Najłatwiejszy przemyt świata

Już nie alkohol, broń ani narkotyki. Przestępczą żyłą złota są dziś nielegalne pestycydy.

01.06.2020

Czyta się kilka minut

 / ANTON VIOLIN / ALAMY / BEW
/ ANTON VIOLIN / ALAMY / BEW

W ciągu ostatnich stu dni służby zatrzymały w Polsce 70 ton nielegalnych pestycydów, w całej Europie – 1346 ton. Według Europolu tyle wystarczyłoby na oprysk 207 tysięcy km2. To więcej niż powierzchnia pól całych Niemczech. Jak to się stało?

Mechanizm jest prosty. Substancję aktywną kupujesz poza Europą, najczęściej w Chinach, koszt: 10-15 euro za litr. Na czarnym rynku w Europie będzie warta nawet sześć razy więcej. Musisz oczywiście zapłacić za transport i opakowanie, ale i tak na każdym litrze czy kilogramie zarobisz nawet 50 euro. Zysk z jednego kontenera może wynieść dwa miliony euro.

Gdzie trafiają? Na nasze pola, a potem stoły. Pestycydy są dziś nieodłączną częścią przemysłowej produkcji żywności: warzyw, owoców, ziaren. Weźmy zwykłe pole pszenicy. Zabiegi zaczynają się jesienią od zaprawy nasiennej. Później herbicyd, czyli środek odchwaszczający. Jeśli nie ma pokrywy śnieżnej i wegetacja trwa dalej (co w ostatnich latach staje się w Polsce normą), trzeba jeszcze użyć fungicydu i insektycydu, by zabić grzyby i mszyce. Wiosną zaczyna się od drugiego zabiegu fungicydowego. Potem zabieg skracania – specjalne preparaty powodują, że pszenica zamiast na ponad metr rośnie np. na 85 centymetrów. Dzięki temu lepiej znosi ulewne deszcze i wichury. Później jeszcze tylko kolejny fungicyd przeciwko grzybom i insektycyd – na mszyce. Łącznie – siedem lub osiem różnych zabiegów i preparatów.

Branża środków ochrony roślin jest warta miliardy. I także tutaj istnieje czarny rynek. Inaczej niż w handlu alkoholem czy narkotykami, te pieniądze są praktycznie pozbawione ryzyka. Nawet jeśli zostaniesz złapany, sprawa prawdopodobnie nie trafi do sądu. Jeśli trafi, skończy się skromną grzywną.

– Ryzyko aresztowania i skazania jest małe, a zyski ogromne – potwierdza Rien van Diesen, ekspert Europolu (unijnej policji) ds. handlu nielegalnymi pestycydami.

Ten reportaż to efekt pracy międzynarodowego zespołu dziennikarzy. Wszystkie nasze śledztwa potwierdzają słowa eksperta Europolu. W Niemczech do prokuratorów od 2011 r. trafiło zaledwie 11 spraw związanych z handlem pestycydami. Niektóre jeszcze się toczą. Nie zapadł żaden wyrok skazujący. W Słowenii przez ostatnie 17 lat wykryto 27 ton nielegalnych pestycydów. Żadna ze spraw nie trafiła do sądu.

We Włoszech od 2017 r. służby przechwyciły 1053 tony. Wręczono 531 mandatów. Od 2015 r. odbyły się tylko cztery procesy. Tylko w jednym sąd orzekł karę roku więzienia i grzywny – 1000 i 600 euro. W Holandii przez ostatnie 10 lat prokuratura zarejestrowała ponad 200 podejrzanych o nielegalny obrót pestycydami. Wydano tylko cztery wyroki pozbawienia wolności. Dwa z nich uchylono.

Mrówki na granicy

23 maja 2019 r., Medyka. Straż Graniczna przeszukuje autobus jadący do Szczecina. W schowkach pojazdu znajduje łącznie 92 kg chemikaliów w małych paczkach. 35-letni kierowca przyznaje się do przemytu.

