Tabliczka wielkości dłoni

Prowadzą ją Rosjanie, którym przeszłość nie jest obojętna. Cel akcji „Ostatni adres” to przywrócenie pamięci o ludziach, którzy w czasach Związku Sowieckiego trafili w tryby państwowego terroru i zostali zapomniani.

03.04.2016

Czyta się kilka minut

Ul. Piatnicka 6 – tu wisi tabliczka z ostatnim adresem Wasilija Czekałowa; Moskwa, kwiecień 2016 r. / Fot. Anna Bedyńska dla „TP”
Ul. Piatnicka 6 – tu wisi tabliczka z ostatnim adresem Wasilija Czekałowa; Moskwa, kwiecień 2016 r. / Fot. Anna Bedyńska dla „TP”

W środku nocy znikali z domów, wywlekani przez funkcjonariuszy NKWD. Ginęli od kuli w katowniach czy w bezimiennym lesie albo z wycieńczenia w łagrze. Byli lekarzami, aktorami, robotnikami, stróżami, dyplomatami, studentami... Zwykłymi ludźmi. Ich nazwisk nikt dziś nie pamięta. Zainicjowany w 2014 r. „Ostatni adres” ma pomóc w odrobieniu przez Rosjan lekcji historii – i przywrócić pamięć o ofiarach czasów pogardy.

Ostatni adres ofiar

„Chcemy rozmieścić na domach w rosyjskich miastach tysiące jednakowych tabliczek, znaków pamięci, bardzo prostych, niedużych, wielkości dłoni. Na każdej tabliczce znajdzie się imię i nazwisko człowieka, dla którego dany dom stał się ostatnim adresem – stąd został wyprowadzony pod eskortą i nigdy tu nie powrócił” – czytamy na stronie internetowej projektu „Ostatni adres” (www.poslednyadres.ru). Tabliczki zaprojektował architekt Aleksandr Brodski.

Na pomysł uczczenia tych, którzy zostali zmieleni w żarnach historii, wpadł dziennikarz rozgłośni radiowej Echo Moskwy, Siergiej Parchomienko. Zainspirował go projekt niemieckiego artysty Guntera Demniga, który zajął się upamiętnieniem ofiar Holokaustu. Jego „Stolpersteine” – „Kamienie Pamięci” lub „Potykacze Pamięci” (od niemieckiego stolpern: potykać się) – zostały wmurowane w bruk wielu europejskich miast; dziś jest ich ok. 45 tys.

Rosyjski projekt „Ostatni adres” zyskał wsparcie ze strony stowarzyszenia Memoriał i jego przewodniczącego Arsenija Rogińskiego oraz Centrum Jelcyna. Tabliczek też mają być tysiące. Najwięcej, jak dotąd, odsłonięto w Moskwie i Petersburgu, ale akcja objęła także inne miasta i mniejsze miejscowości – m.in. Perm, Barnauł, Twer, Kostromę, Taganrog.

Zanim powstał pomysł umieszczania jednakowych tabliczek na domach ofiar stalinizmu, aktywiści ruchu obywatelskiego Archnadzor rozklejali na domach ulotki z nazwiskami dawnych mieszkańców – ofiar represji. Przytwierdzenie metalowej tabliczki uznano za bardziej trwały sposób ocalania ich od zapomnienia.

Dla organizatorów akcji ważne są dwa aspekty: działanie zgodne z prawem (na podstawie ustawy o rehabilitacji ofiar represji politycznych z 1991 r.) oraz finansowanie wyłącznie z dobrowolnych składek. Memoriał udostępnił swoją bazę danych o ofiarach represji. Każdy zainteresowany może pozyskać informacje o swoich krewnych, przyjaciołach czy sąsiadach, prześladowanych w czasach Związku Sowieckiego – i wyjść z inicjatywą uczczenia ich pamięci.

Mój sąsiad, zwykły inżynier

Tabliczka powstaje na podstawie wniosku zgłaszanego przez konkretnego ofiarodawcę, który pilotuje jej wykonanie z odnośną treścią, odpowiada za jej umieszczenie we właściwym miejscu, odsłonięcie i potem utrzymanie w należytym stanie.

Przykładowo, historyk Siergiej Iwanow z Moskwy złożył wniosek o wykonanie tabliczki z nazwiskiem niejakiego Wasilija Illina. „Illin miał 41 lat, Rosjanin, bezpartyjny, wykształcenie wyższe, inżynier, specjalista budowy kanałów. Tyle wiemy z biogramu opracowanego przez Memoriał. A ja wiedziałem o nim tylko to, że miał córeczkę Iroczkę. Moja przyszła mama, wtedy dziesięcioletnia Tonia, bawiła się z nią” – pisze Iwanow na blogu o bohaterze tabliczki, która została odsłonięta 20 marca tego roku w Moskwie, na ulicy Bolszaja Dmitrowka 23.

