Młodzieńcza polityka

Nie mogę wyjść z zachwytu nad taktycznym sprytem duchownych z pobliskiej parafii, którzy wiedząc, iż niemile widziane bywa mieszanie polityki do kazań, pomysłowo wszczepiają partyjne co nieco treści w inne miejsca liturgii.

26.02.2018

Czyta się kilka minut

Zwykle – w ogłoszenia duszpasterskie, gdy znakomitą okazją, by wyjaśnić owieczkom, który z politycznych charakterów jest czarny, a który lśni bielą niczym sen dziewicy, staje się chwila na promocję katolickich magazynów (zwłaszcza dwóch), zawierających często pokaźne dawki partyjnej propagandy. Z ambonki leci wtedy zwyczajowy referacik: pan prezydent jako święty Stanisław i święta Teresa w jednym, umiłowany rząd na drodze krzyżowej do zbawienia nas wszystkich, Piłaci i Herodzi z Brukseli – tę śliczną bajeczkę słyszałem dziesiątki razy, nuda, wrażenia żadnego nie robi.

Co innego poobserwować, jak celebrans próbuje zmieścić wszystko, co mu się publicystycznie ulewa, w wymuszające jednak pewną lakoniczność ramy Modlitwy Powszechnej. Gdy w ubiegłym roku trwały w Polsce protesty przeciwko reformie sądów, osobiście słyszałem (w warszawskiej bazylice św. Krzyża i u służewskich dominikanów) kapłanów modlących się podczas Eucharystii „o opamiętanie dla demonstrujących”, „o zaprzestanie jątrzenia i siania nienawiści do władz”. Parę tygodni temu w czasie niedzielnej mszy we wspomnianej parafii dodałem zaś do swojej kolekcji inny sympatyczny trick. Wezwanie Modlitwy Powszechnej brzmiało w oryginale: „Módlmy się za rządzących naszym krajem, aby zawsze byli wierni wartościom Ewangelii”. W miejscu, w którym autor przewidział kropkę, celebrans ulokował przecinek, dodając: „Tak, jak zresztą starają się to czynić”.

Historia z księdzem, który decyduje się podczas Eucharystii wyznać uczucie władzy świeckiej, zdarza mi się może raz na kwartał. Jednak zawsze, kiedy mnie to spotka, mam wrażenie, jakbym słuchał własnego syna (którego jeszcze nie mam), relacjonującego mi swoją gimnazjalną miłość. Swoje pierwsze, młodzieńcze tożsamościowe identyfikacje („Tatko, nasi mają rację! Ja z nimi razem stawał będę do ostatniej kropli krwi! Wroga z sąsiedniej kamienicy tępić będziemy! Ja nie chcę do szkoły, na studia – polegnę dla honoru podwórka!”). Tak samo u niektórych dziennikarzy i polityków tej opcji – nieodmiennie pobrzmiewa mi w ich odezwach coś nastoletniego. Ani przez chwilę (piszę to na serio) nie wątpię w ich (precyzyjniej: większości z nich) szlachetność, mam jednak wrażenie, że rzeczywistością, którą im powierzono, zarządzają czasem przy pomocy gruczołów dokrewnych. Zamiast obrabiać ją mózgiem i myślą, częściej kierują się swoistymi socjohormonami.

Słowo daję, na starość opracuję tę teorię z detalami. Wykażę, jak na początku XXI wieku w Polsce na śmierć i życie ścierały się ze sobą wisceralna teoria robienia polityki, oparta na zaspokajaniu wyłącznie konsumpcyjnych potrzeb płynących z trzewi, z ową teorią hormonalną. W myśl tej ostatniej społeczne życie to pasmo pobudzeń, a jego sens polega na zarządzaniu cyklem wzmożeń. A przecież gdy się człowiekowi wzmoże, nic innego nie jest zgoła ważne. Nie jest przecież ważne, że pół Polski ma inny pogląd na wszystko, dwie trzecie warszawiaków na pomnik smoleński, 27 krajów Unii Europejskiej na naszą praworządność, USA z Izraelem i większością świata na awanturę wywołaną nieprzemyślaną ustawą – nie jest ważne nic poza tym, co czujemy my, w środku. I dopóki będziemy to czuć, poświęcimy w imię tego wszystko: przyjaźnie, reputację, perspektywy. Mogą nam mówić, że nie warto, ale to jeszcze tylko wzmoże naszą determinację. Bo skoro z nami walczą, to znaczy, że jesteśmy ofiarami. A ofiara z definicji jest moralnie wyższa i szlachetna.

To zresztą w obecnie rządzącym środowisku druga obowiązująca nuta – w iluż już debatach widziałem, że ci ludzie nadal z pełnym przekonaniem łkają, iż tłamszą ich i wpychają do katakumb „elity”, „władze”, „salon”. Zanoszą się lamentem rozszarpywanych na arenie męczenników, nie dostrzegając drobiazgu – tego, że od dwóch lat to oni w Polsce są cezarem. To oni mają stanowiska, nagrody i ordery, kasę ze spółek, nadwornych poetów, malarzy, muzyków, swoje osobiste media.

Szczerze wierzę w patriotyzm na przykład pana premiera. Obserwując jednak jego zachowanie w ostatnim konflikcie (wokół ustawy o IPN), miewam wrażenie, że mówi przezeń młodzieniec, który wyniósł z domu szlachetne nastawienie, ale teraz zarządzać musi krajem, a nie drużyną harcerzy o podobnym ideowym DNA. Dobrze, że wierzy w to, iż mamy rację, że chce bronić imienia, że mu zależy. Ciekawe, czy wie już jednak, że na tych wysokościach władzy racji moralnej nie wystarczy mieć, bo trzeba ją jeszcze umieć tak mieć, by to budowało, a nie niszczyło relacje z innymi. Trzeba też wiedzieć, że zajmując się tak dziarsko obroną praw do spraw sprzed lat siedemdziesięciu, nie można przegapić rozpadającej się teraźniejszości. To ważna rzecz – by wiedzieli to przywódcy kraju, który jeszcze nigdy, odkąd rządzi się demokratycznie, nie był tak wewnętrznie i zewnętrznie skłócony. I nie, nie pociesza mnie popularna obecnie refleksja, że przecież w latach 30. XX wieku w Polsce i na świecie było gorzej – wtedy to dopiero był antysemityzm, nierówności społeczne, zamordyzm.

A żeby ten tekst skończyć jednak jakoś do przodu, a nie tylko jęcząc: w poprzednim numerze „Tygodnika Powszechnego” (w Obrazie Tygodnia) o. Jacek Prusak przywołał i analizował (jak dla mnie – rewolucyjną) myśl papieża Franciszka, który powiedział, że wspomniana już Modlitwa Powszechna powinna być nie tyle momentem, w którym prosimy Boga, by spojrzał na ten świat naszymi oczami, co naszą próbą spojrzenia na ten świat Jego okiem. Nie wyrzucaniem z siebie pragnień, przekonań i wzbudzeń, ale zastanowieniem się nad tym, czego On może dla nas dzisiaj chcieć. A więc może: „Nie od wrogów nas wybaw, ale od nas samych. Ciebie prosimy: Wysłuchaj nas, ­Panie”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2018