Mistrz ignorant

Czy możliwa jest pełna równość między nauczycielem i uczniem? Ona nie tylko jest możliwa. Jest konieczna.

25.08.2009

Czyta się kilka minut

Niedługo po studiach polonistycznych zacząłem pracować w jednym z krakowskich liceów. Była to szkoła prywatna, z krótką historią, ale dużymi ambicjami, czego dowodem były starania dyrekcji o wprowadzenie programu międzynarodowej matury. W osiągnięciu tego celu miała pomóc grupa młodych nauczycieli, których paradoksalnym atutem był brak doświadczenia dydaktycznego, czyli brak nauczycielskich nawyków i schematów myślenia. Chodziło o to, by w oparciu o zachodnie modele pedagogiczne stworzyć miejsce, w którym uczeń będzie pozyskiwał wiedzę i kompetencje na inny sposób. Oczywiście instytucja ta musiała spełniać polskie standardy edukacyjne, ale jej fundament (centralna pozycja ucznia, który nieustannie poszerza paletę społecznych kompetencji, zamiast zdobywać wiedzę encyklopedyczną) był - jak mi się podówczas wydawało - rewolucyjny.

Prawodawcy i tłumacze

Program międzynarodowej matury został stworzony przez ekspertów z International Baccalaureate Organization. W ramach przygotowań do jego wprowadzenia nowi nauczyciele zostali zaproszeni na specjalistyczne warsztaty, podczas których mogli zapoznać się z eksperymentalnymi metodami nauczania.

W pamięci utkwiła mi uwaga jednego z instruktorów, który odwołując się do słynnej rozprawy Zygmunta Baumana pt. "Prawodawcy i tłumacze", sugerował, że w zglobalizowanym świecie nauczyciel nie jest już prawodawcą, dysponującym obiektywną wiedzą, którą przekazuje swoim uczniom, by ją następnie egzekwować, lecz tłumaczem. Jego rola polega na objaśnianiu skomplikowanej i chaotycznej materii rzeczywistości. Musi swoich uczniów wyposażyć w kompetencje, które pozwolą poruszać się w otaczającym ich świecie - ułatwią zdobywanie potrzebnych informacji, kształtowanie swych emocji oraz dokonywanie życiowych i instytucjonalnych wyborów. Podstawowym zadaniem edukacji nie jest dystrybuowanie wiedzy (choć pewna jej porcja jest niezbędna), lecz tłumaczenie - objaśnianie rozmaitych zjawisk i mechanizmów, które w przyszłości pozwolą uczniom na swobodne funkcjonowanie w sferze społecznej. Umiejętność tę muszą zdobyć nauczyciele, by przekazać ją potem podopiecznym.

Podobne założenia można odnaleźć w wielu współczesnych koncepcjach edukacyjnych. Różnią się one szczegółowymi rozwiązaniami, ale łączy je naczelna idea: celem nauczania jest wyposażenie ucznia czy studenta w umiejętność rozumienia i interpretowania rzeczywistości.

Kiedy zaczynałem pracę w szkole, takie podejście wydawało mi się niezwykle atrakcyjne. Jego wartość polegała - jak sądziłem - na rozbiciu hierarchicznej relacji między nauczycielem i uczniem. W modelach klasycznych nauczyciel zajmował centralne miejsce, był źródłem wiedzy i ostatecznym punktem odniesienia. Model interpretacyjny jawił mi się jako zbawienna alternatywa, modyfikująca tradycyjny układ współrzędnych i wzmacniająca pozycję ucznia.

Ignorancja jest cnotą

Mój sposób myślenia zmieniła niewielka książka francuskiego filozofa Jacques’a Ranci?re’a pt. "Le maître ignorant" ("Nauczyciel ignorant"), w której pojawia się radykalne pytanie o edukacyjną i społeczną nierówność. Zasadniczy problem współczesnej szkoły polega, według Ranci?re’a, na tym, że nie radzi sobie ona z kwestią nierówności.

Na pierwszy rzut oka ta teza może się wydawać zaskakująca. Wszak kolejne reformy stawiają w samym centrum ideę umasowionej edukacji, której celem jest wyrównanie szans wszystkich uczniów. A jednak według francuskiego filozofa zabiegi instytucjonalne przynoszą odwrotny do zamierzonego efekt. Nierówności nie tylko nie znikają, ale jeszcze się umacniają, przyjmując utajoną formę.

