Nie lękajmy się

Przedstawienie jest nieogarnione jak ocean, podobnie jak tekst, z którego się narodziło. Tekst nie daje się jednoznacznie określić gatunkowo. Teatr staje się wypowiedzią swobodną, podporządkowaną jedynie myśli, wielką akuszerką sensów. Ale sensy w Zaratustrze Krystiana Lupy, podobnie jak w dziele Nietzschego, nierozerwalnie związane są ze wzruszeniami. To teatralny poemat filozoficzny.

22.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Lupa użył tekstów głównie z pierwszej i czwartej części “To rzekł Zaratustra". Wypełniają one pierwszy i drugi akt. W trzecim posłużył się fragmentem tekstu Einara Schleefa “Nietzsche. Trylogia" przenosząc sprawy ducha i myśli Nietzschego w obszar biograficzny, konfrontując, by tak rzec, ducha z ciałem. Zaratustrów jest trzech: młody, grany przez Michała Czarneckiego, dojrzały, w którego wciela się Zbigniew Kaleta i stary, będący utożsamieniem Zaratustry i Fritza, grany przez Krzysztofa Globisza. Spektakl ma bardzo precyzyjną strukturę narracyjną, spiętą scenami dziejącymi się współcześnie, w których praca, a raczej klęska myśli Nietzschego ukazana jest w kontakcie z brutalnością ulicy.

Śmierć linoskoczka

Zaczyna się niezauważenie. Aktorzy przychodzą razem z widzami, w codziennych współczesnych ubraniach. Niektórzy wchodzą na scenę, jakby się do niej przymierzając. Gromadzą się, podobnie jak my, w oczekiwaniu na występ, występ linoskoczka (Tomasz Wygoda). Zjawia się wśród nich młody Zaratustra. Odstaje ubiorem - biała koszula i czerwone spodnie, bose stopy. Jest jasny, a nawet jaskrawy, inny od przygaszonej kolorystycznie gromady. Zaratustra wybucha przemową nagle i ostro: “Będę nauczał was nadczłowieka. Człowiek jest czymś, co trzeba przezwyciężać. Coście uczynili, aby go przezwyciężyć?". Jest młody i gniewny, obcy gromadzie. Jak uliczny szaleniec, na pewno nie jak prorok. Ani egzaltowany sposób mówienia, ani młodzieńcza porywczość nie dodają mu wiarygodności.

Gromada nie chce słuchać Zaratustry, ulica chce linoskoczka. Ten pojawia się wysoko ponad sceną. Atletycznie zbudowany, kroczy po linie niepewnie. Jego popis ma w sobie napięcie wywołane lękiem. Chodzi wysoko ponad wyrysowanym czerwonym prostokątem pola gry otoczonego ciemnymi ścianami z licznymi wejściami, w tym potrójnymi drzwiami na wprost widzów, przywołujących porządek greckiego teatru; ponad platformą wznoszącą się w głębi, której horyzont zamyka purpurowa ściana. Przy trzecim numerze linoskoczka pojawi się za nim złośliwy karzeł (Zbigniew Kosowski) w brzydkich ubraniach przeciętnego polskiego bazaru. Skoczek upada, Zaratustra wygłasza mowę nad jego konającym ciałem: “Z niebezpieczeństwa uczyniłeś sobie zawód, to nie jest godne wzgardy". Pogrzeb linoskoczka dokonuje się przez obrysowanie jego martwego ciała białą kredową linią.

Młody Zaratustra znajduje uczniów. To Johannes (Bogdan Brzyski) i Mateusz (Adam Nawojczyk). Uczniowie będą pilnować mistrza, czuwać w czasie jego snu, z czasem staną się zwierzętami Zaratustry: orłem i wężem. Ale pochodzą z tłumu. Uwikłani w jakieś afery miłosne. Za ich przyczyną kontynuowany jest w spektaklu wątek cielesności. Oto pierwsi “wołający w potrzebie". Zagubieni i zniewoleni wczorajszą moralnością. Wkrótce dojdzie do ekstatycznej, dionizyjskiej zbiorowej sceny miłosnej. To początek wielkiej wędrówki Zaratustry, który opuszcza ludzi.

