Cesarz z Addis Abeby

Premier Abiy Ahmed, kiedyś okrzyknięty nadzieją Afryki, okazał się wcieleniem najgorszych władców Etiopii. Za wojnę, którą wywołał, powinno się mu odebrać pokojowego Nobla.

01.02.2021

Czyta się kilka minut

Etiopscy uciekinierzy z ogarniętego wojną Tigraju przybywają do obozu w Sudanie, 11 grudnia 2020 r. / YASUYOSHI CHIBA / AFP / EAST NEWS
Etiopscy uciekinierzy z ogarniętego wojną Tigraju przybywają do obozu w Sudanie, 11 grudnia 2020 r. / YASUYOSHI CHIBA / AFP / EAST NEWS

Biblijne plagi poprzedzały upadki wszystkich ostatnich władców Etiopii, jednego z najstarszych państw w spisanej historii świata.

Najpierw bunty w prowincjach, wielka susza i klęska głodu w 1973 r. przyczyniły się do puczu młodych oficerów, którzy rok później położyli kres panowaniu ostatniego cesarza Etiopii, Hajle Sellasjego I. Władca ten, noszący tytuły „Zwycięskiego Lwa Judy i Wybrańca Bożego”, a także „Potomka Królowej Saby i Króla Salomona”, rządził krajem wyjątkowo długo, bo w latach 1930-74 (z kilkuletnią przerwą podczas włoskiej okupacji).

Kilkanaście lat potem kolejne bunty w prowincjach, wojna domowa, jeszcze jedna susza i klęska głodu przyspieszyły upadek pogromcy cesarza, pułkownika Mengistu Hajle Mariama. Zwany „Czerwonym Negusem”, rządził 14 lat (1977-91), a w zimnej wojnie stawiał na Kreml, jego ruble i czołgi. A także na sowieckie metody rządzenia.

Po Mengistu nastał Meles Zenawi, komendant partyzantów, którzy zwyciężyli w wojnie domowej. Władał ponad 20 lat, a za jego panowania Etiopia, po raz pierwszy od dawna, zaczęła wydawać się spokojna i coraz bogatsza. Ale gdy Zenawi – rządzący krajem twardą ręką, jak kiedyś partyzantką – w 2012 r. nagle umarł, okazało się, że spokój był pozorny.

W prowincjach znów wybuchły bunty. Rebelię podnieśli Oromowie z południa, którzy zawsze narzekali, że choć stanowią jedną trzecią ludności (w ponad 100-milionowym kraju), traktuje się ich jak obywateli gorszej kategorii. Na dodatek to ich ziemie, zwłaszcza te położone wokół rozrastającej się stolicy Addis Abeby, urzędnicy Zenawiego przejmowali pod nowe dzielnice. Głowę podnosili też Amharowie, niewiele ustępujący liczebnością Oromom. Kiedyś wydawali spośród siebie władców etiopskiego imperium, teraz nie mogli pogodzić się z tym, że państwo zawłaszczyli ich ubodzy krewni – Tigrajczycy od Zenawiego (stanowią tylko jedną dziesiątą ludności).

Najmłodszy na kontynencie

Po Zenawim i krótkim interregnum, w 2018 r. premierem został Abiy Ahmed – przywódca, zdawało się, doskonały. Mając 41 lat, został najmłodszym przywódcą w Afryce, coraz ludniejszej i młodniejącej. Jego ojciec, Oromo, był muzułmaninem, a matka-chrześcijanka wywodziła się z Amharów. Jako nastolatek przystał do partyzantki i walczył razem z Tigrajczykami przeciw Mengistu, poznał ich mowę i zwyczaje.

W zamyśle rządzących Tigrajczyków awans Abiya miał jedynie uspokoić Oromów i pozostawić wszystko po staremu. Jednak młody premier wywołał rewolucję. Kazał zaraz otworzyć więzienia i wypuścić z nich wszystkich, których Zenawi zamknął za politykę. Obiecał wolność słowa i zgromadzeń, wybory, koniec samowoli tajnej policji, a także zawłaszczania rozwijającej się gospodarki przez partyjnych i państwowych dygnitarzy. Zaprosił przywódców opozycji do swojego pałacu, a tych, którzy wcześniej uciekli z kraju, wezwał, by wrócili. Rękę do zgody wyciągnął też do sąsiadów, z którymi Zenawi toczył nieustanne spory: Erytrejczyków, Somalijczyków i Sudańczyków. Za tę gotowość do zgody ze wszystkimi jesienią 2019 r. przyznano mu Pokojową Nagrodę Nobla.

