Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Obaj startowali w prawyborach Republikanów i Demokratów jako outsiderzy. McCain - indywidualista, który chodzi własnymi drogami. Obama - niedoświadczony polityk, o którym mało wiadomo. Pierwszy miał wielu wrogów we własnej partii. Drugiego nawet partyjna rywalka nie chciała z początku traktować poważnie.
A Amerykanie? Amerykanie są w dołku. Mają poczucie, że kraj zmierza w złym kierunku. I dlatego postawili na kandydatów, którzy wyraźnie się odcinają od obecnego status quo.
Czas na zmianę - woła przystojny czarnoskóry senator, który proponuje nowy, "oddolny" styl uprawiania polityki, chce jednoczyć i inspirować do działania. - Jestem kandydatem na miarę XXI w., synem Kenijczyka i białej kobiety z Kansas, jeśli ja mogłem, to wy też możecie - mówi Obama do rozentuzjazmowanych tłumów.
Tak, jestem politykiem starej daty - powtarza weteran wietnamskiej wojny. McCain mówi rzeczy niepopularne, patrząc prosto w oczy. Na jego wiecach nikt nie tańczy. - Bierzcie mnie takiego, jakim jestem. U mnie nie ma znaków zapytania. Będę załatwiać sprawy uczciwie, tak jak dawniej załatwiali je politycy z kręgosłupem.
Na pierwszy rzut oka może się zdawać, że Republikanie nie mają szans wygrać tych wyborów. Notowania urzędującego jeszcze George’a Busha są równie kiepskie jak kurs amerykańskiej waluty - a to tylko jeden z wielu argumentów przemawiających za Obamą. Ale sukces Obamy wcale nie jest przesądzony. W momentach kryzysu ludzi często paraliżuje strach. McCain to człowiek sprawdzony. Obama pozostaje wielkim znakiem zapytania.