Nie ma granic miłosierdzia

Liturgia dopiero co przeprowadziła nas przez 9. rozdział Ewangelii św. Marka. Jezus wędruje z uczniami z Cezarei Filipowej do Kafarnaum, a potem dalej do Judei.

23.05.2016

Czyta się kilka minut

Bp Grzegorz Ryś /  / Fot. Grażyna Makara
Bp Grzegorz Ryś / / Fot. Grażyna Makara

To już ostatnia Jego droga – ku ukrzyżowaniu w Jerozolimie. Jezus stara się ją zachować w tajemnicy: nie chce, żeby wiedziano, którędy idzie. Chce mieć czas wyłącznie dla uczniów. Tylko ich uczy na tym kawałku drogi (Mk 9, 30-50).

To pouczenie zaczyna od powtórzenia, kim jest: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi, którzy Go zabiją, ale zabity po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk 9, 31). Wydany? Przez kogo?

Ostatecznie przecież ani nie przez Judasza, ani przez Heroda czy żydowską starszyznę, ani przez Piłata. Wiemy dobrze, że sam siebie wydał na śmierć. Mocą swej własnej decyzji – w pełnej wolności. I w posłuszeństwie Ojcu. I w radykalnej miłości (Caritas sine modo) do każdego z nas. Taki jest Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie – spełniający się wyłącznie w ofiarnym byciu dla innych. Dający życie każdemu za cenę swojej śmierci.

Marek mówi: „Oni jednak nie zrozumieli tych słów…” (Mk 9, 32). Nie zrozumieli?

To przecież nie była pierwsza zapowiedź męki. Pierwsza padła dwa, trzy dni wcześniej (Mk 8, 31nn) – nie bez wielkich emocji – przy wyraźnym proteście ze strony Piotra (w odpowiedzi Jezus nazwał go wtedy „szatanem”) i z następującym po nim klarownym dopowiedzeniem: „Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż, i niech Mnie naśladuje. Kto bowiem chce swoje życie zachować, utraci je, a kto utraci swoje życie z Mojego powodu i dla Ewangelii, ten je ocali” (Mk 8, 34n).

Ich trudność nie ma charakteru intelektualnego. Ma zupełnie inne źródło. I Marek – z całą szczerością i prostotą – odkrywa je w dwóch kolejnych odsłonach. Pierwszą jest spór uczniów między sobą: kto z nich jest największy. On im mówi o swoim krzyżu i wydaniu się w ręce ludzi – na śmierć, która będzie śmiercią niewolnika, a oni kłócą się o pierwsze miejsca – o „ministerialne teki” w rządzie „królestwa”, które nadchodzi.

Drugą odsłoną jest stwierdzenie zaprezentowane Jezusowi przez św. Jana: „Nauczycielu, zobaczyliśmy kogoś, jak w Twoje imię wypędzał demony, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami” (Mk 9, 38). To w sumie ta sama pretensja i pycha, co w poprzednim akapicie – tyle że nie indywidualna, lecz wspólnotowa. Teraz nie chodzi o to, że ja – że moje bycie przy Jezusie daje mi tytuł do tego, by się postawić ponad innymi – nawet w gronie najbliższych uczniów. Chodzi o to, że my, tylko my się liczymy, tylko my mamy patent na łaskę, na nieomylność, na działanie. Poza nami – poza granicami naszej grupy (naszej wspólnoty, naszego ruchu, naszej konfesji, naszego Kościoła) Chrystus nie ma prawa działać – istnieje (w naszej opinii) „eklezjalna próżnia”.

Diagnoza Ewangelisty jest trafna – tu nie chodzi jedynie o zachowania czy postawy naganne z powodów etycznych. Tu ostatecznie chodzi o niezrozumienie tego, kim jest Bóg – jakim się On objawia w Jezusie Chrystusie. Nie tyle o niezrozumienie, co o opór wobec tego, jakim się On objawia; i co rozumiemy (bo niepodobna nie rozumieć – już prościej nie może tego powiedzieć). On w całej pokorze wychodzi ku ludziom i oddaje się w ich ręce; oni – w swej ambicji i zazdrości – odgradzają się od ludzi, wynosząc się nad nich.

Myślę, że właśnie przerabiamy w Kościele kolejną odsłonę tego dialogu. Oto Pan Bóg z niesłychaną wręcz determinacją powtarza o sobie, że jest Miłosierdziem – miłością bezwarunkową, przez nas w żaden sposób niezasłużoną, uprzednią w stosunku do jakiegokolwiek z naszych dobrych czynów. A my?

A my – powołując się na Niego – pytamy o granice i warunki miłosierdzia, ustawiamy je w kolejności za sprawiedliwością, a nieodwracalną deklarację towarzyszenia grzesznikowi uważamy za „odwracanie” kościelnej doktryny. Przebaczenie? – pytamy. „Ależ tak: jeśli ktoś uzna swą winę, przeprosi, i zapewni o poprawie na przyszłość. I podejmie zadośćuczynienie”.

Czy to jest miłosierdzie czerpane z Boga? Nie! To miara naszego oporu wobec tego, kim jest Bóg. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2016