Nic prócz popiołu

Na kilka dni przed podróżą Benedykta XVI do Bawarii wydawnictwo Herder opubli­kowało jego przemówienie z Birkenau uzupełnione trzema esejami. Autorami są Elie Wiesel, Władysław Bartoszewski i ks. Johann Baptist Metz. To nowa odsłona dialogu w cieniu Auschwitz.

10.10.2006

Czyta się kilka minut

fot. W. Wylegalski /
fot. W. Wylegalski /

Adolf Gawalewicz, numer 9225, przetrwał Auschwitz i Birkenau, Buchenwald, Dorę, Ellrich i Bergen-Belsen. Po wyzwoleniu trafił do Szwecji. Gdy leżał na noszach na molo w Göteborgu, usłyszał od wolontariuszki z Czerwonego Krzyża: "Nieprawdaż, życie może być jednak piękne, na świecie jest całe mnóstwo dobrych, uczynnych, życzliwych ludzi".

Gawalewicz odparł: "Tak pani mówi, bo tak wypada, tak trzeba mówić do ludzi w naszej sytuacji. Ale załóżmy teoretycznie mały eksperyment: sto takich jak pani lub może jeszcze lepszych - o ile istnieją - dobrych ludzi zamykamy na osiem dni w towarowym wagonie i nie dajemy im nic do jedzenia i ani kropli, powtarzam: ani kropli wody. Dziewiątego dnia możemy zorganizować, przynajmniej z tymi, co wyjdą żywi z owego wagonu, zebranie dyskusyjne na temat dobrych z natury ludzi. Towarzystwo będzie już do tematu jako tako przygotowane".

Ten fragment "Refleksji z poczekalni do gazu" stanowi kolejny argument, by w obliczu Auschwitz milczeć. Pamiętał o tym Benedykt XVI, gdy postanowił, że

28 sierpnia 2006 r. przejdzie samotnie, w ciszy, spod bramy z napisem "Arbeit macht frei" na dziedziniec przy Bloku Śmierci. Zdawał sobie jednak sprawę, że od głowy Kościoła oczekuje się nie tylko milczenia. W Birkenau wygłosił przemówienie, rozpoczynające się od słów: "Mówić w tym miejscu kaźni i niezliczonych zbrodni przeciwko Bogu i człowiekowi, niemających sobie równych w historii, jest rzeczą prawie niemożliwą - a szczególnie trudną i przygnębiającą dla chrześcijanina, dla papieża, który pochodzi z Niemiec. W miejscu takim jak to, brakuje słów, a w przerażającej ciszy serce woła do Boga: Panie, dlaczego milczałeś? Dlaczego na to przyzwoliłeś?".

***

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Papież szukał odpowiedzi na tragiczne pytania zawarte w dziełach Elie Wiesela, numeru A-7713. Późniejszy noblista, jako nastolatek wiosną 1944 r. wywieziony razem z rodziną z Sighet na pograniczu Węgier i Rumunii do Birkenau, po selekcji trafił do obozu Monowitz, kończąc obozową odyseję w Buchenwaldzie.

Jego autobiograficzna "Noc" zawiera opis, jak żydowscy więźniowie obchodzą święto Rosz Ha-Szana, dzień Nowego Roku: "Tego dnia przestałem prosić. Nie potrafiłem już biadać nad sobą. (...) Oskarżałem - a oskarżonym był Bóg. Oczy miałem otwarte i byłem sam - straszliwie osamotniony w świecie bez Boga i bez człowieka. Bez miłości i miłosierdzia. Nie zostało ze mnie nic prócz popiołu, czułem się jednak potężniejszy od Wszechmocnego, z którym tak długo związane było moje życie".

W książce Herdera wydrukowano tekst Wiesela dołączony do tomu "Auschwitz--Birkenau. Wspomnienie, które płonie, lecz nigdy nie gaśnie" z fotografiami Adama Bujaka. To opowieść o podróży, którą Wiesel odbywa po latach: "Cisza. Cisza w Birkenau. Cisza w Birkenau jest jak żadna inna". To "ludzkie milczenie, zamrożone w sercu bestialstwa".

A zatem cisza: "O tym apogeum zła przeczytałem wszystko. Wierzę, że wiem wszystko o ostatnich godzinach ofiar. Ale nic nie będę mówić". Lecz jest i krzyk; Wiesel wspomina, jak w drodze do Buchenwaldu w wagonie, w którym stłoczono stu dogorywających więźniów, nagle dał się słyszeć przeraźliwy krzyk. Krzyk, który niósł się przez uderzenia śnieżycy od wagonu do wagonu. I nastała cisza: "Przypominała tamtą, która poprzedzała objawienie na Synaju. Talmud daje nam poruszający poetyczny opis: cisza była taka, że zwierzęta przestały ryczeć, psy - szczekać, wiatr - wiać, morze - poruszać się, ptaki - śpiewać... Cały wszechświat wstrzymał oddech w oczekiwaniu boskiego słowa".

