Niepokoje u pokojowego noblisty

Po zaledwie półtorarocznych rządach etiopski premier został okrzyknięty wielką nadzieją Afryki i jeszcze większym reformatorem. Nie minął nawet kolejny rok, a rodacy nazywają go dyktatorem, w Etiopii trwają rozruchy, a czarnowidze wróżą jej rozpad.
w cyklu STRONA ŚWIATA

09.09.2020

Czyta się kilka minut

 Plakat wyborczy w mieście Mekelie w północnej Etiopii, stolicy regionu Tigraj, 6 września 2020 r. / FOT. EDUARDO SOTERAS/AFP/East News /
Plakat wyborczy w mieście Mekelie w północnej Etiopii, stolicy regionu Tigraj, 6 września 2020 r. / FOT. EDUARDO SOTERAS/AFP/East News /

W minioną środę mieszkańcy Tigraju, jednego z dziesięciu regionów Etiopii, głosowali w wyborach, które postanowili przeprowadzić wbrew kategorycznym sprzeciwom rządu krajowego z Addis Abeby. Poszli głosować, chociaż rządzący ze stolicy przestrzegali, że wybory są bezprawne, a wybranych w ich skutek przywódców nie zamierzają uznawać za prawowite władze Tigraju. Co więcej, Addis Abeba zagroziła, że przestanie słać do Mekelle, tigrajskiej stolicy, pieniądze z krajowego skarbca. W etiopskim rządzie nie brak też takich, którzy uważają, że do stłumienia buntu należy posłać co prędzej wojsko, zanim przerodzi się on w zbrojną rebelię, która zagrozi rozpadem tego najstarszego, drugiego najludniejszego (zaraz po Nigerii) państwa w Afryce i jednego z jej kontynentalnych mocarstw.

Pokazowa lekcja demokracji

Pod koniec sierpnia prowincjonalne i krajowe władze wybierać mieli wszyscy Etiopczycy, a elekcję zapowiadano jako pierwszy sprawdzian poparcia – lub niepopularności – dla panującego od wiosny 2018 roku premiera, 44-letniego Abiya Ahmeda Alego, najmłodszego z przywódców Czarnego Lądu. Miały to być również pierwsze w Etiopii prawdziwie wolne i uczciwe wybory, z udziałem wszystkich, którzy zechcieliby ubiegać się o udział we władzy. To przynajmniej obiecywał, obok innych radykalnych i postępowych reform, premier Abiy, okrzyknięty tuż po intronizacji wielką nadzieją Etiopii i całej Afryki.

Pokazowa lekcja demokracji została jednak odwołana już w marcu z powodu epidemii COVID-19 (ok. 60 tys. chorych i zarażonych, ok. tysiąca zmarłych w 110-milionowym kraju). W kwietniu parlament wprowadził 5-miesięczny epidemiologiczny stan wyjątkowy, a w czerwcu posłowie z obecnego parlamentu, wybranego w 2015 roku (wtedy zasiedli w nim wyłącznie przedstawiciele rządzącej wówczas partii; dziś część z nich stała się opozycją), przedłużyli swoje upływające 10 października mandaty aż do czasu nowych wyborów. Mają się one odbyć najpóźniej w ciągu roku po tym, jak lekarze z Addis Abeby orzekną, że epidemia się skończyła i można głosować bezpiecznie.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Dwa dni później posłowie z Tigraju, jedynej prowincji kraju, w której nie rządzi partia premiera Abiya, postanowili jednak, że u siebie wybory przeprowadzą. Uznali też, że przełożenie wyborów krajowych jest bezprawne, a premier Abiy, łamiąc konstytucję, próbuje wprowadzić w kraju dyktatorskie rządy, które u innych tak surowo potępiał. Na początku września Rada Federacji, etiopski senat, orzekła, że wybory powszechne mogą ogłaszać wyłącznie władze z Addis Abeby i jeśli Tigrajczycy przeprowadzą elekcję, to nikt jej nie uzna, a wybrane w ten sposób władze będą uważane za uzurpatorów. W odpowiedzi na to Tigrajczycy zorganizowali w Mekelle pokaz siły, wojskową paradę i ogłosili, że jeśli kogoś w Etiopii nazywać uzurpatorem, to po 10 października będzie to premier Abiy.

