Nieśmiertelny barak

To największa encyklopedia ofiar komunizmu. „Za każdym nazwiskiem stoi żywa historia. Wymienić, opisać każdą z osób jest naszą powinnością” – deklarują jej autorzy.

26.10.2020

Czyta się kilka minut

Fotografie ofiar stalinowskiego terroru ze strony projektu„Nieśmiertelny Barak” i archiwum Stowarzyszenia Memoriał / MONTAŻ TP ON-LINE
Fotografie ofiar stalinowskiego terroru ze strony projektu„Nieśmiertelny Barak” i archiwum Stowarzyszenia Memoriał / MONTAŻ TP ON-LINE

Każdego 30 października, w Dniu Pamięci Ofiar Represji Politycznych, w Rosji od wielu już lat odbywa się oddolna akcja przywracania imion milionom anonimowych ofiar komunizmu i Stalina. Natomiast od pięciu lat na co dzień ich upamiętnieniem zajmuje się projekt „Nieśmiertelny Barak”.

Jego nazwa nawiązuje do akcji „Nieśmiertelny Pułk”, organizowanej rokrocznie z okazji Dnia Zwycięstwa: 9 maja przez rosyjskie miasta maszerują ludzie z portretami swoich przodków, uczestników II wojny światowej. Akcję wymyślili aktywiści z Tomska: chcieli w ten sposób uczcić indywidualną ofiarę ludzi wprzężonych w miażdżącą machinę historii. Potem ideę przejął Kreml i odtąd marsz stał się sztandarowym elementem obchodów, uwierzytelniających jedyną dopuszczalną w putinowskiej Rosji wersję heroicznej i nieskazitelnej Pobiedy pod przewodem nieomylnego Stalina.

Tymczasem „Nieśmiertelny Barak” to inicjatywa obywatelska: upomina się o tych, którzy najpierw zostali zabici jako wrogowie, a potem wypchnięci z pola narodowej pamięci. Poprzez przywołanie losów konkretnych osób uczłowiecza statystykę, pokazuje okrucieństwo systemu. Jest też sprzeciwem wobec bezkarności oprawców, którzy nawet zza grobu wciąż piszą historię. Portal internetowy pomyślany jest jako pomnik ofiar: są tu relacje, baza danych o ofiarach, dokumenty (np. listy przeznaczonych do rozstrzelania). Projekt utrzymuje się z datków. „Naszemu państwu to nie jest potrzebne” – piszą twórcy.

W zamieszczonym na stronie internetowej credo czytamy: „Oni wszyscy mogliby żyć. Kochać, urodzić i kołysać w ramionach dzieci i wnuki, czytać i pisać wiersze albo po prostu spacerować w deszczu lub słońcu. Nie chodzi o wiek. Ani zawód. Ani talent. Nie wolno odbierać życia. A oni zostali zabici. Bo trzeba było wypełnić plan. Bo trzeba było zastraszyć tych, którzy jeszcze żyli. Nie możemy im pomóc. Ale możemy zachować pamięć o nich. I o ich katach. Historia nie może się powtarzać. A jednak się powtarza. Dlaczego? Bo nie pamiętamy”.

Rozstrzelany teatr

Na tragedie narodów składają się tragedie indywidualne. Opowiedziane, robią większe wrażenie niż statystyki. Oto jedna z wielu.

Poligon Butowo pod Moskwą to miejsce, gdzie funkcjonariusze NKWD taśmowo pozbawiali życia ludzi uznanych przez reżim za szkodliwych lub zbędnych. W latach 1930-50 rozstrzelano tu i zrzucono do rowów ponad 20 tys. „elementów antysocjalistycznych”. Szczyt przypadł na lata Wielkiego Terroru 1937-38.

W oszroniony lutowy poranek 1938 r. w Butowie rozstrzelano cały teatr.

Teatr Skatuve działał w Moskwie od 1919 r. pod przewodnictwem Łotysza Osvaldsa Glāznieksa (Oswalda Głazunowa). Od 1932 r. miał status łotewskiego teatru narodowego. Ostatni spektakl odbył się w grudniu 1937 r. Wszystkie role zagrały w nim kobiety. Widzowie wynieśli wrażenie, że brali udział w eksperymencie teatralnym – nikt nie sądził, że męska część zespołu została właśnie aresztowana przez NKWD. Wkrótce aresztowano też kobiety. Do katowni trafili wszyscy członkowie trupy Skatuve, a także obsługa techniczna.

