Natomiast

12.04.2021

Czyta się kilka minut

Czasy są ciężkie, to wie każdy, i z ciężkości tej wynika problem być może dla szerszego ogółu nieważny, ale z pewnością intrygujący dla ludzi bystrych, utalentowanych gimnastycznie i bardzo znużonych grozą codzienności.

Oto zajmiemy się dziś – jak robimy to co jakiś czas – słowami szokująco nadużywanymi. Bo jakże inaczej nazwać tych kilka jedno- i dwusylabowych wulgaryzmów – uzusów, bez których po prostu polszczyzny by nie było, bo rozpłynęłaby się ona jak kostka rosołowa w – dajmy na to – angielszczyźnie. Tak, hardo to od dawna głosimy, że tylko zestaw polskich brzydkich słów daje prawdziwe życie naszemu językowi i chroni go od strupieszenia, czyli od ostatecznego złacinnienia. Ot, weźmy jakiekolwiek z sugerowanych tu słów, powszechnie znanych, używanych w każdej okoliczności, słyszanych od Bugu do ujścia Warty, i chwilę sobie z nim poćwiczmy. Rozciągnijmy je. Bardzo, albo tylko trochę. Zmieńmy rodzaj z żeńskiego na męski, albo na odwrót. Dodajmy jakiś przedrostek. Jakąś końcówkę. Zostawiając koniecznie owego słowa warczące trzewia, a zorientujemy się, że za pomocą tych paru zupełnie bezbolesnych zabiegów da się opisać świat spójniej, prędzej i precyzyjniej, niźli zrobili to – za przeproszeniem – p. Marco Polo bądź to niezapomniany p. Wincenty Kadłubek. Słowem: rola wulgaryzmu w kulturze polskiej jest – popatrzmy – najpoważniejsza, ale i absolutnie przez badaczy niedoceniana i nieokiełznana. Niestety.

Jest lekceważona. Jest przez decydentów polityki kulturalnej od zawsze wstydliwie pomijana i świadczy to o bardzo głębokim, niewolniczym wręcz, przyklęku. O ślepocie nauki polskiej, jeśli idzie o prace analityczne i badawcze. Musi to budzić zdumienie i niesmak, bo najnowocześniejsze i tętniące życiem laboratorium językowe zbudowało się poniekąd samo i jakby od nowa. Jest to architektura bez wymiarów. Zważmy, że mamy akurat do czynienia z formacją zawiadującą polityką i kulturą, tak wszechstronnie wulgarną. Jest to wulgarność samo się upowszechniająca, ale też popatrzmy, bo to ciekawe, idąca i spod strzechy, i pod strzechy. Jest to bowiem nowa jej – wulgarności – odmiana, a właściwie należałoby powiedzieć, że jest to wulgarność supernowoczesna. Zaiste, trzeba to uznać za wielki i jedyny rozpoznany wkład tej formacji w historię kultury polskiej, a tym samym może można spróbować wybaczyć jej projekty inne, nie wszystkim się podobające, weźmy dla przykładu bezczelne i powszechne złodziejstwo publicznego grosza czy szereg barbarzyńskich decyzji dotyczących tutejszej przyrody. Kultura bowiem jest najważniejsza. To wie każdy.

Przejdziemy teraz do słów takoż nadużywanych, też brzydkich, ale nie wulgarnych. Budzących nasze najwyższe zdziwienie, w czasach – bijemy się w pierś – w których powinniśmy się dziwić sprawom zapewne znacznie poważniejszym, groźniejszym, wręcz ostatecznym. Niestety, mimo wysiłków, nie możemy oderwać ucha od szeptów i krzyków współużytkowników naszego trudnego języka. Uspokajamy, że nie mamy dziś zamiaru zachwycać najszerszych kręgów naszych Czytelników analizą słowa „pieczywko”. Weźmiemy na tapetę wybijające się frekwencją słowo „natomiast”. Jest to słowo przeżywające niewątpliwie renesans, dawniej nie ludowe, a dziś owszem. „Natomiast” jest wszędzie, „natomiast” nadużywa dziś każdy od ministra do ministranta. Tak nas to zaciekawiło, że odczytaliśmy sobie definicję w słowniku. Nie znaleźliśmy niczego, co by nas mogło zaskoczyć. „Natomiast” to spójnik i tyle. Niewinne słóweczko, bez żadnej wagi, przeźroczyste i puste, używanie go nie ma żadnego sensu. Zrobiliśmy jednak test prawdy – okazało się, że kapitalną zabawą na te okropne czasy jest puszczenie tzw. wiązki tak, by jej spoiwem było słowo „natomiast”. Ktoś powie, że to słabe, że nudziarstwo. Trudno, nie mamy lepszego pomysłu na rozweselenie rzesz po słuchaniu duetu polskiej kultury pn. „Czarnek & Gliński”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2021