Był to samochód „Nysa"

Trzy pożółkłe kartki zapełnione czarną czcionką starej maszyny do pisania. Linijka pod linijką. Ręcznie dopisane numery stron. Na pierwszej, w prawym górnym rogu ślad rdzy, pozostawiony przez duży spinacz. W drugim rogu data: Kraków dnia 17.09.1977 r. Czy po trzydziestu latach pomogą rozwikłać tajemnicę śmierci krakowskiego studenta?.

07.05.2007

Czyta się kilka minut

Zapomniany dokument-świadectwo /
Zapomniany dokument-świadectwo /

Niezależnie od stopnia wiarygodności listu, jego losy pokazują, jak wiele niewiadomych może jeszcze kryć się w archiwach. Na zapis natrafiliśmy przypadkiem, poszukując materiałów do tekstu o śmiertelnym pobiciu Stanisława Pyjasa. Leży w archiwum Ośrodka Karta, razem z innymi materiałami dotyczącymi dramatycznych wydarzeń z maja 1977. Prawdopodobnie to część zbiorów KOR-u, zabranych przez SB podczas rewizji w domu Jacka Kuronia. Na pierwszej kartce dokumentu jest dopisek "znaleziono 9.VI.1978". Obok parafka Kuronia.

List, wraz z setkami innych zarekwirowanych dokumentów, wrócił do domu na początku lat 90., w kilku kartonowych pudłach. - Był wtedy u nas Sewek Blumsztajn i powiedział, żeby to oddać do Karty. Jestem historykiem i zgodziłam się, że najlepiej będzie, jeśli rzeczywiście zajmą się tym fachowcy - wspomina Danuta Kuroń.

Zawartości pudeł nie przeglądano jednak jeszcze szczegółowo i nie ma stuprocentowej pewności, że trzy kartki z relacją z Krakowa były właśnie w jednym z tych kartonów.

Nie wiadomo natomiast, co z kartkami robili wcześniej esbecy. Bez czytania odłożyli do magazynu, czy też starali się odnaleźć autora relacji? Nie podpisał się pełnym nazwiskiem, ale w tekście jest o nim dość informacji, aby SB dotarła do niego bez większego trudu. Jeśli tak się stało, to nie trzeba już stawiać pytania, dlaczego nie odważył się przedstawić swojej relacji ponownie, np. w 1991 r., kiedy zostało wznowione śledztwo w sprawie śmierci Pyjasa. Ale może być i tak, że relacji nie przeczytał żaden z pracowników służb.

Autor, jeśli żyje, jest już starym człowiekiem - pisze przecież, że walczył w kampanii wrześniowej w 1939 r. Ma zatem pewnie ponad 80 lat. Podpisał się J.Str.

Ztego samochodu wyskoczyło dwóch ludzi

"(...) Ażeby Sprawiedliwości stało się zadość, i ogół naszego Polskiego społeczeństwa dowiedział się jak w imię Praworządności i ładu zginoł młody człowiek którego śmierć panująca władza okryła tajemnicą, dlatego składam natępujące oświadczenie.

