Kontrolowany odwrót prezesa. Co czeka PiS i Kaczyńskiego?

Jarosław Kaczyński oddaje władzę żartując ze swojej „dyktatury”. I kreśli już plan, jak ją odzyskać. Woli mu nie brakuje, ale w partii są ogromne wątpliwości, czy liderowi starczy sił.

08.11.2023

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński / rys. Michał Dyakowski dla „TP"
Jarosław Kaczyński / rys. Michał Dyakowski dla „TP"

Dzień po.

Prezes szybko się pozbierał po wieczorze wyborczym. Wszyscy byli jeszcze w szoku, a Jarosław Kaczyński już mówił o przyszłości – opowiada polityk bliski Nowogrodzkiej.

Jeszcze zanim poznaliśmy oficjalne rezultaty elekcji, na zamkniętym spotkaniu ze sztabem europoseł Joachim Brudziński przepraszał za wynik. Ale Kaczyński odparł, że nie ma za co się kajać i mogło być gorzej. Wprost powiedział, że jako lider bierze na siebie odpowiedzialność za porażkę. Bo to, że PiS traci władzę, było na Nowogrodzkiej jasne jeszcze w trakcie ciszy wyborczej – przecieki z badań exit poll rozchodziły się błyskawicznie. Spędzeni do sztabu działacze PiS krzyczeli „zwyciężyliśmy!”, ale atmosfera była jak na stypie.

Pięć dni po.

Kaczyński jedzie na spotkanie z Klubami „Gazety Polskiej”. To, jak sam mawia, „oddziały szturmowe” PiS. Witają go owacje i głośne „Jarosław! Jarosław!”. – Ja słyszałem to tyle razy podczas kampanii, a wynik jest dobry, ale nie bardzo dobry. W związku z tym dziękuję – uciszył swoje wojsko.

W istocie ludzie skandowali imię pierwszego winnego porażki. Ale – to paradoks – bez niego prawicowy rząd nie miałby nawet sposobności upaść, bo by go nie było. I kolejny paradoks: choć to Jarosław jest pierwszym winnym, to jest też pierwszym, który myśli, jak odzyskać władzę. Wie też, że wcześniej czeka go walka o przetrwanie. I on chce tę walkę podjąć, nawet jeśli wszyscy dostrzegają, że jest w coraz słabszej formie. – Jasne, że Jarosław jest starszy. Wszyscy się przecież starzejemy. Jednak dla niego polityka to całe życie. Misja – mówi osoba z jego otoczenia.

By namiot Zjednoczonej Prawicy nie posypał się jak domek z kart, prezes PiS powstrzymał rozliczenia na dużą skalę – one nadejdą, ale odsuwa je w czasie, żeby frakcje się nie zagryzły. Pytania o przyczyny utraty władzy są przecież w PiS żywe i drapieżne. Nie tak miało być. Nowogrodzka chciała zdobyć ok. 215 mandatów, a resztę „dokupić” w Konfederacji albo PSL. Tymczasem stanęło na 194 (to utrata aż 41 posłów względem 2019 r.), a opozycja związana paktem senackim zgarnęła ich 248.

Efekt „koczura”

Źródłem porażki PiS nie są błędy tej jednej kampanii, ale całej kadencji. Po wyborach z 2019 r., w których partia zdobyła 43,5 proc., PiS utrzymywał się na dość stabilnym, wysokim pułapie – aż do września 2020 r. Wtedy Kaczyński popełnił fundamentalne błędy polityczne.

Można tu zauważyć wręcz fascynujący efekt motyla – czy raczej efekt „koczura”. Upadek PiS zaczął się bowiem od odruchu empatii Kaczyńskiego wobec zwierząt. Prezes PiS lubi zwłaszcza koty, które zwie „koczurami” i się nimi opiekuje. Wiedziony tą – pozytywną przecież – cechą w 2020 r. forsował „piątkę dla zwierząt”. Projekt zakładał zakaz hodowli zwierząt na futra, ograniczenie uboju rytualnego i zwiększenie kompetencji organizacji prozwierzęcych. Z „piątką” do prezesa przyszedł Michał Moskal, wtedy szef Forum Młodych PiS, a dziś 29-letni debiutant w Sejmie.

