Nieświęta Rzesza

150 lat temu Otto von Bismarck zjednoczył Niemców. Ale wcześniej musiał pokonać głównego oponenta: Francję. W ten sposób w lipcu 1870 r. doszło do wojny, która zmieniła układ sił w Europie.

29.06.2020

Czyta się kilka minut

Wersal, 18 stycznia 1871 r.: Wilhelm I proklamuje powstanie cesarstwa niemieckiego. Obraz Antona von Wernera (1843–1915). / BISMARCK-MUSEUM FRIEDRICHSRUH / BISMARCK-MUSEUM FRIEDRICHSRUH
Wersal, 18 stycznia 1871 r.: Wilhelm I proklamuje powstanie cesarstwa niemieckiego. Obraz Antona von Wernera (1843–1915). / BISMARCK-MUSEUM FRIEDRICHSRUH / BISMARCK-MUSEUM FRIEDRICHSRUH

Gdy w roku 1839 w górnośląskiej wiosce, należącej do Królestwa Prus, na świat przychodzi mój praprapradziadek Josef Krauthakel, zjednoczone państwo niemieckie jest tylko intelektualną koncepcją. Wcześniej przez stulecia na terenach dzisiejszej Republiki Federalnej i jej sąsiadów (Polski, Czech, nawet Włoch) funkcjonowały setki organizmów państwowych: królestw, księstw, wolnych miast itd., należących do Cesarstwa Niemieckiego. Niektóre były potężne, inne mikroskopijne.

Silny impuls zjednoczeniowy przynoszą wojny napoleońskie. Gdy po ich zakończeniu na kongresie wiedeńskim (1814-15) budowano nowy ład w Europie, nie odtworzono już wspomnianego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego – istniejącego od koronacji niemieckiego króla Ottona I na cesarza w 962 r. i na koniec mającego charakter bardziej symboliczny niż realny, a ostatecznie zlikwidowanego w 1806 r. przez Napoleona I Bonapartego. Zaś liczbę niemieckich państw zmniejszono z kilkuset do kilkudziesięciu.

Preludium

Przez pierwsze dekady wieku XIX, podczas tzw. przedwiośnia ludów, wydaje się, że centrum zjednoczonych ziem niemieckich będzie Wiedeń, stolica mocarstwowej wówczas Austrii. Wprawdzie pruscy Hohenzollernowie też pretendują do roli lidera, ale przyszłe zjednoczone Niemcy wyobrażają sobie inaczej niż Austria. I w ogóle nie widzą dla niej tutaj miejsca – jest zbyt silna, by mogli ją zdominować w przyszłym państwie.

Cezurą w rywalizacji austriacko-pruskiej jest Wiosna Ludów (1848-49), która mocno wstrząsa Austrią. Później, w drugiej połowie XIX w., staje się jasne, że Wiedeń nie będzie w stanie zjednoczyć wszystkich ziem niemieckich, łącznie z Prusami, i dominować w takim państwie. Prusy rosną w siłę, a targana licznymi problemami Austria słabnie.

Jednak aby osiągnąć pozycję lidera, królestwo Hohenzollernów musi uporać się z wrogami proklamowania zjednoczonych Niemiec pod swoim panowaniem: Francją i właśnie Austrią. Wiedeń stoi zresztą na drodze dwóm wielkim XIX-wiecznym zjednoczeniom: nie tylko niemieckiemu (według koncepcji pruskiej), ale także włoskiemu.

Rzucić Wiedeń na kolana

To, w jaki sposób Prusy osiągną swój cel, ogłasza Otto von Bismarck – w 1862 r. mianowany kanclerzem przez Wilhelma Hohenzollerna, który na pruski tron wstąpił rok wcześniej. Nowy kanclerz, odtąd główny architekt polityki Berlina, zapowiada, że zjednoczenia nie wywalczy się dyskusjami, lecz „żelazem i krwią”. W tamtych czasach nie jest to zresztą nic nadzwyczajnego – wojna traktowana jest powszechnie jako uprawnione przedłużenie dyplomacji.

