Nic nowego w polityce

Objęcie stanowiska premiera przez Jarosława Kaczyńskiego, szefa najsilniejszej partii parlamentarnej, jest czymś oczywistym, choć szkoda, że nie stało się to po zwycięskich dla PiS-u wyborach albo po stworzeniu koalicji z Samoobroną i LPR.

19.07.2006

Czyta się kilka minut

Do tej pory PiS powielało, co prawda w łagodniejszej postaci, AWS-owski model "kierowania z tylnego siedzenia" - model niedobry, bo narażający premiera na pośmiewisko jako pozornego decydenta, w rzeczywistości figuranta; niedobry, bo zwalniający z politycznej odpowiedzialności tego, który faktycznie podejmuje najważniejsze decyzje.

Styl, w jakim przeprowadzono zmianę premiera, nie daje podstaw do daleko idącej krytyki. Wszystko odbyło się w rękawiczkach: bez sporów, bez walki frakcyjnej wewnątrz PiS. Jaki jest PiS, każdy widzi. Może trochę mało w nim debaty, może brakuje wyrazistych osobowości - poza braćmi Kaczyńskimi i Ludwikiem Dornem - ale to nie są wady, od których ucierpi demokracja, bo polska demokracja cierpi raczej na niemoc decyzyjną. Jeśli już pojawiła się taka partia (zgoda: trochę wodzowska, ale politycznie obliczalna), trzeba to jej zapisać na plus. Kazimierz Marcinkiewicz wiedział, w co się bawi, gdy obejmował tekę premiera, zatem pokornie oddając ją prezesowi Kaczyńskiemu, postąpił zgodnie z wcześniej zaakceptowanymi regułami. Dla Polski to lepiej, że zmiana premiera odbyła się szybko, sprawnie i bez awantur.

Dla Jarosława Kaczyńskiego wygodniej było pozostawać w cieniu i pociągać za sznurki, niż wyjść na środek sceny. Wkrótce przybędzie mu sporo pracy, bo premier ma do podjęcia mnóstwo decyzji (wielu z nich nie może kontrolować, lecz jedynie autoryzuje decyzje podjęte przez współpracowników). Ale nie przybędzie mu władzy, w każdym razie takiej, na jakiej Jarosławowi Kaczyńskiemu zależy.

Co się zaś tyczy braterstwa - posiadanie brata bliźniaka zajmującego się polityką nie jest wadą, tak jak nieposiadanie brata nie wydaje się zaletą. Owszem, Kaczyńscy grzeszą stronniczością, która każe im przedkładać wzajemną solidarność nad obowiązki publiczne. Ale to nie jest problem związany z braterstwem Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Gdyby Jarosław nie był bratem prezydenta, Lech równie dobitnie ogłaszałby poparcie dla PiS, jak czyni to dziś, i nie skrywałby niechęci do opozycji, bo jego stronniczość nie wynika z zabiegania o interesy brata, lecz o interesy partii, co - owszem - jest naruszeniem roli głowy państwa. Przyczyną tej postawy nie jest nepotyzm, lecz misjonarski zapał w polityce, od którego Lech Kaczyński nie wyzwolił się nawet w chwili, gdy jako prezydent powinien stanąć ponad partyjnymi sympatiami. Równie stronniczy jest marszałek Sejmu Marek Jurek. Obu gubi poczucie misji: przekonanie, że reprezentują wyższe racje polityczne i moralne, w imię których nie trzeba się liczyć z polityczną bezstronnością, czego wymaga się od prezydenta i marszałka. Identyczną przywarę ma Jarosław Kaczyński, tyle że funkcja, którą właśnie obejmuje (jak i ta, którą do wczoraj pełnił), nie nakłada politycznej ascezy. Zapewne jako marszałek Sejmu czy prezydent Jarosław Kaczyński byłby misjonarzem politycznym, jak nim jest obecnie. Taki to już styl politycznego myślenia, owszem, godny ubolewania, ale oparty na innych przesłankach niż wąski, rodzinny egoizm.

A więc: nie ma się czego bać? Trzeba się obawiać wspomnianej stronniczości, ale nie będzie ona większa niż w układzie prezydent Kaczyński - premier Marcinkiewicz. Przede wszystkim, trzeba się bać partyjnego myślenia o państwie - myślenia wyrażającego się w celowym (ba, podniesionym do rangi politycznej cnoty) podważaniu niezależności instytucji ustrojowo niezależnych od aktualnej większości rządzącej. Jednak i to niebezpieczeństwo nie stanie się większe, gdy Jarosław Kaczyński obejmie stanowisko premiera.

Premier Marcinkiewicz wiernie wykonywał wszystkie nieszczęsne pomysły PiS-u, które osłabiają instytucje kontrolujące władzę. W tej kwestii premier Kaczyński będzie zapewne kontynuatorem polityki Marcinkiewicza, inspiro wanej wszak przez prezesa Kaczyńskiego.

Dotąd Jarosław Kaczyński zachowywał pewien margines bezpieczeństwa, był instancją odwoławczą, pozornie niezaangażowaną w bezpośrednie rządzenie. Ten margines teraz zniknie, a to dla Kaczyńskiego strata. Jako "kierujący z tylnego siedzenia" dysponował ogromnymi możliwościami kształtowania polityki rządu. Była to jednak polityka poszukiwania wroga w kraju i izolowania Polski na arenie międzynarodowej. Zła polityka. Trudno się spodziewać, by siadając za kierownicą Jarosław Kaczyński zmienił dotychczasową strategię.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2006