Wojna przychodzi do Tigraju

Ale zaraz potem na Etiopię zaczęły spadać plagi, które wszystko zmieniły.

Na początku 2020 r. świat unieruchomiła pandemia. W Etiopii trzeba było odwołać pierwsze w historii wolne wybory. Potem kraj nawiedziła najgorsza od ćwierć wieku plaga szarańczy. Polała się też krew. Przeciw nowemu przywódcy zwrócili się Oromowie, którzy uznali, że nie trzyma z nimi, ale bierze stronę ich wrogów, Amharów. Potem bunt podnieśli Tigrajczycy, niezadowoleni, że Abiy odsunął ich od władzy. Jesienią 2020 r., w rocznicę przyznania mu Nobla, etiopski przywódca posłał wojsko w góry Tigraju, żeby stłumiło rebelię.

Wojna przyszła do Tigraju, gdy miejscowi chłopi szykowali się, by zebrać z pól to, co ocalało po przejściu szarańczy. Dziś temu regionowi znów grozi głód – jak ten z lat 70. XX w., który poprzedził upadek królestwa, i ten z lat 80., który przyspieszył upadek Mengistu. Wtedy zmarło prawie milion ludzi, a zdjęcia głodujących z Tigraju tak poruszyły sumienia Zachodu, że w 1985 r. najsławniejsi muzycy rockowi na świecie wystąpili na największych jak dotąd dobroczynnych koncertach Live Aid.

Premier Abiy, uchodzący za gorliwego chrześcijanina (jest zielonoświątkowcem), zdaje się jednak nie wierzyć w klątwy – i w święto Trzech Króli przepowiedział rodakom, że już wkrótce nastaną dla nich tłuste lata.

Co się stało w Aksum

Za pobożnych uchodzą także jego nieprzyjaciele, Tigrajczycy. Ich przodkowie przyjęli chrześcijaństwo w IV stuleciu, a ich kraina to kolebka Etiopii – dawne starożytne królestwo Aksum, będące kiedyś jednym z czterech najpotężniejszych państw świata (obok Imperium Rzymskiego, perskiego imperium Sasanidów oraz Chin). Według prawosławnej tradycji etiopskiej to w Aksum – w Kaplicy Tablic, w kościele Najświętszej Marii Panny z Syjonu – ma być przechowywana Arka Przymierza.

Prof. Michael Gervers, wykładowca historii na uniwersytecie w Toronto, powiedział londyńskiej gazecie „Daily Telegraph”, że pod koniec minionego roku żołnierze próbowali wykraść Arkę (legenda mówi, że ten, kto zdobędzie Arkę, będzie niezwyciężony), i że przed kościołem, w którym etiopscy władcy koronowali się na królów i cesarzy, zamordowali prawie tysiąc wiernych, broniących im dostępu do Kaplicy Tablic.

Historyk alarmuje, że rządowe wojsko i wspierające je bojówki Amharów rabują i niszczą w Tigraju zabytki należące do dziedzictwa ludzkości – starożytne malowidła, manuskrypty, biblie i obrazy święte, klasztory w skałach, a także najstarszy meczet al-Nejashi wzniesiony w VII w. przez pierwszych muzułmanów i tamtejsze grobowce dwunastu towarzyszy Proroka Mahometa. „To kulturowe czystki, których celem jest zniszczenie duszy Tigraju” – twierdzi prof. Gervers.

