Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Boże Narodzenie można przeżywać jako święto złudzeń. Oto świat, który nas otacza, puchnie od dekoracji. Za dekoracjami z łatwością można się ukryć. Można ukryć za nimi biedę świata: ludzi odrzuconych, samotnych, zmagających się z cierpieniem w opuszczeniu. Można też ukryć własną biedę: wszystko, co w naszym życiu porwane, niestabilne, co budzi lęk, co uwiera. Im więcej czasu poświęcimy dekoracjom, im staranniej je ustawimy, tym większa szansa, że zachowamy dobre samopoczucie.
Można też przeżywać Boże Narodzenie jako święto deziluzji. To niewątpliwie trudniejsza droga, bo dobre samopoczucie jest czymś cennym, w codziennym życiu niezbędnym i pożądanym przy świątecznym stole. Tymczasem odzieranie ze złudzeń oznacza dopuszczenie pewnego ryzyka, niepokoju, niewygody. W końcu chodzi o kilka pytań, które uderzają w samo serce iluzji. Co "niesie" moje życie? Czego naprawdę pragnę? Czy to, czym się otoczyłem, co już zgromadziłem, co potrafię i o co dbam - to już jest t o? Właśnie t o? A moje relacje? Kim jestem - nie tylko sam? Kim jestem z ludźmi? Kim zapełnił się mój świat? Czy jestem im coś winien? I kogo w nich widzę?
Za dużo pytań... Ale pytania są niezbędne. W wigilijną noc Bóg sam zjawia się jako wielkie pytanie. Jeżeli to dziecko jest Bogiem, to kim jestem ja, który na nie patrzę? Gdzieś na Bliskim Wschodzie, gdzieś obok, gdzieś w moim domu, we mnie... Małe dziecko, które żeby przeżyć, musi być otoczone czułością, dla którego trzeba porzucić inne zajęcia, o które trzeba się bać, bo jest kruche, jak wszystkie ludzkie dzieci. Do czego wzywa mnie ten obraz? Bo wzywa mnie na pewno.
Św. Cyryl Jerozolimski napisał, że jeśli wcielenie było czystą imaginacją, to i zbawienie będzie czystą imaginacją. Jeżeli to dziecko nie jest Dzieckiem, wszystko jest grą złudzeń.
Człowiek szuka prawdy, pyta o prawdę - i boi się prawdy. Dziś boi się nawet samego pojęcia prawdy, bo boi się dyktatu, władzy, a skrycie może także boi się samego siebie... Prawda Betlejem jest prawdą o naszej słabości, bezbronności, o naszych granicach - które Bóg przekracza, żeby być równie jak my słaby i bezbronny. Jeżeli noc Bożego Narodzenia jest nocą pokoju, to właśnie dlatego, że wobec Dziecka stajemy rozbrojeni. I my, i On.
Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Wiem tylko, że prawda Betlejem - prawda o słabości - w tajemniczy sposób niesie w sobie nadzieję. Inne życie jest zawsze możliwe. Żadna bieda nie jest biedą ostateczną. A jeśli nawet, i jeśli coś w nas buntuje się przeciwko temu, bunt nie musi oznaczać rezygnacji. Nasze drzwi mogą pozostać otwarte. Więcej - możemy porzucić bezpieczne miejsca i wyjść ku nieznanemu...
Jest pewna modlitwa, którą bardzo lubię. Podobno jej autorem jest św. Efrem, teolog i poeta żyjący w IV wieku w Edessie. Modlitwa ta jest bardzo prosta i zawiera wszystko, czego potrzebuje człowiek, który staje wobec Dziecka:
Panie i Władco mojego życia,
oddal ode mnie lenistwo, przygnębienie,
żądzę władzy i puste słowa.
Daj swojemu słudze
ducha czystości, pokory,
cierpliwości i miłości.
Tak, mój Królu,
pozwól mi ujrzeć moje grzechy
i nie sądzić bliźniego.
Albowiem Tyś jest błogosławiony
na wieki wieków.
Amen.