Belka w cudzym oku, czyli świat według PiS

Przez całe lata środowisko Jarosława Kaczyńskiego wytykało politycznym konkurentom różne patologie. Dziś rozwija twórczo każdą z nich.

06.05.2023

Czyta się kilka minut

Otwarcie portu lotniczego Warszawa-Radom, 27 kwietnia 2023 r.  / WOJCIECH OLKUŚNIK / EAST NEWS
Otwarcie portu lotniczego Warszawa-Radom, 27 kwietnia 2023 r. / WOJCIECH OLKUŚNIK / EAST NEWS

Ludzie dawnego systemu, a zwłaszcza służb specjalnych, mieli pierwszeństwo w dostępie do własności” – mówił w 1996 r. Lech Kaczyński. „Nomenklaturą” nazywano wtedy osoby, które z nadania władzy komunistycznej pełniły funkcje kierownicze w państwowych firmach i spółdzielniach. U schyłku PRL uchwalono prawo umożliwiające tym przedsiębiorstwom współpracę z osobami prywatnymi, którymi w praktyce okazywali się często ich dyrektorzy. Z czasem członkowie nomenklatury zakładali własne spółki, które otorbiały własność państwową i drenowały ją ze środków, a w skrajnych przypadkach przejmowały.

Choć rola uwłaszczenia nomenklatury dla kształtującego się wówczas systemu gospodarczego jest przeceniana, to niewątpliwie dawała osobom powiązanym z komunistyczną władzą lepszy start w nową rzeczywistość. Jednak beneficjentem przemian własnościowych początku lat 90. XX w. stało się także środowisko Jarosława Kaczyńskiego. W ramach likwidacji koncernu medialnego RSW „Prasa-Książka-Ruch” przypadła mu w udziale poczytna w tamtym czasie bulwarówka „Express Wieczorny”. Pismo już nie istnieje, ale użytkowane przez niego nieruchomości stały się zapleczem materialnym Porozumienia Centrum, z którego do dziś korzysta PiS.


KIM JEST MICHAŁ KOŁODZIEJCZAK, LIDER AGROUNII. Nie chce być trybunem ludowym w stylu Leppera. Marzy mu się sojusz wsi i wielkomiejskich oburzonych >>>>


Wiedza o tym, jak ważny jest majątek w postaci nieruchomości, przekłada się też na obecne działania. Ponad trzy dekady po podziale RSW Ministerstwo Edukacji i Nauki zaczęło rozdawać pieniądze na zakup i remont nieruchomości dla bliskich PiS fundacji i stowarzyszeń. Budynki, które w ten sposób przejdą na własność fundacji (po kilku latach będą je mogły użytkować całkowicie komercyjnie), należą do Skarbu Państwa. Program funkcjonuje dziś w przestrzeni publicznej pod ironiczną nazwą „Willa plus”.

Także inne programy finansowane przez państwo zasilają kieszenie środowiska władzy. W marcu okazało się, że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, kierowane przez osoby związane z Partią Republikańską Adama Bielana, przyznało setki milionów złotych firmom bez większego doświadczenia, prowadzącym wtórne projekty (np. dublujące rozwiązania GPS), za to kojarzonym towarzysko i politycznie z działaczami tego ugrupowania. Co prawda po ujawnieniu sprawy środki zostały wstrzymane, ale to nie jedyne przykłady patologii. Jak wskazuje serwis MamPrawoWiedziec.pl, wszystkie dziesięć najhojniej obdarowanych do tej pory przez Narodowy Instytut Wolności organizacji (mających wspierać rozwój społeczeństwa obywatelskiego) jest w różny sposób powiązanych z PiS.