3 lutego 1938 r. w Butowie odbyła się egzekucja 229 Łotyszy – w tej grupie stracono także wszystkich pracowników teatru Skatuve. Wśród nich gwiazdę kina niemego Mariję Leiko, która zanim przeniosła się do Moskwy, grała w niemieckich filmach (m.in. w reżyserii wielkiego mistrza kina niemego Friedricha Murnaua). Dyrektor Glāznieks uniknął wtedy zatrzymania – władza sowiecka dopadła go w 1944 r. Aresztowany w Rydze za współpracę z Niemcami, zginął w łagrze w 1947 r.

Na stronie „Nieśmiertelnego Baraku” czytamy: „Dołożono starań, by wytrzeć z ludzkiej pamięci wszelkie wzmianki o łotewskim teatrze. W ciągu 50 lat nie wypowiedziano ani słowa o Skatuve i losie aktorów. Jeśli w Rydze czasem padało pytanie: »A co się stało z naszą Mariją Leiko?«, moskiewscy komedianci w cywilu, odczekawszy chwilę, odpowiadali: »Powiesiła się w celi więzienia etapowego na jedwabnej pończoszce produkcji niemieckiej«”.

W 2002 r. komisja moskiewskich władz odmówiła łotewskiemu stowarzyszeniu w Moskwie umieszczenia tablicy pamięci poświęconej Skatuve.

W kątach niepamięci

„Nieśmiertelny Barak” przypomina też o tych wstydliwych kartach, które putinowska Rosja pomija milczeniem, gdyż nie pasują do lansowanej wersji, wypolerowanej i heroicznej.

81 lat temu, nocą z 26 na 27 listopada 1939 r., funkcjonariusze NKWD dokonali prowokacji: ostrzelali z dział własne pozycje – pozycje Armii Czerwonej – w pobliżu osady Mainila przy granicy z Finlandią. Strona sowiecka oskarżyła o to Finów i uznała za casus belli. 30 listopada Armia Czerwona zaatakowała Finlandię, zaczęła się tzw. wojna zimowa.

Wcześniej w tajnym protokole do układu z 23 sierpnia 1939 r. Hitler i Stalin ustalili, że Finlandia to strefa wpływów Moskwy. Ale z Finlandią nie udał się Stalinowi manewr, który wcześniej stosował z powodzeniem wobec trzech państw bałtyckich: Helsinki nie zawarły umowy o pomocy wojskowej i nie zgodziły się na obecność u siebie sowieckich baz wojskowych. Zatem Stalin uderzył.

Za tę agresję Związek Sowiecki został 14 grudnia 1939 r. wykluczony z Ligi Narodów po masowych protestach społeczności międzynarodowej; sowieckie lotnictwo bombardowało obiekty cywilne. Komisarz (tj. minister) spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow odrzucał oskarżenia: mówił, że lotnictwo zrzuca na Helsinki chleb dla głodującej ludności. Zanim w marcu 1940 r. zawarto rozejm, Armia Czerwona poniosła ogromne straty: co najmniej 167 tys. zabitych i 345 tys. rannych (straty fińskie to 26 tys. zabitych i 40 tys. rannych).

W Związku Sowieckim wojnę tę zepchnięto w kąt niepamięci. Nie było się czym chwalić: ogromne ofiary, potężna strata wizerunkowa. No i utrata Finlandii jako państwa przyjaznego – bo choć w umowie rozejmowej Finowie zgodzili się na odstąpienie 11 proc. swojego terytorium, to obronili niepodległość.

Barak dziecięcy

Przed kamienicę zajeżdża czarne auto, wysiada kilka osób – cywilów i funkcjonariuszy. Budzą dozorcę, który trzęsącymi się rękami otwiera bramę. Ludzie z czarnego auta wchodzą na drugie piętro. Łomoczą do drzwi mieszkania po lewej stronie. Nikt nie odpowiada. Środek nocy, wszyscy śpią. Najstarszy stopniem funkcjonariusz odbezpiecza broń. „Kto tam?” – słychać zaspany głos. „Otwieraj!” – ryczy zdenerwowany cywil. Struchlała kobieta uchyla drzwi. Wchodzą. „Męża już zabraliście tydzień temu” – szepcze. „My po was i dzieci” – odpowiada enkawudzista. „Przynajmniej je ubiorę, są w piżamach, śpią” – błaga. „Nie trzeba, zaopiekujemy się nimi. Wychodzić”.

