Nadzieje i realpolitik

Ekipa Juszczenki wciąż trzyma się razem i przeszła przez trudne decyzje, związane z obsadą najważniejszych funkcji w państwie. Zasługa to głównie Julii Tymoszenko, która skutecznie konstruowała rząd i jego parlamentarne zaplecze. Tylko czy za tę skuteczność nie będzie trzeba płacić w przyszłości zbyt dużych rachunków?.

20.02.2005

Czyta się kilka minut

Gdy kilka tygodni temu na politycznej giełdzie w Kijowie pojawiały się nazwiska przyszłego premiera, kandydatura Tymoszenko była najbardziej oczywista - i najbardziej kontrowersyjna. Oczywista, bo to ona stała przy Juszczence od początku i jej charyzma w dużej mierze przesądziła o sukcesie “Pomarańczowej Rewolucji". Kontrowersyjna, bo oddanie teki premiera Julii Tymoszenko miało oznaczać - jak sądzono - utratę poparcia wielu środowisk dla nowego prezydenta i sprowokować podział Ukrainy.

Nic takiego się nie stało. Głosowanie w parlamencie nad kandydaturą Tymoszenko dowiodło jej politycznych zdolności i pokazało siłę Juszczenki, który apelował do deputowanych: “Ona przeszła ze mną całą wyborczą drogę. Ufam jej". Tymoszenko otrzymała aż 373 głosy w 450 osobowej izbie; opowiedziały się za nią w całości niemal wszystkie frakcje Rady Najwyższej za wyjątkiem komunistów. Głosowali za nią niedawni poplecznicy starego systemu, w tym deputowani z Regionów Ukrainy, partii Wiktora Janukowycza. Jeszcze niedawno zapowiadali oni, że jeśli “Pomarańczowa Rewolucja" zwycięży, będą dążyć do autonomii dla Wschodu... Czym Tymoszenko ich przekonała? Na odpowiedź chyba musimy poczekać.

Według zapowiedzi Juszczenki, nowy rząd został stworzony w oparciu o dwie zasady: stanowiska powierzamy profesjonalistom i oddzielamy politykę od biznesu. Istotnie, w decyzjach personalnych widać chęć zerwania z dawnymi post-sowieckimi praktykami. Pieczę nad Służbą Bezpieczeństwa, niedawno wykorzystywaną do zastraszania opozycji, oddano ludziom nie związanym z tzw. resortami siłowymi; ma nią kierować Ołeksandr Turczynow, bliski Tymoszenko. Anatolij Hrycenko, pracujący dotąd jako analityk, został ministrem obrony. Do rządu weszli też najbliżsi współpracownicy Juszczenki, wierni mu podczas rewolucji; ludzie młodzi, jak odpowiadający za integrację z Unią Europejską (i będący szefem Komitetu Integracji Europejskiej) wicepremier Ołech Rybaczuk, z zawodu bankowiec. Rybaczuk cieszy się zaufaniem Juszczenki, podobnie jak nowy minister spraw zagranicznych Borys Tarasiuk, którego w listopadzie ub.r. Juszczenko słał do Warszawy, by namawiał Aleksandra Kwaśniewskiego do podjęcia się misji w Kijowie.

Gdy Julia Tymoszenko zaprezentowała skład swego rządu, media odtrąbiły zmianę pokoleniową w ukraińskiej polityce. Faktycznie, większość nowych ministrów to ludzie, których młodość przypadła na czasy pierestrojki (choć na Ukrainie słabo odczuwalnej), a lata dojrzałe już na czasy niepodległości. To m.in. Mykoła Tomenko, dziś wicepremier ds. kultury i nauki, młody politolog, podczas rewolucji odpowiedzialny za politykę informacyjną i nazywany “konferansjerem" (prowadził wieczorne wiece na Majdanie Niepodległości).

Ci młodzi gniewni, do których należy także Jurij Łycenko - minister spraw wewnętrznych, niedawno rewolucjonista, który za sprawę honoru uzna zapewne rozwiązanie tajemnicy śmierci dziennikarza Georgija Gongadze - mogą jednak rozbić się o całkowicie (poza wyjątkami) odmienną mentalnie administrację - urzędnicy pamiętający epokę Breżniewa są z nimi “niekompatybilni".

Jeszcze przed objęciem urzędu Tymoszenko zapowiadała kolejną rewolucję: w administracji. Miała polegać na jej odchudzeniu i pozyskaniu ludzi nowych, wykształconych, kompetentnych itd. O ile pierwsze przeprowadzić jest łatwiej, o tyle z cudem graniczy wyczarowanie nowych urzędników. Jeszcze przed przejęciem władzy ekipa Juszczenki szukała ludzi przez... internet. Poszukiwane były osoby znające się na ekonomii, audycie, statystyce, planowaniu budżetu, reformach socjalnych - czyli po prostu na zarządzaniu. Bo rzesze pomarańczowych rewolucjonistów serca mają szlachetne, ale do reformowania państwa trzeba ekspertów, a tych brakuje. O ile więc za skład rządu można wystawić nowej premier ocenę pozytywną, o tyle administracja pozostaje zagadką.