TKM

Politycy partii władzy okazali się mistrzami projekcji, czyli przypisywania innym własnych cech. Obsadzanie stanowisk zarówno w rządzie, jak i w spółkach Skarbu Państwa przez ludzi politycznie prześwietlonych i odpowiednio sformatowanych stało się już regułą. „Puls Biznesu” podliczył, że PiS i jego koalicjanci tylko w ciągu pierwszego roku rządów obsadzili swoimi ludźmi w SSP więcej stanowisk niż PO i PSL przez pięć lat. To ciekawe w kontekście zarzutów, jakie stawiano w 1997 r. Akcji Wyborczej Solidarność. Jarosław Kaczyński twierdził wtedy, że w koalicji zbyt dużą rolę odgrywa „partia”, którą w skrócie określał jako „Teraz, Ku..., My”. Politycy skupieni pod tym nieformalnym szyldem mieli dojść do władzy nie po to, by zmieniać Polskę na lepsze, ale by się dorobić.

Dziś widać, że AWS nie odróżniał się w tym kontekście od poprzedników lub następców. Jednocześnie zjawisko TKM za PiS wprost rozkwita. Każdego tygodnia dowiadujemy się o kolejnych przypadkach zatrudniania czy to samych polityków, czy osób z nimi powiązanych, w spółkach i agencjach, często bez odpowiednich kompetencji. Ułatwiono to poprzez obniżenie wymagań dla osób powoływanych np. do rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Umożliwienie zasiadania w nich ludziom z ukończonymi studiami MBA stało się furtką dla absolwentów uzyskujących dyplom w kilka miesięcy na zaprzyjaźnionych z władzą uczelniach.

To nie tylko kwestia rad czy zarządów. Niedawno Radio Zet poinformowało, że PKO BP zatrudniło (łamiąc własne procedury) 23-letniego działacza partyjnego na stanowisku specjalisty, co miało być podziękowaniem dla niezależnego posła Łukasza Mejzy za życzliwe głosowania wspólnie z PiS w Sejmie. Takie przykłady można mnożyć, i to właściwie od początku rządów PiS, kiedy symbolem zatrudniania w spółkach osób poniżej wymaganych kompetencji stał się Bartłomiej Misiewicz. Czyli były pracownik apteki, który po pełnieniu kilku funkcji w Ministerstwie Obrony Narodowej został pełnomocnikiem zarządu państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej ds. komunikacji.

Telewizja na życzenie

Ci, którzy wiedzę czerpią jedynie z „Wiadomości” TVP lub serwisów TVP Info, niczego na temat afer związanych z PiS się nie dowiedzą. Telewizja publiczna, a także część państwowych rozgłośni radiowych, zamieniły się w tuby propagandowe partii rządzącej, a głównym celem ich ataków stał się lider opozycji – Donald Tusk. Jednak właściwie od początku III RP trudno jest mówić o obiektywizmie mediów znajdujących się w rękach państwa. Nawet jeśli niegdyś nie były w propagandzie tak toporne jak obecnie, to miały większe znaczenie w przestrzeni publicznej. Przed II turą w 1990 r. i w czasie wyborów prezydenckich w 1995 r. wyraźnie faworyzowały Lecha Wałęsę. Z kolei za prezesury Roberta Kwiatkowskiego najpierw uderzały w rządy AWS i UW (ówczesne regulacje i okresy kadencyjne sprawiały, że rządzący nie zawsze sprawowali kontrolę nad mediami publicznymi), a potem wspierały rządy Leszka Millera. Po 2011 r., kiedy w KRRiT zasiadały już tylko osoby wybrane przez koalicję PO-PSL i prezydenta Bronisława Komorowskiego, TVP bardzo łagodnie lub wręcz z sympatią obchodziła się z rządem. Symbolem tego było odśpiewanie Donaldowi Tuskowi „Sto lat” w programie „Tomasz Lis na Żywo” po tym, jak został wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej.


REKORDOWE ZWROTY PODATKÓW. CZY TO ELEMENT KAMPANII? Na pół roku przed wyborami 15 milionów wyborców otrzyma średnio po 1166 zł >>>>


PiS w swoim programie wyborczym z 2014 r. obiecywał, że „odnowione media publiczne będą miały obowiązek utrzymywania odpowiedniego poziomu w przekazywaniu treści dotyczących kultury, nauki i sztuki, a także prezentacji pełnego spektrum poglądów politycznych”. Tuż po wyborach świeżo upieczony minister kultury Piotr Gliński mówił na antenie telewizyjnej „Jedynki” do Karoliny Lewickiej, która przeprowadzała z nim wywiad: „To jest program propagandowy, tak jak wasza stacja uprawia propagandę i manipulację od kilku lat. I to się zmieni”.

