Miłosny dżihad

Bojówki hinduskich fanatyków polują na muzułmanów, którzy ich zdaniem dybią na hinduskie dziewczyny. Chcą je zbałamucić, wziąć za żonę i zmusić do przejścia na islam, a ostatecznie doprowadzić do tego, by muzułmanów w Indiach żyło więcej niż hindusów. Bojówkarze nazywają to „miłosnym dżihadem”.
w cyklu STRONA ŚWIATA

17.12.2020

Czyta się kilka minut

Panna młoda w tradycyjnym stroju ślubnym, Kaszmir, na północ od miasta Śrinagar, wrzesień 2019 r. / FOT. INDIA-KASHMIR-PAKISTAN-MARRIAGE FOCUS by Jalees ANDRABI / FOT. TAUSEEF MUSTAFA/AFP/East News /
Panna młoda w tradycyjnym stroju ślubnym, Kaszmir, na północ od miasta Śrinagar, wrzesień 2019 r. / FOT. INDIA-KASHMIR-PAKISTAN-MARRIAGE FOCUS by Jalees ANDRABI / FOT. TAUSEEF MUSTAFA/AFP/East News /

Od końca listopada, gdy najludniejsza z indyjskich prowincji, ponad 200-milionowy stan Uttar Pradeś, zakazała małżeństw, których celem ma być rzekomo nawrócenie jednego z małżonków na wiarę drugiego, tamtejsza policja aresztowała co najmniej tuzin muzułmanów, którzy poślubili lub zamierzali poślubić hinduskie dziewczęta. Hinduska, która wyszła za mąż za wyznawcę islamu, trafiała do przytułku.

Zabronione związki

Prawo zakazujące „miłosnego dżihadu” stanowi, że małżeństwa między wyznawcami różnych religii, zawierane tylko po to, by jednego z małżonków nawrócić na wiarę drugiego, są nieważne i zakazane, a za złamanie zakazu grozić może kara 10 lat więzienia, której nie da się zamienić na najwyższą nawet grzywnę. 10 lat odsiadki grozi kobietom, które pod wpływem męża porzucą starą wiarę. Męskiemu przechrzcie za ten sam występek grozi tylko 5 lat więzienia.

Stanowe prawo nie zabrania małżeństw między innowiercami, ale nakłada na przyszłych małżonków dodatkowe obowiązki formalne i przeszkody. Jeśli któreś z narzeczonych zamierza po ślubie zmienić wiarę, musi o tym zawczasu, co najmniej na dwa miesiące, powiadomić stosowne władze i poprosić je o zezwolenie. Władze zarządzają w takim przypadku specjalne śledztwo, policja przepytuje świadków i wzywa, by wszyscy, którzy posiadają jakiekolwiek przydatne w tej sprawie informacje, podzielili się nimi z odpowiednim urzędem. W podaniu o zezwolenie na ślub trzeba napisać imię, nazwisko, adres zamieszkania, a także dołączyć fotografię i wyrazić zgodę, by władze mogły to wszystko ujawnić przez co najmniej miesiąc. Dopiero wtedy, jeśli nie pojawi się nic, co mogłoby wskazywać na przymus lub podstęp mający doprowadzić do nawrócenia przyszłego współmałżonka na wiarę męża lub żony, władze wydają zgodę na zaślubiny i oficjalną rejestrację związku.

Szafranowi fanatycy

Choć prawo stanowe z Uttar Pradeś nie wymienia z nazwy żadnej z religii, której wyznawcy mieliby przemocą, podstępem lub miłością nawracać wybranki lub wybranków na nową wiarę, wszyscy w Uttar Pradeś i całych Indiach wiedzą, że chodzi o islam i muzułmanów. Muzułmanów, a nie muzułmanki.

Hinduscy fanatycy, ale także wielu chrześcijańskich misjonarzy od lat utrzymują, że muzułmańscy mężczyźni w Indiach zawiązali spisek, mający na celu bałamucenie hinduskich dziewcząt, poślubianie ich, nawracanie na islam i zaludnianie Indii małymi muzułmanami. Ostatecznym celem tego procederu ma być takie pomnożenie wspólnoty muzułmańskiej, by przewyższyła ona liczebność hindusów. Na razie, w półtoramiliardowych Indiach wyznawcy hinduizmu stanowią 80 proc. ludności, a muzułmanie jedynie 15 proc., ale hinduscy – i sekundujący im chrześcijańscy – fanatycy twierdzą, że to dopiero początek i jeśli w porę nie położy się temu kresu, muzułmanie osiągną swój cel i zapanują nad światem, czego próbują też dokonać drogą zbrojnej, świętej wojny, dżihadu. 

