Samotność Magdaleny Ogórek

Wojna o przetrwanie, walka o władzę i pieniądze, ambicje i konflikt pokoleń – w opowieści o tej kampanii wyborczej jest wszystko, co w każdej arcypolitycznej historii.

19.04.2015

Czyta się kilka minut

Kandydatka SLD na prezydenta Magdalena Ogórek pod Pomnikiem Smoleńskim na Powązkach Wojskowych. Warszawa, 10 kwietnia 2015 r. / Fot. Adam Chełstowski / FORUM
Kandydatka SLD na prezydenta Magdalena Ogórek pod Pomnikiem Smoleńskim na Powązkach Wojskowych. Warszawa, 10 kwietnia 2015 r. / Fot. Adam Chełstowski / FORUM

Leszek Miller nie jest Hitchcockiem. W styczniu wywołał trzęsienie ziemi, ogłaszając, że kandydatem SLD na prezydenta będzie Magdalena Ogórek, szybko jednak okazało się, że nie jest reżyserem tego thrillera. Przypomina raczej bohatera, który nie wie, czy ujdzie z niego z politycznym życiem. Z żelaznego lidera przeistoczył się w zwierzynę łowną.

Pomysł Millera na wybory prezydenckie wydawał się niezły: znalezienie niezgranej w polityce twarzy, która nada Sojuszowi Lewicy Demokratycznej nowy impet. Postawił na dziennikarkę telewizyjną, zajmującą się Kościołem i sprawami międzynarodowymi, której jednak świat polskiej polityki nie był całkiem obcy. Bez powodzenia startowała w wyborach parlamentarnych w 2011 r. z list SLD, a wcześniej zdobywała doświadczenie w kilku instytucjach państwowych – Kancelarii Prezydenta w czasach Kwaśniewskiego, MSWiA za Ryszarda Kalisza, zarządzała też biurem parlamentarnym Sojuszu, gdy liderem partii był Grzegorz Napieralski. W międzyczasie prowadziła zajęcia na uczelniach, współpracowała z NBP i obroniła doktorat. Jeśli do niezłego, jak na 36-latkę doświadczenia, dodamy atrakcyjny wygląd, otrzymamy efekt sporego zainteresowania: na początku roku nic nie zapowiadało katastrofy, do której Sojusz zbliża się wielkimi krokami.
 

Między samcami
Dlaczego nieźle zapowiadający się plan spalił na panewce? Bo Miller popełnił kardynalne błędy, a przy okazji okazał się dramatycznie słaby.

– Wybrał Ogórek, bo wydawała się bezpieczna. Nie chciał budować pozycji kogoś z partii, by ten mu potem nie wbił noża w plecy – ocenia ważny polityk lewicy. – Ona się jednak szybko Millerowi urwała. Nie miał wpływu na to, co mówi i jak się ubiera.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać: Millera otwarcie skrytykował jego poprzednik Grzegorz Napieralski. Szef SLD wprawdzie natychmiast go zawiesił, to jednak nie zamknęło ust Napieralskiemu: dalej krytykował poczynania Millera i zdystansował się do Ogórek (choć w czasach jego przywództwa w SLD blisko współpracowali). – Kiedy Napieralski nie położył pokornie głowy pod topór, wszystko zaczęło się sypać – ocenia jeden z naszych rozmówców.

A dalej było jeszcze gorzej: do akcji wkroczył Aleksander Kwaśniewski. Choć w 2011 r. wystąpił w spocie wyborczym Ogórek, teraz udał, że jej nie zna, ogłaszając, iż nie należy do prezydentów, którzy utrzymywali kontakty ze stażystkami. – To była wulgarna aluzja do afery rozporkowej Clintona. Potraktował Magdę po chamsku – oburza się osoba blisko współpracująca z Ogórek.

Potem zaś Miller popełnił kolejny błąd. – Na jednym ze spotkań mimochodem rzucił, że przecież nie będzie wiecznie liderem Sojuszu – opowiada jeden z członków kierownictwa SLD. – I zaczął dywagować, że jak Magda będzie miała dobry wynik, to kto wie: może go kiedyś zastąpi na stanowisku przewodniczącego.

Lider wysłał więc jednocześnie trzy fatalne sygnały. Po pierwsze, że jego odejście to realna kwestia. A więc – po drugie – uruchomił mechanizm wewnętrznej walki o przywództwo. A co dla kampanii najgorsze – pogrążył samą Ogórek. Zasłużeni w bojach działacze mieliby pracować na sukces kogoś, kto sprzątnąłby im sprzed nosa przywództwo w partii, której nawet nie jest członkiem? Niedoczekanie.
 