Na zdjęciach, które w aresztach NKWD robiono zatrzymanym „członkom rodzin zdrajców ojczyzny”, dzieci mają zapłakane oczy, rozczochrane włoski, zasmarkane nosy, zaciśnięte usta. Nie rozumieją, co się dzieje, czemu wyrwano je z objęć matki, wygnano z ciepłych domów. Zbiór tych zdjęć portal „Nieśmiertelny Barak” zamieścił w oddzielnym dziale-projekcie pod nazwą „Nieśmiertelny Dziecięcy Barak”.


Czytaj także: Anna Łabuszewska: Pobieda online


Zgodnie z rozkazem NKWD nr 00486 z sierpnia 1937 r. członkowie rodzin tych, których uznano za wrogów, też mieli podlegać represjom. Żony wysyłano do łagru na 5-8 lat. Z dziećmi postępowano różnie, choć zawsze okrutnie. Były odbierane rodzicom („wrogom ludu” zabrano ponad 17 tys. dzieci), którzy tracąc wszelkie prawa, tracili też prawa rodzicielskie. Małoletnie dzieci trafiały do wybranych rodzin, albo – częściej – do domów dziecka (w tym domów dziecka o zaostrzonym rygorze) lub do przeznaczonych dla dzieci kolonii karnych. Nosząc piętno „dziecka zdrajcy”, były prześladowane. Niektóre skazywano na śmierć.

Bazę prawną przygotowano zawczasu: 7 kwietnia 1935 r. najwyższe władze sowieckie przyjęły uchwałę „o środkach walki z przestępczością wśród nieletnich”. Na jej podstawie karze podlegały dzieci, które ukończyły 12 lat. Tylko na poligonie Butowo stracono co najmniej 69 niepełnoletnich.

Reżim nie zadawał sobie trudu udowadniania winy – zabijał zgodnie z wyznaczonym planem śmierci; zabijał, by trwać. Ci, którzy w tej morderczej loterii wylosowali życie, zwykle bali się do końca swoich dni. Strach był fundamentem reżimu.

Posiedzenie pro forma

Olga Urusowa pochodziła z książęcego rodu Golicynów. Z punktu widzenia władz bolszewickich była elementem zbędnym, a nawet wrogim. Zwłaszcza że jej mężem był książę Piotr Urusow, też wróg nowej władzy.

Karta informacyjna Olgi Urusowej na stronie internetowej ru.openlist.wiki zawiera podstawowe dane: urodzona w 1912 r., wykształcenie średnie, zawód wykonywany gospodyni domowa, bezpartyjna, aresztowana 31 stycznia 1938 r. w Tomsku, oskarżona o udział w spisku i przynależność do Związku Ratowania Rosji. Stanęła przed sądem. Albo raczej: przed tzw. trójką, orzekającą taśmowo, w szybkim trybie, wyroki śmierci wobec oskarżanych o spiski i zamachy na władzę sowiecką. 14 lutego 1938 r. Olga została skazana na rozstrzelanie; wyrok wykonano 5 marca. Miała 26 lat. Została zrehabilitowana w 1956 r.

Jej mąż został rozstrzelany nieco wcześniej, w styczniu. Jej brat Aleksandr Golicyn, aresztowany „za działalność powstańczą”, został stracony w lipcu (jego rzeczy osobiste skonfiskowano).

Natalia Makridina została aresztowana 26 kwietnia 1937 r. Bezpartyjna, wykształcenie średnie. Przed aresztowaniem przez jakiś czas nie pracowała. Skazana na śmierć na podstawie podpisanej osobiście przez Stalina listy osób przeznaczonych do rozstrzelania jako przestępca szczególnie groźny: członkini „kontrrewolucyjnej organizacji terrorystycznej”. Pod listą figurują też podpisy Mołotowa, Kaganowicza i Woroszyłowa. Drogą służbową lista trafiała do Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego. Tam polecenie zbrodniarzy z Biura Politycznego zatwierdzano po 10-minutowym posiedzeniu pro forma. Łącznie Stalin podpisał osobiście 388 takich list. Staraniem stowarzyszenia Memoriał listy opublikowano w latach 2002-03. Można je znaleźć także na portalu „Nieśmiertelny Barak”.

Makridina została rozstrzelana 16 sierpnia 1937 r., ciało przewieziono na cmentarz Doński w Moskwie, gdzie grzebano ofiary terroru. Została zrehabilitowana w 1966 r.

I mnie rozstrzelają

Mówi się, że poeta w Rosji to więcej niż poeta. A rozstrzelany poeta?