11 stycznia 2018 r., przejście graniczne w Korczowej. Sprytny system rurek w zatrzymanym volkswagenie łączy zbiornik na płyn do spryskiwaczy z pompą paliwową. Skoro paliwo znajduje się tutaj, co czeka w baku? 60 litrów nielegalnych pestycydów.

5 października 2016 r., ponownie Korczowa. Kontrolę przechodzi jadąca na pusto ciężarówka typu chłodnia. Skan rentgenowski ujawnia podejrzaną substancję w jednym ze zbiorników paliwa. Oraz w zbiorniku agregatu zasilającego lodówkę. Łącznie 660 litrów pestycydów. Całość wypompowują strażacy.

Styczeń 2018 r. Inspektorzy z Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa znajdują 500 kg pestycydów pod sianem w stodole na Podlasiu. Etykiety są pisane cyrylicą.

Grudzień 2019 r. Inspektorzy PIORiN znajdują 12 ton chemikaliów w gospodarstwie pod Poznaniem. 31 stycznia 2020 r. zapada decyzja o zniszczeniu całości.

Takich przypadków są setki. Większość wyłapujemy na granicy. Tylko w 2019 r. Krajowa Administracja Skarbowa zatrzymała 162 transporty nielegalnych pestycydów. Rok wcześniej – 326.

Co miesiąc polscy i ukraińscy celnicy zatrzymują kolejne litry i kilogramy. To najczęściej małe ilości – w bakach, torbach, kołach zapasowych. Trudne do wyśledzenia, zwłaszcza jeśli mówimy o najbardziej ruchliwej granicy w całej UE – rocznie osiem drogowych i sześć kolejowych przejść granicznych obsługuje ponad 22 miliony ludzi. Eksperci twierdzą, że nawet 90 proc. nielegalnych pestycydów przekracza granicę bez naszej wiedzy.

Adwokat Włodzimierz Olejnik, specjalista prawa własności przemysłowej, mówi: – Zdecydowana większość tych spraw to tzw. przemyt mrówkowy. Małe transporty przewożone przez pojedyncze osoby. Wykrywalność oszacowałbym na 10 proc.

– To, co znajdujemy, to tylko wierzchołek góry lodowej – potwierdza dr hab. Jacek Nawrocki z Katedry Botaniki, Fizjologii i Ochrony Roślin Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.

Co dziesiąte pole

Te małe transporty sumują się w ogromny problem. Europejski rynek środków ochrony roślin to 11 mld euro rocznie. Jaka część jest nielegalna? Zależnie od opinii – od 10 do 25 proc. Według ostatnich szacunków, potwierdzonych przez UE i OECD, czarny rynek to 13,8 proc. całości. Jeśli są poprawne, na co dziesiąte, a nawet co siódme pole w Europie wylewa się chemikalia, które nigdy nie przeszły żadnej kontroli. Łącznie ponad 48 tys. ton.

48 tys. ton czego? Czym tak naprawdę są nielegalne pestycydy? Na to pytanie nie ma jasnej odpowiedzi. Pestycydy możemy porównać do leków – na bazie pewnej substancji aktywnej (tzw. generyku) produkuje się środek, któremu potem nadaje się nazwę handlową, patent, znak towarowy (czyli ochronę prawną). Nielegalność może dotyczyć każdego z tych etapów. Może chodzić o legalną substancję aktywną, wyprodukowaną i przemyconą poza oficjalnym obiegiem. Na rynku pojawiają się także środki przeterminowane lub z etykietami w obcych językach. Są też produkty, które jedynie udają popularne, markowe preparaty.

Co się daje do takich podróbek?

– Proste, tanie substancje, oby nietoksyczne albo przeterminowane środki – mówi dr hab. Nawrocki. – Ktoś wyrzuca stare zapasy, a czasami w opakowaniu jest coś innego. Zamiast wycofanego już linuronu sprzedawano niegdyś zabarwione mleko wapienne, bo miało podobną konsystencję.

Niebezpiecznym zjawiskiem są środki zakazane na terenie UE i nielegalnie sprowadzane z innych państw. W 2019 r. inspektorzy PIORiN nadal znajdują takie substancje jak dichlorfos, wycofany 12 lat temu m.in. ze względu na potencjalne działanie rakotwórcze.

