pochodzenia.

Mieszkańcy Zatoki, zwłaszcza Arabii, są religijni. Zarazem wielu ma możliwość zetknięcia się z Zachodem podczas wyjazdów służbowych, studiów czy wakacji - w przeciwieństwie do Syryjczyka czy Palestyńczyka, których nie stać na pobyt na Zachodzie. Można sobie wyobrazić, co przeżywa człowiek po paru latach pobytu w Europie wracając do społeczności, w której normy obyczajowe są ostrzejsze od tych na Zachodzie. Zwłaszcza młodzi przyjmują często postawy skrajne: albo zachłystują się wolnością, albo negują cywilizację zachodnią.

Zatoka jest więc rejonem potencjalnie niebezpiecznym nie ze względu na znaczną liczbę fundamentalistów czy muzułmanów agresywnie broniących swych przekonań, ale ze względu na specyfikę ludzi. O ile zamknięte społeczności żyjące w krajach arabskich są (z punktu widzenia Europy czy USA) niegroźne, o tyle niebezpieczni są ludzie, którzy znają zachodnią kulturę i zdobycze materialne (internet, komórki, poruszanie się), a równocześnie negują kulturę duchową i styl życia Zachodu. Mogą oni dysponować gotówką, a typ rodziny arabskiej (wielu krewnych) umożliwia swobodne podróże po świecie. I oni stanowią największe zagrożenie, bo wśród nich rekrutują zwolenników grupy terrorystyczne.

Bahrajn i Emiraty

Część władców znad Zatoki zdała sobie sprawę, że ropa nie jest lekiem na wszystko, a bez reform ich kraje czeka kryzys. Próby reform, kontrolowanych i odgórnych, najczęściej podejmują dziś władze, a blokują ciała doradcze i stronnictwa konserwatywne. Okazuje się, że to panujący najlepiej widzą zagrożenia dla stabilności swych państw - i starają się je reformować, by nie stracić władzy.

Przykładem udanych i odgórnych reform jest Bahrajn.

W 2000 r. po raz pierwszy nie-muzułmanin został tu członkiem Rady Doradczej (utworzonej w 1992 r. i składającej się z 40 osób instytucji, która monitoruje działania rządu; jeden z nowych członków jest Żydem, a wśród 4 kobiet, które weszły do Rady, jedna to chrześcijanka). W 2004 r. zakończył się wstępny proces przekształcania Bahrajnu z monarchii w monarchię konstytucyjną, ze słabym, ale istniejącym trójpodziałem władzy i powoli zyskującymi na znaczeniu sądami i instytucjami rządowymi. Jednak wciąż to król nominuje premiera i skład rządu, jest też szefem armii i dyplomacji. Za to o dużej niezależności sądów świadczy, że w 2002 r. pewien dziennikarz wygrał proces z ministrem informacji, gdy ten usunął go z gazety za wyrażane w artykułach poglądy. Sąd nakazał przywrócić go do pracy i cofnął zakaz.

Jeszcze lepiej wygląda Bahrajn pod względem reform ekonomicznych. Strefa wolnego handlu z USA, otwarcie rynku telekomunikacyjnego i zniesienie większości ograniczeń w przepływie kapitału stawia go na wysokiej pozycji wśród otwartych gospodarek świata.

Zwiększona została też rola kobiet. Aż 76 proc. z 18 tys. studiujących na Uniwersytecie Bahrajnu to panie. W 2001 r. na 680 obronionych prac doktorskich, 180 napisały kobiety. Jednak mimo tego, że kobiety zostały zrównane w prawach wyborczych z mężczyznami (w konstytucji z 2001 r.), konserwatywna obyczajowość ogranicza ich rolę. Nie ma kobiet wśród członków rad miejskich i parlamentu. Nagminna jest dyskryminacja wobec pracownic z Filipin, Sri Lanki, Tajlandii (pracują po 12-16 godzin dziennie za minimalną pensję). Podobnie część reform konstytucyjnych wymaga dopiero wdrożenia.

Kolejnym spektakularnym przykładem reform, ale jakże innym od Bahrajnu, są Zjednoczone Emiraty Arabskie. Siedem Emiratów, gdy łączyło się w federację w 1971 r. (Ras al-Chajma, ostatni Emirat, przyłączył się 1972 r.) było państwem słabym pod względem ekonomii, infrastruktury i edukacji, ale z olbrzymimi zasobami ropy. W przeciwieństwie do innych państw Zatoki, szejk Zijad - zmarły niedawno wieloletni prezydent - miał strategię inwestowania pieniędzy w kraju, a nie lokowania za granicą. Strefy wolnocłowe, ułatwienia dla inwestorów, rozbudowa infrastruktury, inwestycje w sektorze turystycznym i przemyśle - wszystko to zrobiło z Emiratów nowoczesny kraj, atrakcję turystyczną dla Arabów i centrum operacyjne firm zachodnich, prowadzących interesy w Zatoce.

Za przemianami ekonomicznymi nie idą jednak polityczne. ZEA nie mają wolnych wyborów, władza spoczywa w rękach dynastii panujących w poszczególnych emiratach (ich przywódcy wybierają spośród siebie prezydenta, który wyznacza premiera i rząd). W ZEA jest teoretycznie wolność słowa, jednak dotyczy wolności wypowiadania się o wszystkim, co nie dotyczy rządu i rządów zaprzyjaźnionych państw. Dziennikarze stosują autocenzurę, podobnie zachowują się nauczyciele akademiccy. W 2002 r. sześciu z nich zostało zawieszonych ze względu na antyrządowe poglądy. Trzeba jednak przyznać, że rząd zwalcza korupcję i karze winnych, niezależnie od ich pozycji. Zdecydowanie też likwiduje organizacje skrajne.

ZEA są więc przykładem skutecznych reform ekonomicznych, za którymi nie idą reformy polityczne i demokratyzacja życia społecznego.

Dylemat westernizacji

Część krajów Zatoki uległa westernizacji, tracąc sporo z niepowtarzalnej kultury i “arabskiego ducha". Zwłaszcza architektura miejska (szkło i stal) sprawia, że gdyby nie ubiór mieszkańców, turysta nie miałby poczucia przebywania w kraju arabskim. Nie ma restauracyjek i sklepików, w których można targować się przy filiżance herbaty. Jeszcze tylko w Omanie można czuć się prawdziwie “po arabsku".

Westernizacja - to także problem relacji między społeczeństwem a religią oraz między troską o zachowanie tożsamości kulturowej a problemem terroryzmu. Jeśli władze nie znajdą “złotego środka" między zwykłą religijnością a fanatyzmem, nie będzie spokoju w regionie. Rozwiązaniem nie jest świeckość. Wielu religijnych Arabów przyjeżdżających do Arabii Saudyjskiej potrafi powiedzieć, że dopiero tu może spokojnie czuć się muzułmaninem i ma poczucie bycia u siebie. Nie musi patrzeć na rozebrane turystki czy na jedzących w ciągu dnia w Ramadanie.

Otwarcie na Zachód i konieczność dostosowania do rzeczywistości zmieni kiedyś i to. Jednak czy uda się władzy pokierować reformami tak, by iść z duchem czasu, a jednocześnie nie zostać odrzuconym przez własnych mieszkańców? Jeśli nie, Zachód może stracić dostęp do największych zasobów ropy na świecie. Skutki? Tych nie da się przewidzieć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2005