Ministrowi obecne funkcjonowanie mediów publicznych nie przeszkadza. Ich otrzeźwienie nie przyszło nawet po samobójstwie syna posłanki Koalicji Obywatelskiej Magdaleny Filiks (Radio Szczecin umożliwiło zidentyfikowane go jako ofiary pedofila). Przeciwnie, na paskach TVP Info mogliśmy przeczytać: „politycy Platformy Obywatelskiej odpowiedzialni za śmierć dziecka”.

Trzecia izba

Z TVP nie dowiemy się także o najróżniejszych formach śledzenia polityków opozycji. Tymczasem temat nielegalnej inwigilacji interesuje obóz Kaczyńskiego od trzech dekad, odkąd jego PC samo doświadczyło działań ze strony służb. W Urzędzie Ochrony Państwa istniał wówczas zespół pod kierownictwem płk. Jana Lesiaka, który miał za zadanie inwigilować i dezintegrować ugrupowania antywałęsowskiej prawicy. W 2007 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał byłego esbeka winnym nadużyć (czy była to jego samowolka, pozostaje niejasne), jednak sprawę umorzył ze względu na przedawnienie. „Dobrze by było, gdyby sprawa płk. Jana Lesiaka stała się memento dla osób, które chciałyby w przyszłości wykorzystywać służby specjalne do celów politycznych” – padło w uzasadnieniu wyroku.

Dziś po tego typu narzędzia sięgają sami wcześniej pokrzywdzeni. Za rządów PiS przy pomocy systemu ­śledzącego ­Pegasus najprawdopodobniej ­inwigilowano polityków opozycji, takich jak senator PO Krzysztof Brejza czy prezydent Sopotu Jacek Karnowski, a także prokurator Ewę Wrzosek oraz adwokata Romana Giertycha.

Pegasus daje znacznie większe możliwości niż te, jakie były w zasięgu SB, a tym bardziej zespołu Lesiaka. Wedle „Gazety Wyborczej” służby miały też wykorzystywać hotele należące do państwowego Polskiego Holdingu Hotelowego – do podsłuchiwania oraz zbierania kompromitujących materiałów na działaczy opozycji.

W 2014 r. Trybunał Konstytucyjny nakazał ustawowe uściślenie prawa dotyczącego inwigilacji obywateli. Nie było to jedyne niewygodne dla rządu PO-PSL orzeczenie, które zapadło w czasie, gdy prezesem TK był Andrzej Rzepliński. A jednak pod koniec 2015 r. politycy PiS zaczęli snuć opowieść, w świetle której PO chciała uczynić z TK swoistą blokadę dla reform, które partia Kaczyńskiego zamierzała w Polsce przeprowadzić.

„Ustawa z 25 czerwca 2015 r. o TK [umożliwiająca wybór nadliczbowych sędziów – przyp. SS] miała dwa cele: chodziło o to, by powstała trzecia izba parlamentu, która bez żadnej legitymacji powstrzymywałaby reformatorskie działania naszej strony, a także działania zmierzające do pokazania tego, co działo się w Polsce przez ostatnie osiem lat” – mówił w listopadzie 2015 r. na antenie TV Republika Kaczyński.

Określenie TK mianem „trzeciej izby parlamentu” jest oczywiście pewną przenośnią. Trybunał nie tworzy prawa, ale stwierdza jego zgodność z ustawą zasadniczą. Porównanie może być trafne wtedy, jeśli TK jest na tyle powiązany z politykami, że pomaga, lub przeszkadza, w tworzeniu przez nich prawa. Słusznie wytyka się PO, PSL i Lewicy wybór nadliczbowych posłów jako „zbrodnię założycielską” toczącego się od 8 lat sporu o Trybunał. Jednak nie ma obiektywnych przesłanek ku temu, by twierdzić, że blokowałby on jak leci wszelkie zmiany wprowadzane przez PiS. Chyba że mówimy o tych, które byłyby sprzeczne z konstytucją. Ale od tego jest przecież TK.