„Piątka” rozwścieczyła wiejską część elektoratu PiS oraz konserwatywne media: „Kaczyński pochyla się nad zwierzątkami, a nie zajmie się życiem nienarodzonych dzieci?!”. I był to argument boleśnie celny, patrząc na program PiS.

Brzmi to jak political fiction, ale tak właśnie było. Kaczyński, chcąc udobruchać frondę, dał zielone światło Trybunałowi Konstytucyjnemu, by wydał wyrok w sprawie aborcji. W październiku 2020 r. TK orzekł: przesłanka o prawdopodobieństwie ciężkiego uszkodzenia płodu ludzkiego zniknie z ustawy. 

Polskę zalały największe protesty po 1989 r. – głównie kobiet, także w Polsce powiatowej – a poparcie dla PiS stopniało o ok. 10 pkt. proc. Partia przez kolejne trzy lata mozolnie starała się odbudować popularność – w pikach niwelowała nawet połowę straty. Ale całości – nigdy.

Kaczyński po „piątce dla zwierząt”, która zresztą nigdy nie weszła w życie, i po wyroku Trybunału, przyznawał na zamkniętych spotkaniach, że to były błędy. Jego własne. Mówi polityk bliski Nowogrodzkiej: – Niestety, rozgrzebanie aborcji wydaje się kluczowe dla porażki. To nie była afera, która z czasem zgasła. Aborcja jest nośna kulturowo. Temat zmotywował kobiety i młodych ludzi.

Faktycznie. W tegorocznych wyborach wręcz eksplodowała frekwencja w grupie wiekowej 18-29 lat. W 2019 r. wynosiła ona 46 proc., a w tym roku aż 68,8 proc. Kobiety głosowały częściej niż mężczyźni.

Kamyki obok głazu

Kampania w 2023 r. (także ta referendalna) była słaba – autoryzował ją sam Kaczyński. Listy wyborcze skonstruowano katastrofalnie – to dość powszechna opinia w PiS. Kaczyński osobiście pieczętował listy stworzone przy pomocy terenowych struktur partii, którą zreformował na rok przed wyborami. W efekcie część „jedynek”, jak Ryszard Terlecki i Zbigniew Rau, uzyskała dramatyczne wyniki. Inni, jak Jacek Sasin i Mariusz Kamiński – słabe. 

Wyborcza klęska miała też inną przyczynę zauważaną dziś w partii: Kaczyński od dawna nie reagował na patologie. Kolonizacja przez aktyw PiS instytucji państwowych, spółek z udziałem Skarbu Państwa oraz pączkujących agencji i funduszy działa się za jego wiedzą. – Prezes zapowiadał, że pogoni tłuste kocury. I co? – zżyma się polityk PiS zaangażowany w kampanię. Kolejny, będący posłem, konstatuje: – Po ośmiu latach PiS jest obleśny. To nie jest już mój PiS.

Są i drobniejsze kamyki, które przyczyniły się do porażki. Nowogrodzka długo lekceważyła Trzecią Drogę, wierząc, że spadnie pod próg wyborczy, tymczasem w debacie w TVP, którą oglądało aż 5,6 mln ludzi, Szymon Hołownia wypadł bardzo dobrze, co wywindowało wynik ugrupowania. W wyborach startowała też ultraprawicowa Polska Jest Jedna, która pozbawiła PiS 1,6 pkt. proc. poparcia. Polski Ład i obostrzenia covidowe wkurzyły drobnych przedsiębiorców. A już na finiszu kampanii PiS dostał cios w splot słoneczny aferą wizową.

