Morze martwych

Wracałem właśnie z Ukrainy. Po drodze, już w Warszawie, wstąpiłem do galerii handlowej kupić synowi prezent oraz coś na obiad.

26.04.2015

Czyta się kilka minut

Podłogi lśnią, stoiska kolorowe. Wypucowane, pachnące. Snuję się między półkami. Potrzebuję ziemniaków. Mają ich sześć gatunków! Sześć gatunków kartofli? Dziwię się. A potem się dziwię, że się dziwię. Bo przecież ta galeria to mój „sklep osiedlowy”. Najpewniej zawsze było tu tyle różnych gatunków ziemniaków. Tylko nigdy tego nie dostrzegałem. I za chwilę przestanę to dostrzegać.

Jest wczesne popołudnie. Ludzie kupują powoli, bez nerwów i tłoku. Uzbrojeni w miłą obojętność wobec otaczającego świata. Gotowi odpowiedzieć uprzejmym uśmiechem na każde pytanie czy prośbę. Przepraszająco spojrzeć na zegarek, by podkreślić, że ani pytanie, ani prośba nie może dotyczyć ich osobiście.

Napełniając koszyki, staramy się nie patrzeć innym w oczy. Ochrona dba, by klientela nie była narażona na nieprzyjemne widoki. Biedaków, żebraków, bezdomnych filtruje się w tym kościele zaraz przy wejściu.

Zatrzymałem się przy straganie z książkami. Podniosłem znaną mi książkę w czerwonej okładce i otworzyłem na chybił trafił: „Czy muszę ci przypominać, że Włochy są praktycznie wyspą na łasce muzułmańskich emigrantów, długim Mostem rozciągniętym pośrodku Morza Śródziemnego?”.

Tak pisała Oriana Fallaci, zagniewana po tym, gdy terroryści Al-Kaidy zaatakowali Nowy Jork. Pisała z goryczą o emigrantach z Egiptu, Libii, Tunezji, Algierii, Maroka, włóczących się po europejskich miastach ze swoim tandetnym towarem, prostytutkami i narkotykami. Obsikujących mury naszych kościołów, śpiących pod pomnikami naszej cywilizacji. Mieszkających tu za nasze pieniądze, korzystających z naszej gościnności, ale przecież w duchu nienawidzących nas szczerze. Nas, bogatych, beztroskich i białych.

Gniew Oriany Fallaci był wielki. Nowy Jork był jej drugim domem. Była tam, gdy samoloty uderzyły w wieże WTC. Szukała taksówki, w końcu poszła pieszo. Płakała przez sześć dni. Przerwała milczenie, wylała „Wściekłość i dumę” na papier.

Kartkuję jej książkę i zastanawiam się, czego ja sam oczekuję od Europy? Co chciałbym dać tysiącom koczujących po drugiej stronie morza? Jak chcę ten podarunek wytłumaczyć młodym i bezrobotnym Włochom, Hiszpanom i Portugalczykom? No i dlaczego to na nas musi spadać obowiązek pomocy, skoro bracia krwi i religii tych nieszczęśników budują pałace i sztuczne wyspy?

Ale mi wstyd. W tym roku 35 tys. nieszczęśników z Afryki dopłynęło do włoskich wybrzeży. Blisko 1800 utonęło po drodze. Morze Śródziemne staje się powoli Morzem Martwych. Kolebka naszej kultury zmienia się w jej cmentarzysko.

Przywódcy Unii spotkali się w Brukseli i uczcili topielców minutą ciszy. Potem skupili się na tym, jak ochronić wejścia do galerii handlowej Europa. Nie chcemy głodnemu dać jeść, a spragnionego napoić, tylko zniszczyć łódź przemytnika.

Niestety, Polska zajmuje miejsce w pierwszym rzędzie chóru obojętnych. Deklarujemy solidarność, ale tylko tyle, by reszta Unii musiała się nam odwdzięczać na Wschodzie. Jednocześnie dbamy o to, by nasza solidarność wiązała się z minimalnym kosztem. Od zawsze Warszawa jest gorąco przeciwna zobowiązaniom do przyjęcia konkretnej liczby imigrantów przez konkretne kraje. Chcemy, by wszystko odbywało się na zasadzie dobrowolności, tymczasem nasza dobrowolność jest bliska zeru.

Trudno, mamy swoje sprawy: swój Wschód, swoje bezrobocie, swoje wybory. Mamy swoje argumenty: „Trzeba było wykańczać Kaddafiego? Trzeba było zaprowadzać swoje porządki na Południu? Trzeba się było bawić w Arabską Wiosnę?”. Wszystko to znaczy, że gdy tamci toną – my odwracamy głowę. Mamy daleko do plaż, na które wyrzucane są ciała uchodźców, więc przychodzi to nam z łatwością.

Ta łatwość oznacza brak litości dla nieszczęsnych. Liderzy UE deklarowali, jak mogą pomóc, a premier Ewa Kopacz powiedziała, że my możemy posłać na Południe dziesięciu, a nawet piętnastu oficerów Straży Granicznej. Gdy padły te słowa, opozycja nie zagrała larum – bo wszyscy po cichu zgadzają się z takim stanowiskiem.

Wiem, że to wszystko nie nasz interes, ale ostrzegam: kiedyś archeologowie będą badali i naszą cywilizację. Wykopią kości topielców z dna Morza Śródziemnego. Wykopią też pismo z deklaracją pani premier Ewy Kopacz, którą złożyła w imieniu Polski. Gdy się już do tego dokopią – naszym potomkom będzie bardzo wstyd. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2015