Nieznane twarze Andrzeja Dudy

Andrzej Duda próbuje wejść w buty Lecha Kaczyńskiego. Pomoc Ukrainie stała się jego życiową misją, sposobem na znalezienie miejsca w historii, a może i dalszą karierę – już międzynarodową.

20.05.2023

Czyta się kilka minut

Prezydent Andrzej Duda przed wręczeniem nominacji ministerialnych. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Warszawa, październik 2022 r. / PIOTR MOLECKI
Prezydent Andrzej Duda przed wręczeniem nominacji ministerialnych. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Warszawa, październik 2022 r. / PIOTR MOLECKI

Czy prezydent jest samotny?– Oprócz „Kolargola” na co dzień nie ma w Pałacu Prezydenckim żadnych przyjaciół, a ministrowie zbyt często się zmieniają – opowiada „Tygodnikowi” jeden z jego współpracowników. „Kolargolem” jest Wojciech Kolarski, kolega ze szkoły i harcerstwa, potem szef biura Dudy, gdy ten był europosłem, a dziś minister w Kancelarii Prezydenta. To jego najwierniejszy człowiek, choć wcale nie polityk.

Gdy razem z Dudą byli młokosami, do przyszłej głowy państwa przylgnęła ksywka „Duduś”, a jedna z nauczycielek wspominała, że był „grzeczniutki aż do zemdlenia”. Przez niemal całą pierwszą kadencję żyrował rządy PiS. Dziś często jest w kontrze do partii, a z Jarosławem Kaczyńskim widzi się tylko na oficjałkach.

Aleksander Kwaśniewski mówi „Tygodnikowi”: – Andrzej Duda to jest już inny prezydent niż na początku, choć mało inny. I dodaje: – Postawa Dudy wobec Ukrainy jest bardzo ważną, jasną stroną jego prezydentury. W dużej mierze będzie to rzutować na ocenę całych dziesięciu lat.

Niegodny w oczach prezesa

8 kwietnia 2010 r., lot z Wilna. Lech Kaczyński miał powiedzieć do Dudy i Pawła Wypycha: „Ja już mam swoje lata i moje pokolenie będzie powoli odchodzić, ale wtedy na was spocznie ciężar prowadzenia nadal polskich spraw”. Scena jak z filmu. Duda przytoczył ją, gdy stawał do walki o prezydenturę.

Osoba z Pałacu mówi jednak „Tygodnikowi”: – Duda nie porównuje się do Lecha Kaczyńskiego. Był jego uczniem, ale sam jest już człowiekiem z innej epoki. Najważniejsze jest dla niego bezpieczeństwo Polski, a niepodległość Ukrainy jest tu bardzo ważną składową.

Gdy emocji tuż po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie było więcej, ludzie prezydenta mówili co innego: Duda miał być przekonany, że ma do odegrania wielką rolę. Podobną jak Kaczyński w 2008 r. w Gruzji, tyle że większą, bo Ukraińcy będą potrzebować wsparcia przez długie lata. Do tego konieczny był jednak sojusz z prezydentem USA Joem Bidenem, z którego w Pałacu szydzono przezywając go, podobnie jak z racji jego wieku robi się to w Stanach, „Sleepy Joe”. Wojna zmieniła tę sytuację, a Duda zasiadł z nim przy stole. – Biden nie pęka. Obserwował wszystkie konflikty zbrojne po II wojnie światowej i ma bardzo trudny, dramatyczny życiorys. Nie mogło być lepszego prezydenta w tym momencie – mówi człowiek Dudy.

Inny dodaje: – Duda odnajduje się, gdy coś się dzieje na forum międzynarodowym. A dopiero teraz dzieją się rzeczy historyczne.