Auschwitz jest wiecznie wstrzymanym oddechem w oczekiwaniu na słowo Pana.

***

Władysław Bartoszewski, numer 4427, schwytany podczas łapanki na Żoliborzu we wrześniu 1940 r. i wywieziony do Auschwitz z tzw. drugim transportem warszawskim, jako jedyny z trzech autorów przygotował dla książki specjalny tekst, mógł zatem odnieść się wprost do przemówienia Benedykta XVI. Był zresztą wśród tych, którzy witali Papieża na dziedzińcu przy Bloku XI.

On również pisze o milczeniu. Milczeniu wokół Auschwitz: "W pierwszych piętnastu miesiącach istnienia tego przerażającego miejsca byliśmy - my, polscy więźniowie - pozostawieni sami sobie. Wolny świat nie interesował się ani naszym cierpieniem, ani naszą śmiercią mimo wciąż ponawianych starań podziemnych organizacji, aktywnych wewnątrz obozu, dzięki którym informacje sączyły się za druty".

Bartoszewski patrzy na papieską wizytę oczami ofiary: "Ostatni pozostający przy życiu byli więźniowie Auschwitz-Birkenau, którzy byli tam obecni 28 maja 2006 r. z okazji wizyty Benedykta XVI, mają prawo wierzyć, że ich cierpienie i śmierć ich bliźnich mają istotny sens: dla lepszej przyszłości wszystkich ludzi w Europie i świecie, bez względu na etniczne pochodzenie czy religię".

Wizytę Benedykta XVI odnosi Bartoszewski do stosunków między Polakami i Niemcami, Niemcami i Żydami oraz Polakami i Żydami. Cytuje wywiad, którego abp Henryk Muszyński udzielił "Tygodnikowi". Metropolita gnieźnieński mówił, że obecność Josepha Ratzingera w Auschwitz--Birkenau wyznacza cezurę w historii powojennego pojednania. Trudno nie dodać, że wkrótce po wyjeździe Papieża - na przekór nadziei - stosunkom między Polską i Niemcami zagroził kryzys.

Bartoszewski - jako jedyny z zaproszonych przez Herdera - nie zajmuje się pytaniem o Boga. Chociaż przeżył w obozie straszne chwile, nie zachwiała się jego wiara. Zwolniony z Oświęcimia w kwietniu 1941 r. dzięki interwencji Czerwonego Krzyża, związał się z konspiracyjnym katolickim Frontem Odrodzenia Polski. Spotkał również ks. Jana Zieję, którego tak wspomina w rozmowie z Andrzejem Friszke: "Potrafił dobrze zrozumieć moje pooświęcimskie rozterki, a jednocześnie uświadomił mi ciążący na mnie obowiązek pomocy bliźnim - najnieszczęśliwszym i najbardziej dotkniętym okrucieństwem wojny - właśnie dlatego, że widziałem i wiem, co znaczy nieszczęście, bezradność, upodlenie i śmierć. Pamiętam do dziś, że na moje, dość naiwne pytanie, co ja, młody człowiek bez żadnych możliwości materialnych, mogę konkretnie zrobić i jak mam szukać tych nieszczęśliwych, odpowiedział ze spokojną stanowczością: rozejrzyj się dookoła. Ci ludzie sami się znajdą, a robić masz dla nich wszystko, co potrzeba i co zdołasz".

Okupacyjna rzeczywistość przyniosła odpowiedź. W lipcu 1942 r. rozpoczęła się likwidacja getta warszawskiego. Wkrótce Bartoszewski zaczął działać w Radzie Pomocy Żydom i Referacie Żydowskim Delegatury Rządu.

Ale autentyczna moralność brzydzi się łatwymi happy-endami. Lekcję etyki, etyki w cieniu Auschwitz, dał Bartoszewski w zakończeniu książki "Moja Jerozolima, mój Izrael": "Na pytanie, czy ktoś zrobił dość dla ratowania Żydów w czasie wojny, jest jedna odpowiedź: nikt z nas nie zrobił dość, bo dla wierzącego chrześcijanina zrobić dość dla bliźniego zagrożonego utratą życia, to być gotowym do oddania za niego własnego życia. (...) Nikt nie może o sobie powiedzieć, że zrobił dość, poza tymi, którzy zginęli, niosąc innym pomoc".

***

Trzeci tekst w książce to teologiczne rozważanie ks. Johanna Baptista Metza z opublikowanego w tym roku tomu "Memoria passionis. Prowokujące wspomnienie w pluralistycznym społeczeństwie". Uczeń Rahnera wychodzi od spostrzeżenia Wiesela, że niegdyś, gdy wspomniało się o kacecie, rozmówca dziwił się: "Auschwitz? Nigdy o tym nie słyszałem". Dziś natomiast odpowiada z niezachwianą pewnością siebie: "No tak, Auschwitz... Jasne, że wiem". Tymczasem Metz, podobnie jak Wiesel, chciałby, żeby Auschwitz pozostało krwawiącą raną, miejscem wiecznie niepoznanym i niezrozumianym, prowokującym do poznawania i rozumienia. Wyzwaniem rzuconym ludzkości i wszelkim dziełom człowieka, w tym i teologii.

