Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Powiada się, że Napieralski rozmawiał z działaczami terenowymi, a Olejniczak niewystarczająco; że Napieralski głosił dumę SLD-owskiej tożsamości, a Olejniczak flirtował z "obcymi"; że... Być może. Po fakcie zawsze łatwo wytłumaczyć wydarzenia, które wcześniej wydawały się mało prawdopodobne. Jednak ważniejsze jest dziś pytanie ogólniejsze: jakie miejsce zajmie Sojusz Lewicy Demokratycznej na polskiej scenie politycznej? Czy potrafi przekształcić się w partię, która stanie się alternatywną propozycją wobec prawicy? Dzisiaj mamy bowiem do czynienia z sytuacją dość nietypową jak na standardy europejskiej polityki, że władzę ma prawica, a ton opozycji też nadaje prawica. Taki stan rzeczy trwa już drugą kadencję parlamentarną i nic nie zapowiada zmiany. To zaś sprawia, że ludzie wykluczeni albo niepewni swojego losu okresowo mobilizują swoje poparcie dla partii skrajnych, takich jak Samoobrona lub LPR. Zaś ci nastawieni do życia bardziej altruistycznie, ekologicznie czy pacyfistycznie głosują na PO jako partię mniej im niesympatyczną niż PiS. Dla jakości naszego życia politycznego byłoby z korzyścią, gdyby o wszystkich tych ludzi potrafiła zadbać jakaś socjaldemokracja z prawdziwego zdarzenia.
Nie wiadomo, jak pokieruje swoją partią Grzegorz Napieralski. Na razie ani skład prezydium (Napieralski, Pastusiak, Szymanek-Deresz, Szmajdziński i, trochę w charakterze listka figowego, Katarzyna Piekarska), ani wątłe zapowiedzi programowe (SLD-owska tożsamość czy wskazywanie np. hiszpańskiego socjalisty José Zapatero) nie wskazują na to, by z SLD miała się narodzić nowoczesna socjaldemokracja.