Bismarck odwołuje się do idei nacjonalistycznych. Brytyjski historyk Eric Hobsbawm zauważył, że było to wówczas „nowe zjawisko, bowiem przez większą część XIX stulecia nacjonalizm identyfikowano raczej z ruchami liberalnymi i radykalnymi oraz z tradycją rewolucji francuskiej”.

Wprawdzie kilka lat wcześniej Habsburgowie przegrali wojnę z Francją oraz Królestwem Piemontu i Sardynii, dzięki czemu ruszył szybki proces il Risorgimento (jednoczenia Półwyspu Apenińskiego), jednak tym razem nie wydają się być na straconej pozycji. Przeciwnie. Bo choć starcie, do którego wkrótce dojdzie, w polskiej historiografii zapisze się jako wojna prusko-austriacka, określenie to nie oddaje jej faktycznego charakteru. Naprzeciw siebie stają w niej nie tylko Hohenzollernowie i Habsburgowie, lecz także – i to po stronie Wiednia, a nie Berlina! – trzy niemieckie królestwa: Bawaria, Saksonia i Hanower.

Powszechne jest oczekiwanie, że wojna potrwa długo. Tymczasem rozstrzyga się po dwóch miesiącach. To jeszcze czasy, gdy o losach wojny może decydować jedna bitwa: w tym wypadku stoczona 3 lipca 1866 r. pod wsią Sadowa koło Hradec Králové. Po obu stronach walczą Polacy, ułani poznańscy przeciw galicyjskim. Armia pruska triumfuje. Otto von Bismarck rzuca Austrię na kolana.

Nadzieja na jedność

„Żelazny kanclerz” myśli jednak długofalowo – i na dłuższą metę nie chce robić sobie z Austrii zaprzysięgłego wroga. Nie zajmuje, jak doradzają niektórzy, ani Czech, ani ziem rdzennie austriackich, zaś kontrybucja jest symboliczna. Traktat pokojowy to dla Habsburgów najwyżej uszczypliwość. W innym razie mógłby nie dojść do skutku – i to już 13 lat później – sojusz niemiecko-austriacki, który później wystąpi wspólnie podczas I wojny światowej.

Ale polityczne skutki wojny są poważne. Prusy eliminują Austriaków z rywalizacji o prymat wśród państw niemieckich. Osłabiona Austria, trawiona narodowościowymi napięciami, musi się zmienić: Franciszek Józef (ten sam, długowieczny) zgadza się oddać część władzy Węgrom, najliczniejszej z mniejszości. Powstaje dualistyczne państwo: unia Cesarstwa Austrii i Królestwa Węgier. Austro-Węgry, które przetrwają kolejne pół wieku.

W Prusach panuje euforia. Ślązak Anton Oskar Klaussmann zanotuje w memuarach: „Opinia publiczna zmieniła się radykalnie. Tak często opluwany Bismarck stał się nagle ulubieńcem wszystkich. Król Wilhelm, Moltke [Helmuth von Moltke, szef sztabu generalnego i reformator armii – red.], Roon [Albrecht von Roon, minister wojny – red.], książę Fryderyk Karol, następca tronu, stali się bohaterami narodowymi. Powstał Związek Północnoniemiecki, a wraz z nim przynajmniej częściowo odrodziła się nadzieja na jedność Rzeszy Niemieckiej”.

Udana prowokacja

Pokonując Austrię, Prusy naruszają wypracowaną po kongresie wiedeńskim równowagę sił w Europie i wchodzą nieodwracalnie na kurs kolizyjny z Francją – ostatnią przeszkodą na drodze do zjednoczenia państw niemieckich. W Paryżu rządzi wtedy Napoleon III Bonaparte, bratanek pierwszego z tej dynastii Napoleona I Bonaparte. Kilkanaście lat wcześniej przeprowadził zamach stanu i koronował się cesarzem.