Rozpoczyna się skomplikowany proces jego indywiduacji, tworzenie systemu i sposobu życia, który z perspektywy trzeciej części okaże się najwspanialszym marzeniem o człowieku, jakie mógł nam ofiarować teatr. Towarzyszy temu przeistoczenie Zaratustry młodego w dojrzałego. Zamiana dokonuje się podczas snu. W ciemności aktorzy zamieniają się, a w tym czasie w głębi sceny trwa projekcja, w której młody Zaratustra zanurza się w wodzie, widać jego twarz na wielkim zbliżeniu, gdy niknie, przez chwilę na ekranie pojawia się mroczny kwiat anthurium, a po nim powoli wynurza się z wody chrystusowa twarz dojrzałego Zaratustry.

Wędrówka Zaratustry

Długowłosy, noszący brodę i wąsy Kaleta jest w tej roli mistyczny. Porusza się lekkim tanecznym krokiem, czasami ma się wrażenie, że nie dotyka stopami ziemi. W pustej, ciemnej przestrzeni sceny, gdzie na podłodze leży tylko ogromny biały całun, Zaratustra odbędzie siedmiodniową medytację i rozpocznie wędrówkę przez świat, w której napotka kolejne postaci - egzempla, utwierdzające go w słuszności marzenia o nadczłowieku, w konieczności tworzenia alternatywnego systemu wartości, poza dobrem i złem, ponad człowiekiem dla człowieka. Coraz większą rolę będzie też odgrywała obecna od początku w świecie Zaratustry śmierć. Spektakl nabrzmiewa tajemnicą Zaratustry: “Wiem, ale nie chcę mówić".

Zaratustra przegna proroka wielkiego znużenia (Andrzej Hudziak), nie pozwoli dotknąć swego ducha leniwym słowom, nie da przywieść się do ostatniego grzechu współczucia. Wykrystalizował już w sobie jasną, radosną wizję nadczłowieka, dążenie do spotkania kogoś wyższego od siebie, o kogo będzie się można roztrzaskać, jego droga jest promienna. Spotkani na niej przybysze poszukujący wyższego człowieka noszą czasem rys groteskowy, a wręcz komiczny, czasem jednak przywodzą wizje najbardziej mroczne i ponure.

Najpierw pojawiają się dwaj królowie, w kostiumach jak z teatru Mirona Białoszewskiego, zaopatrzeni w przenośne trony, dodające im godności, a po prawdzie szalenie śmieszne. Mają w sobie jakąś bizantyjską pychę i pozerstwo, jest w nich też dziwny bliźniaczy homoerotyzm. Przekrzykują się wzajemnie, aż w końcu osiągną zgodne unisono. W pełni świadomi swego marnego położenia - pierwsi wśród motłochu - nie są w stanie posłuchać Zaratustry. Utrudzeni władzą, nie potrafią zdobyć się na podążanie za jego myślą. Ich ostateczną kompromitacją będzie taniec osła (Tomasz Wygoda), który przywędrował razem z nimi. Osioł zdejmuje białe luźne spodnie i nagi, wolny i beztroski biega po scenie. Zaratustra zaprasza królów, jak wszystkich napotkanych, do jaskini.

Wędrując dalej, napotyka mężczyznę ciągnącego dziwny pojazd nakryty czarną płachtą. Rozpoczyna się najstraszliwsza scena spektaklu, jedna z najbardziej przejmujących i ponurych, jakie widziałem kiedykolwiek w teatrze, odbierająca otuchę najodważniejszym. Spod czarnej płachty wyłania się rodzaj szpitalnego urządzenia. Białe rurki, u dołu butla z tlenem. Z jednej strony akwarium wypełnione nieprzyjemnej barwy cieczą. Leży w nim nagi mężczyzna karmiący pijawki. To Sumiennik (Jerzy Święch). Z drugiej strony zasiada ten, którego Nietzsche nazwał Wysłużonym. To Ostatni Papież (Zygmunt Józefczak). Między papieżem i Sumiennikiem wisi worek z krwią do transfuzji. Spod białej papieskiej sutanny wybiega czerwona rurka. Całe urządzenie transfuzyjne ma pomóc papieżowi znosić trudy podróży.