Największym problemem z nielegalnymi pestycydami pozostaje brak jakichkolwiek gwarancji. Nie znamy składu, działania, potencjalnych konsekwencji.

– Te środki nie były testowane. Nie mają żadnej teczki z badaniami i analizami. Nawet jeśli nie są niebezpieczne dla ludzi, mogą być szkodliwe np. dla pszczół, dla środowiska. To nie jest przestępstwo bez ofiar – przyznaje Rien van Diesen z Europolu.

Bezpośrednie konsekwencje są trudne do uchwycenia. Ciężko przypisać konkretną chorobę czy zgon nielegalnym pestycydom. W żadnym kraju nie dotarliśmy do wyroku skazującego ze względu na zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi lub zanieczyszczanie środowiska. Ale to nie znaczy, że nielegalne pestycydy są bezpieczne.

– Najbardziej oczywistym zagrożeniem jest zbyt wysoki poziom substancji aktywnej – mówi Rafał Mładanowicz, prezes Krajowej Federacji Producentów Zbóż. – Ale na jakość środka ma wpływ także reszta składu: aktywatory, wypełniacze.

Federacja zamówiła testy 57 preparatów z tą samą substancją aktywną, tebukonazolem. Tylko dziewięć miało skuteczność ponad 70 proc. 20 nie działało w ogóle.

– Najczęściej tańsza podróbka po prostu nie zadziała. Nie zabije insektów, chwastów czy grzyba – mówi Mładanowicz. – A rolnik będzie musiał wykonać drugi oprysk. Użyć więcej substancji albo innego środka. To wszystko zwiększa poziom toksycznych substancji, które odkładają się w roślinach i w glebie. Jest jeszcze trzecia możliwość: zupełnie inny skład preparatu niż według „sprzedawcy”. Na przykład fungicyd zabije nam inny rodzaj grzyba. A ten, którego chciał pozbyć się rolnik, dostanie więcej pożywki i przestrzeni do wzrostu. Niektóre poziomy substancji bywają wtedy szkodliwe dla zwierząt i ludzi.

Są przypadki, w których szkodliwości podrobionych i nielegalnych pestycydów nie trzeba sobie wyobrażać. 9 kwietnia 2009 r. na lotnisku w Budapeszcie wylądował samolot pasażerski z Chin. Na pokładzie znaleziono ponad trzy tony pestycydu o temperaturze zapłonu 24 stopnie Celsjusza. Istniało realne ryzyko eksplozji.

 

W Polsce też zdarzają się oczywiste zagrożenia. Próbka substancji zatrzymanej podczas kontroli granicznej w 2016 r. zawierała 69 proc. bromadiolonu. To środek do zwalczania gryzoni. Produkty z bromadiolonem są co prawda zarejestrowane w czterech krajach UE (nie w Polsce), a sama substancja dopuszczona w Unii – tylko że w stężeniu poniżej 0,005 proc., czyli 14 tys. razy mniejszym. W wysokim stężeniu bromadiolon jest śmiertelny w kontakcie ze skórą i przy wdychaniu, może uszkodzić płód i jest ekstremalnie toksyczny dla środowiska wodnego.

Srebrny topór

Największą paneuropejską inicjatywą, która ma walczyć z czarnym rynkiem pestycydów, jest operacja Silver Axe (Srebrny Topór). To kilka tygodni zmasowanych kontroli na granicach i w portach całej Unii, koordynowanych przez Europol i krajowe służby (w Polsce: PIORiN, KAS i policję). Odbywa się od 2015 r. i jest systematycznie rozszerzana. Do 2019 roku przechwycono 1222 tony nielegalnych pestycydów . Polska jest częścią tej operacji od drugiej edycji – przez trzy pierwsze lata służby wykryły u nas ponad 125 ton. Operacja Silver Axe 2020 zakończyła się kilka dni temu. W ciągu 100 dni polskie służby przechwyciły 70 ton; w całej Europie – 1346.

