Myślenie (poważnie) życzeniowe

Wyobraziłam sobie niewyobrażalne: spotkanie przedstawicieli Kościoła w Polsce ze środowiskami feministycznymi. Nie całkiem tak, jak zaproponowała to Księżom Biskupom strona rządowa podczas obrad Komisji Wspólnej, ale jednak. Oczywiście, że bez udziału mediów. To nie miałby być spektakl ani próba sił z widownią w tle. I może nawet nie na obradach Komisji Wspólnej. Ale jednak prawdziwe spotkanie, takie, którego powodem i gruntem jest wspólnota troski, chociaż punkty widzenia i wnioski na wejściu całkowicie odmienne.

14.12.2003

Czyta się kilka minut

Propozycja jakiegokolwiek spotkania została odrzucona przez stronę kościelną: “środowiska feministyczne są tak mocno obecne w mediach, że ich stanowisko jest nam dość dobrze znane" - brzmiała argumentacja. A gdyby tak popatrzeć inaczej? Nie zakładać, że inicjatorki niepokojących projektów ustaw (liberalizacji ustawy o ochronie życia poczętego i projektu legalizacji związków homoseksualnych) będą tylko wygłaszać swoje tezy, ale przejmując inicjatywę zadawać pytania - z jednej strony o uzasadnienie uporczywego nawracania do takich inicjatyw ustawodawczych i o źródła przekonania, że w taki sposób chce się polepszyć cokolwiek w życiu społecznym, a z drugiej - próbując usłyszeć wyjaśnienia, dlaczego argumenty Kościoła traktowane są jako nieprzekonujące, nawet gdy odwołują się do najbardziej podstawowych wartości, takich jak prawo do życia, albo gdy sięgają do doświadczeń długoletniej praktyki? Zakładam, że żadne z takich pytań nie byłoby pytaniem prokuratorskim, i żadna z odpowiedzi nie byłaby przerwana oburzeniem nawet najbardziej usprawiedliwionym. A zakładam tak dlatego, że nie byłby to przecież spektakl liczący na reakcję widowni, tylko prawdziwa rozmowa duszpasterska, czyli taka, gdzie poszukuje się człowieka, a nie go ściga albo załatwia odmownie. Zupełnie inna niż parę pamiętnych programów telewizyjnych na ten temat, gdzie obrońcami wartości podstawowych czynili się dość prymitywni fanatycy, dbający tylko o to, by nie stracić okazji do kolejnej manifestacji swojego zgorszenia.

Myślę tak życzeniowo, bo to nie jest zmaganie się dwóch idei, z których każda chce być górą. To jest, ze strony Kościoła, obrona dobra wspólnego, tak niewątpliwego, jak życie ludzkie i rodzina. Więc nie podobna nie wierzyć, że do dobra warto przekonywać i nakłaniać nieznużenie, nie tracąc wiary w człowieka, który ustawia się jako przeciwnik, a może mógłby nim nie być? I może nawet do dialogu wniósłby swoje rozumienie tego samego dobra, rozumienie, które też warto wziąć pod uwagę? Choćby w postaci nie zauważanych dotąd krzywd, skuteczniejszego sposobu przekonywania, nie docenianych form pomocy. Po drugiej stronie są bowiem akurat kobiety, czyli przedstawicielki tej części rodzaju ludzkiego, której doświadczenie w tej mierze zawsze będzie najcenniejsze i najważniejsze. I nigdy nie powinno być skwitowane upokarzającym stwierdzeniem, iż zapoznawanie się z nim to byłoby “nic nie wnoszące spotkanie towarzyskie"...

Czy można tak pomarzyć?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2003