Diaboliczny spin doctor z USA Karl Rove, który wypromował George’a W. Busha, przekonywał, że należy uderzyć w najsilniejszy punkt przeciwnika, a nie w najsłabszy, bo tylko to odbierze mu szanse na zwycięstwo. Otóż PiS sam się zdzielił w najsilniejszy punkt, czyli bezpieczeństwo, i to jeszcze związane z nielegalną imigracją, co było sercem kampanii referendalnej.

Ale dlaczego afera wizowa wybuchła? Po części odpowiedzialność spada na prezesa. Szefa MSZ, Zbigniewa Raua, wypromowała u niego Janina Goss, przyjaciółka i zaufana osoba Kaczyńskiego, zapalona zielarka. Nieudolność Raua jest w PiS znana, ale mimo to prezes trzymał go na stanowisku i uczynił „jedynką” na liście w Łodzi. Efekt? W MSZ dwóch profesorów – Rau i Piotr Wawrzyk – spartaczyło PiS końcówkę kampanii, bo stworzyli warunki dla zawiązania się korupcyjnego procederu przy wydawaniu wiz.

Ale to tylko kamyki, które w ogródku PiS spoczywają obok głazów: „piątki” i aborcji, ułożonych osobiście przez Kaczyńskiego w 2020 r. jako fundamenty obecnej klęski. Wyborcza kampania totalna to już był ostatni etap na tej drodze. Brutalna, agresywna, kosztowna, angażująca zasoby nie tylko PiS, ale także państwa – bardzo dobrze zmobilizowała wyborców: PiS zdobył 7,64 mln głosów. Niemal tyle, co w 2019 r. (8,05 mln).

W czasie kampanii z ust jednego z polityków obozu władzy – acz nieoficjalnie – padło, że PiS zmarło ok. 300 tys. wyborców i jest to dla partii wielki problem. W ciągu czterech lat liczba uprawnionych zmalała aż o 720 tys., więc wynik partii władzy można uznać za niezły. Problem w tym, że kampania PiS zmobilizowała też wielu nowych wyborców, którzy poszli głównie w stronę opozycji. Frekwencja sięgnęła 74,4 proc., a jej przyrost był niższy na wschodzie, gdzie PiS ma wyższe poparcie.

Polityk PiS z rządu: – Przesadzono z emocjami. One nakręciły frekwencję, a ta zatopiła PiS. 

Kolejny rozmówca z PiS dodaje: – Błędy z przeszłości zaważyły. Ani cnoty zachować, ani rubelka zarobić, jak to prezes lubi powtarzać, nam się nie udało.

Zagubiony lider

Wśród niemal 22 mln wyborców był, rzecz jasna, sam Kaczyński. Startował w Kielcach, ale głosował w Warszawie. Polityk PiS: – Gdy prezes wszedł do lokalu wyborczego, wyglądał na zagubionego. Uważał, żeby nie zrobić czegoś niestosownego. Ważył każdy krok. Starsi ludzie tak mają.

Wiek i forma prezesa to w obozie PiS trudny temat. Gołym okiem widać, że się postarzał. – Ale po Tusku też widać, że jest już dziadkiem – zastrzega jeden z rozmówców z PiS. Tyle że Kaczyński ma 74 lata, jest więc od Tuska o osiem lat starszy, i ma za sobą dwie operacje kolan – jedną z powikłaniami i długą rekonwalescencją. Sam przyznawał też parę lat temu, iż chciałby być prezesem partii do roku 2025 – nie dłużej. Teraz – mimo porażki – odchodzić nie chce.

Polityk PiS: – Skreślanie Jarosława Kaczyńskiego jest przedwczesne. Właśnie porażka daje mu siłę do walki, a nic go tak nie motywuje jak bój z Tuskiem. Teraz na pewno się nie wycofa.