Odpowiedzią na problem nierówności jest właśnie nauczyciel ignorant. Jego ignorancja jest cnotą, która odgrywa (albo raczej: mogłaby odegrać, gdybyśmy potraktowali ją poważnie) kluczową rolę w procesie edukacji.

Książka Ranciere’a opowiada historię XIX-wiecznego profesora Josepha Jacotota, którego oryginalne koncepcje nauczania wywołały skandal w ówczesnych środowiskach akademickich. Jacotot wykładał we Francji i w Belgii. W 1818 r. podjął pracę na uniwersytecie w Louven jako nauczyciel języka francuskiego. Na jego zajęcia uczęszczali studenci z bardzo słabą znajomością francuskiego. Ich językiem ojczystym - językiem, którego Joseph nie znał - był flamandzki. Jacotot znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji. Tradycyjne metody nauczania nie wchodziły w grę. Uczniowie nie radzili sobie z przyswajaniem wiedzy, którą próbował im przekazać. W pewnym momencie wpadł na pomysł, by wykorzystać na lekcjach dwujęzyczne wydanie "Telemacha" Fénelona. Przez tłumacza poprosił studentów, by czytali obydwie wersje równolegle, próbując zapamiętać całe zdania i ich znaczenia. Po kilku tygodniach ćwiczenie zaczęło przynosić rezultaty. Uczniowie mówili i pisali po francusku, popełniając - co oczywiste - błędy, które jednak nie przeszkadzały im w komunikacji. Z czasem ich francuszczyzna stała się płynna i precyzyjna.

To doświadczenie całkowicie zmieniło podejście Jacotota do dydaktyki. Doszedł do wniosku, że proces nauczania jest możliwy nawet wtedy, gdy nauczyciel w nim bezpośrednio nie uczestniczy. Więcej nawet: uczniowie robią większe postępy, gdy nadrzędna pozycja nauczającego zostaje osłabiona. Swoje intuicje rozwinął w teorii uniwersalnej edukacji, której podstawą było założenie, że wszyscy ludzie dysponują taką samą inteligencją i tylko od ich woli zależy jej dalszy rozwój.

Ostatnie słowo ma nauczyciel

W ujęciu Ranci?re’a koncepcje Jacotota nie są jedynie ciekawostką z historii pedagogiki, lecz punktem wyjścia do filozoficznej refleksji nad kondycją współczesnego systemu edukacji i roli, jaką odgrywa w nim uczący. Kim zatem jest nauczyciel ignorant? Przede wszystkim jest kimś, kto pobudza inteligencję ucznia, nie czyniąc z własnej wiedzy głównego narzędzia dydaktycznego. Zamiast przekazywać konkretne informacje daje impuls, który skłania inną osobę do samorozwoju.

Na pozór metoda Jacotota przypomina sokratejski model nauczania. Wobec swych rozmówców Sokrates udaje niewiedzę, by wraz z nimi na nowo podjąć wysiłek refleksji, którego celem ma być pełne zrozumienie filozoficznych zagadnień. Problem polega na tym, że Sokrates jedynie udaje, że nie wie, podczas gdy w rzeczywistości robi wszystko, by inni przyjęli jego racje. Widać to bardzo dobrze w Platońskich dialogach, które są lekko tylko udramatyzowanymi monologami. Sokrates peroruje, zadaje retoryczne pytania, wyjaśnia rozmaite kwestie, a jego rozmówcy potulnie i entuzjastycznie potakują. Głównym celem Sokratesa jest uświadomienie innym, że to, co do tej pory brali za wiedzę, jest jedynie fałszywym mniemaniem, które należy odrzucić, by uchwycić istotę rzeczy. W tym modelu nauczyciel, udając niewiedzę, próbuje ją wmówić swym uczniom, by zająć wobec nich pozycję mistrza i tym bardziej ich sobie podporządkować.

