Nic śmiesznego

Można ten serial kochać, można go nienawidzić, ale trzeba go znać. Zwłaszcza gdy chce się wiedzieć, jak to jest być dziewczyną w czasach kryzysu.

27.01.2014

Czyta się kilka minut

Jessa, Hannah, Shoshanna, Marnie / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Jessa, Hannah, Shoshanna, Marnie / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Jedną z najczęściej komentowanych kreacji tegorocznej gali Złotych Globów była suknia Leny Dunham. Jaskrawożółta, kontrastowała z czerwonym dywanem. Obcisły syreni krój, zarezerwowany dla najzgrabniejszych i najwyższych aktorek, podkreślał niski wzrost i lekką nadwagę gwiazdy. Na jej odsłoniętych ramionach można było zobaczyć całą kolekcję złej jakości tatuaży. „Próbowałam być na diecie, ale przed chwilą zjadłam gruby kawał mięsa na hamburgera. Jak jakiś jaskiniowiec” – powiedziała Dunham dziennikarzom. I dodała, że byłaby równie szczęśliwa, mogąc czekać w domu na premierę nowej serii „Girls”: „Siedziałabym przed laptopem w piżamie, z pizzą albo chińszczyzną, i obsesyjnie odświeżała Twittera”.

Gdyby rzeczywiście spędziła wieczór z Twitterem, mogłaby zobaczyć, jak Mia Farrow pisze: „Czas otworzyć lody i przełączyć na »Girls«”. I jak setki osób podaje ten wpis dalej. Bo „Girls” to najgorętszy serial ostatnich dwóch lat.

DZIEWCZYNA OBAMY

Kariera Dunham, która w ubiegłym roku zdobyła Złote Globy za najlepszą rolę żeńską i najlepszy serial komediowy (w tym roku skończyło się na nominacjach), jest przykładem słodkiego amerykańskiego snu. Urodzona w 1986 r. w rodzinie nowojorskich artystów (ojciec jest malarzem, mama fotografką i projektantką), wychowana na Brooklynie, w 2008 r. skończyła studia z kreatywnego pisania na Oberlin College.

Zaczęła kręcić offowe filmy; w najgłośniejszym z nich, „Tiny Furniture”, w głównej roli obsadziła siebie samą, w roli matki swoją matkę, a siostry – siostrę. Własne doświadczenia wykorzystała też przy pisaniu scenariusza „Girls”, które zaczęła reżyserować dla HBO. Premierowy odcinek wyemitowano w kwietniu 2012 r.; pół roku później wynegocjowała w wydawnictwie Random House 3,5 miliona dolarów zaliczki na autobiograficzną książkę.

Obwołana głosem pokolenia „millenialsów”, wzięła udział w kampanii prezydenckiej Baracka Obamy: w internetowym video przekonywała młodych do głosowania, porównując pierwsze wybory do pierwszego seksu. Jej wyretuszowane zdjęcie właśnie trafiło na okładkę „Vogue’a”. W towarzyszącym reportażu z planu napisano: „Przed kamerą Dunham zamienia się z jednej z najbardziej wpływowych kobiet w telewizji w zagubioną, niepewną dziewczynę, którą powołała do ekranowego życia”.

Zamienia się w Hannah Horvath – nieatrakcyjną absolwentkę college’u, która próbuje znaleźć sposób na życie, odcięta od pieniędzy rodziców. Jej przyjaciółki to: Jessa (Jemima Kirke, koleżanka Dunham z college’u) – ekstrawagancka, wyzwolona malarka, Shoshanna (Zosia Mamet) – dziwna, infantylna studentka kulturoznawstwa, i Marnie (Allison Williams) – jedyna z tej czwórki piękność, zbyt ambitna i zbyt sztywna, żeby być szczęśliwą. Mają typowe problemy współczesnych dwudziestolatek: nie mogą znaleźć pracy na miarę swoich możliwości i chłopaków na miarę oczekiwań; szukają stabilizacji i uciekają od niej; nie potrafią wejść w dorosłość, toksycznie związane z rodzicami.

Nie sposób uniknąć skojarzeń z innym serialem HBO, „Seksem w wielkim mieście” (który jednak z sezonu na sezon stawał się coraz gorszy, aż spotworniał zupełnie, powracając jako film). Sama Dunham odniosła się do niego ironicznie już w pierwszym odcinku, sugerując, że bohaterki „Girls” na tym serialu się wychowały. Schemat jest ten sam: cztery dziewczyny, seks i Nowy Jork. Tylko dziewczyny są młodsze, seks gorszy, a Nowy Jork brzydszy.