Kto dyktatorem?

Tigrajczycy z północy kraju, choć nie stanowią nawet dziesiątej części ludności, rządzili niepodzielnie Etiopią przez ostatnie ćwierć wieku. Władzę zdobyli siłą, jako partyzanckie wojsko Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraju, które przyłączywszy się do innej powstańczej armii, z sąsiedniej Erytrei, od 1975 roku toczyło wojnę z rządzącym w Addis Abebie wojskowym dyktatorem pułkownikiem Mengistu Hajle Mariamem (1977-91). Krwawa wojna, która całkowicie wyniszczyła Etiopię, zakończyła się głównie z powodu faktycznego upadku Związku Radzieckiego (rozwiązany został pół roku później), najważniejszego mecenasa „Czerwonego Negusa” Mengistu. Pułkownik pozbawiony wojskowego i pieniężnego wsparcia Kremla poddał stolicę partyzantom i uciekł do Zimbabwe (gdzie wciąż mieszka). Do Addis Abeby wkroczyli zwycięscy partyzanci z Tigraju i Erytrei. Ci drudzy już od lat 60. walczyli o niepodległość tej okupowanej przez Etiopię krainy. 

Trwająca przez pół wieku zimna wojna między Zachodem i Wschodem oraz zmieniające się sojusze w toczonych przez nie zastępczych wojnach sprawiły, że zarówno Mengistu, jak i partyzanci z Tigraju i Erytrei wyznawali wyższość komunistycznej dyktatury nad zachodnią demokracją. Tigrajczycy zadowolili się władzą w Addis Abebie, a stworzywszy nowy rząd, zgodzili się, by ich towarzysze broni z Erytrei ogłosili niepodległość nawet za cenę odcięcia Etiopii od morza. W ten sposób w 1993 roku Erytrea stała się pierwszym w niepodległej Afryce krajem, który za aprobatą reszty kontynentu dokonał secesji i powstał z rozpadu innego. W Afryce, ulepionej ze sztucznych państw oraz granic i obawiającej się, że ich rewizja rozpęta powszechne wojny, drugim takim wypadkiem powstania państwa stał się dopiero w 2011 roku Południowy Sudan.

Tigrajczycy, podobnie jak Erytrejczycy w już niepodległym państwie, zaprowadzili dyktatorskie rządy. Etiopskie czerpały inspirację z Chin, gdzie miejscowi komuniści przeszli na kapitalizm w gospodarce, zachowując monopol politycznej władzy. I podobnie jak w Chinach, do gospodarczego cudu doszło także w Etiopii, która rządzona twardą, partyzancką ręką zaczęła notować niebywały gospodarczy rozwój i wzrost. Rządzący Tigrejczycy przerobili kraj na federację prowincji, podzielonych między najliczniejsze ludy. W Addis Abebie rządzili zaś jako najsilniejsi z czterech sojuszniczych partii, sprzymierzonych w Etiopskim Ludowo-Rewolucyjnym Froncie Demokratycznym. W ten sposób, przyznając formalną autonomię Amharom (wydali większość etiopskich monarchów), najliczniejszym Oromom, Afarom czy ludom Południa, Tigrejczycy przez ćwierć wieku sprawowali niekwestionowaną władzę w Addis Abebie. Postawili federalizm ponad demokrację także dlatego, że jako nieliczni w zcentralizowanym kraju nie mieliby większych szans na zwycięstwa w wyborach i utrzymanie władzy.