Illin mieszkał wraz z dziadkami Iwanowa i wieloma innymi lokatorami w tej kamienicy, w gigantycznej komunałce – jak nazywano duże mieszkania, które następnie dzielono na wiele mniejszych, ale ze wspólną kuchnią i toaletą.

Iwanow pisze: „4 listopada 1937 r. Wasilij Illin został zabrany z tego mieszkania. Iroczkę wzięła do siebie niania, jak to się często działo w tych latach. Tonia potem odwiedziła ją kilka razy, gdzieś na obrzeżach miasta, gdzie dziewczynka zamieszkała wraz z tą litościwą kobietą, która się nią zaopiekowała. Moja babcia, wożąc Tonię, popełniała niesubordynację: kontaktowała się z »trędowatą« – córką wroga ludu. Illin został rozstrzelany 10 grudnia, za co? – wiadomo, za kontakty z grupą terrorystyczną. Ciało (najprawdopodobniej) wrzucono do dołu w Kommunarce pod Moskwą, na tzw. daczy Jagody. (...) W tych dołach leżą ambasadorowie i generałowie, szpiedzy i komisarze ludowi, pisarze, luminarze władzy bolszewickiej, nawet sam Jagoda [szef NKWD w latach 1934-36; stracony na podstawie oskarżenia o spisek, szpiegostwo i zdradę – red.]”.

Piana historii

Na liście rozstrzelanych w Kommunarce jest 4527 nazwisk, ale to lista niepełna – szacuje się, że w lesie wokół daczy pochowano ok. 10 tys. osób. Iwanow nie znalazł na tej liście nazwiska Illina. „Zresztą trudno się było dogrzebać czegokolwiek o nim – pisze. – Był inżynierem, nawet nie należał do tej partii, która uznała terror za legalną formę walki politycznej. (...) Po prostu pracował w swoim biurze projektowym, wychowywał córkę, a potem został zabity. W 1956 r. zrehabilitowano go – okazał się niewinny. To nie znane postacie ze świecznika, ale właśnie ktoś taki jak Illin jest uosobieniem tego koszmaru, który miał miejsce w Rosji”.

To jest istotą akcji „Ostatni adres”: przywracanie pamięci o tych zwykłych ludziach, których los – złamany przez piekielną machinę państwowego terroru – wsiąkł w bezlitosną statystykę, o których zapomniano, których imiona wytarto z kart historii, wytarto nawet z rodzinnych kronik.

Dziś nie wiemy, czy Iroczka Illina żyje, czy pamięta, kto był jej ojcem i co się z nim stało. Wyrwane z ciepłych domów dzieci „wrogów ludu” miały zapomnieć o swoim pochodzeniu, stać się nowymi ludźmi, pozbawionymi korzeni. No i oddanymi tym instytucjom, partii i państwa, które zabiły lub uwięziły na lata ich rodziców.

O takich jak Illin pisano w Rosji: „piana historii” – niepoliczalne drobinki, zaokrąglane w przybliżeniu do tysięcy czy milionów. Akcja „Ostatni adres” ma przywrócić tym drobinkom, człowieczeństwo, którego zostali pozbawieni nieludzkim potraktowaniem, nieludzką śmiercią, nieludzkim pochówkiem, nieludzkim postępowaniem władz, aplikującym kolejnym pokoleniom obywateli krople amnezji.

Cień Stalina... 

Autorzy projektu działają w czasach, w których odżywa kult tego, w imieniu którego inżyniera Illina i setki tysięcy jemu podobnych pozbawiono życia, a ich rodziny godności. Od lat w oficjalnym przekazie relatywizuje się zło, które wyrządził Stalin, podnosi się jego zasługi w budowaniu potęgi ZSRR – i na arenie wewnętrznej, i światowej. Gdzieniegdzie odsłaniane są nawet popiersia tyrana.

Odnawia się też narracja, że państwo jest ważniejsze niż obywatel, że obywatel powinien być gotowy ponosić ofiary, cierpieć niewygody. W rocznicę śmierci wodza są organizowane marsze jego zwolenników, na grobie pod murem Kremla składane wiązanki kwiatów, wygłaszane podniosłe mowy na jego cześć.