W „Seksie...” miasto ograniczało się do Manhattanu – kiedy jedna z bohaterek oświadczała, że wyprowadza się na Brooklyn, pozostałe nie kryły obrzydzenia. W „Girls” to Brooklyn jest właściwą scenerią – a konkretnie jego najmodniejsza część, pogranicze żydowskiego Williamsburga i polskiego Greenpointu. A więc ciasne mieszkania w kamienicach z początku wieku, kluby i galerie w opuszczonych fabrykach, brzydkie parki i skwery. Na Manhattan jeździ się metrem, nie taksówką czy limuzyną, i nigdy nie zahacza się o Upper East Side.

SZPILKI OD HENNESA & MAURITZA

Bohaterki „Seksu w wielkim mieście” miały wszystko, o czym bohaterki „Girls” mogą tylko marzyć: pieniądze, świetną pracę, piękne mieszkania, powodzenie. Tamte nosiły szpilki od Manolo Blahnika, torebki Louis Vuittonna i sukienki od Gucciego; te ubierają się w sieciówkach i naśladującym modę z lumpeksów Urban Outfitters. Hannah nosi przykrótkie sukienki i kombinezony, ale potrafi też wyjść na ulicę w samych majtkach i rozciągniętym, dziurawym T-shircie, oczywiście bez stanika. Nie układa włosów, rzadko się maluje, i – co według wielu krytyków stanowi jej największy grzech – często się rozbiera. Nie tylko w łóżku i pod prysznicem; półnago gra nawet w ping-ponga. W pełnym świetle pokazuje swoje ciało: niewypielęgnowane w spa, niewyrzeźbione aerobikiem, nieodtłuszczone wegańską dietą. Z za małym biustem i za dużą pupą. Ciało, którym nie powinno się chwalić. Które nie nadąża w wyścigu zdrowia i urody. Jeszcze gorzej: które odmawia w nim udziału.

Nagość Dunham ściśle łączy się z łamaniem drugiego tabu: seksualnego. Wprawdzie erotyka, wszechobecna w zachodniej kulturze, w serialach nie jest niczym nowym ani rzadkim. Ale nie o taką erotykę tu chodzi. Różnica między seksem prezentowanym w produkcjach głównego nurtu a tym z „Girls” jest taka, jak między kolacją w dobrej restauracji a pizzą z mikrofalówki – ma się ochotę na to pierwsze, ale zazwyczaj kończy się tym drugim. W cytowanym artykule z „Vogue’a” Dunham powiedziała: „Miałam wrażenie, że ja i wiele moich koleżanek jest zepsutych hollywoodzkim sposobem pokazywania seksu”. Postanowiła więc pokazać go prawdziwie, jeśli nie naturalistycznie: są w nim ból, nieporozumienia, rozczarowania, psychiczna przemoc i momenty zażenowania.

Pojawia się też szczegół, który innym reżyserom wydaje się niewarty uwagi: antykoncepcja. A także konsekwencje jej braku – w drugim odcinku dziewczyny spotykają się w klinice aborcyjnej, żeby wspierać Jessę. „Wyprawiłaś świetną aborcję!” – gratuluje jej Marnie.

„Girls” odsłania jeszcze jedno tabu. Hannah cierpi na to samo schorzenie psychiczne, które dotknęło Lenę: zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, potocznie nazywane nerwicą natręctw. Pokazywano je już na ekranie, zazwyczaj w kontekście komediowym („Lepiej być nie może”, „Dzień świra”, „Detektyw Monk”), wychodząc z założenia, że obsesyjne mycie rąk czy poprawianie spodni jest niezwykle zabawne. „Girls” to również komedia – a jednak kiedy Hannah liczy do ośmiu, odwraca się za siebie albo coraz głębiej wkłada patyczek do ucha, wcale nie mamy ochoty się śmiać. Dunham świetnie pokazuje osamotnienie w chorobie; gorzej – proces jej przezwyciężania. Bohaterce wystarcza parę sesji psychoterapii i parę pigułek, a przecież tego rodzaju zaburzenia są wyjątkowo trudne w leczeniu – terapia trwa latami i nie przynosi pełnych efektów. Ale ten wątek oczywiście nie nadaje się do komediowego serialu.

„Girls” wyróżnia także forma: widać to zwłaszcza w pierwszych odcinkach, których chaotyczny montaż zostawia widza z uczuciem niepokoju. W drugim sezonie narracja zostaje ugrzeczniona; pojawiają się też wątki rodem z Hollywood. Były partner Marnie, uroczy, ale nudny wokalista garażowego zespołu, zostaje gwiazdą branży IT, z dnia na dzień staje się bogaty, pociągający i świetny w łóżku. Hannah, która do tej pory pisała głównie dziewczyński pamiętnik, podpisuje umowę na książkę; później znajduje niewiarygodnie przystojnego, starszego kochanka. Wreszcie, w finałowym odcinku, perypetie bohaterek rozwiązuje łzawy happy end.