Żeby zrozumieć, dlaczego prezes nie może powiedzieć „przegrałem, odchodzę”, trzeba wiedzieć, że Jarosław ma przekonanie, iż Donald Tusk ponosi odpowiedzialność za śmierć Lecha, brata bliźniaka. Tuska może więc tylko nienawidzić. I walczyć z nim do końca życia.

Z najróżniejszych katastrof prezes się do tej pory zawsze podnosił. Podniósł się po tym, jak w latach 90. wypadł z polityki. Podniósł się po utracie władzy w 2007 r. i po katastrofie smoleńskiej w 2010 r. Ale wtedy był młodszy. 

Czy zdoła to zrobić jeszcze raz? W PiS rodzą się wątpliwości. Niemniej bez niego obóz Zjednoczonej Prawicy – u władzy, a tym bardziej w opozycji – rozpadnie się. Tylko Kaczyński jest w stanie wytwarzać grawitację, która trzyma obóz w całości.

Współpracownik prezesa: – Jeśli Kaczyński by odszedł teraz, to nie będzie co zbierać po partii i wrócimy do lat 90., z wieloma prawicowymi kanapami.

Ale inni mówią, że przesunąć już by się mógł. Parlamentarzysta PiS: – Kaczyński powinien zająć taką pozycję w partii w najbliższych latach, by mając nad nią kontrolę, jednocześnie jej nie szkodzić. Jeśli będzie zarządzał z wycofanej pozycji, to OK, a jeśli będzie frontmanem, to będzie źle. Nie oszuka biologii.

Prezes chce nadążać

A biegnące lata Kaczyńskiego słychać. Przemówienie prezesa na spotkaniu Klubów „GP” było poszarpane, momentami absurdalne. Uznał, że za Polską 2050 stoi Moskwa, a część wyborców „uczestniczy w operacji likwidacji własnego państwa”. TVN miał według niego – to mantra prezesa – stworzyć „rzeczywistość totalnie urojoną”. Jego zdaniem część wyborców była też „znudzona PiS-em”, a ludzie „w sensie formalnym” wykształceni schamieli i wulgarnie odrzucili PiS

Strumień myśli prezesa meandrował. Generalnie jego mowy przestają być tak klarowne jak kiedyś. I nie porywają już aktywu. Kiedy na tydzień przed wyborami działacze PiS zjechali tłumnie na wielką konwencję w katowickim Spodku, ostatnim i najważniejszym mówcą był Kaczyński. Gdy stał na scenie, publika nie rwała się, by mu przerywać brawami. Występ był monotonny. Aktorzy – czyli partyjna elita zasiadająca w pierwszych rzędach – grali rolę wpatrzonych w prezesa i bili brawo, ale już widzowie z odległych miejsc zaczęli opuszczać halę jeszcze podczas przemówienia Kaczyńskiego. Galeria zaczęła świecić pustymi krzesłami, choć na starcie konwencji Spodek był wypchany do granic.

Prezes słabnie, ale wciąż deklaruje, że chce nadążać za teraźniejszością. Na wspomnianym spotkaniu z Klubami „GP” wygłosił myśl oczywistą, lecz fundamentalną: „Polska się rzeczywiście zmieniła. Zmieniła się także struktura elektoratu, zmieniła się w ciągu ostatnich kilku lat i ten proces będzie trwał. Musimy to brać pod uwagę. Jeżeli mamy znów zwyciężyć, to musimy zwyciężyć w tej Polsce innej, niż jeszcze była jakiś czas temu”.

Czy ze starzejącym się Kaczyńskim da się w tej zmienionej Polsce zwyciężać? Poseł PiS odpowiada: – Prezes jako autorytet i punkt odniesienia? Ciągle tak. Ma poważanie i pewne wyczucie polityki, ale musiałby się też zmienić.

Czy będzie potrafił? Inny rozmówca bliski centrali PiS: – Kaczyńskiemu zarzuca się, że jest archaiczny, ale on potrafi się dostosowywać.