A najważniejsze zadanie stojące przed nowym rządem, to spełnienie choć części wyborczych obietnic. Inaczej podczas wyborów parlamentarnych w 2006 r. ekipa Janukowycza może wziąć rewanż. Poziom oczekiwań społecznych nigdy nie był na Ukrainie tak wysoki, jak po “Pomarańczowej Rewolucji"; nawet w 1991 r. ludzie nie liczyli na tak wiele. Na przykład na rozliczenie ze starą władzą i z korupcją. Zapowiadali to ludzie Juszczenki. Na razie na pierwszym posiedzeniu rządu Julia Tymoszenko anulowała prywatyzację Kriworożstali, metalurgicznego kombinatu, który poprzedni rząd sprzedał Wiktorowi Pinczukowi (zięciowi byłego prezydenta Leonida Kuczmy) oraz Rinatowi Achmetowowi (oligarsze, “królowi Donbasu") za cenę o połowę niższą od rynkowej.

Zapewne część ludzi dawnego systemu - zniechęcona tym, że stare metody politycznych “technologii" oraz poparcie Moskwy nie działają - rzeczywiście gotowa jest dać za wygraną w zamian za zostawienie ich w spokoju. Taką deklaracją było choćby udzielenie przez nich poparcia nowemu rządowi w parlamencie. Tych przekonać było zapewne najłatwiej i stosunkowo niewielkimi kosztami. Nowa władza sprawnie posługuje się bowiem abolicyjną “marchewką", grożąc od czasu do czasu prokuratorskim kijem. Inni - ci mający więcej do stracenia - próbują podnosić stawkę. Jak Pinczuk, który deklaruje, że odejdzie z polityki i będzie praworządnym obywatelem wspierającym swego prezydenta. Ale - zaznacza - gdyby “coś było nie tak", gotów jest znów zaangażować się w politykę. Jako opozycjonista, oczywiście.

Jeśli Juszczenko i Tymoszenko rzeczywiście zechcą spełnić obietnicę walki z korupcją, to rozczarowanie i poczucie krzywdy Pinczuka (i innych beneficjentów dawnych układów) będzie nadzieją nowej opozycji - i Moskwy, na razie czającej się w cieniu.

Póki co, stary układ wydaje się rozbity. Parlamentarne frakcje - jak wspierający przez lata Kuczmę socjaldemokraci spod znaku Wiktora Medwedczuka (byłego szefa prezydenckiej administracji, który dziś, a jakże, przedstawia się jako “zawsze lojalny" obywatel) - w ciągu rewolucyjnych miesięcy opuściło wielu deputowanych. Liczba posłów z partii Medwedczuka spadła z 39 do 23 (o jednego deputowanego mniej, niż liczą socjaliści wspierającego Juszczenkę Ołeksandra Moroza). Posłowie odchodzili też z Partii Regionów. Co ciekawe, socjaldemokraci są jedynym na Ukrainie ugrupowaniem, którego sondaże spadają, gdy do nazwy ankieterzy dołączają nazwisko lidera - właśnie Medwedczuka.

Frakcyjne przetasowania - z których najbardziej korzysta przewodniczący parlamentu Wołodomir Litwin, zachowujący cały czas neutralność - odzwierciedlają rzeczywiste ruchy w partyjnych szeregach. Natomiast deklaracje oligarchów mogą być tylko grą pozorów: ogłaszając dziś neutralność, Pinczuk, Medwedczuk, Achmetow i inni mogą grać na zwłokę, aby przeczekać.

Czekać nie ma natomiast zamiaru Natalia Witrenko - neo-stalinistka i liderka Socjalistycznej Partii Postępu. Jeszcze pod koniec stycznia Wiktor Janukowycz kazał się rozejść do domu swoim zwolennikom na donieckim Placu Lenina, gdy zorientował się, że coraz większą rolę wśród nich odgrywają ludzie Witrenko.

Witrenko, którą można by uznać za odpowiednik Andrzeja Leppera, świetnie nadaje się na nową opozycję, zbierającą głosy zarówno zwolenników Janukowycza, jak i tych, których rozczarują nowe porządki. Podczas gdy Medwedczuk używał socjaldemokratycznego szyldu, by ukryć za nim swe niegodziwe interesy, partia Witrenko jest ugrupowaniem krystalicznie populistycznym i roszczeniowym.

Tymczasem pierwsi rozczarowani już są. Ludziom, którzy wierzyli, że “Pomarańczowa Rewolucja" szybko zmiecie stary porządek, ciężko jest czytać teraz w gazetach, że były prezydent Kuczma wciąż pobiera wynagrodzenie - przyznane mu jeszcze przez stary rząd - w wysokości 2 tys. dolarów miesięcznie i mieszka w oddanej mu dożywotnio daczy. Na takich nastrojach, pozycję może budować przyszła opozycja.

Chyba, że budowana na Ukrainie demokracja nie okaże się kolejnym szyldem, zasłaniającym kolejne niegodziwe interesy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005