To dopiero PiS, blokując w 2016 r. działalność TK poprzez bezprawne niepublikowanie jego orzeczeń, a także później – powołując na stanowisko prezesa Julię Przyłębską – zamienił Trybunał w „trzecią izbę parlamentu”. Uczynił z niego swoistego „przyklepywacza” decyzji Sejmu, który dodatkowo, od czasu do czasu wykonuje za polityków brudną robotę – jak w przypadku wyroku ws. ustawy aborcyjnej czy uznania części przepisów Traktatu z UE za niezgodne z naszą konstytucją. W efekcie już nikt poważny nie uważa Trybunału za instytucję niezależną.

Kalizm stosowany

Dlaczego politycy PiS robią to, co sami zarzucali konkurentom? Bo mogą. Rzeczy punktowane przez Kaczyńskiego i jego kolegów miały wspólną cechę: opłacały się tym, którzy się ich dopuszczali. Uwłaszczanie się na państwowym, rozdawanie stanowisk, manipulowanie Trybunałem, przekształcanie mediów publicznych w tubę propagandową czy szpiegowanie konkurencji – są korzystne dla rządzących. Budują zaplecze materialne działalności, pozwalają utrzymywać rzeszę klientów, dają dostęp do informacji na temat przeciwników. Pozwalają też gładko uchwalać zmiany w prawie, bez oglądania się na jakąś tam praworządność.


FUNDUSZ REZERWY PARTYJNEJ. JAK PIS RZĄDZI NASZYMI PIENIĘDZMI. Fundusze celowe, agencje i instytuty, namnożone przez Prawo i Sprawiedliwość, przejadają pieniądze przeznaczone na naszą przyszłość. Służą gaszeniu społecznych pożarów i bezpośrednio ludziom władzy >>>>


Być może byłoby inaczej, gdyby tego typu aktywności były powszechnie uważane za szkodliwe społecznie i piętnowane. Szczególnie przez własny elektorat. Ale nie są. Aż 59 proc. wyborców obozu rządzącego „raczej pozytywnie” lub „zdecydowanie pozytywnie” ocenia przyznawanie przez MEiN pieniędzy na zakup lub remont budynków dla organizacji powiązanych z obozem władzy, z kolei negatywnie ten proceder postrzega tylko 10 proc. (sondaż United Surveys z lutego 2023). Proporcje są radykalnie odmienne wśród wyborców opozycji: negatywnie tzw. program „Willa plus” ocenia 94 proc. z nich, pozytywnie okrągłe zero. Podobne różnice w ocenie między poszczególnymi elektoratami dotyczą również afery z Pegasusem oraz postrzegania telewizji publicznej. Pozytywna ocena TVP spadła, według CBOS, z 82 proc. w kwietniu 2014 r. (ostatni sondaż za rządów PO-PSL i prezesury Juliusza Brauna) do 40 proc. w kwietniu 2022. Dobra opinia o telewizji publicznej dominuje jedynie w elektoracie PiS (86 proc.). Wyborcy innych ugrupowań oceniają TVP negatywnie; od zwolenników Konfederacji (22 proc. dobrze, 66 proc. źle), po sympatyków KO (2 proc. dobrze, 87 proc. źle).

Te oceny ukazują skutki klientelizmu i traktowania przez PiS wygranej w wyborach jako mandatu do sprawowania pełnej władzy, bez typowego dla rozwiniętych krajów mechanizmu samoograniczania się – związanego ze świadomością, że wielu obywateli jednak nie sprzyja władzy, więc trzeba się z ich opiniami liczyć. PiS takiej optyki nie uznaje, wykorzystuje za to otrzymane narzędzia do granic możliwości i z każdym miesiącem wzmaga polaryzację.