Szeregowi posłowie i działacze partii są jednak coraz bardziej przekonani, że Nowogrodzka, sztab wyborczy i prezes odkleili się od rzeczywistości. Sam Kaczyński zna codzienne życie zwykłych Polaków głównie ze statystyk. Bardzo chętnie powołuje się na dane OECD, Banku Światowego czy Eurostatu. I faktycznie: statystycznie jest bardzo dobrze, a ostatnie 8 lat to – mimo covidu i wojny w Ukrainie – rozwój państwa i bogacenie się ludzi. Ale emocje społeczne nie wahają się wraz z danymi Banku Światowego.

Jedność w biedzie

Kaczyński ma plan co najmniej do 2025 r. Pierwszym celem jest przejście w zwartym szyku do opozycji. Prezes nie chce pozwolić na zbyt duże odpryski z klubu w Sejmie, bo musi zachować mniejszość zdolną utrzymać weto prezydenta do ustaw nowego rządu. Jeśli klub PiS straciłby 10 posłów, nie mógłby samodzielnie utrzymać tych wet – byłby na upokarzającej łasce Konfederacji i sejmowego planktonu.

W tej atmosferze prezes rozliczenia dozuje. Na razie w PiS poleciały dwie istotne głowy – ważniejsza to ta sekretarza generalnego partii, Krzysztofa Sobolewskiego, a pomniejsza szefa warszawskich struktur Jarosława Krajewskiego. Za kolejną można uznać Ryszarda Terleckiego, który nie będzie już szefem klubu. Polityk PiS: – Rozliczenia zaczną się na serio, gdy nastąpi odspawanie od władzy i ludzie zaczną tracić pracę.

Pierwszym ryzykiem po porażce PiS była secesja Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry – partia ta wprowadziła 18 posłów i może stworzyć własny klub. Tuż po wyborach ziobryści zapadli się pod ziemię: rozważali rozwód z PiS, ale na razie zdecydowali, że nie pójdą na swoje. Mają interes w tym, by startować z list PiS w wyborach samorządowych, a potem jeszcze do Parlamentu Europejskiego (czerwiec 2024 r.), bo mają tam znaną dwójkę – Beatę Kempę i Patryka Jakiego w Brukseli, i zapewne chcieliby ją pozostawić. 

Ziobryści w zamian za trwanie przy PiS postawili warunek: szefem nowego klubu w Sejmie nie może być Mateusz Morawiecki. Fotel po Ryszardzie Terleckim zajmie więc Mariusz Błaszczak. Także Paweł Kukiz z kilkoma posłami sposobił się, by zakładać własne koło – Nowogrodzka na razie odwiodła go od tego pomysłu.

Morawiecki dostał inne zadanie: ma stworzyć zespół, który będzie kontrował – wszystko na to wskazuje – nowy rząd Donalda Tuska. To jasno pokazuje, że wszelkie próby przekonywania, iż PiS jest zdolny zbudować większość w Sejmie, są groteskową szopką.

Premier był twarzą kampanii i dziś inne frakcje w obozie chciałyby go obciążyć winą. Przekonują, że miał być otwarciem na umiarkowanych wyborców, a tylko okopał się w twardym elektoracie, z Unią Europejską konflikt zaś nawet zaognił. Na razie jednak Kaczyński trzyma parasol ochronny nad Morawieckim.

Prezes PiS na drodze powrotu do władzy stawia sobie oprócz konsolidacji obozu inne ważne zadanie: zbudować masowe media krzewiące narrację prawicy – media, które będą równoważyć sytuację, jaka pojawi się po przejęciu władzy przez opozycję. Kaczyński potrzebuje dziś szerokiego frontu, bo chce przebić – jak sam mówi – „bańkę medialną” TVN. Gorzkie to podsumowanie własnych rządów – będąc u władzy przez osiem lat PiS nie zdołał zbudować silnych i bliskich sobie prywatnych mediów.