Na forum krajowym otoczenie prezydenta pcha go do coraz większej niezależności. Choć pozostaje ważnym elementem obozu władzy, parę razy już wywrócił stolik prezesowi PiS, który niemal od początku uznaje go za człowieka niedorastającego do roli kontynuatora misji zmarłego brata. Wedle Kaczyńskiego już jako prezydent Duda wręcz sprzeniewierzył się pamięci o nim – w rocznicę katastrofy smoleńskiej siedem lat temu. Wezwał wtedy do przebaczania, a Kaczyński odparował, że „wybaczenie jest potrzebne, ale po wymierzeniu kary”. Prezes PiS ograniczył po tym zdarzeniu kontakty z prezydentem i z niechęcią podawał mu rękę. – No ale gdzie jest ta kara, którą prezes chciał wymierzyć? – ironizuje jeden ze współpracowników Dudy.

Prezydent po wyborach w 2015 r. grzecznie odgrywał rolę notariusza PiS. Pomógł rozprawić się z Trybunałem Konstytucyjnym, przejąć media publiczne, ułaskawił Mariusza Kamińskiego. Nie był kreatorem polityki, a co najwyżej hamulcowym dla PiS – choćby składając weta do ustaw sądowych w 2017 r., przez co Kaczyński uznał go za „porażkę” nie tylko moralną, ale i polityczną. Niemniej w końcu ustabilizowali relacje. Zimne.

– Kontakty są poprawne, jak to między najważniejszymi politykami – mówi osoba z Pałacu. To jednak upudrowany obraz. Kolejny współpracownik dodaje: – Relacje z Kaczyńskim? Ich nie ma. Rozmawiają tylko przy oficjalnych okazjach.

Ważnym momentem był początek 2020 r. i żądanie Dudy, by ówczesnego prezesa TVP Jacka Kurskiego wyrzucić ze stanowiska, bo inaczej Duda nie podpisze ustawy o miliardach na media publiczne. Na krótko przed wyborami prezydenckimi.

Panowie spotkali się w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Duda zażądał głowy „Kury”. Kaczyński odpowiedział, że to wykluczone. Prezydent odparł: albo Kurski, albo podpis. Prezes wstał, włożył płaszcz i wyszedł. Wszystko trwało kilka minut. Był tak wściekły, że sondował wymianę Dudy na Mateusza Morawieckiego, choć niewiele wcześniej mówił o Dudzie jako „kandydacie marzeń”. Potem w kampanii działały dwa sztaby – PiS i Dudy, zakulisowo szydzące z siebie nawzajem. Tuż po ogłoszeniu zwycięstwa Duda – co odbiło się echem – podziękował Marcinowi Mastalerkowi, który bardzo mu pomógł w finale kampanii.

Powrót z urlopu

Ku zdziwieniu otoczenia prezydent po reelekcji poszedł na urlop od wielkiej polityki. Roczny. Wrócił w lecie 2021 r., i to z przytupem. Zawetował ustawę „lex TVN”. Nowogrodzka marzyła wówczas, by rozprawić się z należącą do amerykańskiego koncernu telewizją, nazywaną przez PiS „największą partią opozycyjną w Polsce”.

Do weta przekonywali go: ambasador przy ONZ prof. Krzysztof Szczerski i Mastalerek, wtedy już doradca społeczny prezydenta – obaj są przyjaciółmi Dudy. Pierwszy prosił, by nie rujnował podpisem relacji z USA, a przez to nie zamykał drzwi przed karierą w polityce międzynarodowej. Drugi doradzał niezależność od PiS. Duda chwiał się, ale weto postawił. Później nie szczędził kolejnych, a piekielnie ważną dla PiS ustawę o Sądzie Najwyższym, która ma odblokować 35 mld euro z Krajowego Planu Odbudowy, odesłał do sparaliżowanego buntem sędziów Trybunału, czym mocno utrudnił PiS-owi walkę o trzecią kadencję.

Dziś Kancelaria Prezydenta personalnie niewiele ma wspólnego z tą na starcie. A tym bardziej z tą Lecha Kaczyńskiego. Najważniejsi ludzie wokół 51-letniego prezydenta są młodzi: od twardej polityki jest Mastalerek – 39 lat. Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej, ma 37. Z kolei szef BBN Jacek Siewiera –39. Gdy Lech Kaczyński był prezydentem, im jeszcze w głowach szumiały studia.


