Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tak właściwie to Niemcy wygrały już Euro 2012. Nie, nie na murawach polskich i ukraińskich stadionów, lecz na obszernej arenie słownych protestów politycznych i gróźb bojkotu piłkarskiego święta. Mecz ten – by użyć futbolowego języka – rozpoczął prezydent Niemiec Joachim Gauck, który odwołał swoją oficjalną wizytę na spotkaniu środkowoeuropejskich głów państw w Jałcie na Ukrainie. Ale nie tylko: prezydenci Czech, Słowenii, Rumunii, Estonii i Austrii również nie wybiorą się na Krym. Kolejny był José Manuel Barroso i cała jego Komisja Europejska, która zdecydowała się na wspólny bojkot Ukrainy podczas czerwcowych mistrzostw Europy w piłce nożnej. Drogą tą mogą podążyć też inni.
O tym, że na Ukrainie Wiktora Janukowycza narusza się prawa człowieka, Niemcy i inni zachodnioeuropejscy politycy wiedzieli od dłuższego czasu. Jak dotąd większość z nich nie widziała w tym większych powodów do narzekania. Ale teraz, zaledwie na kilka tygodni przed początkiem mistrzostw organizowanych wspólnie przez Polskę i Ukrainę, emocjonalna gorączka w Europie Zachodniej sięgnęła zenitu. Przyczyna protestów nazywa się Julia Tymoszenko. Prozachodnia była premier Ukrainy została skazana na siedem lat więzienia w upolitycznionym procesie. Dziś – jako że Tymoszenko jest chora i ogłosiła strajk głodowy ze względu na przemoc fizyczną, której doświadczyła w więzieniu – prawie każdy na Zachodzie chce jej spieszyć na ratunek.
Żeby wszystko było jasne: Ukraina Wiktora Janukowycza jest państwem mafijnym, brutalnym i skorumpowanym. A była pani premier Julia Tymoszenko nie jest bynajmniej niewinnym aniołem, lecz jednym z kluczowych uczestników walki o władzę w tym kraju. Z drugiej strony, równie jasno trzeba powiedzieć, że Unia Europejska musi protestować przeciw stosowaniu wobec niej przemocy, a także przeciw wielu innym naruszeniom praw człowieka – zwłaszcza jeśli Ukraina ma nadzieję zostać kiedyś członkiem Wspólnoty. Jednakże bojkotowanie międzynarodowych imprez sportowych odbywających się w autorytarnych krajach nigdy nie przynosiło szczególnych sukcesów. Gdy na przykład USA, Niemcy Zachodnie i wiele innych państw zbojkotowało olimpiadę w Moskwie w 1980 r. z powodu sowieckiej inwazji na Afganistan, w efekcie Sowieci i Niemcy Wschodni zgarnęli większość medali i mnóstwo splendoru.
Jest jeszcze jeden, ważniejszy powód, dla którego zachodni bojkot Ukrainy mógłby się stać złym sygnałem. Byłby on bowiem moralnie niespójny. Wielu ludzi, na Ukrainie i nie tylko, zacznie sobie zadawać pytania: dlaczego zachodni politycy nie krytykują Rosji za uwięzienie byłego szefa Jukosu Michaiła Chodorkowskiego? Dlaczego Komisja Europejska nie zbojkotowała olimpiady w Pekinie, choć Chiny permanentnie łamią prawa człowieka? Dlaczego zachodnie gwiazdy pop wezmą udział w konkursie Eurowizji w Baku, choć Azerbejdżanem rządzi dyktator Ilham Alijew? Jak zachowa się Zachód w 2014 r., gdy mistrzostwa świata w hokeju odbywać się będą w ostatniej prawdziwej dyktaturze Europy, czyli na rządzonej przez Aleksandra Łukaszenkę Białorusi?
Na pytania te jest tylko jedna odpowiedź: czerwcowy bojkot Ukrainy przez Zachód ujawniłby podwójne standardy etyczne, którymi ten ostatni kieruje się względem autorytarnych rządów.
PRZEŁ. MK