W tym tekście pojawiają się kolejne tony, kilogramy i litry. Służby na granicy wyłapują kolejne małe transporty. Część z nich to próby łatwego dorobienia się, dodatkowe źródło dochodu np. dla pracowników sezonowych w rolnictwie. Ale te małe transporty sumują się do 10, a może nawet 25 proc. rynku wartego miliardy. Nie pojawiają się przypadkiem. Ktoś je organizuje, planuje łańcuchy dostaw, znajduje odbiorców.

Zarówno Europol, jak i polskie władze potwierdzają: handlem pestycydami zajmują się wysoko zorganizowane grupy przestępcze, a „mrówkowy” przemyt to tylko wycinek większego obrazu.

– Obserwujemy grupy działające z terytorium Ukrainy. Mają swoje fabryki, ale sprowadzają także substancje z Chin czy Rosji. Towar przewożą samochodami, docierają nawet do Grecji – opisuje Rien van Diesen.

Drugi typ importu trafia do portów: Antwerpii, Rotterdamu, Hamburga, ale też Gdańska i Gdyni. W tych dwóch ostatnich inspektorzy PIORiN zatrzymali przez ostatnie pięć lat ponad 56 ton nielegalnych chemikaliów.

– Główni gracze na tym rynku to zorganizowane grupy z Wielkiej Brytanii i Niemiec. Działają w pięciu-sześciu krajach, prowadzą zarówno legalne, jak i nielegalne interesy. Do transportu wykorzystują legalne firmy przewozowe i magazyny – mówi van Diesen. – Po jednej stronie mamy więc małe firmy i prywatne osoby, które próbują przewieźć jeden-dwa transporty, szukając szybkiego zarobku. Po drugiej stronie są zorganizowane grupy przestępcze. W sumie działa w nich od 50 do 100 osób.

Strategie są różne. Aktywne substancje z Chin bywają zgłaszane jako np. barwnik do tkanin, a gotowy produkt powstaje dopiero na miejscu. Innym razem sprowadzane są gotowe substancje. Gdzieś podrabia się opakowania, gdzieś sam pestycyd. Często środki zakazane w UE są sprowadzane legalnie jako tranzyt w drodze np. do Maroka. Tylko że do Maroka dociera pusty kontener, a nielegalne pestycydy trafiają na nasze pola i stoły. Czasem wywozi się pestycyd z Unii, zmienia dokumenty i sprowadza z powrotem.

Grupy kontrolujące czarny rynek błyskawicznie dostosowują się do realiów. Według naszego informatora z Ukrainy uszczelnienie polskiej granicy spowodowało, że główne szlaki tranzytowe prowadzą teraz przez państwa bałtyckie, Rumunię i Mołdawię. Ta elastyczność sprawia, że nielegalny obrót pestycydami staje się trudny do opisania, a co dopiero do wyśledzenia.

Dwie twarze Chin

Pierwszy wykryty w Europie transport nielegalnych pestycydów pochodził z Chin i dotarł do Hiszpanii w 2000 r. Od tego czasu Chiny uważa się za lidera produkcji nielegalnych pestycydów i najczęstszy kraj pochodzenia generyków (czyli substancji czynnych, z których dopiero później tworzy się gotowy produkt). Choć i tu zachodzą zmiany, bo coraz częściej w tej roli pojawiają się Indie.

Od stycznia 2020 r. państwowy koncern ChemChina jest jedynym właścicielem Syngenty, największego producenta legalnych pestycydów na świecie. Chiński kapitał stanowi także większość udziałów Adamy – izraelskiej korporacji zajmującej się środkami ochrony roślin. Chiny wydają się być więc największym graczem na rynku legalnych i nielegalnych pestycydów. Tylko w ciągu ostatnich czterech lat w portach Gdańsk i Gdynia wykryto co najmniej cztery nielegalne transporty z Chin, które przekraczały 10 ton.