Czytaj także: Nie chce być trybunem ludowym w stylu Leppera. Marzy mu się sojusz wsi i wielkomiejskich oburzonych. Kim jest lider Agrounii, Michał Kołodziejczak?


 

Numerem dwa w Pałacu jest dziś Mastalerek. Na stronie Kancelarii Prezydenta przedstawiany jest jako ekspert od wizerunku i komunikacji. W orędziach Dudy i najważniejszych wystąpieniach widać jego rękę. Ale ma też wpływ na decyzje polityczne i obsadę Kancelarii, choć formalnie jest tylko społecznym doradcą, a zawodowo – wiceprezesem piłkarskiej Ekstraklasy SA. Oraz współtwórcą komedii romantycznych „Druga połowa” i „Wygrać marzenia”.

Na Nowogrodzkiej Mastalerek jest znienawidzony. Oskarża się go, że stoi za wetami Dudy, choć to przecież były poseł i rzecznik PiS, a także dawny szef jej młodzieżówki oraz współautor zwycięskiej kampanii w 2015 r. Kaczyński uznał jednak, że jest zbyt arogancki, i w tamtych wyborach nie wpuścił go na listy do Sejmu.

By znaleźć klucz do zmian w prezydenturze Dudy, warto sięgnąć do książki „Game changer” Michała Kolanki. Mastalerek wspominał w niej, jak mając 27 lat rozmawiał w gabinecie Kaczyńskiego. Prezes PiS miał mu powiedzieć, pukając w blat, że polityka jest „przy tym stole”. Wtedy zrozumiał, że prawdziwa gra o władzę jest właśnie taka: gdy się siedzi przy stole i gdy można go w każdej chwili wywrócić. No właśnie: Duda od lat żąda miejsca przy stoliku, a nie długopisu. Czasami też Kaczyńskiemu go wywraca.

Krakowski zaciąg

W Pałacu mocno wzrosła pozycja Marcina Przydacza – szefa Biura Polityki Międzynarodowej. Osoba z tego środowiska mówi: – Przydacz się mocno rozpycha, co już zaczyna denerwować innych ministrów.

Przydacz jest prawnikiem po UJ, studiował także stosunki międzynarodowe i filozofię, był analitykiem konserwatywnego Klubu Jagiellońskiego i wiceministrem spraw zagranicznych. W styczniu przeszedł do pracy u Dudy i w kwestiach międzynarodowych jest głównym doradcą. Jak w ogóle trafił do tego kręgu? W 2013 r. grupka krakowskich konserwatystów założyła Fundację Dyplomacja i Polityka. Byli wśród nich prof. Ryszard Legutko i prof. Szczerski. Był też i Przydacz, jako prezes.

Po wyborach w 2015 r. Duda zadzwonił do niego z pytaniem, czy wesprze go jeszcze przed zaprzysiężeniem. Następnego dnia Przydacz był już w Warszawie. Jednym z pierwszych zadań okazało się odpisywanie na gratulacje. Przyjmował listy od Baracka Obamy, Angeli Merkel i innych przywódców. Proponował projekty podziękowań.

Dziś Przydacz jest już daleko od tej mikrej roli, kreuje politykę międzynarodową. Szefem Biura miał zostać jeszcze w 2021 r., ale Duda zdecydował, że ściągnie do siebie Jakuba Kumocha, wówczas ambasadora w Turcji, byłego dziennikarza-poliglotę z szerokimi kontaktami w dyplomacji. Wspomina osoba z otoczenia Dudy: – Kumoch ma wiele talentów, a wśród nich ten do tworzenia sobie wrogów.

Kumoch nie był typowym urzędnikiem, a na domiar złego w Kancelarii toczył się wokół niego ostry konflikt. W końcu Duda zdecydował się podziękować mu po blamażu Kancelarii dotyczącym rozmowy prezydenta z rosyjskimi pranksterami, podającymi się za Emmanuela Macrona. Teraz czeka na wyjazd na jakąś placówkę dyplomatyczną w Azji.


