Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To początek końca pandemii – taką radosną wieść ogłosili na wspólnej konferencji prasowej ministrowie zdrowia Adam Niedzielski oraz edukacji Przemysław Czarnek. Rano ukazał się wywiad Niedzielskiego w „Fakcie”, w którym szef resortu zdrowia ocenił, że w marcu będzie można znosić restrykcje sanitarne. Wprawdzie na konferencji stwierdził, że było to tylko „gdybanie”, niemniej powtórzył – charakterystycznym dla siebie, asekuracyjnym językiem – że „w pewnej perspektywie takie decyzje będą podejmowane”, a dociskany stwierdził, że „najwcześniej w perspektywie miesiąca będą podejmowane decyzje o znoszeniu restrykcji”, w tym tych dotyczących noszenia masek w przestrzeni publicznej.
CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>
Według ministrów nie sprawdziły się czarne scenariusze przedstawiane przez „niektóre ośrodki prognostyczne, które na początku stycznia podawały, że dzienna liczba zakażeń będzie wynosiła około miliona” (chodzi zapewne o prognozy ICM i MOCOS – red.). „Nasze projekcje były bardziej stonowane” – stwierdził minister i podkreślił, że „tendencja spadkowa, z którą mamy do czynienia w ciągu ostatnich dwóch tygodni, to jest tendencja stała. Piąta fala miała charakterystyczny przebieg. Spodziewamy się, że spadki z tygodnia na tydzień będą powyżej 20 proc.”. Dodał, że w lutym powinny nastąpić spore spadki zakażeń, a system opieki zdrowotnej nie będzie już poważnie zagrożony. Przypomniał, że „inne kraje, które przed nami odczuwały apogeum tej piątej fali, znoszą już w tej chwili restrykcje”. Nie wspomniał – o czym wielokrotnie pisaliśmy w „TP” – że kraje te (m.in. Dania, Szwecja, Finlandia czy Francja) mają o wiele wyższy niż Polska odsetek zaszczepionej populacji, w tym grup szczególnie zagrożonych ciężkim przebiegiem choroby. Nasz kraj jest pod tym względem w europejskim ogonie. Rząd zaniedbał przygotowania do odparcia fali, ale liczy najwyraźniej, że jej uderzenie nie zaszkodzi nam bardziej niż krajom znacznie lepiej zabezpieczonym.
Jesteśmy ślepi
Według prognozy ICM (matematyków z Uniwersytetu Warszawskiego) szczyt piątej fali przetoczy się nad Polską w ciągu najbliższych dni, z dziennymi zakażeniami rzędu 800 tys. dziennie. (O oficjalnych statystykach nie warto wspominać – niewydolny polski system testowania nie pozwala na wykrycie więcej niż kilkudziesięciu tysięcy przypadków dziennie). 21 lutego, wkrótce po tym szczycie, do szkół mają wrócić uczniowie starszych klas, dotychczas trzymani na nauczaniu zdalnym.
Według ministra zdrowia hospitalizacje nie rosną w takim tempie, jakiego można się było obawiać – jednak zdaje się nie brać pod uwagę, że wskaźnik ten jest skorelowany z wykresem zakażeń z opóźnieniem ok. dwutygodniowym. Obecnie liczba hospitalizacji rośnie każdego dnia, począwszy od 22 stycznia (13,5 tys.) i dzisiaj wynosi już prawie 19 tys. Minister jest jednak pewny optymistycznej wersji wydarzeń i zapowiada zmniejszanie bazy łóżek covidowych, mimo że wcześniej deklarował gotowość zwiększenia jej do 60 tys.
Żaden odpowiedzialny ekspert nie podjąłby się jednoznacznego określenia, w którym momencie fali obecnie jesteśmy. Ze względu na niewielką liczbę przeprowadzanych testów wydajemy się być niemal ślepi. Tym bardziej nie da się zagwarantować, że sytuacja pandemiczna pozwoli w marcu odwołać wszelkie restrykcje sanitarne. Podejmowanie w takiej sytuacji strategicznych decyzji, mających wpływ na życie i zdrowie tysięcy ludzi, wydaje się obliczone na poklask części opinii publicznej, niechętnej restrykcjom, a także wszelkiej maści „covidosceptyków”.