Owszem, podporządkował partii TVP i Polskie Radio, ale po przejęciu władzy przez ekipę Donalda Tuska nominaci PiS zostaną wymieceni. Przejęte przez PKN Orlen od Polska Press gazety i portale regionalne też mogą zostać szybko odbite z rąk ludzi wiernych PiS (o ile nie sprawdzą się doniesienia o nagłej sprzedaży koncernu nieznanemu na razie podmiotowi). A prywatne media wspierające wizję PiS mają znaczenie marginalne i osiem lat spędziły często w roli klakierów i biorców reklam, nie walcząc o nowych odbiorców treści.

Plan na przyszłość

Dzień po porażce, na przywołanym już spotkaniu ze sztabem Kaczyński miał zapowiedzieć kongres PiS, który zaordynuje partii zmiany. Na razie w ramach odnowy wierchuszka PiS postanowiła... wrócić do starej struktury. W 2022 r. Kaczyński przeforsował podział partii na 94 okręgi i wymiótł z foteli lokalnych baronów. Ale to się zupełnie nie sprawdziło, a wręcz okazało jedną z przyczyn porażki.

Pierwszym testem na drodze do odnowy w partii jest przygotowanie się do wyborów samorządowych (wiosną 2024 r.) i do europarlamentu (w czerwcu 2024 r.). Ale kluczowa dla prezesa PiS jest elekcja prezydenta w połowie 2025 r. Na Nowogrodzkiej trwają już dyskusje o tym, kto miałby wystartować. Dyżurnych kandydatur jest sporo: Beata Szydło, Elżbieta Witek, Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak. Ale Kaczyński szuka nowej, niezmęczonej władzą twarzy – jakiegoś 40-latka z umiarkowanego skrzydła prawicy. „Nowego Dudy”, który w tej zmienionej Polsce mógłby powalczyć o zwycięstwo.

Wygranie wyborów prezydenckich ma uruchomić nową dynamikę – tak jak w 2015 r., gdy zwycięstwo Andrzeja Dudy zaczęło triumfalny pochód prawicy. Wśród potencjalnych kandydatów są wymieniani: nieznany szerzej wojewoda mazowiecki Tobiasz Bocheński i poseł PiS z Gdańska Kacper Płażyński (syn nieżyjącego współtwórcy PO). To jednak dopiero początek „castingu”.

Jeszcze przez 20 miesięcy prezydentem będzie Andrzej Duda. Dla Kaczyńskiego to trudne: Pałac Prezydencki stanie się jedynym przyczółkiem prawicy na wysokich szczeblach władzy. To ważne: nie przyczółkiem PiS czy Kaczyńskiego, ale prawicy. Prosta teza, że Duda to „długopis” Kaczyńskiego, jest nieprawdziwa od weta do tzw. lex TVN. A i w pierwszej kadencji prezydent czasami wetował arcyważne dla PiS ustawy.

Kaczyński z Dudą w zasadzie nie rozmawia od trzech lat. Prezes gardzi prezydentem, uważając go za niegodnego następcę Lecha Kaczyńskiego, którego pamięci – wedle szefa PiS – się sprzeniewierzył. Ma Dudę za słabeusza, który popełnił kardynalne błędy, przyczyniające się do dzisiejszej porażki obozu.

Dla Pałacu wybory oznaczały przeciąg – dwóch ministrów i jeden etatowy doradca zostało posłami. Ale jest i jeden ważny powrót, Marcina Mastalerka, prywatnie przyjaciela Dudy. Mastalerek zostawił posadę w biznesie (wiceprezesa spółki Ekstraklasa S.A.) i przejął zwolniony fotel szefa gabinetu prezydenta RP. Co znamienne: Mastalerek z wielkim ceremoniałem odebrał nominację na ministra dosłownie na minuty przed rozpoczęciem konsultacji prezydenta z wszystkimi siłami politycznymi. W czasie rozmów z delegacją PiS siedział już przy Dudzie.