Czytaj także: Przez całe lata środowisko Jarosława Kaczyńskiego wytykało politycznym konkurentom różne patologie. Dziś rozwija twórczo każdą z nich.


 

Bardzo blisko Dudy jest na co dzień były radny spod Wawelu, wspomniany już Wojciech Kolarski. Formalnie minister od przemówień i polityki historyczno-kulturalnej, ale realnie ma też wpływ na politykę, zwłaszcza krajową. Prywatnie to fanatyk Cracovii. – Gdziekolwiek będzie Duda, będzie i Kolarski – mówi człowiek bliski Pałacowi.

– Nie jest on politykiem z krwi i kości, ale jest lojalny i nie gra na siebie – dodaje inny przedstawiciel tego środowiska. Kolarski jest jedynym przyjacielem Dudy spośród etatowych ministrów w Kancelarii.

Pałacowy układ

Gabinetowi prezydenta szefuje dziś Paweł Szrot, były bliski współpracownik Przemysława Gosiewskiego. – Twardy PiS-owiec z krwi i kości – mówią o nim w obozie rządzącym. Pełnił też funkcję, choć nieformalnie, rzecznika prasowego. Jednak posługiwanie w mediach i dbanie o kalendarz to dla prawnika wpatrzonego w Gosiewskiego i Beatę Szydło mało – zwłaszcza że nadzór nad biurem prasowym odbił mu w końcu Przydacz. Warto wspomnieć, że medialnego reprezentanta Duda ma już piątego. Dla każdej z tych osób był to tylko przystanek – teraz są w biznesie albo w dyplomacji.

Ludzie z otoczenia Dudy mają świadomość, że Kancelarii brakuje siły. Czasami nie ma kto bronić szefa w mediach. Grono doradców jest jednak liczne. – Ale część z nich nic nie robi – mówi znawca dworu Dudy.

Nowym człowiekiem, który ma wzmocnić Kancelarię, jest Jacek Siewiera, szef BBN. Wojskowy lekarz sam zaproponował prezydentowi dołączenie do jego ekipy i dopiero uczy się polityki. Kancelarię trzyma w garści ktoś inny: kobieta. To szefowa KP Grażyna Ignaczak-Bandych. Nie jest medialna, ale za to zadbała o dobre relacje z Agatą Kornhauser-Dudą, co dało jej sporą siłę. Ma opinię sprawnej i twardej urzędniczki. Spoza Kancelarii wpływ na Dudę ma jeszcze prof. Małgorzata Manowska, I prezes SN, z którą zna się od dawna.

Duda nie posiada wokół siebie (oprócz „Kolargola”) ludzi, którzy by traktowali pracę dla niego jako swój cel. Wspomniani już dwaj najważniejsi – Mastalerek i Przydacz – dziś są, a jutro może ich nie być. Pierwszy w tym sensie, że nie ma go na co dzień w Pałacu, bo zajmuje się biznesem sportowym, i jest doradcą nie tyle społecznym, co przyjacielskim. A Przydacz może kandydować jesienią na posła i za pół roku odejść z Pałacu. Dla niego naturalną drogą kariery jest teka szefa MSZ.

Na listach PiS mogą się znaleźć i inni ludzie pracujący teraz dla prezydenta. Decyzji, kto wystartuje, jeszcze nie ma, ale Duda nie utrudni im startu, a raczej pomoże. Bo prezydent ze swoimi współpracownikami rozstaje się po dobroci, bez publicznych wojen, a jak ktoś chce odejść, to go nie powstrzymuje. Pawła Muchę, wiceszefa Kancelarii, prezydent posłał do zarządu NBP, choć był na niego wściekły, bo ten omal nie „przegrał” mu wyborów w 2020 r. przez sprawę ułaskawienia mężczyzny skazanego za czyny pedofilskie wobec córki.


Czytaj także: Skąd się biorą sukcesy Konfederacji?


