„Kradną, ale się dzielą”. Obajtek wprowadził do naszej mowy i myśli zdanie wiekopomne

Czy można się dziś w polityce skompromitować? To nie jest możliwe. Kompromitacje polityków, począwszy od sprzeniewierzenia się przysiędze parlamentarzysty, a na drobnych przestępstwach pospolitych kończąc, nie zmieniają na serio ich sytuacji prawnej, towarzyskiej czy społecznej.

02.04.2024

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz / Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch // Tygodnik Powszechny
Stanisław Mancewicz // Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch / Tygodnik Powszechny

Od dość dawna obracamy w ustach słowo „kompromitacja”. Lubimy je, bo ma smak i wagę. Każda kompromitacja ma swój osobliwy urok, też dlatego, że jest pożądana, a pożądanie kojarzy się nam z przyjemnością. Kompromitacja, zwłaszcza w polityce, dodaje państwu energii, demokrację okrawa z nudy, daje ludziom rozrywkę i satysfakcję oraz ułatwia wybór. Słowem, kompromitacja jest, a raczej była, wydarzeniem, które uznawaliśmy za fajny moment w niefajnym świecie.

Może kogoś zastanowić zamiana czasu teraźniejszego na przeszły, zmiana zrobiona w trakcie zapisywania. Owszem, zmieniliśmy czas na nieteraźniejszy, bo kompromitacja jest nieaktualna. Śmierć kompromitacji jest widoczna gołym okiem. Popatrzmy na przywołaną tu politykę. Czy można się dziś w polityce skompromitować? To nie jest możliwe. Kompromitacje polityków, począwszy od sprzeniewierzenia się przysiędze parlamentarzysty, a na drobnych przestępstwach pospolitych kończąc, nie zmieniają na serio ich sytuacji prawnej, towarzyskiej czy społecznej.

Dawniej, gdy gwarzyło się – dajmy na to – przy piwku o przyszłości jakiejś formacji politycznej, można się było zastanawiać, jakież kompromitujące wydarzenie mogłoby ją zmieść ze sceny. Rzecz jasna, rozważania te były mocno oparte na polskiej specyfice, czyli na spisie czynów, które są kompromitujące w naszym tu polskim mniemaniu, no i się zdarzały. Powiadało się zatem, że bezbrzeżną moc kompromitacji ma, a co za tym idzie, niesie pewność rychłego upadku, upublicznione, grzeszne wzbogacenie się. Albo – kolejny banał – kontakty ze światem stricte przestępczym albo złapanie polityka in flagranti, a może jego nadmierna wulgarność, oczywiście w podsłuchanej rozmowie. Oto – popatrzmy – wulgarność nie ma dziś żadnego znaczenia. Ostatnio publikowane podsłuchy p. D. Obajtka są nagraniami wyłącznie przekleństw. Jest to rwący potok najbardziej robaczywego języka, jaki sobie można wyobrazić, a poza brzydkimi słowami niewiele można zrozumieć, jest takoż kłopot ze złapaniem sensu jego wypowiedzi. Czy to p. Obajtka kompromituje? Skądże.

A więc wulgaryzmy nie, ale też – popatrzmy – nic innego i nikogo ze stworzonej przez nas na chybcika listy. Przyczynił się do tego – naszym zdaniem – bezimienny geniusz. To człowiek, który wprowadził do naszej mowy i myśli zdanie wiekopomne: „Kradną, ale się dzielą”. Ono wybiło zęby każdej kompromitacji w Polsce, w której występuje choćby jedna skradziona bądź zdefraudowana złotówka pochodząca z podatków. Zdanie to unieważniło w Polsce na dobre siódme przykazanie, które zresztą i tak od lat zaszło patyną. Kompromitacja? Owszem, ale na dawny sposób. Nie usłyszeliśmy nikogo, kto z racji uprawiania jakiejkolwiek profesji zajmującej się głoszeniem nauk moralnych powiedziałby do zdemoralizowanej publiczności, że jest to podejście gruntownie niemoralne. Nikomu żadna interwencja nie wpadła do głowy, a zważyć wypada, że zdanie „Kradną, ale się dzielą” jest znane i cytowane we wszystkich sferach tutejszego społeczeństwa, od lewa do prawa.

Chcemy przy okazji dopowiedzieć, że poza słowem kompromitacja, które, jako się rzekło, lubimy, zachwyca nas słowo kompromat. „Trwa szukanie kompromatów” – powiada pani w telewizji, robiąc dobrą minę do gry, której nie wygra. A to dlatego, że nie ma już kompromatów w naszym polskim świecie. No i co z tego – pytamy – że w bieliźniarce byłego ministra ktoś znajdzie teczkę kwitów wyniesionych z tajnej kancelarii państwa polskiego, że obok teczki będzie leżeć niezadeklarowana w urzędzie skarbowym gotówka w walucie wrogiej naszej polskiej złotówce, że zostanie tam znaleziony brązowy alkohol w butelce bez akcyzy, że takoż w ręce śledczych wpadnie wydzielająca podejrzany zapach uschnięta łodyga z liśćmi oraz, oczywiście, bo to w przeszukiwanej bieliźniarce być zawsze musi: zdjęcia – jak to ktoś ładnie kiedyś ujął – nie do końca ubranych pań. Trzydzieści lat temu byłyby to, owszem, kompromaty, byłaby afera. Ale dziś? Kradł, ale się dzielił, więc nie ma się co podniecać. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Kompromitacja