Iskrą, która podpala beczkę prochu, jest plotka – umiejętnie rozegrana przez Bismarcka. Na tron hiszpański zaproszony zostaje jeden z Hohenzollernów (wyznania katolickiego), co wzbudza gniew i strach Francuzów: obawiają się, że Prusy wezmą ich w kleszcze. Pruski król Wilhelm I odrzuca hiszpańską ofertę, ale dla Francuzów to za mało. Ustami ambasadora w Berlinie domagają się złożenia przez Wilhelma przysięgi, że „po wsze czasy” Hohenzollernowie nie zasiądą na tronie w Madrycie. Wilhelm odmawia, o swojej rozmowie z ambasadorem depeszuje do Bismarcka, a ten depeszę „redaguje” tak, by odmowa wyglądała na jak najbardziej impertynencką – po czym taką „poprawioną” wersję poleca opublikować czym prędzej w prasie.

Oburzony Napoleon III połyka haczyk i 19 lipca 1870 r. wypowiada Prusom wojnę. Czyli robi to, na czym zależało Bismarckowi – bo choć kanclerz dążył do tej wojny, to równocześnie chciał uniknąć roli agresora.

W Prusach natychmiast rusza powszechna mobilizacja. Także na Śląsku. 21 lipca Jacob Oeri, nauczyciel z Kluczborku, napisze w liście: „Wojna wdziera się w każdy aspekt życia. Nagle trzeba zacząć myśleć o rzeczach zupełnie niezwykłych. Co w takiej sytuacji myśli się i mówi o Napoleonie, to sobie dopowiedzcie sami. Wściekłość jest straszna i wielka, nie jest tak jak anno [18]66, kiedy w sumie odbierano siebie [Prusy] jako stronę agresywną i nie każdy rozumiał polityczną konieczność ataku; obecnie panuje raczej przekonanie, że trzeba wyprzedzić skok tygrysa. Już nie ma w tej chwili w Niemczech żadnej partii; nikt nie agituje za pokojem, bowiem wojna uchodzi za absolutną konieczność; to powtórka roku 1813”.

Zwłaszcza ostatnie słowa mówią wiele: w 1813 r., gdy po klęsce Napoleona w kampanii rosyjskiej formowała się kolejna antynapoleońska koalicja, Prusy ogarnęła fala autentycznego antyfrancuskiego wzmożenia. Młodzież masowo zgłaszała się do armii, by walczyć z Napoleonem. Kolejne zmagania z lat 1813-15 miały przejść do historii Prus jako Befreiungskriege, wojny wyzwoleńcze.

Pruski Blitzkrieg

O ile wojna prusko-austriacka podzieliła niemieckie państwa, o tyle prusko-francuska je do siebie zbliża: wokół króla Prus i ich kanclerza jednoczy się większość niemieckich władców. Niemcy mają też nad Francuzami inne przewagi: liczebność wojsk, sprawność dowództwa (po stronie francuskiej przez jakiś czas dowodzi osobiście Napoleon III, czym popełnia ten sam błąd co podczas I wojny światowej Mikołaj II Romanow: odium klęski spada wprost na władcę). Istotną rolę odgrywa też lepsze wykształcenie pruskich żołnierzy. Nieco później, w 1875 r., odsetek analfabetyzmu wśród rekrutów wynosił 18 proc. w armii francuskiej, 42 proc. w austriackiej, 79 proc. w rosyjskiej i tylko 2 proc. w niemieckiej.

Konflikt prusko-francuski z 1870 r. to początek wojen nowoczesnych. Rozwój kolei umożliwia szybki przerzut wojsk, a telegraf szybką komunikację. Niedawno wynaleziony aparat fotograficzny sprawia, że w przeciwieństwie do wojen toczonych jedno pokolenie wcześniej (uwiecznionych tylko na obrazach) ten konflikt można „zobaczyć” również dziś.

Szala przechyla się szybko na korzyść Prus. Jeszcze raz ze wspomnień Ślązaka Klaussmanna: „Nieuniknione napięcie, jakie pojawia się na początku każdej kampanii, trwało tym razem tylko około dwu tygodni. Już na początku sierpnia przyszły pierwsze wieści o zwycięstwach. Wkrótce było ich tak wiele, że wywołało to powszechne osłupienie. Poszliśmy przecież na tę wojnę nie bez obaw, niepewni zwycięstwa. (…) Napoleon III potrafił stworzyć wokół swej armii taką aurę, że powszechnie uważano ją za najlepszą w świecie”.

