Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zastanawiam się, dlaczego tak długo musieliśmy czekać, by wybrzmiał głos taki jak ten o. Ludwika Wiśniewskiego na łamach „TP”: zdecydowany i uczciwy, który nazywa rzeczy po imieniu. Dlaczego czekaliśmy, by usłyszeć głos niezgody na usprawiedliwianie kłamstw i bezkarne pomawianie oraz wykorzystywanie Kościoła do celów politycznych.
Nie będę dyskutować z o. Wiśniewskim o nadziei na zmianę, bo to kwestia subiektywna: co komu daje nadzieję i czy można dobrą zmianę przeprowadzić niedobrymi rękami ludzi, którzy od lat skłócali i dzielili społeczeństwo, używając do tego kłamstw czy populistycznych obietnic. Ale zgadzam się, że potrzebna jest przemiana myślenia i działania w dziedzinie spraw socjalnych i obywatelskich. Na pewno też istnieje potrzeba większej wrażliwości ludzi na siebie nawzajem. Lecz tym bardziej nie zbuduje się niczego niszcząc i negując dotychczasowy dorobek kraju. Potrzebne jest poczucie wspólnoty, dla której budowania oparciem powinien być Kościół.
Zbyt często tak nie jest, a pisze o tym człowiek „z wewnątrz”, w przekonaniu, że jeszcze jest jakaś droga. Do jakich i przez kogo ukształtowanych sumień odwołuje się dominikanin? Do sumień posłów, którzy w poczuciu bezkarności i przekonaniu boskiego namaszczenia odbierają nam poczucie obywatelskiej godności i wolności. Chciałabym mieć nadzieję na zmianę i może dobrze, że ktoś jeszcze próbuje w nas ją wzbudzić.