Tekst Metza stanowi przyczynek do kilku teologicznych debat wychodzących od doświadczenia Auschwitz. Pierwsza bierze początek ze stwierdzenia Wiesela: "Myślący chrześcijanin wie, że w Auschwitz nie zginął naród żydowski, lecz chrześcijaństwo". Metz pyta, czy znowu nie zapomnieliśmy, że Auschwitz stanowiło próbę zniszczenia żydowskiego narodu i jego tradycji. Tradycji, która stanowi źródło dwóch innych religii monoteistycznych, chrześcijaństwa i islamu.

Jakby w nawiązaniu do prowokacyjnego pytania Metza, Benedykt XVI mówił w Birkenau o nazistach: "Wyniszczając Izrael, chcieli w rzeczywistości wyrwać korzenie wiary chrześcijańskiej i zastąpić ją przez siebie stworzoną wiarą w panowanie człowieka - człowieka mocnego".

W latach 60. Metz, wspólnie z czeskim filozofem Milanem Machovcem i Rahnerem, brał udział w debacie w Münster. Machovec przywołał słynną myśl Adorno, że po Auschwitz nie można już pisać wierszy, i zapytał, czy chrześcijanie mogą się po Auschwitz jeszcze modlić. Metz odpowiedział, że mogą, ponieważ w Auschwitz rozbrzmiewały modlitwy - w śpiewie, w krzyku ofiar.

To stwierdzenie nie zwalnia jednak chrześcijanina z obowiązku zmierzenia się z pytaniem, gdzie był Bóg, gdy rozgrywało się oświęcimskie misterium iniquitatis. Na unik nie pozwala choćby ten fragment wspomnień Wiesela: "Po co, dlaczego miałbym Go wysławiać? Każda cząstka mojej istoty sprzeciwiała się temu. Dlatego że tysiące dzieci spłonęło w dołach spaleniskowych? Dlatego że podsycał płomień w sześciu krematoriach, we dnie i w nocy, w niedziele i święta? Dlatego że w swej potędze stworzył Auschwitz, Birkenau, Bunę i inne liczne fabryki śmierci?".

Nie powinniśmy, radzi Metz, zbyt łatwo dawać wiary tym, którzy twierdzą, że Kościół malował mroczne oblicze Boga, żeby wierni przelękli się i spokornieli. To wyobrażenie nie służyło wyłącznie za wychowawczy bat; ono się rodzi w konfrontacji z cierpieniem niewinnych. W kontekście Auschwitz teolog stawia fundamentalne pytania o kierunek rozwoju chrześcijaństwa: czy z biegiem czasu nie stało się wrażliwsze na grzech niż na cierpienie? Czy większego zainteresowanie nie budzi kwestia, jak przebaczać katom niż potrzeba przeniknięcia męki katowanego? Czy wyobrażenie Jezusa powstającego z martwych nie zepchnęło w cień Nauczyciela, który woła z krzyża: Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił? Czy chrystologia nie przeradza się w triumfalistyczną ideologię zwycięstwa? Czy dzięki przekonaniu, że Bóg zwycięży wszędzie i zawsze, nie czujemy się zwolnieni z odpowiedzialności za cierpiących?

Bo najważniejsze teologiczne pytanie o Auschwitz brzmi nie tylko, gdzie był Bóg, ale również - gdzie był wtedy człowiek?

***

Ostatni głos należy do ofiar. W książce "Noc" Wiesel wspomina, jak esesmani wieszają dwóch więźniów i małego chłopca, o twarzy smutnego anioła. Egzekucji musi przyglądać się cały obóz. Nagle z tylnych szeregów słychać pytanie: Gdzie jest Bóg? Gdzie On jest?

"Dwaj dorośli bez wątpienia byli martwi. Z ust zwisały im spuchnięte, sine języki. Ale trzeci sznur wciąż się poruszał: dziecko było zbyt lekkie i nadal żyło...

Przez ponad pół godziny miotał się między życiem a śmiercią, umierając w powolnej męce, a my patrzyliśmy. Musieliśmy patrzeć prosto w jego twarz. Żył jeszcze, gdy przechodziłem obok. Język miał nadal czerwony, oczy nie były szkliste.

Usłyszałem za sobą tego samego człowieka, pytającego:

- Gdzie jest teraz Bóg?

I usłyszałem także wewnętrzny głos, który odpowiedział:

- Gdzie? Jest tutaj... wisi na tej szubienicy...".

Benedykt XVI, "Gdzie był Bóg. Przemówienie w Auschwitz". Z tekstami Elie Wiesela, Władysława Bartoszewskiego i Johanna Baptisty Metza, wyd. Herder 2006.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2006