Istotnie, już po kilku tygodniach konflikt jest rozstrzygnięty. 2 września, po kapitulacji 80-tysięcznej francuskiej armii pod Sedanem, do niewoli trafia sam Napoleon. Spotyka się z Bismarckiem, stara się jeszcze coś ugrać. Ale nie reprezentuje już cesarstwa, ono rozpada się jak domek z kart. Historyk Jan Baszkiewicz napisze: „Na wieść o upadku Sedanu tłumy w Lyonie, Marsylii, Bordeaux żądały republiki. To samo 4 września w Paryżu. Pod presją ulicy paryskiej rozsypały się bez oporu instytucje Cesarstwa: regencja, parlament, rząd Palikao. Z ratusza adwokat Leon Gambetta ogłosił manifestującym paryżanom Trzecią Republikę. (…) Nikt nie stanął w obronie Cesarstwa”. Genezą francuskiej III Republiki jest więc przegrana z Niemcami. To samo będzie powodem jej upadku w 1940 r.

Armii pruskiej nic nie może już powstrzymać. Niebawem dojdzie do Paryża.

Całe Niemcy się schlały

Jeszcze podczas wojny kolejne państwa niemieckie deklarują, że godzą się na proklamowanie cesarstwa niemieckiego pod pruskim przewodnictwem. Zgadza się nawet Bawaria Wittelsbachów, długo nieprzychylna dominacji Prus (choć na swoich zasadach: utrzyma własną politykę zagraniczną i armię w czasie pokoju). 18 stycznia 1871 r. Wilhelm Hohenzollern koronuje się na cesarza w Sali Lustrzanej pałacu w Wersalu – upokarzając tym dodatkowo pokonanych Francuzów. Prawie pół wieku później, w 1919 r., w tym samym miejscu Niemcy będą podpisywać traktat pieczętujący ich klęskę w I wojnie światowej.

O tytuł cesarski toczył się spór. Hohenzollern nie chciał przyjąć tytułu „cesarza Niemców” (brzmiał mu on nieco demokratycznie), zaś innym dynastiom niemieckim nie w smak był tytuł „cesarza Niemiec”. Ostatecznie koronował się jako „cesarz niemiecki” – dołączając tym do elitarnego klubu, obok cesarzy rosyjskiego, austriackiego, marokańskiego, etiopskiego, brazylijskiego, japońskiego i chińskiego (wkrótce dojdzie brytyjski: w latach 1876-1947 brytyjscy królowie będą także cesarzami Indii).

W maju 1871 r. Francuzi podpisują pokój z Niemcami, przyjmując ich surowe warunki. Tracą Alzację i Lotaryngię oraz muszą wypłacić horrendalnie wysoką kontrybucję: pięć miliardów franków w złocie. Niemcy zastrzegają sobie też prawo do defilady zwycięstwa w Paryżu. Przyparci do muru Francuzi przełykają i to upokorzenie – i oto pierwsza defilada Cesarstwa Niemieckiego przechodzi po Polach Elizejskich. Być może kroczy w niej mój daleki krewny, Maciej Hajok. Źródła podpowiadają, że doszedł z górnośląskiej wioski, mojej rodzinnej Ostroppy, do Paryża.

Nauczyciel Jacob Oeri zanotuje: „Niejedna poczciwa kluczborska kobiecina na próżno oczekuje męża, który od rana do wieczora siedzi w knajpie, na usprawiedliwienie mając fakt, że całe Niemcy tego dnia się schlały”.

Miejsce ma mapie świata

Zjednoczenie udało się do pewnego stopnia. Do dziś samodzielnie funkcjonują Austria czy Liechtenstein. Do połączenia wszystkich niemieckich krajów nigdy nie doszło, jeśli nie liczyć rządów Adolfa Hitlera. Koncepcja jednego państwa wytrzymała jednak próbę czasu i nie podzieliła losów choćby koncepcji jedności Słowian. Nie upadła ani wraz z końcem cesarstwa w 1918 r., ani po podziale Niemiec na RFN i NRD po II wojnie światowej.