Mastalerek, do tej pory doradca społeczny, będzie teraz kreował politykę prezydenta w dużo większym stopniu. Kaczyński absolutnie nie znosi Mastalerka, który ma opinię bardzo twardego polityka. Zresztą nowy szef gabinetu Dudy publicznie, podczas radiowego wywiadu odesłał już Kaczyńskiego na polityczną emeryturę (choć dodał, że sam prezes wspominał o abdykacji w 2025 r.) i wskazywał go jako winnego przegranej PiS. Słowa Mastalerka odbijają się echem w całej partii – tak zresztą było i w czasie kampanii, gdy recenzował ją jako beznadziejną i przekonywał prezesa w mediach, by nie wierzył klakierom mówiącym, jak to świetnie im idzie.

Czy prezydent – który jest najpopularniejszym politykiem prawicy w Polsce – będzie próbował po zakończeniu drugiej kadencji przejąć obóz PiS? Zdania na ten temat są różne. Ci, którzy znają Dudę, powtarzają: do partyjnej roboty, gdzie trzeba trzymać całą strukturę i masę ludzi za twarz, Duda się nie nadaje. Ludzie prezydenta jak mantrę powtarzają, że Duda chce dokończyć prezydenturę w dobrym stylu, a o tym, co potem, ponoć teraz nie myśli.

Żarty na koniec

Pewne jest coś innego: Duda nie jest żołnierzem Kaczyńskiego. Pałac utrzymuje Nowogrodzką w niepewności, czy zdecyduje się w pierwszym kroku powierzyć straceńczą misję stworzenia nowego rządu Morawieckiemu. Prezydent jest jednak w kłopotliwej sytuacji. W kampanii mówił, że powierzy tekę premiera przedstawicielowi zwycięskiej formacji, a najwięcej głosów zdobył przecież PiS. Duda wie, że dalsze rządy tej partii są iluzją, i stara się z powagą wybrnąć z sytuacji, ale samemu nie chce się wyrywać z namaszczaniem Tuska, bo złamałby słowo, a dla elektoratu prawicowego (karmionego propagandą TVP o wygranej PiS w wyborach) byłoby to niezrozumiałe.

Przejście PiS do opozycji staje się jednak faktem. – Nihil novi. Bierzemy się za ładowanie w rządzących. Prezes lubi pracę, gdy jest w opozycji, więc będą rady programowe i kongresy – mówi polityk bliski Nowogrodzkiej. PiS dostanie na to 25,9 mln zł rocznej subwencji, ale i tak po ośmiu latach obrastania w tłuszcz upadek na ziemię będzie twardy. Prezes liczy jednak na potknięcia i konflikty w obozie nowej, wielobarwnej władzy, grupującej polityków od krwistej lewicy, przez liberałów, po konserwatystów.

Kaczyński, zarządzając odwrót z ministerstw do okopów, nie traci też humoru. Na spotkaniu z „GP” sypał żartami i wzbudzał salwy śmiechu. A to, że niby na granicy migranci musieli za nielegalne przekroczenie granicy odpalić działkę Kaczyńskiemu, a to, że podejrzewa Bałtyk – a nie tylko Rosję i Niemcy – o wpływanie na polską politykę. Tak jak na stypie, gdzie mimo smutku próbuje się czasami rzucić dykteryjkę z życia tego, kogo się straciło.

– Sam wynik wyborów, że oni przejmują władzę, jest całkowitym zdemaskowaniem, sfalsyfikowaniem tezy o dyktaturze. Żadna dyktatura nie upada na skutek wyborów przeprowadzonych w warunkach wolności – rzucił Kaczyński na pożegnanie. Z władzą.

Autor jest dziennikarzem Gazeta.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Odwrót armii prezesa