Nic się nie stało?

Sprawa już jest zakończona i w mediach zapanował spokój. Pisać nie ma o czym, skoro zniknęła groźba warszawskiej manifestacji górników. Zawartością i konsekwencjami podpisanych porozumień będą się zajmowali fachowcy, ale dla opinii publicznej nie będzie to już żaden sensacyjny wątek.

23.06.2006

Czyta się kilka minut

Czy rzeczywiście? Czuję głęboki niepokój. Coś się zdarzyło bardzo ważnego i bardzo niedobrego, co nawet nie zostało nazwane po imieniu - ani - tym bardziej

- zakwalifikowane. Tak, zakwalifikowane w kategoriach etycznych i obywatelskich, daleko odbiegających od ekonomicznej i taktycznej sfery całego tego wydarzenia. I co - mimo że na razie zakończone "szczęśliwie", bo zanim urzeczywistniły się groźby - w żaden sposób usprawiedliwione być nie może.

Istota całej niby to zamkniętej sprawy polega przecież na podjętej i zapowiedzianej publicznie (i to wiele razy) decyzji: jak nie dostaniemy żądanych pieniędzy w podanych przez nas kwotach, zdemolujemy Warszawę. Destrukcja z góry przyzwolona obejmie także ofiary w ludziach - atakowana będzie policja. I żeby było zupełnie jasne: nie będzie to manifestacja wydziedziczonych, słabych, wykluczonych i bezradnych, doprowadzonych brakiem pracy do rozpaczy, wściekłych na myśl o rodzinie, której kolejnego dnia znowu nie przyniesie się ani złotówki. Bo tu idzie o podział zysków, o którym decydować mają nie gospodarze odpowiadający za zakład pracy, ale związki zawodowe załóg, dostrzegające tylko własną doraźną korzyść.

Z relacji w trakcie toczonych rozmów dowiadywaliśmy się o wysokości sum, których zakładnikiem stawał się pokój społeczny w stolicy: szło o różnice kilkusetzłotowe! Oglądaliśmy w kolejnych przekazach delegacje związkowców nie przejawiające ani cienia niepokoju czy zażenowania rzucanymi przez siebie groźbami. Przekonanie o nadrzędności własnych interesów nad jakąkolwiek inną racją, na przykład nad przyszłością kopalni, wymagających zastrzyku inwestycyjnego albo nad zwyczajnym brakiem sum, których żądano, było porażające. Liczba pogardliwych inwektyw pod adresem przedstawicieli rządu siadających do rozmów, zademonstrowana jeszcze i w momencie ogłaszania podpisanego porozumienia, musiała widzowi podsuwać pytanie, jak długo utrzyma się umowa, w której zamiast dobrej woli obu stron jest tylko zdeterminowany zwycięzca i zatrwożony przegrany.

Tylko co tam robiły sztandary "Solidarności"? Co wspólnego z jakimkolwiek pojęciem dobra wspólnego, wypracowanego przez tyloletni ruch, miał ten ostatni spór, zażegnany ze wstydliwą ulgą? Na próżno pytam siebie, czy którykolwiek z duszpasterzy śląskich zechce o tym powiedzieć bez owijania w bawełnę swoim ludziom chodzącym w pielgrzymkach, otaczającym ołtarze, chlubiącym się górniczym etosem budowanym przez pokolenia. Któż zechce spytać, do jakiego stopnia kruszy się to wszystko i rozpada na kawałki, przypominające owe kostki brukowe, w zeszłym roku w Warszawie ciskane pod URM-em?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006