Konflikt na Dachu Afryki

Masakra przed kościołem w Aksum – gdyby doniesienia o niej zostały potwierdzone – byłaby jedną z wielu zbrodni, do których doszło w Tigraju. Nie wiadomo, ilu ludzi zginęło w całej prowincji. Mówi się, że tysiące. Od początku wojny etiopskie władze nie wpuszczają do Tigraju nikogo postronnego. Uciekinierzy – ok. 60 tys. z nich schroniło się za granicą sudańską – oraz nieliczni przedstawiciele ONZ i organizacji dobroczynnych, którym rząd z Addis Abeby też broni dostępu do Tigraju, opowiadają o zbombardowanych miastach, spalonych i splądrowanych sklepach, spichlerzach i polach, o grabieżach i gwałtach, dokonywanych przez żołnierzy i milicje Amharów. Mówią, że jedna trzecia mieszkańców Tigraju mogła stracić dach nad głową, a setki tysięcy mogą przymierać głodem i chorować, bo oprócz żywności brakuje też czystej wody – tę do picia ludzie czerpią z rzek.

Organizacje dobroczynne podejrzewają, że etiopski rząd nie wpuszcza ich do Tigraju, by ukryć bezmiar zbrodni, a także, żeby zdusić rebelię głodem – za przykładem cesarza Hajle Sellasjego i pułkownika Mengistu. Bo choć buntownicy, którym przewodzi były dowódca etiopskiego wojska gen. Tsadkan Gebretensae (pod koniec XX w. Tigrajczycy stanowili większość oficerów w wojsku i tajnych służbach), poddali miasta, to wycofali się w niedostępne i znane im dobrze góry (Tigraj, kraina położona na wysokości prawie 2 tys. metrów, zwana jest Dachem Afryki). Stąd chcą walczyć dalej, jak kiedyś przeciw Mengistu. Przed wojskiem w góry uciekają też tigrajscy chłopi. Są w nich bezpieczni, ale nie mają co liczyć na żywność ani lekarzy.

Przedstawiciele ONZ nie mogą doliczyć się 100 tys. uchodźców z Erytrei, którzy przed wojną żyli w obozach w Tigraju, tuż za miedzą. Władze z Addis Abeby zaprzeczają, ale pojawia się coraz więcej dowodów, że do rozprawy z Tigrajczykami premier Abiy Ahmed zaprosił sąsiadów z Erytrei, a jej przywódca Isajas Afewerki skorzystał z okazji i rozgromił obozowiska uchodźców, a wielu z nich kazał sprowadzić z powrotem do kraju.

Wspólny wróg łączy

Przebiegły 75-letni Isajas Afewerki, od 30 lat rządzący Erytreą jak tyran, omamił ponoć etiopskiego premiera pomysłem unii etiopsko-erytrejskiej. Położona nad Morzem Czerwonym Erytrea była kiedyś prowincją etiopskiego królestwa, potem kolonią Osmanów, Włochów i Brytyjczyków, a na końcu znów Etiopii. Afewerki walczył jako partyzant o jej niepodległość, przeciw wojskom cesarza i Mengistu. W 1991 r., po trzydziestoletniej wojnie, Erytrejczycy do spółki z partyzantami z sąsiedniego Tigraju pokonali „Czerwonego Negusa”. Zenawi, komendant Tigrajczyków, objął rządy w Addis Abebie, a Afewerki w Erytrei, która dwa lata później ogłosiła niepodległość. Tigrajczycy musieli się na to zgodzić, choć dla Etiopii oznaczało to rozpad państwa i utratę dostępu do morza.

Partyzanckie braterstwo szybko się skończyło i towarzysze broni stali się nienawistnymi wrogami. Pod koniec XX w. Etiopia i Erytrea stoczyły graniczną wojnę, w której zginęło ponad 100 tys. ludzi. Pokój między Addis Abebą i Asmarą zapanował dopiero, gdy od władzy w Etiopii odsunięci zostali Tigrajczycy, a przejął ją Abiy Ahmed.

Wspólny wróg połączył Afewerkiego i Abiya (w ciągu dwóch lat odwiedzali się w swoich stolicach aż dziewięć razy), a Erytrejczyk obiecał Etiopczykowi pomoc w najeździe na Tigraj – w zamian za wolną rękę w rozprawie z erytrejskimi uchodźcami i za zgodę na zajęcie przez Erytreę granicznych ziem, o które pod koniec XX w. toczyła się wojna (Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości przyznał je wprawdzie właśnie Erytrei, ale Etiopia dotąd ignorowała ten wyrok).