Milion to nic
Na to nałożyły się napięcia między Millerem a Ogórek. Kiedy przez pierwszych kilka tygodni kandydatka nie pojawiała się w mediach, dziennikarze zastanawiali się, czy nie jest to metoda na wzbudzenie zainteresowania. Prawda była jednak znacznie bardziej prozaiczna. – Miller obiecywał Magdzie całkowitą niezależność, ale też mówił o jakichś milionach na kampanię – opowiada osoba blisko współpracująca z Ogórek. W efekcie kandydatka się postawiła i odmówiła rozpoczęcia aktywności, dopóki partia nie przeleje na konto sztabu obiecanych pieniędzy. Stanęło na tym, że dostanie milion. Dla porównania Bronisław Komorowski dysponuje 15 mln zł (tyle obiecała mu PO), Andrzej Duda – minimum 12 mln zł. – Sebastian Wierzbicki dostał w zeszłym roku milion na kampanię prezydencką w samej tylko Warszawie – przypomina członek sztabu Ogórek. – Powiedzmy sobie szczerze: milion to nic.

– Przez pierwsze dwa miesiące Magda nie dostała od partii niemal złotówki. Plakaty, kampanię internetową, akcje na Facebooku robiła sama z pomocą znajomych – opowiada osoba znająca kulisy. W sztabie dochodziło do awantur nad rachunkami za każdy baner czy gazetkę, pojawiały się wręcz sugestie, że pieniądze... znikają. Do zeszłego tygodnia na konto kampanii przelano 500 tysięcy. – Na co poszły? – zastanawia się jeden z polityków lewicy. – Nie wydali więcej niż 100-200 tysięcy. Konwencja, spot, przejazdy. Co z resztą?

Ostatnio zdecydowano, że sztab wykupi ok. 10 emisji spotu wyborczego w telewizji i zamówi kilkadziesiąt billboardów w całym kraju. Kandydaci PO i PiS będą mieli ich tysiące.
 

Kandydatka niezależna
Relacje między Ogórek a jej sztabem stawały się więc coraz chłodniejsze. Nawet na niektóre spotkania z wyborcami nie dostawała ochrony (co w kampanii, szczególnie kobiety, jest standardem). W końcu pojawiły się groźby wycofania poparcia, mające być narzędziem nacisku na kandydatkę. Przecieki do mediów potęgowały atmosferę chaosu.

Dochodziło też do sporów dotyczących strategii. Ogórek upierała się nad działaniami w internecie, bo portale i media społecznościowe chętnie podchwytywały jej działania. Uważała, że jak ma tak mało pieniędzy, szkoda czasu na podróże.

– To niewdzięczność. Przecież struktury lokalne zebrały jej 500 tys. podpisów. A ona nie chce do nich jeździć i swoją obecnością pomóc w przygotowywaniu jesiennej kampanii parlamentarnej – żali się polityk SLD.
– Ale niektóre wyjazdy nie mają sensu. Pojechała do Opola, by spotkać się z kilkudziesięcioma działaczami. W tym czasie można było zrobić coś, przez co byłoby głośno w internecie, z którego korzysta kilkanaście milionów Polaków – odpiera zarzuty stronnik Ogórek. I dodaje, że spotkaniami w terenie nie przyciągnie się uwagi głównych mediów, zainteresowanych pojedynkiem Komorowski–Duda.

Animozje wzmacnia fakt, że Ogórek niezbyt utożsamia się z partią. Na spotkaniach wyborczych podkreśla, że jest kandydatką niezależną. W Radiu Gdańsk nie chciała powiedzieć, czy w wyborach głosuje na SLD. Doprowadziło to działaczy do wściekłości.
 

Krew Millera
Inna sprawa, że milczenie w mediach szybko zaczęło działać na jej niekorzyść. W prasie pytano o naukową wartość jej doktoratu, prześwietlano interesy męża. Sondaże również się odwróciły: początkowo Ogórek mogła liczyć nawet na 8 proc. głosów i wydawało się, że ma pewne trzecie miejsce, później jednak poparcie zaczęło topnieć. W ubiegłotygodniowych badaniach kandydatka SLD spadła do 3 proc.: wyprzedzili ją zarówno Paweł Kukiz, jak i Janusz Korwin-Mikke. – Jeśli wydaliśmy mniej niż Komorowski, Duda, Kukiz czy Korwin, nic dziwnego, że nas przegonili. Korwin-Mikke ma o połowę więcej pieniędzy niż Magda – tłumaczy współpracownik Ogórek.

Sondażowy zwrot wywołał kolejną reakcję w partii. Przeciwnicy Millera wiedzieli, że krytykując kampanię i kandydatkę uderzą w przewodniczącego.

– Nie nazwałbym tego wewnętrzną wojną – mówi europoseł Bogusław Liberadzki. – Ale nie wszyscy pamiętają zasadę, że w polityce trzeba być oszczędnym w słowach. Ci, którzy są niezadowoleni, okazali się znacznie bardziej aktywni od reszty.

– Przeciwnicy Millera nagle się zorientowali, że nie muszą czekać do wyborów parlamentarnych, by go dopaść – mówi osoba dobrze znająca realia SLD. – Leszek chciał, by partia dostała się do Sejmu jesienią, on zawarłby koalicję z PO i w nagrodę zostałby marszałkiem Sejmu.