 

Zmienność kadr sprawia, że Duda często musi liczyć na siebie. I nawet dobrze sobie radzi. Jak przypomina Aleksander Kwaśniewski, Duda na krótko przed atakiem Rosji zaprosił prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego na spotkanie do willi w Wiśle. – Odbyli tam wiele rozmów politycznych i zapewne także prywatnych. Może poszli do sauny. Zbudowali więź i zaufanie, co okazało się przydatne w czasie wojny. To tym ważniejsze, bo wcześniej PiS i sam Duda byli wobec Ukrainy dość bierni – zaznacza.

Duda i Zełenski są dziś przyjaciółmi, co wiele ułatwia. Cała zresztą postawa Dudy wobec Ukrainy jest doceniana także przez krytyków, którzy mieli go za długopis prezesa.

Co po prezydenturze?

Widać, że prezydent stara się wejść w buty Lecha Kaczyńskiego, który poleciał do Tbilisi, gdy Rosjanie zaatakowali Gruzję. Stara się, choć sam nigdy tak by tego nie ujął. Spójrzmy jednak na kluczowe przemówienia. Choćby to z 1 września 2019 r. – wtedy przed światowymi przywódcami mówił niemal cytatami z pamiętnej mowy Kaczyńskiego z 2009 r. na Westerplatte, ostrzegając przed imperialnymi zapędami Putina (sam Putin był tam i go słuchał). Albo to wygłoszone w ukraińskiej Radzie Najwyższej, w którym o Lechu mówił: „Mój profesor, mój nauczyciel, mój prezydent i wielki przyjaciel Ukrainy. Widziałem z bliska, jak walczył”.

Wojna w Ukrainie jest największym kapitałem Dudy. – To dla niego wydarzenie nadzwyczajne i może określić perspektywy na przyszłość. Nie wykluczam, że już po prezydenturze w różnych formułach międzynarodowych może być zaangażowany właśnie w kwestie ukraińskie – zaznacza Kwaśniewski.

W związku z wojną Duda uparcie jeździ po świecie. Koordynując swą misję z USA, był np. w Afryce, gdzie dawał odpór Rosji na kontynencie ogarniętym strachem przed głodem. Pojechał też do Watykanu orędować za Ukrainą u papieża Franciszka. Mówił potem, że rozmowa była „ważna”, ale to nieprawda. Z relacji ludzi prezydenta wiemy, że zupełnie się nie kleiła. Usłyszeliśmy nawet uwagi w stylu: „Franciszek to stary komunista”, który ożywiał się tylko wtedy, gdy nawiązywali do Ameryki Południowej.

Jednocześnie Duda przykłada wielką wagę do budowania wręcz osobistej relacji z prezydentem Chin Xi Jinpingiem. Nieprzypadkowa była jego obecność jako jedynego przywódcy UE na otwarciu Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2022 r.

Ludzie prezydenta przekonują, że teraz jego uwagę ogniskuje lipcowy szczyt NATO w Wilnie. Ukraina może dostać na nim zaproszenie do Paktu. – Tam mogą zapaść historyczne decyzje. Dlatego Duda nie myśli o żadnym kongresie PiS, którym żyje się w kraju, czy tym, co po prezydenturze – mówi osoba z jego otoczenia. Sam Duda też uparcie powtarza, że skupia się na obecnych obowiązkach, ale to może być blef, jak uważają niektórzy nasi rozmówcy z jego środowiska.

Gdyby ktokolwiek publicznie powiedział, co prezydent planuje „po”, toby mu zaszkodził. Do głowy prezydenta nie zajrzymy, ale z samych jego działań też można wnioskować. Kwaśniewski mówi, że jego druga kadencja nie była „niezależną i daleką od szalonych pomysłów PiS”. – Niemniej widać proces wyzwalania się prezydenta i trzeba to docenić. Po kolejnych testach zobaczymy, czy ten proces jest trwały, czy koniunkturalny – stwierdza. Przed Dudą jeszcze dwa i pół roku kadencji.