Wiktor Chorodczinski przeżył 25 lat, z tym wiele w katowniach i łagrach. Był synem Fiodora Cederbauma, jednego z czołowych mienszewików. Miał niecałe 13 lat, gdy w 1925 r. został po raz pierwszy aresztowany: za sporządzenie i przeczytanie kolegom z klasy ulotki, w której wzywał do krytyki partii. Zesłano go na 5 lat na Wyspy Sołowieckie. Z łagru wyreklamowali go współtowarzysze ojca, powołując się na niepełnoletność – dzięki nim po dwóch latach Wiktor wrócił do domu.

Pisał wiersze. Ich tematem była również polityka. W 1932 r. jeden z takich wierszy stał się powodem kolejnego aresztowania. Znów Wiktor trafił przed oblicze „najbardziej humanitarnego sądu na świecie”, znów został oskarżony o założenie kontrrewolucyjnej organizacji i znów trafił do łagru. Był tam izolowany od innych więźniów, aby „nie szerzyć wrogiej ideologii”. Protestował, urządzał głodówki, domagał się przeniesienia do miejsca, gdzie są lepsze warunki (zachorował na gruźlicę).

W 1937 – roku rozprawy Stalina z przeciwnikami politycznymi i całą rzeszą ludzi, którzy w jego chorym wyobrażeniu mogli zagrozić jego władzy – Wiktor został znów skazany, teraz na podstawie złowróżbnego artykułu 58 (zdrada ojczyzny). Został rozstrzelany.

Zachowały się jedynie trzy jego wiersze, w tym wstrząsający pod tytułem „Egzekucja”: „I mnie rozstrzelają / smutny, spokojny jestem...”.

W 2017 r. moskiewski malarz Hasan Bachajew zrealizował przemawiający do wyobraźni projekt: zdjęcia współczesnych dziewcząt i chłopców zmiksował ze zdjęciami ofiar stalinowskich represji. Efekt był wstrząsający. Akcja Bachajewa była zrealizowana we współpracy z portalem „Nieśmiertelny Barak” (jest nadal dostępna w rosyjskim internecie).

Świat się dowiedział, nic nie powiedział

Jego książka powinna być wstrząsem dla społeczeństw Zachodu. Władimir Czernawin był przekonany, że gdy opowie o tym, czego doświadczył, gdy odrze z zakłamania sowiecką propagandę, gdy otworzy oczy nieświadomym Europejczykom, to ich obudzi i nauczy myślenia o prawdziwej naturze zbrodniczej sowieckiej tyranii. A może nawet sprawi, że ktoś ruszy na pomoc niewinnie cierpiącym. Nic takiego się nie stało.

Czernawin był biologiem, specjalizował się w ichtiologii. Pracował w Murmańsku i Leningradzie. W 1930 r. został aresztowany jako „szkodnik, winny nadużyć przy produkcji konserw rybnych”. Ludzi mających związek z produkcją zepsutych konserw skazano na śmierć i stracono, łącznie 48 osób. Śledztwo „wykazało”, że wraz z białą emigracją knuli przeciw władzy sowieckiej.

Ichtiolog zaplątał się w sieci historii niejako przy okazji: jak wielu naukowców „podwiązanych” do tej sprawy został aresztowany, gdyż był specjalistą od ryb. Gdy podczas przesłuchań odmawiał przyznania się do winy, oprawcy aresztowali jego żonę (Tatiana Sapożnikowa pracowała w Ermitażu, z konserwami nie miała nic wspólnego). Czernawin wytrzymał presję, dzięki czemu nie podzielił losu skazanych na śmierć. Ale na wolność nie wyszedł: wyrok 5 lat kolonii karnej miał odbyć na Sołowkach. Praca była tam wyjątkowo ciężka. Jednak szczęście znów się do niego uśmiechnęło: przeniesiony do łagru niedaleko miasta Kiem w Karelii, miał tam wyznaczać łowiska i dokształcać kołchoźników.

Momentem przełomowym była wizyta w Kiemie żony i syna latem 1932 r. Czernawin postanowił podjąć próbę ucieczki z piekła łagru. Przez 22 dni rodzina szła ku fińskiej granicy, bez odpowiedniego ekwipunku i jedzenia. Udało im się. Już na Zachodzie Czernawin szukał możliwości przekazania światu swej unikatowej wiedzy o sowieckich represjach. Wydaną w 1935 r. książkę „I Speak for the Silent: Prisoners of the Soviets” (Mówię w imieniu milczących. Więźniowe Związku Sowieckiego) poświęcił tym, którzy zostali po tamtej stronie.