Bunt Oromów

Początkiem końca rządów Tigrajczyków w Addis Abebie stała się w 2012 roku śmierć ich przywódcy, partyzanckiego komendanta, a następnie premiera Melesa Zenawiego. Zastąpił go Delasegn Hajle Mariam, który w ten sposób stał się pierwszym przywódcą etiopskiego państwa, wywodzącym się nie spośród ludów północy, Amharów czy Tigrajczyków, lecz z południa. 

Powodem niespodziewanego awansu południowca był bunt, jaki od 2015 roku podnosili Oromowie, najliczniejsi w kraju, na których ziemiach leży stołeczna Addis Abeba. Od lat narzekali na to, że w kraju rządzonym przez przedstawicieli północy traktowani są jako obywatele drugiej kategorii i skarżyli się na tyranię Tigrajczyków. Iskrą, która wywołała pożar, okazał się gospodarczy rozwój i rozbudowa Addis Abeby, której ekspansja odbierała Oromom kolejne ziemie. Uliczne powstanie ogarnęło niemal wszystkie miasta Oromów i awansując południowca do władzy, Tigrajczycy liczyli, że spacyfikują bunt Oromów. Ale nowy przywódca, mając skrępowane ręce przez swoich dobrodziejów, niewiele mógł zrobić. Na początku 2018 roku rozruchy groziły już wybuchem wojny domowej. Wybór Abiya, wywodzącego się z Oromów, był kolejnym ustępstwem i ostatnią nadzieją na pokojowe zażegnanie konfliktu.

Medemer, czyli zgoda

Młody premier obiecał rewolucyjne zmiany – wolne wybory, wolność zgromadzeń, wolność słowa, koniec samowoli wszechwładnej tajnej policji i zawłaszczania rozwijającej się gospodarki przez partyjnych i państwowych dygnitarzy. W mieście Ambo, twierdzy Oromów, do której udał się z pierwszą wizytą, zapowiedział, że właśnie tam każe wznieść etiopską Statuę Wolności. Błyskawicznie dogadał się z Erytrejczykami, z którymi dawni towarzysze broni z Tigraju szybko się pokłócili, a na przełomie wieków stoczyli nawet krwawą wojnę graniczną. Właśnie pokój z Erytreą – obok obietnic wielkich przemian – przyniósł etiopskiemu premierowi jesienią 2019 roku Pokojową Nagrodę Nobla.

Nie mogąc jednak spełnić wszystkich oczekiwań, Abiy zaczął wkrótce zrażać do siebie tych, którzy wiązali z jego nastaniem największe nadzieje. Oromowie, dla których zrazu był bohaterem, krytykowali go, że zmiany przeprowadza zbyt nieśmiało, powolnie. Tigrajczycy, których zastąpił u władzy – przeciwnie. Zarzucali, że w zmianach idzie za daleko, za szybko. Autonomii i własnych prowincji zaczęły żądać kolejne ludy południa. 

W dodatku Abiy nie ukrywał nigdy, że nie jest zwolennikiem narodowych autonomii i uważa, że jeśli przestrzega się praw jednostek, to szanowane są w ten sposób także prawa wspólnot. Swoją polityczną filozofię określa amharskim słowem „medemer”, co z grubsza biorąc znaczy „zgoda” i „współpraca”. Nasza różnorodność (w Etiopii mieszka prawie sto narodów i ludów) – powiada – ma nas wzbogacać, a nie dzielić. Urzędnicy z prowincjonalnych stolic podejrzewają premiera, że chce ukrócić ich autonomię, władzę i udzielne rządy, że w scentralizowanym państwie stracą posady i wpływy. Pod koniec zeszłego roku Abiy rozwiązał rządzącą dotąd własną partię, konfederację ugrupowań narodowościowych, a na jej miejsce powołał nową, Partię Dobrobytu i zaprosił do niego wszystkie działające ruchy i organizacje etniczne. Odmówili mu zarówno rządzący do niedawna przywódcy Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraju (w ten sposób w parlamencie etiopskim pojawiła się opozycja), jak i nacjonaliści Oromo. Pomysł zastąpienia starej rządzącej partii nową skrytykował jeden z najważniejszych sojuszników Abiya, minister obrony Lemma Megersa, jeden z przywódców Oromów, którego w sierpniu premier zwolnił i kazał zamknąć w areszcie domowym.