W nocy z dnia 6 na 7 maja 1977 roku, o godzinie 0, 05 a 0, 15 szedłem od strony plant przez ulicę Szewską w kierunku Rynku głównego, i - jak każdemu jest wiadomo ulica ta ma około 200 m długości i nocą jest oświetlona tak, że można z jednego końca aż na drugi nawet psa zauwarzyć - w tym jednak czasie na całej ulicy o tej porze nie widziałem żywej duszy, - takie było moje wrażenie, - bo kiedy doszedłem w połowie ulicy do skrzyżowania z ulicą Jagielońską, nagle z za narożnika z ulicy Jagielońskiej wyszło 2 ch Funkcjonariuszy M.O. z bronią u boku/tak chodzi M.O. z grupy operacyjnej/którzy mnie zatrzymali żądając odemnie Dowód Osobisty którym im bez obawy okazałem, - w tym czasie kiedy mnie ten starszy Sierżant, - lat około 36-38, dobrze zbudowany, okrągły na twarzy, i około 175 cm wysoki legitymował, - ten drugi, nieco młodszy i niższy w stopniu plutonowego wyrwał mi teczkę z ręki jaką przy sobie miałem i zaczoł ją rewidować, - niestety w teczce oprócz termosu z cherbatą, dwóch kanapek i latarki kieszonkowej nic podejżanego nie miałem, mimo to, zachowanie się tego Milicjanta nie spodobało mi się, choć ja do nich w ogóle sympatji nie czuje, ale nic nie mówiłem, bo w pobliżu narożnika na ulicy Jagielońskiej w odległości 20 m od nas widziałem stojący samochód osobowy bez zapalonych świateł/Fiat 125p/jasnego koloru, z ktorego wyszedł mężczyzna po cywilnemu, - szczupły na twarzy i gołą głową, i podchodząc do nas poglądnoł na mnie i zwracając się do nich powiedział dosłownie zostawcie go to nie ten, - widocznie musiał to być ich przełożony, bo Oni mi zaraz mój Dowód osobisty i teczke oddali i kazali iść dalej. - wtenczas ja przechodząc przez skrzyżowanie w kierunku Rynku głównego, zauwarzyłem nadchodzącego od strony Rynku po drugiej strony ulicy młodego mężczyznę który szedł sobie normalnie i zbliżył się do skrzyżowania, widziałem jego twarz ale był On dla mnie nieznajomy, miał On oprócz tego pod ręką albo teczkę albo Aktówkę. - Z ciekawości czy Oni i jego będą kontrolowali oglądnołem się, i żeczywiście widziałem jak Oni przechodzą przez jezdnię idąc w jego kierunku i zatrzymali go, - co do niego mówili tego już nie mogłem słyszeć bo odległość między nami była za duża, w każdym razie po krótkiej chwili zaczęli się znim szamotać i z wykręconemi do tyłu rękami prowadzili go w stronę ulicy Jagielońskiej gdzie stał przezemnie wymieniony samochód. - krotko po tym, widziałem jak ten samochód wyjechał z ulicy Jagielońskiej i ulicą Szewską pojechał w kierunku ulicy Karmelickiej.

W tenczas ja poszedłem dalej w kierunku Rynku głównego z tą myślą, że On musiał coś przeskrobać że go Milicja poszukiwała, ale takie wypadki u nas w Krakowie są na pożądku dziennym i dlatego w zakładzie nikomu o tym nie mówiłem.

O godzinie 3, 40 nad ranem kiedy kolega którego chwilowo zastępowałem powrócił do pracy, ja mogłem już odejść do domu, bo musiałem wypocząć żeby iść na popołudniową zmiane. Niespodziewałem się że i teraz w drodze powrotnej do domu będę miał drogę zakłóconą. - Przechodząć przez ulice Sienną do Rynku głównego a potem przez Sukiennice w kierunku ulicy Szewskiej przez którą musiałem przechodzić, już od Sukiennic zauwarzyłem że ulicą Szewską od strony plant jedzie samochód bez świateł w stronę Rynku, ale był to samochód Nysa z krytą obudową ciemnego koloru i byłbym na niego nie zwracał uwagi, ale naraz zobaczyłem że samochód ten skręcił, stając w popszeg ulicy jakby chciał zpowrotem wracać i cofając tyłem dojechał do samego chodnika i nagle tylne drzwi się otwarły i ztego samochodu wyskoczyło dwóch ludzi którzy zaczeli ztego samochodu coś wyciągać i to coś okazało się, że Oni kogoś że samochodu wyciągali i pośpiesznie na rękach w nieśli do bramy budynku, - trwało to zaledwie kilka sekund jak zobaczyłem tych dwóch wychodzacych z budynku i teraz dopiero z orjentowałem się że obaj są w Milicyjnych mundurach i po również pospiesznym wejściu do samochodu i zamknięciu drzwi, samochód ten odjechał w kierunku plant i ulicy Karmelickiej.

Ja będąc już na początku ulicy Szewskiej nie mogłem się z początku z orjentować do którego budynku Oni wchodzili, dlatego przed skrzyżowaniem z ulicą Jagielońską zaglądnołem do jednej bramy przyświecając sobie latarką ale tam nic nie było, więc poszedłem do następnego, brama była na pół przymknięta i kiedy ją otworzyłem w świetle latarki zobaczyłem przy schodach leżącego mężczyznę, leżał na prawym boku z twarzą skierowaną ku ziemi, wtenczas podszedłem bliżej i zaświeciłem mu latarką w twarz i z miejsca rozpoznałem że to był ten sam mężczyzna którego Milicja po godzinie 12 tej w nocy po moim wylegitymowaniu na moich oczach aresztowała, - nie jestem tego pewny, ale po jego wyglądzie wydawało mi się że On nie żyje, i choć nie należe do ludzi bojących, to w tym wypadku nie dotykając go jak najprędzej wyszedłem z bramy udając się do domu, - w drodze przy zbiegu ulic Karmelickiej i I maja widziałem jadące 2 karetki Milicyjne które w jechały w ulice Szewską, ale czy się zatrzymały tego to ja już niewiem.

