Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był marszałkiem Sejmu, premierem, wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych, w parlamencie zasiadał przez pięć kadencji. Słynął z ciętego i kwiecistego języka („Ja trzy i pół roku współpracowałem z Lechem Wałęsą, za co powinienem pójść po śmierci prosto do nieba”), a także sposobu bycia, którym potrafił zjednywać najostrzejszych przeciwników. Jarosław Kaczyński, mówiąc w 2010 r. o potrzebie zmiany agresywnego języka polityki, mówił: „Jeśli ktoś mnie zapyta, kim jest Józef Oleksy, to powiem: jest to polski lewicowy polityk – no powiedzmy sobie starszo-średniego pokolenia”. Jan Rokita uznawał go z kolei za najlepszego z lewicowych premierów.
Oleksy uczył się w niższym seminarium duchownym, którego nie skończył, bo władze komunistyczne rozwiązały szkołę. Po 1989 r. często podkreślał ten fakt, jak i to, że pochodził z religijnej rodziny z Podhala. Był prominentnym działaczem Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, do PZPR wstąpił w 1969 r., od 1977 r. pracował w Komitecie Centralnym. Był I sekretarzem w Białej Podlaskiej, potem ministrem ds. współpracy ze związkami zawodowymi i uczestnikiem Okrągłego Stołu.
To ostatnie wydarzenie uznawał za jedno z najważniejszych, w których brał udział. „Decyzja o podjęciu rozmów była decyzją odważną – uzasadniał po dziesięciu latach podjęcie przez Sejm rocznicowej uchwały. – Świadczyła o poczuciu odpowiedzialności za losy Polski. Wspólne myślenie i poczucie odpowiedzialności okazały się możliwe i ważniejsze niż wzajemne uprzedzenia czy różnice życiorysów”.
W 1990 r. wraz z Aleksandrem Kwaśniewskim i Leszkiem Millerem na gruzach PZPR zakładał Socjaldemokrację RP. Po wygranych przez lewicę wyborach w 1993 r. został marszałkiem Sejmu, a w 1995 r. premierem. Ustąpił, gdy szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył go o współpracę z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. „Rezygnuję, bo jestem niewinny” – mówił z trybuny sejmowej, zaprzeczając, że był źródłem Rosjanina: „Chcę tu teraz stanowczo powiedzieć: nigdy i niczyim agentem nie byłem”. Przyznawał się do znajomości z Ałganowem, ale dodawał, że znało go „pół Warszawy”, w tym jego partyjni koledzy, Kwaśniewski i Miller. O samym szpiegu mówił: „Miałem go za przyjaciela, a ten przyjaciel okazał się świnią”.
Prawdziwości zarzutów wobec Oleksego nigdy nie potwierdzono, a po latach nie można wykluczyć, że cała sprawa była inspirowana przez Rosjan i miała wywołać w Polsce kryzys polityczny. Marian Zacharski, który ją rozpracowywał, odrzuca jednak tę teorię: twierdzi, że wszelkie informacje dobrze zweryfikowano, a operacja poszukiwania winnych powinna była toczyć się dalej. W każdym razie afera zachwiała karierą polityczną Oleksego, a on sam miał pretensje do Kwaśniewskiego i Millera, że w trudnej dla niego sytuacji bronili go zbyt słabo.
W latach 2001-2004, gdy SLD był w opozycji, Józef Oleksy zajmował gabinet szefa sejmowej Komisji Europejskiej, kluczowej w czasie przygotowań naszego wejścia do UE. – Działo się sporo. Przewijali się wicepremierzy, ministrowie odpowiedzialni za integrację z całej Europy. Nasza praca jest dziś niesłusznie niedoceniana – mówił mi rok temu. „Polityka” pisała o nim jako o „naczelnym Europejczyku SLD” – a przecież wracał z politycznego niebytu.
W 2004 r., po kolejnych wyborach wygranych przez lewicę, został wicepremierem i szefem MSW w rządzie Leszka Millera. Potem wybrano go na marszałka Sejmu, ale w styczniu 2005 r. został odwołany po nieprawomocnym wyroku sądu lustracyjnego, który stwierdził, że Oleksy zataił współpracę z Agenturalnym Wywiadem Operacyjnym. Po dwóch latach procesów Sąd Najwyższy uznał, że Oleksy napisał nieprawdę w oświadczeniu, lecz nie skłamał – nie miał bowiem świadomości, że współpracę z AWO należy wpisywać.
Na czołówki gazet wrócił za sprawą upublicznionego nagrania z biesiady z miliarderem Aleksandrem Gudzowatym. Oleksy w rubasznym stylu dzielił się wówczas spostrzeżeniami na temat kolegów („Żadnemu nie wierzę z lewicy. Wszyscy są upaprani w różne kombinacje, interesy”), ale do języka potocznego przeszło zdanie, które powiedział na swój temat: „Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i kur... będę jak brzytwa”.
W ostatnim wywiadzie, udzielonym Robertowi Mazurkowi, mówił: „Właściwie żyłem porządnie, starałem się nie wyrządzać ludziom zła, nie krzywdzić ich. Nawet jak byłem w reżimie komuny, unikałem sytuacji, w których bym czegokolwiek nadużył, kogoś sponiewierał”. Dodał, że na swój pogrzeb sam napisał przemówienie i chce, by uroczystość miała charakter kościelny, bo „tak mi się spina tradycja mojego życia”. „Wszystkie komuchy miały kościelne pogrzeby! Ci, co jeszcze żyją, też będą mieli. Zresztą ja już rozgrzeszenie mam” – dodawał.
Ostatni raz widzieliśmy się niedawno w Polskim Radiu. Był już bardzo chory, ale ciągle w dobrej formie. Wspominaliśmy przez chwilę wywiad, którego w 2009 r. udzielił mnie i Michałowi Majewskiemu dla „Dziennika”. Przypominał w nim m.in. swoje premierowanie: „Gdy byłem premierem, często po skończonym dniu, około 22, zapraszałem na szklaneczkę [whisky] moich najbliższych współpracowników. Chciałem z nimi pogadać, przeprosić, jeśli na kogoś w ciągu dnia nakrzyczałem. Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że niektórzy przyjeżdżają na te spotkania specjalnie z domu! Chciałem być miły, a okazało się, że rozbijam ludziom rodziny. Wycofałem się więc z tego”.