Naprawdę nie

Nie muszę martwić się wszystkim. To nie seniorzy winni się troskać o nieudane stadiony na Euro 2012, o zamarłe odcinki budowanych autostrad.

07.06.2011

Czyta się kilka minut

Mogę traktować pobłażliwie panikę ogórkową. Ale skromny projekt ustawy o "związkach partnerskich", o którym mówi się od niedawna i tylko na marginesie, to moim zdaniem sprawa pierwszej wagi.

Tym bardziej że od początku wszystko poddane jest zabiegowi uspokajania, na które wcale nie zasługuje.

Tytuł komunikatu w prasie: "Rodzina bez kontraktu". A podtytuł dopowiada wszystko, co ważne: "Coraz więcej Polaków żyje bez ślubu, a związki partnerskie dałyby im bezpieczeństwo". Bo ustawa ma nimi zastąpić status konkubinatów, których przybywa. Bo zanika potrzeba zawierania ślubów - i kościelnych, i zawieranych w urzędach stanu cywilnego. Czy to będzie tylko zmiana pojęcia, czy propozycja jakiegoś nowego kontraktu urzędowego - nie wiadomo na razie. Ani dlaczego miałaby ona być chętniej przyjęta. Wolno mniemać, iż po prostu nie stanowiłaby formy zobowiązania oficjalnego, podawanego do wiadomości publicznej. Za to prawa, dotąd stanowiące konsekwencje owych zobowiązań (wierność, opiekuńczość, odpowiedzialność za najbliższych: współmałżonka i dzieci) powróciłyby w tej nowej sytuacji jako gwarancja, a więc przywilej, bo ten dostaje się za darmo, a nie jako odpowiedź za pełnioną powinność.

I to jest groźne. Bardzo groźne. Ja nie myślę tu o argumencie, którym szermuje prawica: że to przemycanie do struktury społecznej instytucji związków jednopłciowych.

Ja myślę o tym, że dowartościowuje się w ten sposób gigantyczną nieodpowiedzialność, nadając jej status rodziny, a więc tej komórki społecznej, w której rodzi się społeczeństwo. Teraz, aby zostać rodziną, uzyskując wszystkie jej prawa, nie trzeba będzie podejmować żadnych zobowiązań, poddawać się wyzwaniom i sprawdzianom, tylko wyciągnąć rękę po przywileje. Nikt mi nie wytłumaczy, że życie bez zobowiązań, tylko dlatego, że komuś tak się podoba, to jest argument, który należy ustawowo usankcjonować. Zmieniłoby to naszą kulturę w sposób, którego nie da się odrobić. A argument o bezpieczeństwie owej - niestety - "rodziny" będzie fikcją, bo przecież bezpieczeństwo, zwłaszcza dzieci i słabych, nie zależy tylko od zasiłków i uprawnień, ale od wierności i odpowiedzialności za bliskich. Stąd znaczenie jawnego i uroczystego podjęcia takiej decyzji. Zły to sygnał - i dla Kościoła, i dla społeczeństw świeckich, że ta potrzeba kurczy się i zaczyna zanikać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2011