Tak minęła niespokojna i dla mnie niezapomniana noc z 6 tego na 7 mego maja 1977 roku.

Zaznaczyć jednak muszę że Stanisława Pyjasa osobiście nigdy przedtem nie znałem, dopiero tej tragicznej dla niego nocy, poraz pierwszy zobaczyłem go na krotko przed jego aresztowaniem, a puźniej jeszcze tej samej nocy nad ranem leżącego w bramie domu, przy ulicy Szewskiej 7. - Jego nazwisko i to że był Studentem Universtytetu Jagielońskiego dowiedziałem się w poniedziałek od ludzi w pracy (...)".

Fantazja czy prawda?

Na trzech stronach mieszczą się tak naprawdę dwie historie - jedna to opis wydarzeń w nocy z 6 na 7 maja 1977 r., kiedy to zamordowany został Stanisław Pyjas. Druga to historia zmagań człowieka, który pokonuje własny strach, aby powiedzieć to, co zobaczył feralnej nocy.

Czy jednak jest to opowieść prawdziwa? Czy jej autor był fantastą, zainspirowanym przez miejską plotkę, czy też człowiekiem wiarygodnym?

Skąd zadziwiający zbieg okoliczności?

Skąd pewność, że J.Str. widział wieczorem i nad ranem tę samą osobę?

Po co przypadkowemu przechodniowi latarka?

Może to kolejna opowieść z wielu, jakie obiegły w tamtym czasie Kraków? Byli tacy, którzy widzieli, jak dwaj mężczyźni katują studenta pod kościołem św. Wojciecha, a potem wloką go kilkaset metrów przez Rynek, po wilgotnych trotuarach. Wilgotnych - to ważne, bo odzież Pyjasa była czysta.

Byli też tacy, którzy zaklinali się, że widzieli mężczyzn wnoszących w bramę przy Szewskiej 7 ciało zawinięte w dywan.

W relacji J.Str., zapisanej na tych trzech póżółkłych kartach, pełno podstawowych błędów ortograficznych, co dziwi u kogoś, kto pisze, że "współpracował" w Związku Akademickim UJ. Z drugiej strony nie można wykluczyć, że są one wynikiem pośpiechu czy napięcia w czasie spisywania relacji. Nie wiadomo też, czy zapiski będące w posiadaniu "Karty" nie są już kolejną, przepisaną przez kogoś wersją oświadczenia.

Dawni członkowie KOR-u nie pamiętają listu. Zarówno Anka Kowalska, jak i Henryk Wujec przypominają sobie, że po tym, jak Komitet poprosił krakowian o informacje w sprawie śmierci Pyjasa, posypały się informacje, gromadzone w dobrej wierze, ale zazwyczaj niesprawdzone.

Wątpliwości nie kryje dr Antoni Dudek, historyk z IPN, któremu opowiedzieliśmy o liście. - Jestem bardzo sceptyczny. Ja w ogóle uważam, że esbecy nie chcieli zabić Pyjasa. Mieli zamiar jedynie go nastraszyć. Niezależnie jednak od tego, jakie były motywacje, kto bił i w jaki sposób - czy zrobił to bokser Węclewicz, czy ktoś inny - trudno mi sobie na przykład wyobrazić, że ciało wynoszą do kamienicy umundurowani milicjanci, a nie funkcjonariusze w cywilu.

A może to prowokacja? Redaktorzy "Biuletynu Informacyjnego" Joanna Szczęsna i Seweryn Blumsztajn przegrali proces po tym, jak ujawnili z nazwiska esbeka rzekomo zaangażowanego w śmierć Pyjasa.