Za nadzór nad pestycydami w Chinach odpowiedzialny jest Instytut Kontroli Środków Ochrony Roślin przy Ministerstwie Rolnictwa (The Institute for the Control of Agrochemicals, Ministry of Agriculture - ICAMA). Każdy chiński środek ochrony roślin powinien posiadać specjalny, jednostronicowy dokument, tzw. ICAMA-1-Pager. Tyle że w wielu przypadkach 1-Pager jest sfałszowany, a jego weryfikacja wymaga zatrzymania towaru w porcie na kilka dni.

Pomóc mogłaby lepsza wymiana informacji i dostęp dla europejskich służb bezpośrednio do bazy ICAMA. Współpraca z państwami poza Unią w takich sprawach należy do kompetencji Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF), który ma w Pekinie swojego oficera łącznikowego. Źródła w OLAF potwierdzają, że władze chińskie współpracują z nimi przy kolejnych śledztwach, ale nadal czynią starania nad usprawnieniem wymiany informacji.

Przez ostatnie tygodnie wysyłaliśmy do chińskich władz pytania o ich podwójną rolę na rynku pestycydów i przyszłość współpracy z europejskimi służbami. Do czasu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

165 złotych mandatu

Nie tylko Unia podejmuje działania, by walczyć z problemem. Zabezpieczają się także sami producenci.

– Firmy, których towary są podrabiane, inwestują w nowe zabezpieczenia – mówi dr hab. Jacek Nawrocki. – Specjalnie tłoczone opakowania, hologramy, co kilka lat zmienia się samo opakowanie, kolor i wzór etykiety. Pestycydy zabezpiecza się nie gorzej niż banknoty. Wszystko, by utrudnić zrobienie dobrej podróbki.

Mimo to system nie jest szczelny. Jak i co dokładnie trafia do rolników, a potem – w konsekwencji – na nasze stoły? Pełnej odpowiedzi nie poznamy nigdy. Wiemy natomiast, że legalnie dopuszczone środki ochrony roślin muszą przejść rygorystyczne testy, a wprowadzenie produktu na rynek trwa nawet 10 lat.

Jednak i w tym systemie zdarzają się błędy, co pokazuje przypadek chloropiryfosu – substancji, o której od dawna wiadomo, że jest szkodliwa, uszkadza układ nerwowy płodu, a zakazana została dopiero od stycznia 2020 r.

Na czarnym rynku nie ma reguł. Co można tam znaleźć? – Trafiają się oryginalne środki z Ukrainy, z etykietą w cyrylicy, nielegalnie przemycone do Polski – mówi Rafał Mładanowicz. – To dla rolnika przypadek najlepszy. Zdarza się, że substancja jest rozcieńczona. Ale są przypadki wariackie. Zamiast pestycydu sprzedawano proszek Persil. Pewna firma podrabiająca polski preparat Chwastox sprzedawała… esencję herbaty.

Wielu polskich rolników o szkodliwości kupowania nielegalnych produktów przekonało się w jedyny uczący czegoś sposób – ponosząc straty finansowe.

Przykładem przypadek spod Krakowa z 2010 r., gdy rolnikom używającym podrobione pestycydy przepadły dziesiątki tysięcy złotych na spalonych uprawach.

Czy coś mogą zyskać?

– Według mnie niewiele – mówi Mładanowicz. – Weźmy średnio intensywną uprawę pszenicy. Potrzebujemy zaprawy donasiennej, dwóch zabiegów fungicydowych, regulatora wzrostu, herbicydu, insektycydu. To daje, powiedzmy, 450 zł na hektar. Na podróbkach można oszczędzić 30–40 proc. Zaryzykować całą uprawę, żeby zaoszczędzić stówę na hektarze? Trzeba być chyba desperatem. Dlatego doszliśmy do takich czasów, że jeśli coś jest 10 proc. tańsze, to rolnicy już patrzą podejrzliwie.

Potwierdza to Jacek Nawrocki: – Nawet jeśli podróbka jest o połowę tańsza, to się w ogóle nie opłaca. To jak chodzenie do wróżki. Ktoś, kto poważnie traktuje produkcję roślinną, nie pozwoli sobie na to.

Kolejne transporty na granicach potwierdzają, że popyt jednak jest. A część rolników kupuje nielegalne pestycydy nieświadomie. W sieci.

– Około 50 proc. handlu przeniosło się do internetu – mówi Mładanowicz. – Pestycydy można kupić na Allegro i w portalach ogłoszeniowych.

Jak rozróżnić podróbkę od oryginału?

– Ceną – wyjaśnia Mładanowicz. – To jedyne kryterium. Zdjęcia, opis można łatwo sfabrykować. A cena powinna być zawsze taka sama. Na środki ochrony roślin nie ma przecen, tu się nie zdarza Black Friday.

Jeśli rolnik użyje nielegalnego pestycydu (tak samo, gdy źle zastosuje legalny środek), jest szansa, że w wyprodukowanej żywności zostaną przekroczone tzw. NDP – najwyższe dopuszczalne poziomy pozostałości substancji.

Teoretycznie, gdyby system kontroli działał dobrze, takie partie szłyby do utylizacji albo na etanol. W praktyce trafiają do sprzedaży. Rolnicy także mają swoje sposoby: trefne partie mieszają z dobrymi albo sprzedają towar na targowiskach, gdzie ryzyko kontroli jest mniejsze. Główny Inspektorat Sanitarny nie jest w stanie zbadać wszystkich próbek.

– Powiem szczerze: jeśli w okresie żniw przywożę do skupu 25 ton zboża, nie ma szans, że ktoś tego ode mnie nie kupi, bo sprawdzi poziom pestycydów – mówi Mładanowicz, który oprócz szefowania federacji prowadzi własne gospodarstwo.

Rekordy popularności w internecie biją zwłaszcza środki, które zostały zakazane niedawno, a do których przyzwyczaili się rolnicy. Jedno wyszukiwanie na portalu aukcyjnym wystarczy, by w minutę kupić zakazany kilka miesięcy temu chloropiryfos.

Obrót środkami ochrony roślin kontroluje PIORiN. Inspektorzy wykonują ok. 7 tys. kontroli rocznie w punktach sprzedaży i 23 tys. w gospodarstwach rolnych. W ok. 8 proc. kontroli stwierdza się nieprawidłowości, a tylko w latach 2 018-19 inspektorzy zakwestionowali ponad 50 ton środków ochrony roślin i nałożyli 3745 mandatów. Ta kontrola wydaje się skuteczna, dopóki nie sprawdzimy, że średnia wysokość mandatu wynosiła… 165 zł. Mniej więcej tyle, co za przekroczenie prędkości o 25 km/h.

Zero ryzyka

Co roku mamy więc w Polsce setki przypadków przemytu i sprzedaży nielegalnych pestycydów. Tylko, że do 14 marca 2020 r. za sprzedaż, składowanie i stosowanie podrobionych środków ochrony roślin groziła jedynie grzywna do 5 tys. zł. Dlatego przed sąd trafiały pojedyncze przypadki, w których złamano inne przepisy. Najczęściej były to zarzuty podrabiania wzorów towarowych (art. 305 ust.1 ustawy o prawie własności przemysłowej).

Adwokat Włodzimierz Olejnik reprezentował producentów w kilku takich sprawach: – Za to przestępstwo grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Jest ścigane na wniosek pokrzywdzonego, czyli producenta. Najczęściej podrabiane są popularne produkty. Kopiuje się etykiety, opakowania, zazwyczaj bardzo nieudolnie.

Import pestycydów bez oclenia może być również podstawą postępowania karnoskarbowego. Prawo do niedawna chroniło więc głównie wzór przemysłowy (interesy producenta) i zyski z cła. Teoretycznie używanie nielegalnych, potencjalnie toksycznych chemikaliów do produkcji jedzenia mogłoby wypełniać artykuł 165 albo 182 kodeksu karnego. Pierwszy mówi o narażaniu zdrowia i życia ludzi, drugi – o zanieczyszczaniu środowiska. Tylko że takiego procesu nigdy nie udało się w Polsce przeprowadzić. W 2018 r. sprawa sprzedaży przez internet podrobionych pestycydów została umorzona, a w uzasadnieniu czytamy: „brak jest informacji zarówno od zawiadamiającego, jak i z portalu ogłoszeniowego (…), że ktokolwiek nabył przedmiotowe środki. W tej sytuacji brak jest podstaw do stwierdzenia, że doszło do spowodowania niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób”.

Ale nawet wyroki zapadające w procesach o podrabianie wzorów towarowych są najczęściej dość niskie. Oto kilka spraw w Polsce, do których akt dotarliśmy. W 2012 r. policjanci weszli na teren nielegalnej hurtowni pestycydów w powiecie hrubieszowskim. Zabezpieczyli ponad 250 kg substancji z podrobionymi etykietami i hologramami. Każdy kilogram był wart nawet do tysiąca złotych, a 54-letni właściciel posesji był wcześniej skazany za podobne przestępstwo. Kara – osiem miesięcy pozbawienia wolności.

To według naszej wiedzy jedyna sprawa, w której za handel nielegalnymi pestycydami ktoś w Polsce poszedł do więzienia. Sklep nieopodal Krakowa, przez lata handlujący podrobionymi pestycydami? Rok w zawieszeniu na trzy lata. Nielegalna hurtownia pestycydów w Lubaczowie, która sprzedawała przemycone środki ochrony roślin o łącznej wartości setek tysięcy złotych?

Wszystkie wyroki w zawieszeniu a sam proces trwał prawie 10 lat. Na początku tekstu wspomniałem przypadek przewiezienia przez granicę 660 litrów toksycznego pestycydu. Na kierowcę nałożono grzywnę 3400 zł i przepadek towaru. Wartość celna tego, co strażacy wypompowali z jego baku, wynosiła prawie 250 tys. zł.

Nawóz z huty

Wydaje się, że państwa coraz szczelniej kontrolują granice, także pod kątem nielegalnych pestycydów. Ale zorganizowane grupy handlarzy zawsze są o krok do przodu – już teraz wykorzystują porty w krajach bałtyckich (np. Kłajpedę). Przestano też importować gotowe do sprzedaży, zapakowane podróbki przypominające produkty innych firm, bo tutaj prawo dotyczące własności przemysłowej jest bardzo skuteczne. Zamiast tego importuje się generyki – same substancje czynne, które rzadko podlegają ochronie patentowej.

– Realnej skali ocenić nie sposób – mówi dr hab. Nawrocki. – Do nielegalnych, podwójnych, źle przeprowadzonych oprysków nikt się nie przyzna. Fakt jest taki, że nadal znajdujemy w jedzeniu pozostałości substancji, także tych, które są nielegalne albo nie wolno ich stosować w danej uprawie.

Czy coś się zatem zmienia?

– Sito kontroli staje się gęstsze, inna jest też świadomość producentów. W latach 90. było łatwiej sprzedać nielegalne produkty, oficjalne dane nie są kompletne. Zajmowały się tym zorganizowane grupy. Na przykład wokół Krakowa sprzedawano „świetne” nawozy, miały zawierać dużo fosforu. Taki handel obwoźny. Później okazało się, że to były odpady z krakowskiej huty. A rolnicy wywozili to na pola. Szkodliwe substancje nie znikają ze środowiska natychmiast, pestycydy mają okresy półrozpadu, jak izotopy. Do tej pory znajdujemy pozostałości szkodliwych związków w glebie.

Dziś jesteśmy w innej sytuacji. Polska niedawno wprowadziła kolejne zmiany. 13 lutego 2020 r. uchwalono zmiany w ustawie o środkach ochrony roślin. – Główną zmianą, o którą wnioskował PIORiN podczas prac nad projektem, było wprowadzenie dotkliwszych kar w obszarze nielegalnego handlu pestycydami – mówi Tadeusz Łączyński, zastępca głównego inspektora. Od 14 marca 2020 r. za sprzedaż i stosowanie podrobionych pestycydów grozi nawet do trzech lat więzienia. Dopiero od września 2018 r. inspektorzy PIORiN nie muszą także zapowiadać swoich kontroli z wyprzedzeniem.