Według Ranci?re’a właśnie tak wygląda obowiązująca we współczesnej szkole relacja między nauczycielem i uczniem. Z tej perspektywy nie ma różnicy pomiędzy modelem prawodawczym i interpretacyjnym. W pierwszym przypadku wyższość nauczającego wynika z posiadanej przez niego dogmatycznej wiedzy. W drugim zaś pierwszeństwo nauczyciela bierze się z jego umiejętności tłumaczenia, której w punkcie wyjścia pozbawiony jest uczeń. Model interpretacyjny opiera się więc na dobrze znanym sposobie myślenia, który uczniowi przypisuje brak określonych sprawności. Nawet jeśli interpretację definiuje się jako proces nieskończony, który wymaga nieustannych korektur w zależności od okoliczności, w jakich się w danej chwili znajdujemy, to i tak w warunkach szkolnych osobą zatrzymującą ów proces jest nauczyciel. Do niego należy ostatnie słowo, to on stanowi dla ucznia ostateczny punkt odniesienia.

Wola kontra wiedza

Kiedy współczesna myśl pedagogiczna zajmuje się kwestią nierówności, traktuje ją zazwyczaj jako wyjściowe ograniczenie, które należy przezwyciężyć. Wystarczy, że uświadomimy sobie istnienie edukacyjnej i społecznej nierówności, a następnie opracujemy takie metody nauczania, które będą jej przeciwdziałać.

Ranciere krytycznie odnosi się do tego rozwiązania. Proponuje, by odwrócić wektory zależności, proklamując jako stan wyjściowy pełną równość. Ignorancja nauczyciela polega także na tym, że odmawia uznania wiedzy na temat nierówności. To radykalny gest, który idzie na przekór wiedzy empirycznej, by przeciwdziałać dalszemu powielaniu nierówności. Chodzi o całkowitą zmianę sposobu myślenia o relacjach między uczestnikami procesu edukacji. Nauczyciel ignorant nie jest pozbawiony wiedzy czy umiejętności, nie wciąga swych uczniów w grę niewiedzy. W rzeczywistości posiada rozmaite kompetencje. Chodzi jednak o to, by nie czynił z nich podstawy, na której opiera się jego komunikacja z uczniem. Dopiero wtedy, gdy ta relacja zostanie zrównoważona, możliwe będzie ćwiczenie inteligencji, które nie utrwala nierówności.

Nietrudno się domyślić, że po publikacji książki Ranci?re’a (ukazała się w 1987 r.) pojawiły się gwałtowne głosy sprzeciwu. Filozofowi zarzucano stworzenie nierealistycznego obrazu współczesnej szkoły i wytykano idealistyczne (o ile nie całkowicie naiwne) podejście do procesu nauczania. Krytycy podkreślali, że uczniowie sprawiają coraz poważniejsze kłopoty wychowawcze i buntują się przeciwko autorytetowi nauczycieli. Osłabienie ich pozycji miałoby doprowadzić do niechybnej katastrofy. Ranci?re odpowiedział, że zachowanie uczniów nie jest źródłem problemu, lecz symptomem pogłębiającego się kryzysu edukacji, z którym musimy się wreszcie zmierzyć.

Spodobało mi się szczególnie jedno zdanie, w którym autor "Nauczyciela ignoranta" zasugerował, że zmianę sposobu myślenia o powinnościach nauczyciela i ucznia, o ich wzajemnej relacji, która każdego dnia na nowo zawiązuje się w szkolnych murach, możemy wywołać nie za pomocą naszej spektakularnej wiedzy, lecz za pomocą woli.

Tej woli bardzo często brakuje w polskiej szkole, i to na wszystkich szczeblach edukacji. W rozmowach z nauczycielami i profesorami powracają te same argumenty: uczniowie są coraz gorzej wykształceni, studenci nie spełniają oczekiwań prowadzących zajęcia etc. Logika nierówności jest tak mocno zakorzeniona w sposobie myślenia polskiego nauczyciela, że jej wykorzenienie wymagałoby zbiorowych egzorcyzmów. Być może zamiast wymyślać kolejne mniej lub bardziej rewolucyjne reformy oświaty powinniśmy postawić kilka prostych pytań, powrócić do punktu wyjścia, by uchwycić tam problem nierówności w najczystszej postaci. To zupełnie niepragmatyczny gest, ale właśnie takie gesty są nam dziś najbardziej potrzebne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2009