Czy odnajdą się okulary

Wątpliwości nie ma natomiast prokurator Krzysztof Urbaniak, który od 16 lat próbuje dociec prawdy o Pyjasie. Nie dlatego jednak, że bez zastrzeżeń przyjmuje całość relacji. Dopuszcza, że może ona być wytworem fantazji lub nawet prowokacją. Część informacji nie zgadza się z dotychczasowymi ustaleniami. Prokurator w ciągu tych lat został tak wiele razy wprowadzony w błąd przez byłych funkcjonariuszy SB i milicji, że niczego nie może wykluczyć. Jednak to, że po 30 latach można odnaleźć kolejne dokumenty, daje mu nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. Że będzie można dojść chociaż odrobinę bliżej prawdy.

Tak jak z jedynym na całej poręczy przy Szewskiej 7 odciskiem palca. Może uda się dowiedzieć, kto go zostawił?

J.Str. może jeszcze żyć. Może mieć lat osiemdziesiąt, może sto. Urbaniak ma nawet pomysł, jak przy odrobinie trudu go odnaleźć. Były więzień nazistowskich obozów, przed wojną działacz Stronnictwa Narodowego, identyczny list złożył w Kurii krakowskiej, więc może tam zachowały się dodatkowe informacje. Urbaniak przypuszcza nawet, że nietrudno będzie odnaleźć miejsce pracy J.Str. - w tamtych czasach w pobliżu Rynku nie było w końcu aż tak wiele zakładów działających w systemie trzyzmianowym.

Więc skoro po 30 latach pojawił się kolejny dokument, może odnajdą się i okulary? Dziwna rzecz: Pyjas był krótkowidzem, zawsze nosił okulary w kieszonce dżinsowej bluzy, a w kamienicy ich nie znaleziono.

Może wyjaśni się, dlaczego pierwsze dochodzenie nie objęło podwórka i piwnicy, w której działał wówczas głośny agregat?

Jedna rzecz w tekście J.Str. nie daje prokuratorowi spokoju, nawet jeżeli założyć, że nie było żadnej nysy, milicjantów i akcji o 3.40 nad ranem.

Skąd autor wiedział, jakie było ułożenie ciała Stanisława Pyjasa?

Kolejny zbieg okoliczności?

Czy może rzeczywiście J.Str. tam był?

Bronisław Wildstein, najbliższy przyjaciel Pyjasa: - Jaka jest data napisania tego listu? Wrzesień? We wrześniu szczegóły dotyczące śmierci Staszka, włącznie z ułożeniem jego ciała, nie były już tajemnicą, to żadne odkrycie. Nie chciałbym, żeby to źle zabrzmiało, ale trochę jestem tym wszystkim zmęczony. Słyszałem już dziesiątki takich opowieści, długo jeździłem za nimi po kraju, ani jedna nie okazała się prawdziwa. Więc naprawdę trudno mi uwierzyć, że akurat ta odkrywa nowe fakty. Pozostaje szukać dalej.

***

J. Str. pisze:

"W dwa dni puźniej rozmawiałem ze znajomym Księdzem, ktorego znam już od lat, i jemu opowiedziałem wszystko w najdrobniejszych szczegółach/nazwiska ani parafii nie mogę podać, ze względu na niebezpieczeństwo jakie może jemu zagrozić/mogę tylko tyle powiedzieć że sprawa ta miała być przekazana do Księdza Kardynała Karola Wojtyły, a ja miałem o tym narazie nikomu nie mówić, - bo jak mi Ksiądz powiedział że wrazie czegoś oile się Milicja otym dowie, to mnie wezma na tak zwane przesłuchanie i jako jedyny świadek tego co Oni zrobili, napewno wszelki ślad po mnie zaginie, i swoją lekkomyślnością stanę się drugą ofiarą pozostawiając żonę i dzieci na łasce losu. - Logicznie rozumując to Ksiądz miał zupełną racje, bo nie tylko ja sam, ale i tysiące ludzi w naszym kraju którzy są przeciwni panującego Terroru, jesteśmy za słabi".

Być może więc tylko opisany nieskładnym językiem strach, jaki bije z tego listu, pozostaje prawdziwy.

Jeżeli tak spojrzeć na zapomniany dokument, mówi on o atmosferze maja 1977 r. w Krakowie równie dużo co prokuratorskie ustalenia.

Dziękujemy Ośrodkowi Karta za udostępnienie dokumentów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2007