Lupa zdecydował się nadać Ostatniemu Papieżowi rysy Jana Pawła II. Charakterystycznie zgarbiony, do złudzenia przypomina Zmarłego. Sam widok trwożliwie zapiera dech w piersiach. Ale Zaratustra nie lęka się niczego. Pełen szacunku (“Spójrz czcigodny, jaka piękna i długa dłoń! To dłoń kogoś, kto zawsze błogosławił"), prowadzi z Ostatnim Papieżem rozmowę o śmierci Boga. Zdanie papieża: “A ja służyłem temu staremu Bogu aż po jego ostatnią godzinę" wywołuje wewnętrzny spazm smutku i przerażenia.

Następne spotkania z fałszywym jak aktor Czarownikiem (Piotr Skiba), ponurym Zabójcą Boga (Jacek Romanowski) i Cieniem (Urszula Kiebzak) dopełniają tylko miary grozy, na której przyjęcie nie jesteśmy gotowi. To jak zstąpienie do piekieł radośnie bezbożnego Zaratustry, który u kresu wędrówki odnajdzie wszystkich napotkanych wędrowców w swojej jaskini. Upozowani z kieliszkami do toastu, w malowniczej grupie strzeżonej przez pięknego Węża i Orła. Ale ich chęć podążenia za Zaratustrą nie jest czysta i szczera. Zaczynają tęsknić do starego porządku. Tę część spektaklu zakończy ekstatyczna pieśń Zaratustry: “Ból mówi: przemiń! Lecz wszelka rozkosz chce wieczności. Chce głębokiej, głębokiej wieczności!".

Marzenie utracone

Heretycki i rebeliancki tryb przedstawienia nie niesie z sobą gwałtowności działań, wręcz przeciwnie, Zaratustra jest radosny i spokojny, ma w sobie łagodność dziecka i mędrca. Trudna do przyswojenia i pojęcia nauka staje się rychło tęsknotą widza. Świat Zaratustry staje się marzeniem.

Marzeniem naocznie, nieomal dotykalnie utraconym. Przekonujemy się o tym w części trzeciej, w której przenosimy się do mieszczańskiego domu rodzinnego Nie-tzschego, gdzie zniedołężniały, pokonany chorobą Fritz-Zaratustra, któremu pozostało tylko upokarzająco niesprawne ciało, mieszka pod opieką matki (Iwona Bielska) i siostry (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik). Zmienia się także natychmiast i radykalnie charakter przedstawienia. Scenę z trzech stron zamykają purpurowe ściany. Na środku pojawia się stół i kilka krzeseł wyściełanych skórą, typowych dla mieszczańskich salonów. Z lewej strony pianino, ale dziwnie schowane we wnęce, wystaje tylko klawiatura, jakby z oszczędności miejsca.

Fritz-Zaratustra (Krzysztof Globisz w lekkiej charakteryzacji, z wąsami) siedzi na górnym podeście sceny, tam gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jaskinia Zaratustry. Kiedy światło gaśnie, zbiega na dół, siada przy stole i pogrąża się w cielesnym otępieniu. Większa część trzeciego aktu to upokarzająca rodzinna przepychanka między gderliwą matką, siostrą i najczęściej milczącym Fritzem. Szybko wychodzą na jaw rodzinne tabu: skrywany homoseksualizm Fritza, pretensje matki o to, że nie założył rodziny, zaborczość siostry i jej nienawiść do matki wplątana w kazirodczą skłonność do brata. Kiedy gderająca matka wychodzi na chwilę z salonu, by sprawdzić, czy zagotowała się woda do kąpieli, na scenie pojawiają się postacie spotkane przez Zaratustrę w czasie jego wędrówek. Jakże żałosny jest ociężały prorok, nawet nie cień mistycznie charyzmatycznego, roztańczonego Zaratustry. Podczas kąpieli, gdy obie kobiety obmywają Fritza, cielesność staje się znów dominującym tematem spektaklu. Fritz jest ciężki i zwalisty, ma ogromny brzuch i obwisłe piersi, Zaratustra pokonany.