Wtedy, w 1871 r., powstaje europejski gigant i „spóźnione” państwo narodowe. Pisarz Thomas Mann określił je mianem: Nieświęta Rzesza Niemiecka Narodu Pruskiego. Ale mapa Europy się uspokaja. Nigdy już Stary Kontynent nie będzie tak dominujący jak w półwieczu poprzedzającym I wojnę światową. Można powiedzieć, że II Rzesza – jak ją nazwano, nawiązując do tej powołanej w X stuleciu – powstała w ostatnim momencie, aby wziąć udział jako mocarstwo w epoce globalnej dominacji Europy. Aby uzyskać dla siebie – jak ujmie to w 1897 r. Bernhard von Bülow (sekretarz stanu w ministerstwie spraw zagranicznych cesarstwa, a potem kanclerz) – należne sobie „miejsce pod słońcem” wśród innych potęg kolonialnych.

W ciągu tamtych kilku dekad, przed rokiem 1914, świat staje się po raz pierwszy w dziejach globalny. Nie jest już tylko geograficzną koncepcją, zaczyna się jego globalna historia. Kolej i statek parowy skracają czas podróży z miesięcy do tygodni i dni, a telegraf – obieg informacji do godzin i minut. Książka Juliusa Verne’a „W osiemdziesiąt dni dookoła świata” z 1872 r. szybko przestaje być science fiction, staje się literaturą podróżniczą.

Europa wciąż jest silniejsza gospodarczo niż Stany Zjednoczone, zaś w Europie największą potęgą przemysłową stają się Niemcy. Późno dołączają one do wyścigu mocarstw, ale mają wielkie ambicje: rzucają wyzwanie światowemu Pax Britannica. W 1914 r. Wilhelm II Hohenzollern (wnuk Wilhelma I) roztoczy przed poddanymi wizję germańskiej Europy oraz – po przejęciu angielskich i francuskich kolonii – germańskiego świata, nad którym nigdy nie zajdzie słońce. Ale koniec będzie wyglądać zupełnie inaczej: pokój wersalski z 1919 r. pozbawi Niemcy wszystkich kolonii. W tym momencie Wilhelm będzie już, od dobrych kilku miesięcy, tylko byłym cesarzem, korzystającym z azylu w neutralnej Holandii.

Długie życie pomników

Wtedy, po 1871 r., Niemcy muszą wymyślić sobie nową tradycję. Powstają pomniki Bismarcka i cesarza, a także ofiar wojen zjednoczeniowych, jak również pomniki zwycięstwa pod Sedanem. Aż do upadku cesarstwa w 1918 r. najważniejszym świętem państwowym obok urodzin kajzera będzie właśnie Sedantag, Dzień Sedanu, wspomnienie tamtej wiktorii.

W Polsce do dziś zachowała się część tych upamiętnień. O genezie niektórych mało kto pamięta. Tak jest z rzeźbą Śpiącego Lwa na bytomskim rynku. Wieńczyła ona cokół z nazwiskami 147 miejscowych, którzy polegli na wojnie z Francją. Po II wojnie światowej lew zaginął, aż kilkanaście lat temu został odnaleziony w warszawskim ZOO i sprowadzony do Bytomia. Dziś, gdy emocje ostygły, można sobie na to pozwolić.

Symboliczne są losy monumentu ofiar wojen zjednoczeniowych z rynku w Pszczynie: II Rzeczypospolita zamieniła go na pomnik Józefa Piłsudskiego, a po 1945 r. komuniści przemianowali na pomnik poległych czerwonoarmistów; do dziś stoi w takiej roli na miejscowym cmentarzu wojennym.

WOJNA PRUSKO-FRANCUSKA nie przyniosła kresu rywalizacji Berlina i Paryża. Pogłębiła tylko konflikt, który miał ponownie wybuchać pod postacią dwóch kolejnych wojen, już światowych. Nieprzypadkowo po 1945 r. idea integracji europejskiej rozpoczęła się właśnie od próby uzdrowienia relacji francusko-niemieckich. ©

Korzystałem z książek: Eric Hobsbawm „Wiek imperium 1875–1914”, Anton Oskar Klaussmann „Górny Śląsk przed laty”, Sebastian Rosenbaum „Germania. Niemiecka polityczność na Górnym Śląsku 1871–1945”, Zygmunt Zieliński „Niemcy. Zarys dziejów”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2020