Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najświeższe dane, przekazane „Tygodnikowi” przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, muszą być dla tegoż resortu bolesne: w ciągu ostatniego roku oświacie niepublicznej przybyło 30 tys. uczniów (skok z 403 tys. dwa lata temu i 437 tys. przed rokiem do 468 tys. obecnie). Wzrost odsetka uczniów w placówkach prywatnych i społecznych to nienowe zjawisko, ale właśnie teraz wskaźnik ten zbliża się do dwucyfrowego – z 8,5 proc. dwa lata temu do 9,7 proc. w roku obecnym.
Z opublikowanego trzy lata temu przez Our Kids Polska raportu wiemy, dlaczego rodzice wysyłają dzieci do szkół płatnych. Wśród pięciu najważniejszych motywów wskazywali bezpieczeństwo emocjonalne, mniej liczne klasy, wyższy poziom nauczania języków, rozwój umiejętności pozanaukowych (np. pewność siebie) i indywidualne podejście. Jakby ten zestaw nie układał się wystarczająco wyraźnie w recenzję głównego nurtu oświaty, w kolejnej grupie motywów rodzice wskazywali już wprost na „rozczarowanie systemem publicznym”.
Ten zaś przez ostatnie lata przeżył wszystkie możliwe plagi, radząc sobie z nimi zwykle gorzej niż mniej przepełnione i z reguły bardziej elastyczne szkoły płatne: domykanie się reformy edukacyjnej PiS, strajk nauczycieli, epidemię, wreszcie firmowane przez ministra Czarnka dławienie autonomii szkół. W tym kontekście wzrost udziału oświaty niepublicznej można uznać za łagodny. ©℗
Czytaj także: Czy polskiej szkole grozi strajk?