Nieufnie przyglądają się działalności premiera także oficerowie w zdominowanym przez Tigrajczyków wojsku, policji i służbach bezpieczeństwa, których wszechwładzę Abiy obiecał ukrócić. Dymisje oficerów i urzędników oskarżanych o przemoc, represje i cenzurę Tigrajczycy uważają za „polowanie na czarownice” i próbę obarczenia ich całą winą za wszystkie błędy ubiegłego ćwierćwiecza. Zwolennicy Abiya, z których wielu liczy na błyskotliwe kariery wskutek nowego rozdania politycznego, oskarżają z kolei Tigrajczyków o sabotowanie reform, a opanowaną przez nich tajną policję – o dywersję. Kiedy w czerwcu w Addis Abebie nieznani do dziś sprawcy zastrzelili ukochanego pieśniarza Oromów – jego utwory stały się ich powstańczymi hymnami – Hachalu Hundessę, współpracownicy premiera wskazywali palcem Tigrajczyków i twierdzili, że zamach miał skompromitować Abiya w oczach rodaków i storpedować jego reformy. Po zabójstwie pieśniarza w Addis Abebie i innych miastach Oromów doszło do pogromów Tigrajczyków, ale także Amharów, palono i grabiono urzędy, sklepy, domy, samochody. Zginęło prawie ćwierć tysiąca osób, a policja wtrąciła do więzień prawie 10 tysięcy ludzi.


CZYTAJ WIĘCEJ

MUZYKA BUNTOWNIKÓW: Prześladowani i pokrzywdzeni w Afryce od dziesięcioleci słuchają ich pieśni. Szukają zrozumienia, ukojenia i pociechy, ale także inspiracji i zachęty do buntu >>>


Etiopski Gorbaczow

W lipcu, kiedy rząd w Addis Abebie i Tigrajczycy licytowali się w pogróżkach i oskarżeniach, grozili sobie wojną i gospodarczymi sankcjami, Abiy próbował łagodzić nastroje i zapowiadał, że nie zgodzi się na posłanie wojska do Tigraju. Wątpliwe zresztą, by ekspedycja karna się powiodła, bo wielu oficerów i żołnierzy pochodzących z Tigraju mogłoby przejść na stronę rebelii. Dobrzy doradcy podpowiadają mu, by unikał podejmowanie jednostronnych decyzji, które mogą być wzięte za przejaw pychy, i nie reagował na wybory Tigrajczyków (wygraliby je u siebie w domu tak czy siak), a jedynie namówił ich, by jeszcze raz je urządzili, gdy uda się w końcu przeprowadzić wybory w całej Etiopii.

Czarnowidze wieszczą jednak, że Abiy może skończyć jak inny, niefortunny wielki reformator, Michaił Gorbaczow ze Związku Radzieckiego, który uwierzył, że uda mu się wyremontować zarówno państwo, jak i cały komunistyczny ustrój. Gorbaczowowi też przyznano Pokojowego Nobla, w 1990 roku. Wkrótce potem posłał czołgi do Wilna, przeciwko Litwinom żądającym niepodległości (14 zabitych, 150 rannych). Wcześniej, w styczniu 1990 roku podlegli Gorbaczowowi „czerwonoarmiści” w podobny sposób rozprawili się z Azerami w Baku (prawie 150 zabitych, ponad pół tysiąca rannych), a wiosną 1989 roku z Gruzinami w Tbilisi (19 zabitych, kilkuset rannych). Okazało się, że państwo, którego najważniejszym spoiwem była przemoc, nie nadawało się do remontu i z końcem roku 1991 Związek Radziecki został rozwiązany przez możnowładców z tworzących go prowincji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej