Nie ufać i nie kontrolować

Nikt nie jest doskonały: mają wady dziennikarze, ich naczelni i właściciele mediów. Największą jednak słabością mediów jest niedorozwinięty pluralizm.

06.03.2006

Czyta się kilka minut

"W Polsce tak naprawdę wolnych mediów nie ma. Jest pewien układ i dziennikarze, których pozycja jest bardzo trudna" - powiedział niedawno Jarosław Kaczyński, zapowiadając wprowadzenie zmian legislacyjnych, które uniemożliwią usuwanie z pracy dziennikarzy niezgadzających się ze swoimi redaktorami naczelnymi. Jako dziennikarz, który dwukrotnie opuścił redakcję, w której pracował, właśnie z powodu owej niezgodności poglądów, powinienem być entuzjastą tych słów. Nie jestem.

Wolność kosztuje

Wolność słowa nie polega na tym, że w każdej gazecie może się ukazać każdy pogląd, dowolnie odległy od tego, co się nazywa "linią redakcyjną". Trudno odmówić właścicielom i naczelnym prawa do tego, by media, które tworzą, miały określony kierunek ideowy, bo to niweczyłoby dla wielu z nich cel uprawiania zawodu. Trudno wymagać od - powiedzmy - Jerzego Baczyńskiego, Marka Króla czy Adama Michnika - by jako naczelni redaktorzy firmowali swoim nazwiskiem teksty, z którymi się głęboko nie zgadzają. Owszem: takie rzeczy bywają, ale na zasadzie wyjątku (redakcja pokazuje, że istnieje inny pogląd, ale zaznacza, że się z nim nie identyfikuje), nie zaś reguły. Zresztą zapowiadany przez Kaczyńskiego ustawowy zakaz zwalniania z pracy dziennikarza w takiej sytuacji będzie przepisem martwym. To się po prostu nie da zrobić. Nie ma siły, która zmusiłaby redaktora naczelnego do - rzeczywistej, a nie pozornej - współpracy z takim dziennikarzem. Istnieją dziesiątki sposobów, by kogoś skutecznie zniechęcić do pracy: można dać mu podrzędne stanowisko, głodową pensję, notorycznie nie drukować jego tekstów, nie mówiąc już o bardziej subtelnych sposobach.

Dziennikarz, który znalazł się w podobnej sytuacji, musi sobie powiedzieć: sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało, wiedziałeś, jakie tu są reguły... Owszem, istnieje problem uczciwości osobistej. Ale przecież nikt rozsądny nie może oczekiwać czegoś na kształt "ustawowego prawa do uczciwości". To jest po prostu coś, za co się płaci. Gdyby się nie płaciło, jaka byłaby tego wartość?

Jedyne, czego można wymagać w planie życia publicznego, to pluralizm mediów. Pluralizm nie zagwarantuje wprawdzie, że w każdej gazecie opublikowany zostanie każdy pogląd, ale sprawi, że pogląd niechciany w jednej redakcji zostanie ujawniony na innych łamach. O pluralizm warto zabiegać, bo jest to taka właściwość życia publicznego, która przynosi korzyści i opinii publicznej, i dziennikarzom, którzy się nie mieszczą w granicach jakiejś opcji ideowo--politycznej. Gdyby więc Jarosław Kaczyński i jego partia zabiegali o pluralizm, to w tym kontekście słowa prezesa PiS-u o braku wolnych mediów brzmiałyby inaczej. A tak - jest jak jest.

Lenin: ufać i kontrolować

Kaczyński myli się nie tylko co do terapii, ale i co do diagnozy. Wolność mediów nie polega na tym, że dziennikarze są niezależni od swojego naczelnego, tylko na tym, że mogą sobie pójść do innego. Podobnie jak wolność polityczna nie polega na tym, że ministrowie są niezależni od premiera, tylko na tym, że o władzę konkurują różne partie. Wolność mediów to w szczególności zdolność do publikowania informacji i poglądów sprzecznych z interesami możnych tego świata. Także - co w kółko podkreśla Kaczyński - na publikowaniu informacji i opinii sprzecznych z interesami wszelkiego typu niejawnych układów. Media nie są fragmentem wydziału propagandy ani partii rządzącej, ani opozycyjnej, ani Kościoła, ani biznesu, ani mafii. Krótko mówiąc, wolność jest wtedy, kiedy nikt poza dysponentami danego medium nie decyduje o jego zawartości. Taka wolność prasy w Polsce istnieje.

Istotę poglądów rządzącej partii na ład medialny da się opisać następująco: media nie kochają nas w stopniu, na który zasługujemy, dlatego trzeba je kontrolować i w ten sposób, pośrednio, wpływać na treści w nich prezentowane. Lista inicjatyw PiS (a po części także rządu Marcinkiewicza) idących w tym kierunku jest długa, można wręcz odnieść wrażenie, że to jedno z ich ulubionych politycznych zajęć, znacznie ważniejsze niż np. walka z bezrobociem czy reforma systemu ochrony zdrowia. Zaczęło się od przeforsowania nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, która bynajmniej nie zmniejszyła upolitycznienia publicznych mediów elektronicznych (głównie TVP), ale je zwiększyła, nadając określoną (PiS/LPR/Samoobrona) barwę polityczną. Ostatni miesiąc to prawdziwy wysyp podobnych inicjatyw, których zwieńczeniem jest cytowana na wstępie wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego. A to pomysł powołania Narodowego Ośrodka Monitorowania Mediów, a to uzgodnienia Kaczyńskiego z Giertychem w przedmiocie oddania Polskiej Agencji Prasowej we władanie LPR-owi, a to spotkanie premiera z przedstawicielami norweskiego koncernu Orkla (większościowego udziałowca "Rzeczpospolitej"), co ważne: odbywające się w kontekście wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o potrzebie "repolonizacji" mediów.

Do tego dochodzi nieustający lament PiS na złe traktowanie w mediach. Bracia Kaczyńscy mówili o tym od lat, ale i teraz, kiedy mają władzę, też się czują prześladowani. Podobnie uważa Michał Kamiński, prominentny polityk ich obozu: "Jarosław Kaczyński w ciągu ostatnich tygodni i miesięcy jest najbardziej brutalnie atakowanym politykiem w Polsce i oskarżanym dosłownie o wszystko" (wypowiedź dla Radia Zet, cyt. za "Gazetą Wyborczą" z 13 lutego). Niewiele wcześniej Elżbieta Kruk, nowa przewodnicząca KRRiT, mówi rzeczy niesłychane, jak na przedstawiciela instytucji mającej strzec ładu medialnego: np. że podpisanie paktu stabilizacyjnego tylko w obecności mediów o. Rydzyka nie było dyskryminacyjne w stosunku do pozostałych.

Słaby pluralizm

Prawda, że istnieją obiektywne ograniczenia wolności mediów: cywilizacyjne i ekonomiczne. Cywilizacyjne polegają na ogromnej presji kultury masowej, ekonomiczne na coraz większej presji reklamodawców. Jedne wspierają drugie, a w sumie daje to efekt tabloidyzacji mediów. Niestety nie jest tak, że tabloidy zagospodarowują jakiś sektor rynku, i tyle. Jest gorzej: one ciągną w dół całą prasę, stąd coraz trudniej znaleźć w niej strawę intelektualną, zaś coraz więcej w niej sensacji i rozrywki.

Ułomny jest system, niedoskonali są też ludzie. Mają swoje wady dziennikarze, ich naczelni i właściciele mediów. Największą jednak słabością polskich mediów jest niedorozwinięty pluralizm.

Niepokorni dziennikarze nieraz skarżą się: nie opublikowano mojego tekstu ani tu, ani tu, ani tam, wreszcie się zestarzał i poszedł do kosza. To jest problem. To, co jest dobre na scenie politycznej (mała liczba silnych partii), niekoniecznie jest dobre na rynku medialnym. Tu tytułów powinno być możliwie jak najwięcej. Bo wprawdzie decydujące wybory polityczne naturalnie redukują się do kilku, a czasem nawet do dwóch opcji, ale za to pomysłów ideowych może i powinno być wiele. Tego wymaga zdrowie demokracji. Sytuacja, w której w Polsce działają na rynku tylko dwie ogólnopolskie opiniotwórcze gazety codzienne, a jedna jest chronicznie zagrożona przejęciem przez rząd (a ostatnio także przez swoją konkurentkę), pokazuje, jak kruchy jest ten pluralizm.

Co można zrobić? Owe obiektywne uwarunkowania, o których była mowa wyżej, sprawiają, że nie jest łatwo naprawić sytuację. Ale pod rządami PiS zaczęto od jej psucia: stworzono prawne możliwości większego upolitycznienia publicznej telewizji, a nieustające mówienie o złym traktowaniu rządzących przez prasę i pojawiające się propozycje zmian instytucjonalnych wyglądają jak przygotowanie do systemu sterowania mediami.

Na szczęście taki projekt wydaje się w Polsce nierealny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2006