Wciąż jednak, częściej niż w innych serialach, zdarzają się za długie, zbyt statyczne dialogi i sytuacje bez puenty; odcinki pełne zwrotów akcji sąsiadują z tymi, w których nie dzieje się nic. Czyli: jak w życiu. Można powiedzieć, że „Girls” mają swoje początki w mumblecore: nurcie amerykańskiego niezależnego kina, skupiającym niskobudżetowe filmy, w których improwizowane dialogi mamrotane są przez naturszczyków.

W swojej estetyce „Girls” znajduje się gdzieś na granicy między mumblecore a zeszłorocznym przebojem „Frances Ha” – filmem poruszającym do złudzenia podobne problemy, ale w innej estetyce. Wysmakowane, czarno-białe kadry „Frances Ha” były jak pocztówki z życia zagubionych nowojorskich dwudziestolatków. Pocztówki, które można pokazać czterdziestolatkom, mając pewność, że im się spodobają.

AMBICJE I MOŻLIWOŚCI

Bohaterkom „Girls” zarzucano cynizm, egocentryzm, brak ideałów – tak jakby pierwszy raz pokazano w telewizji młodych ludzi, którym nie zależy na abstrakcyjnych wartościach, ale własnym szczęściu. Serial krytykowano też za niepoprawny dobór obsady – czyli za to, że wszystkie główne postaci są białe. Dunham odpowiedziała ironiczne, na początku drugiego sezonu dając Hannah nowego chłopaka: czarnoskórego Republikanina. I było to jedyne w serialu odniesienie do polityki. Dziewczyny z „Girls” nie interesują się polityką, tak jak polityka nie interesuje się nimi.

Ich problemy nie są wcale amerykańskie czy nowojorskie – są zachodnie. To, że młodym Polakom tak łatwo utożsamić się z bohaterami „Girls”, świadczy o cywilizacyjnej zmianie ostatnich lat. Nosimy te same ciuchy, słuchamy tej samej muzyki, czytamy te same artykuły w sieci. Tak samo pracujemy na bezpłatnych stażach albo poniżej kwalifikacji, tak samo pożyczamy pieniądze od rodziców, tak samo mamy ambicje większe niż możliwości.

Oglądamy Dunham uśmiechniętą na czerwonym dywanie i mamy nadzieję, że nam też się w końcu uda. 

„Girls”, reż. Lena Dunham, produkcja HBO, trzeci sezon od 12 stycznia 2014. W Polsce serial jest emitowany przez stację HBO Europe.

10 CYTATÓW Z „GIRLS”


„Nie chcę was przerazić, ale wydaje mi się, że mogę być głosem mojego pokolenia. Albo przynajmniej jakimś głosem jakiegoś pokolenia” (Hannah do rodziców)


„Każdą wredną rzecz, którą ktoś ma o mnie pomyśleć lub powiedzieć, powiedziałam już sobie sama, i to prawdopodobnie w ciągu ostatnich trzydziestu minut” (Hannah do Marnie)


„Jesteś z Nowego Jorku, więc jesteś naturalnie interesująca. Najgorsze rzeczy, które mówisz, i tak brzmią lepiej niż najlepsze rzeczy, które mówią inni” (Hannah do siebie samej)


„Proszę, nie mów tego nikomu, ale chcę być szczęśliwa” (Hannah do sąsiada)


„Nigdy nie mogę rozróżnić, czy facet jest atrakcyjny na frajerski sposób, czy jest po prostu frajerem” (Hannah do Jessy)


„Nie wiem, jak będzie wyglądać następny rok mojego życia. Nie wiem, jak będzie wyglądać następny tydzień mojego życia. Nie wiem nawet, czego chcę. Czasem po prostu chciałabym, żeby ktoś powiedział mi: »Tak powinnaś spędzać dni, a tak powinna wyglądać reszta twojego życia«” (Marnie do Hannah)


„Czy ktokolwiek kiedykolwiek jest w na tyle dobrym stanie, żeby spotkać się ze swoimi rodzicami?” (Hannah do Jessy)


„Jak można być tak nieogarniętą, żeby nie pojawić się na własnej aborcji?” (Marnie o Jessie)


„O mój Boże, nie mów mojej mamie, nie mów nawet mnie.Kończę New York University i właśnie zapaliłam crack, co teraz będzie?” (Shoshanna do Jessy)


„Twój chłopak powinien się zabić. Zasługujesz na to” (Jessa do Hannah)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2014