Jak daleko Rosja zajdzie tą drogą? Już teraz ludziom wmawia się, że w imię szaleństw prezydenta Putina warto się pomęczyć, znosić biedę, wyrzeczenia. Że warto składać swoje prawa obywatelskie na ołtarzu jego polityki.

...i cień obojętności

Akcja „Ostatni adres” nie cieszy się wielką popularnością ani powszechną estymą. Angażuje się w nią wprawdzie liczna grupa aktywistów, ale dla szerokich kręgów społeczeństwa ona nie istnieje. Projekt jest propagowany tylko przez niszowe media i nie zyskał rozgłosu. Inaczej niż np. lansowana przez media państwowe masowa akcja „Nieśmiertelny Pułk”, mająca upamiętnić uczestników Wielkiej Wojny Ojczyźnianej: 9 maja w całej Rosji organizowane są odgórnie marsze, których uczestnicy niosą portrety uczestników tej wojny (teoretycznie powinni to być przodkowie uczestników demonstracji).

W przeciwieństwie do mitu niepokalanego zwycięstwa z 1945 r., „Ostatni adres” to ten segment pamięci historycznej, który jest spychany na margines, niechciany, ledwie tolerowany – także w powszechnej świadomości. Na dodatek Memoriał został już wpisany na listę „agentów zagranicznych”, przypięto mu łatkę organizacji obsługującej interesy Zachodu, za zachodnie pieniądze. Czy akcja „zagranicznego agenta” zasługuje na poklask w społeczeństwie karmionym jedynie wersją bohaterskiej historii?

Stąd nie zawsze inicjatywa umieszczenia tabliczki spotyka się z aprobatą obecnych mieszkańców domu. – Zdarza się, że słyszymy: „Nie chcę mieszkać na cmentarzu, to mi psuje nastrój. Nie chcę, żeby moje dzieci to oglądały” – mówi inicjator akcji Siergiej Parchomienko.

– Są ludzie, którzy nie chcą o tym wiedzieć – z goryczą uzupełnia jedna z inicjatorek tabliczki upamiętniającej represjonowanego krewnego. – Szczególnie ludzie młodzi, którym historię wykłada się tak, że uważają te miliony rozstrzelanych za w pełni uzasadnioną ofiarę słusznego reżimu.

Zdarzyło się, że w Barnaule – mieście w Kraju Ałtajskim, na Syberii – jedną z tabliczek zdjęto w kilka godzin po jej odsłonięciu. Dzień później, po interwencji, na szczęście wróciła na miejsce. Dialog potomków oprawców, potomków ofiar i potomków obojętnych ciągle się w Rosji nie układa. ©

KATYŃSKA KSIĘGA MEMORIAŁU

W roku 2015, na 75-lecie Zbrodni Katyńskiej, stowarzyszenie Memoriał przygotowało wydanie księgi pamięci zawierającej nazwiska i biografie zamordowanych w Katyniu Polaków (w internecie: www.memo.ru/d/216883.html). Grupa badaczy z Memoriału przestudiowała obszerny materiał archiwalny – archiwa rosyjskie, niemieckie i polskie. Pozwoliło to ustalić nazwiska 4415 polskich oficerów przebywających w niewoli sowieckiej od jesieni 1939 r. do wiosny 1940 r. i daty egzekucji (kwiecień-maj 1940 r.) wszystkich jeńców przebywających w obozie w Kozielsku. Zebrano bezcenny materiał o pobycie w obozie, a także przedwojennych losach zamordowanych.

Polska sekcja Memoriału pod kierunkiem Aleksandra Gurjanowa – kawalera Medalu Św. Jerzego z 2010 r. – od lat pracuje nad archiwaliami dotyczącymi represji wobec obywateli Polski. Polskim partnerem jest Ośrodek KARTA – dwa lata temu wydana została po polsku księga pamięci „Zabici w Katyniu”. Rosyjskie wydanie zostało zaktualizowane, uzupełnione o najnowsze ustalenia. Co ważne: środki na wydanie księgi zbierano od indywidualnych darczyńców w ramach społecznej zbiórki. „Chodzi o to, by ludzie mogli przyczynić się do ustanowienia prawdy” – mówił Aleksandr Gurjanow. Ambasada RP w Moskwie zorganizowała na cześć ofiarodawców uroczystość: w mroźny styczniowy wieczór atmosferę ociepliły słowa podzięki, wzajemnej życzliwości i wspólne śpiewanie kolęd.

W rozkręcającej się karuzeli fałszowania historii w Rosji inicjatywa Memoriału jest jak łyk świeżego powietrza w dusznej sali, jak „promień światła w królestwie mroku”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2016