O aferach partii władzy nie dowiemy się niczego z TVP, jednak lejąca się z ekranów propaganda sprawia, że także media opozycyjne „zwierają szeregi”. Oglądając TVN niewiele dowiemy się o istocie zarzutów stawianych politykom opozycji, np. Tomaszowi Grodzkiemu, Włodzimierzowi Karpińskiemu czy Stanisławowi Gawłowskiemu. W tym wypadku wszelkie podejrzenia wywołują reakcję w postaci obrony „swoich” przed szykanami ze strony władzy. Co jest zresztą na swój sposób zrozumiałe, bo ciężko ufać w czyste intencje służb kierowanych przez Mariusza Kamińskiego, już raz skazanego przez sąd za nadużycia w tym zakresie. Jednak fakt, iż władza szuka haków na polityków opozycji, nie czyni ich z automatu ludźmi bez skazy. A tak można odebrać sposób, w jaki na ich temat mówi się w niektórych mediach sympatyzujących z opozycją.

Efektem tej medialnej polaryzacji jest zjawisko rozjeżdżania się percepcji otaczającej nas rzeczywistości, co ukazują opisane wyżej sondaże. Istnieją też inne, wskazujące na to, że wyborcy PiS i opozycji radykalnie różnie oceniają również rzeczywistość gospodarczą. Właściwie żyją oni w różnych światach.

Ale przecież w świetle badań wyborcy PiS także oglądają TVN czy Polsat, podobnie jak zwolennicy opozycji oglądają TVP (choć rzadziej). Możliwe jest więc, że ujawniane patologie im po prostu nie przeszkadzają, bo uważają, że taki jest świat. Kto rządzi, ten bierze wszystko, ustawia pod siebie media publiczne oraz zatrudnia „swoich” w podległych rządzącym urzędach i spółkach. Z tego też sposobu myślenia wykluło się zjawisko przyznawania środków publicznych własnemu środowisku, które zaczyna być traktowane jak zwyczajny podział łupów. Efektem może być to, że gdy opozycja dojdzie do władzy, będzie obłaskawiać wyłącznie własne NGO-sy.

Pęknięta rodzina

Trudno powiedzieć, czy tak się stanie. Dowiemy się o tym dopiero, gdy obecna opozycja wygra wybory i dane nam będzie obserwować reakcje jej elektoratów na potencjalne nadużycia, które prędzej czy później ujrzą światło dzienne. Niestety, wiele wskazuje na to, że ponad 30 lat po upadku komunizmu elementy liberalnej demokracji, instytucje i mechanizmy zabezpieczające, które chronią obywateli przed tyranią większości, nie są traktowane jako wartości same w sobie. A to może być symptomem dużo głębszego kryzysu – narodu jako wspólnoty politycznej, która już się tą wspólnotą nie czuje, bo przeważyła w niej lojalność wobec własnego, małego plemienia.


MŁODSI PANOWIE U BRAM. SKĄD SIĘ BIORĄ SUKCESY KONFEDERACJI. Schowali starych liderów, postawili na nowych. Już za jedno pokolenie mogą wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej >>>>


Być może jest nawet gorzej, a Polacy nie uważają się już za jeden naród. Może staliśmy się jak rodzina po rozwodzie, w której ustalono opiekę naprzemienną nad dziećmi (obywatelami), które okresowo przechodzą pod kuratelę jednego z rodziców (partii) wraz z całym zgromadzonym dobytkiem (podział majątku nie jest możliwy), zaś ci zdominowani płacą alimenty na czasowych zwycięzców. O tym, jak długo władza będzie sprawowana, decydują „dzieci” raz na cztery lata, a decyzję podejmują w dużej mierze na podstawie tego, kto skuteczniej zniechęci je do drugiego „rodzica” i da więcej kolorowych prezentów.

Tak skłócony dom nie może się ostać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wszystkie projekcje PiS