Coraz dalej od PiS

Przyjrzyjmy się kluczowym momentom w tym procesie, choćby retoryce Dudy i temu, jak buduje relacje na świecie. Kiedyś mówił o Unii Europejskiej jako „wyimaginowanej wspólnocie”. Te słowa wracają na potrzeby powierzchownej publicystyki, warto jednak wsłuchać się w nowsze wystąpienia Dudy. „Dla Polski równie ważna jest obecność w NATO, jak i UE. To fundamenty naszego bezpieczeństwa. To polska racja stanu!” – mówił w marcu do posłów i senatorów.

Zarazem jest zdania, że Komisja Europejska – mówi to na nieoficjalnych spotkaniach – prowadzi brutalną walkę z rządem PiS, bo chce wykurzyć konserwatywny rząd z Warszawy. Uważa też, że szefowa KE go oszukała, gdy podjął próbę odblokowania pieniędzy z KPO. Ale publicznie gryzie się w język – nie chce być uznawany za zapiekłego eurosceptyka.


Czytaj także: Na drodze Lewicy może stanąć nie tyle Kaczyński, co Tusk z Trzaskowskim, którzy starają się uwieść lewicowych wyborców.


 

Duda – mimo koszmarnego początku – dba też o relacje z Joem Bidenem i wiceprezydentką Kamalą Harris. To przecież od nich często zależy, kto jaką rolę odgrywa w polityce międzynarodowej. Duda ukatrupił „lex TVN”, uderzający w największą inwestycję USA w Polsce – podpis pod ustawą zostałby mu za oceanem zapamiętany. Przestał też ględzić o „ideologii LGBT”, a na tym punkcie główny nurt zachodniej polityki jest czuły. Prezydent ma również w Nowym Jorku swojego zaufanego człowieka – prof. Szczerskiego, ambasadora przy ONZ. Ludzie na prawicy czasami żartują, że ma tam być jak szerpa Dudy szukający miejsca na kontynuowanie jego kariery. Ale człowiek z jego Kancelarii mówi już na serio: – Szczerski sam bardzo chciał uciec z Pałacu, ale długo nie mógł sobie znaleźć roboty w instytucjach międzynarodowych. W końcu dostał fotel zwykłego ambasadora przy ONZ. Jak mógłby sam coś znaleźć Dudzie?

Prezydent gestami stara się wychodzić poza PiS-owski świat. Symboliczne było zwłaszcza zwyczajne podanie ręki – zaskoczonemu tym gestem – Donaldowi Tuskowi podczas wizyty prezydenta USA w Warszawie. Ludzie wokół Dudy tłumaczą to kulturą krakowskiego inteligenta, ale przecież kiedyś Duda unikał podania dłoni premier Ewie Kopacz.

Oddalanie się od PiS widać dobrze także w najświeższym spięciu prezydenta z szefem MON Mariuszem Błaszczakiem wokół zbłąkanej rosyjskiej rakiety. Minister chciałby głów nawet dwóch generałów, Duda jednak stanął w ich obronie, a Błaszczaka publicznie pouczał. Ale niech nikt nie liczy, że stanie się liberałem. Kiedyś, owszem, należał do Unii Wolności, ale potem uformował siebie jako konserwatystę. Po dwóch kadencjach w fotelu prezydenta ze swoim kapitałem zaufania społecznego w elektoracie PiS mógłby próbować przejąć partię, ale na drodze do tego celu są duże przeszkody, nie tylko na Nowogrodzkiej. On do kierowania partią się po prostu nie nadaje – ma zbyt miękki charakter, by trzymać struktury za twarz. – Duda nie chce się bawić w partyjną politykę. Ona go nie interesuje – mówi współpracownik.

PO chciałaby Dudę postawić przed Trybunałem Stanu. Znając jednak Platformę, można powątpiewać w jej determinację. Sam Duda będzie, choć bez wielkiego zaangażowania i ostrożnie, wspierał PiS w jesiennych wyborach do Sejmu.

Osoba z Pałacu mówi jasno: – Duda pozostanie politykiem prawicowym. Takie ma poglądy i wolałby, aby rządziła prawica. Ktoś przecież musi wysunąć Dudę na te międzynarodowe stanowiska.©

Autor jest dziennikarzem Gazeta.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Nieznane twarze prezydenta