Ale przeciwnicy poczuli krew i zastanawiają się, czy nie ugodzić go tuż po 10 maja. A na 16 maja zaplanowana jest Rada Krajowa, która w przypadku klęski Ogórek może się potoczyć niekorzystnie dla Millera. W partii mówi się o dwóch osobach, które ostrzą sobie zęby na stanowisko przewodniczącego: młodym sekretarzu generalnym Krzysztofie Gawkowskim i doświadczonym szefie mazowieckich struktur Włodzimierzu Czarzastym.

Czarzasty nie chciał z nami rozmawiać. – Jestem zajęty – uciął. Kiedy znajdzie czas na rozmowę? – Nie wiem, bo już mówiłem, że jestem bardzo zajęty – odpowiedział.

Gawkowski zapewnia, że zmiana lidera byłaby złym pomysłem. – Wewnętrzna wojna o przywództwo przed wyborami parlamentarnymi skończyłaby się katastrofą dla całej formacji – tłumaczy.
 

Kampania do zmiany

Ale faktem jest, że w ubiegłym tygodniu sam głośno krytykował kampanię Ogórek. – Nie krytykowałem, tylko mówiłem, że trzeba ją poprawić – zapewnia sekretarz Sojuszu. – Na co mamy jeszcze czekać? – pyta. Mówi też, że nie krytykuje publicznie Millera. – Powiedziałem mu to samo wcześniej w cztery oczy: trzeba dokonać zmian w kampanii, nie może być tak, iż prawicowy Korwin-Mikke mówi, że Magda zmieściłaby się ze swoim programem gospodarczym w jego partii.

Rzeczywiście program Ogórek – jej autorski, jak podkreśla na spotkaniach – nie jest bardzo lewicowy. Wyborcom SLD podobają się zapowiedzi polepszenia relacji z Rosją, ale gdy mówi o pomocy przedsiębiorcom, ułatwieniach dla młodych i pisaniu prawa od nowa, tradycyjny elektorat Sojuszu może czuć się zdezorientowany.

– Powinniśmy byli postąpić jak PiS z Dudą – przekonuje Gawkowski.

– Najpierw przekonał do siebie elektorat własnej partii, a potem zaczął iść szerzej. Ogórek nie jest akceptowana przez dużą część wyborców SLD. Musimy ich odzyskać. Magda to świeża twarz w polityce. Jest jeszcze kilkanaście dni, by zmienić kampanię. Wbrew temu, co pisze prasa, nie wycofamy poparcia dla kandydatki – zapewnia.
 

Nowa siła
– Jeśli SLD będzie miało jakimś cudem 5 proc. w jesiennych wyborach, to do Sejmu wejdzie 7-8 osób – mówi jeden z naszych rozmówców. Kto dostanie miejsca, które mogą zapewnić spokojne cztery lata w parlamencie? Dla wielu będzie to wojna o polityczne przetrwanie, a i tak przekroczenie progu wyborczego może stać się wyzwaniem. – Jeśli Magda dostanie 3 proc., to będzie nasz kapitał na jesień. Jak przekonamy wyborców, że walczymy o dwucyfrowe poparcie? – pyta jeden z eseldowców.

Partia Millera nie wykorzystała upadku Janusza Palikota, któremu rozpadł się nawet własny klub parlamentarny: silny Palikot jednoczył SLD, ale gdy w sondażach osunął się poniżej progu wyborczego, Sojusz zamiast przejąć jego wcześniejszy elektorat, pogrążył się w wewnętrznych konfliktach. Coraz bardziej przypomina to sytuację prawicy w połowie lat 90.

Zawieszony Grzegorz Napieralski jest zdania, że tuż po wyborach prezydenckich powstanie nowa siła na lewicy: – Poza SLD jest dziś zbyt dużo ważnych osób: Ryszard Kalisz, Andrzej Rozenek, Piotr Guział, Włodzimierz Cimoszewicz i wielu innych. Widać, że coś się dzieje. I coś się stanie, bez względu na to, czy ja tam będę, czy nie.

W taki scenariusz nie wierzy Liberadzki. – Tam każdy chce być liderem. Drużyna złożona z jedenastu Robertów Lewandowskich nie wygrałaby żadnego meczu – ironizuje.
 

Miara sukcesu
Co więc robić? – Powinniśmy być bardziej aktywni. Ale może trzeba poczekać, aż dla SLD przyjdzie lepsza pogoda – zastanawia się Liberadzki.

Chyba tylko on jest optymistą. No może jeszcze Magdalena Ogórek wygląda, jakby chciała walczyć do końca. W ciągu ostatnich czterech miesięcy z mało znanej dziennikarki stała się jedną z najlepiej rozpoznawalnych osób w Polsce. Wie, że nie ma nic do stracenia. Osobom, z którymi współpracuje, powtarza, że ma szansę zostać kobietą, która dostanie najlepszy wynik w historii wyborów prezydenckich. W 1995 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz dostała 2,5 proc., 10 lat później Henryka Bochniarz nieco ponad 1 proc.
Patrząc z tej perspektywy, Ogórek na pewno odniesie sukces. ©

Autor jest dziennikarzem „Rzeczpospolitej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2015