Wizja imperium

Napomykając jesienią ubiegłego roku Abiyowi o unii, Afewerki trafił w najczulszy punkt etiopskiego przywódcy. Abiy, pobożny zielonoświątkowiec, wierzy, że władzę objął z woli Opatrzności, która powierzyła mu – niczym mesjaszowi – zadanie zbawienia Etiopii i przywrócenia jej świetności. Uznał, że można tego dokonać jedynie przez całkowitą przebudowę etiopskiego państwa i rewolucję moralną. A przeprowadzić można je, jak twierdzi, tylko scalając kraj i skupiając władzę w rękach jednego przywódcy i jednej stolicy. Autonomię prowincji Abiy uważa za pierwszy krok do rozpadu państwa. „Jeśli przestrzega się praw jednostek, to szanowane są w ten sposób także prawa wspólnot” – powiada, a swoją polityczną filozofię określa amharskim słowem medemer, oznaczającym „zgodę” i „współpracę”.


Wojciech Jagielski: Przywódca Etiopii Abiy Ahmed Ali prowadzi swoją armię do wojny domowej, która spowoduje nowy kryzys uchodźczy.


 

Pilnych słuchaczy Abiy znalazł w Amharach, którym marzy się nie tyle demokracja, co wskrzeszenie państwa opartego na wschodnim chrześcijaństwie, amharskiej kulturze i mowie oraz na tradycji etiopskiego imperium, którego byli władcami i strażnikami.

Jednak Abiy, któremu władza uderzyła do głowy, w poczuciu dziejowej misji mierzy jeszcze wyżej: pod jego przywództwem odrodzona Etiopia zaprowadzi pokój, porządek i dobrobyt w całym Rogu Afryki, kolebce kuszyckich ludów Oromów, Sidamów, Afarów, Issów, Felaszów, Somalijczyków i sudańskich Bedża. Dwa lata temu podpisał z nieufnymi sąsiadami, Erytreą i Somalią, umowę, zacieśniającą ich współpracę gospodarczą i wojskową. Zgodnie z nią somalijscy żołnierze szkolą się w Erytrei – wygląda na to, że Afewerki ich także (mówi się o 2,5 tys. ludzi) posłał na wojnę do Tigraju.

Stare podziały i nowe sojusze

Na wskrzeszenie dawnej Etiopii nie zgadzają się Oromowie i inne ludy etiopskiego południa, które – podbite przez zstępujących z gór Amharów i Tigrajczyków – stały się w ich imperium poddanymi, ale nie pełnoprawnymi obywatelami. Nazywają imperium „więzieniem narodów”, a tęsknoty za jego dawną świetnością kojarzą im się z groźbą nowej niewoli w państwie Amharów.

Za konfederatów mają się dziś także Tigrajczycy. Rządząc w Addis Abebie, przekształcili kraj w federację prowincji, podzielonych między najliczniejsze ludy. Sami objęli we władanie rodzinny Tigraj, a jako najsilniejsi w partyzantce przewodzili też w wyrosłym z niej Etiopskim Ludowo-Rewolucyjnym Froncie Demokratycznym, partii rządzącej w Addis Abebie (do Frontu należał także Abiy). Postawili na federalizm, bo w scentralizowanym kraju, jako nieliczni, nie mieliby szans na utrzymanie władzy. A tak, napuszczając przeciw sobie Amharów i Oromów, zapewniali sobie spokojne dyktatorskie rządy.

W wojnie z Abiyem Tigrajczycy wyciągają rękę do niedawnych wrogów, Oromów, którzy zrazili się do swego rodaka-premiera i nie uważają go już za swojego. Tigrajczycy liczą też na bliskich i dalszych sąsiadów. Sudan wspierał ich, gdy walczyli przeciw Mengistu, a dziś kłóci się z Abiyem o miedzę.

Najważniejszy spór – i to z gatunku „być albo nie być” – który dzieli Etiopię z Sudanem, a przede wszystkim z Egiptem, toczy się o życiodajne wody Nilu: w 2022 r. Etiopia ma przegrodzić rzekę największą w Afryce zaporą (już zaczęła napełniać zalew). Żeby zmusić Addis Abebę do ustępstw, muzułmanie rządzący w Chartumie i Kairze gotowi są pójść na układ nawet z chrześcijańskimi Tigrajczykami.

Zapowiada się długi konflikt. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2021