Potem rozpoczynają się przygotowania do święta na cześć Fritza. Ten rodzaj teatru znamy świetnie z “Rodzeństwa" czy nawet II części “Wymazywania". Salon i stół stają się akceleratorami rodzinnego konfliktu. Siostra okazuje się okrutnie praktyczna. Każąc Fritzowi położyć się, prosi go, by położył pod nogi “czerwoną gumę do pisania". Wszak do pisania nie będzie mu już nigdy potrzebna. Fritz z siostrą tańczą do muzyki, którą gra na pianinie matka, a jest to fragment “Sonaty księżycowej" Beethovena. Siedzący z tyłu reżyser, który cały czas stymuluje spektakl rytmami i okrzykami, zaczyna wyć. Atmosfera robi się nie do wytrzymania. Matka i córka walczą przepychając stół. W końcu Fritz zwala wszystko z blatu. Do święta nie dojdzie, goście nie przyjdą, zresztą przy stole cały czas stało tylko jedno krzesło. Trzy pozostały na górnym podeście, skąd zszedł Zaratustra-Fritz, gdzie w półmroku toczy się dalej dzieło Zaratustry, w przebłyskach czystości myśli.

Salonowe ściany znikają ze sceny. Fritz z siostrą wyruszają na spacer. Siostra także nie spełniła nadziei Fritza-Zaratustry: “Nie weszłaś ani na statek, ani na szczyt". Scenę znów otaczają czarne ściany kryjące mroczne zakamarki, jak na początku spektaklu. Z ciemności wynurzają się ludzie. Rozpoznajemy w nich bohaterów z wędrówek Zaratustry, ale teraz wszyscy przychodzą po miskę darmowej zupy. W całkowitej ciszy rozgrywa się niezwykły balet. Ci, którzy zmierzali do odkrycia nadczłowieka, w upokorzeniu muszą zadowolić się tanią strawą. Lina pomiędzy zwierzęciem i nadczłowiekiem zostaje napięta do granic wytrzymałości Zaratustry. Fritz odnajduje w tej sytuacji pocieszenie: “Zupa płynie wewnątrz ciała, to jest wielka tajemnica".

Ostatnie sekwencje spektaklu to wędrówka Fritza, starego Zaratustry ulicami miasta, ulicami Babilonu, gdzie rozegrała się tragedia pewnej prostytutki zarżniętej przez kochanka, uważającego siebie za nadczłowieka. Koło wiecznego powrotu zatoczyło niespodziewany obrót. Nachalna wulgarność ostatniej sceny jest bolesna, może nawet zbędna. Zaratustra roztrzaskał się, ale nie o wyższego od siebie. Konieczne będzie jego kolejne zejście, żeby rzecz mogła wydarzyć się jeszcze raz.

***

Polifonicznej struktury “Zaratustry" nie można łatwo objąć i opisać. Nie daje się też spektaklu jednoznacznie zinterpretować. Chaos i wieloznaczność są jego żywiołem. Lupę zainteresowały w równej mierze idee Nietzschego zawarte w “To rzekł Zaratustra", jak i los filozofa-artysty, który zmagając się z dziełem wymuszanym przez wołanie w potrzebie, ponosi klęskę niemożności, mimo że dzieło zostało ukończone.

Spektakl silnie dotyka problemu wolności i odpowiedzialności. Dlatego scena z Ostatnim Papieżem jest tak poruszająca. To doświadczenie niechcianej wolności wystawia nas na działanie spraw ostatecznych. Czy mamy odwagę być wolni? Czy umiemy być wolni? Czy chcemy być wolni? Czy jest w nas dążenie będące początkiem nadczłowieka? I kim właściwie jest ów nadczłowiek? Czy nie jest tylko twórczym rodzajem ludzkim? Artystą właśnie?

Ten spektakl znakomicie grany przez aktorów wychodzi daleko poza teatr i nasze wyobrażenia o tym, czym teatr jest i czym być powinien. Nietzsche jedno z najważniejszych dzieł poświęcił teatrowi: “Narodziny tragedii z ducha muzyki". Lupa nie tylko poddał swoje teatralne myślenie dwóm równoległym żywiołom zdefiniowanym przez Nietzschego, ale także podporządkował spektakl duchowi muzyki. On jest jak pieśń, w której sensy rodzą się ze wzruszeń, a wzruszenia z sensów.

“Zaratustra", według “To rzekł Zaratustra" Friedricha Nietzschego i “Nietzsche. Trylogia" Einara Schleefa, adaptacja, reżyseria i scenografia: Krystian Lupa, muzyka: Paweł Szymański, projekcje wideo: Zbigniew Bzymek, kostiumy: Piotr Skiba, współpraca dramaturgiczna: Ireneusz Janiszewski, premiera w Starym Teatrze w Krakowie 7 maja 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2005