„Mój los to zwykła historia rosyjskiego naukowca – pisał. – Los był dla mnie łaskawszy niż dla większości: mniej męczono mnie podczas przesłuchań, mój wyrok – 5 lat katorgi – był znacznie lżejszy od zwykle stosowanego (rozstrzelanie lub 10 lat łagru). Wielu ludzi przeszło przez tortury, było straconych. Nasza wspólna wina: staliśmy wyżej pod względem kultury, a tego bolszewicy nie mogli nam wybaczyć. Mówię o sobie tylko dlatego, że inni nie mogą mówić, umierają w milczeniu od kuli czekisty, udają się na zesłanie bez nadziei, że wrócą, i też umierają w milczeniu. Uciekłem z katorgi, ryzykując życiem żony i syna. Katorżnicy wierzą, że mogą być krzywdzeni tylko dlatego, że świat nie wie, co się tam dzieje”.

Świat – to znaczy: mały jego wycinek – dowiedział się. Ale być może nie wiedział, jak zareagować. A może wolał nie patrzeć w tamtą stronę.

Dwa miliony (na razie)

„W tamtą stronę” nie chcą też patrzeć niektórzy współcześni. Lokatorzy kamienicy przy ul. Rubinsteina 23 w Petersburgu tak długo domagali się zdemontowania z fasady szesnastu tabliczek upamiętniających mieszkańców tejże kamienicy, represjonowanych w czasach stalinowskich, aż je zdjęto. Tabliczki umieszczono tam niedawno w ramach oddolnej akcji „Ostatni adres”: uświadamiającej, że ofiarami padali zwykli ludzie, mieszkający w zwykłych domach. Jak widać, trudno jest dźwigać dziś taki bagaż. Lepiej nie patrzeć.

Tymczasem licznik na stronie internetowej projektu „Nieśmiertelny Barak” pokazuje: jak dotąd udało się wydobyć z niepamięci 1 926 707 nazwisk.

Licznik wciąż odlicza. ©

KRYPTONIM „SOCZEWICA”

Od 23 lutego do 9 marca 1944 roku na Kaukazie Północnym trwała nakazana przez Stalina akcja pod kryptonimem „Soczewica”: deportacja narodów czeczeńskiego i inguskiego do Kazachstanu i Kirgizji. W bydlęce wagony zapakowano ponad 500 tys. ludzi (niektóre dane mówią o 650 tys.): dorosłych, dzieci, w mocno podeszłym wieku. Powieziono ich w stepy Azji Centralnej. W pierwszym roku pobytu w nowych miejscach osiedlenia zmarł co czwarty wywieziony. Wedle oficjalnej wykładni akcja była karą za kolaborację z Niemcami. Dotknęła całe narody, choć tereny Czeczenów i Inguszy były pod niemiecką okupacją tylko w małej części i krótko.

Z relacji Rustama Muradowa: „Moi przodkowie opowiadali, że wieźli ich w wagonach towarowych. Ścisk był taki, że wszyscy musieli stać. Jechali kilka dni. Gdy pociąg się zatrzymywał, dostawali na wagon wiadro. Ojciec – wówczas mały chłopiec – wysiadł, aby nabrać wody. W błocie ugrzązł mu bucik, schylił się, aby go wyciągnąć. Towarzyszący mu żołnierz uderzył go i rzucił z pogardą: Zostaw, i tak ci się nie przyda”.

Jakub Miedow: „Dorośli nie jedli – karmili dzieci. Jeśli ktoś umierał, to jego ciało przykrywano, żeby żołnierze nie widzieli. Ale oni robili kontrole, wyciągali trupy z wagonu, zostawiali przy torach. Nie wiem, co z nimi było dalej. We wsi, do której nas zawieziono, nie było dla nas domów ani baraków. Wykopaliśmy ziemiankę, nie mieliśmy opału, było zimno. W rodzinie sąsiadów zmarło siedem osób. Ciała układali przy ściance, w zmarzniętej ziemi nie dało się wykopać grobu. My, dzieci, baliśmy się spać przy tej ścianie, bo wiedzieliśmy, że po drugiej stronie leżą nieboszczycy. Więc babcia się kładła przy samej ścianie, a dopiero potem my układaliśmy się po kolei na podłodze”.

Issa Kodzojew: „W sąsiednim wagonie umierała starsza kobieta, bredziła, że chce się napić mleka. Na postoju jej syn pobiegł po mleko. Gdzieś je w końcu kupił. Tymczasem pociąg ruszył, a ten mężczyzna starał się go dogonić. Obserwował to żołnierz stojący w drzwiach wagonu. Gdy przekonał się, że mężczyzna nie dogoni nabierającego szybkości pociągu, zastrzelił go. Mężczyzna upadł na wznak, mleko się rozlało. Do dziś mi się to śni”. ©AŁ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2020