Codziennie na obiad

Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności co roku publikuje wyniki badań żywności w całej Unii. Według ostatniego raportu 4,5 proc. jedzenia na naszych stołach przekracza dopuszczalne poziomy pozostałości pestycydów. Część z nich pochodzi z nielegalnych źródeł. Czy są bezpieczne? Na to nie ma żadnej gwarancji. Zwłaszcza że codziennie jesteśmy eksponowani nie na jedną, lecz cały wachlarz substancji w naszym jedzeniu.

Co możemy zrobić? Wśród rozwiązań są oczywiście bardziej dotkliwe kary, dokładniejsze statystyki sprzedaży, a także lepsza współpraca między służbami. Ale ważnym postulatem organizacji k onsumenckich i środowiskowych jest też ogólne zmniejszenie ilości stosowanych pestycydów. Parlament Europejski dyskutuje nad uzależnieniem dopłat bezpośrednich od takiej redukcji. Celem nowej strategii Komisji Europejskiej „Farm to Fork” ma być redukcja zużycia pestycydów o połowę do 2030 r. Organizacje rolnicze twierdzą, że to nierealne, bo wzrost kosztów spowoduje, że europejscy rolnicy przegrają konkurencję z importowaną żywnością.


Czytaj także: Badania potwierdzają: w miodzie są pestycydy. To ich mieszanka może się przyczyniać do wymierania pszczelich rodzin.


 

Tymczasem czarny rynek pestycydów wciąż istnieje, przynosi wielkie zyski, a kontrolujący go ludzie rzadko ponoszą jakąkolwiek odpowiedzialność. – W znakomitej większości przypadków karze się tego, kto został zatrzymany z daną substancją – mówi Włodzimierz Olejnik.

– On z kolei mówi, że nabył pestycyd od nieznanej mu osoby, i łańcuch się urywa. Przeprowadziliśmy 76 wywiadów w całej Europie. Wszystkie potwierdzają, że prześledzenie całej drogi pestycydu od produkcji na nasze stoły jest trudne, a często niemożliwe. Prokurator ds. środowiskowych Holandii Rob de Rijck przyznaje: – Człowiek złapany na granicy z kilogramem kokainy spędza rok w więzieniu, a przemytnik przewożący sześć kontenerów pestycydów dostaje 40 tys. euro grzywny. Nie rozumiem tego. Szczerze, nie mam dobrej odpowiedzi.

Niestety, to porównanie da się też zastosować w Polsce. Zastanówmy się. Gdyby na polskim przejściu granicznym złapano kierowcę ciężarówki przewożącego 660 litrów alkoholu niewiadomego pochodzenia albo kierowcę volkswagena, który zamiast koła zapasowego wiezie 70 kg narkotyku, kara byłaby natychmiastowa i bardzo surowa. W przypadku pestycydów kończy się na grzywnie. W przypadku alkoholu, papierosów i narkotyków policja potrafi rozpracowywać i rozbijać zorganizowane grupy przestępcze. Dlaczego nie da się tego zrobić, gdy chodzi o pestycydy. Dlaczego w ciągu minuty jestem w stanie kupić w internecie zakazaną i groźną dla zdrowia substancję? Powoli zdajemy sobie sprawę, że czarny rynek pestycydów jest realnym zagrożeniem. Że niesprawdzone, potencjalnie toksyczne substancje trafiają potem na nasze stoły. ©℗

Nielegalny handel pestycydami badał zespół dziennikarzy śledczych Environmental Reporting: Eva Achinger, Lorenzo Bagnoli, Antonio Baquero, George Brock, Kristof Clerix, Anuška Delić, Staffan Dahllöf, Rasit Elibol, Caroline Henshaw, Nils Mulvad i Krzysztof Story. Reportaż powstał dzięki wsparciu Journalismfund.eu i Reporters in the field/Robert Bosch Stiftung. www.ir-d.dk/illegal-trade

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020