Szafranowi fanatycy – szaty w takich barwach noszą hinduscy kapłani – utrzymują nawet, że istnieje tajne, muzułmańskie bractwo z kwaterą główną w Pakistanie (powstałym z podziału brytyjskich Indii kolonialnych jako państwo dla muzułmanów), które wspiera finansowo młodych współwyznawców, by modnymi strojami, drogimi samochodami i wystawnym stylem życia łatwiej uwodzili hinduskie dziewczyny i płodzili z nimi muzułmańskie dzieci. „Każdemu muzułmańskiemu mężczyźnie wolno mieć cztery żony, a z każdą może mieć po dziesięcioro dzieci!” – bili na alarm fanatycy w szafranowych strojach


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


„Chcę ostrzec wszystkich, którzy skrywają swe prawdziwe oblicze i zamiary, i dybią na godność naszych córek i sióstr” – obwieścił jesienią Jogi Aditjanath, który zanim wiosną 2017 r. objął urząd premier stanu Uttar Pradeś, był hinduskim kapłanem i działaczem ugrupowań hinduskich fanatyków, sprzymierzonych z rządzącą w Delhi Indyjską Partią Ludową (BJP) premiera Narendry Modiego. „Jeśli nie odstąpicie od tego, szykujcie się w ostatnią drogę!” – stwierdził.

Pod rządami niespełna 50-letniego kapłana Uttar Pradeś, w którym żyje najliczniejsza w całych Indiach, prawie 40-milionowa wspólnota muzułmańska, jako pierwszy przyjął przepisy mające zwalczać „miłosny dżihad”. Podobne prawo zamierzają przyjąć jeszcze w tym roku także inne stany, rządzone przez partię Modiego – podstołeczna Harjana, Madhja Pradeś, Karnataka Assam. W zeszłym roku zrobił już to Himaczal Pradeś, położony u podnóża Himalajów.

Bojownicy od Hanumana

Na początku grudnia w urzędzie stanu cywilnego w mieście Moradabad w Uttar Pradeś stanęli 28-letni fryzjer Raszid i 22-letnia Pinki, jego niedawno poślubiona żona. Raszid, jak samo imię wskazuje, jest muzułmaninem, Pinki – była hinduską. 

Poznali się jeszcze w lipcu, w miasteczku Dehradun w Himalajach, dokąd obydwoje zawędrowali za chlebem. Oboje pracowali jako fryzjerzy, w położonych po sąsiedzku zakładach. Zakochali się w sobie i wzięli ślub. Po ślubie Pinki przeszła na islam i przyjęła muzułmańskie imię Muskandżahan. Zmieniła też wiarę. Z własnej woli i miłości do męża.

Do Moradabadu, gdzie mieszka rodzina Raszida, przyjechali, żeby zarejestrować małżeństwo w magistracie. Ledwie stanęli w urzędzie, gdy do pokoju wpadła grupa młodzieńców w szafranowych szatach. Byli bojówkarzami z ugrupowania hinduskich fanatyków Organizacji Hanumana, podopieczni i uczniowie premiera-kapłana Jogiego Aditjanatha. Prosto z magistratu zaciągnęli Raszida i Pinki na policję. Zabrali też brata Raszida, który postanowił towarzyszyć im w urzędzie. Bojowcy od Hanumana przesłuchiwali ich razem z policją. „To z powodu takich jak wy trzeba było przyjąć prawo do walki z »miłosnym dżihadem!«” – wołali.

Pinki wyjaśniała, że jest dorosła, za mąż wyszła z własnej woli i z własnej woli przyjęła islam. Nie uwierzyli. „Ci muzułmanie! Tacy właśnie są! Najpierw cię rozkochają na zabój, a nie obejrzysz się, gdy twoje życie stanie się koszmarem!” – tłumaczył dziewczynie Gauraj Bhatnagar, przywódca bojowców od Hanumana z Moradabadu.

Raszid i jego brat zostali oskarżeni o podstępne nawrócenie Pinki na nową wiarę. Zabrano ich do aresztu, do wyjaśnienia sprawy. Pinki-Muskandżahan została zamknięta w rządowym przytułku. Poczuła się źle, była w siódmym tygodniu ciąży, zaczęła krwawić. Sprowadzono lekarza, przewieziono ją do szpitala. Twierdzi, że poroniła i że stało się to wskutek zastrzyków, jakie jej tam zaaplikowano. Policja twierdzi, że to nieprawda.

Aresztowani nowożeńcy

Bojowcy od Hanumana, jednego z najważniejszych hinduskich bóstw, zerwali też ślub 22-letniej Rainy, hinduski, i 24-letniego Mohammeda Asifa, muzułmanina z Lucknow, stolicy Uttar Pradeś. Młodzi znali się od dawna i zamierzali pobrać za wiedzą i zgodą rodzin zarówno dziewczyny, jak i chłopaka. Nie chcieli zmieniać wiary, a ceremonię ślubną zaplanowali zarówno hinduską, jak i muzułmańską. Hinduski ślub trwał na dobre, kiedy zerwali go bojówkarze od Hanumana, a wezwana policja oskarżyła pana młodego o złamanie prawa i zabrała go do aresztu. Wypuścili go, gdy rodzice panny młodej i pana młodego zaświadczyli na piśmie, że zgadzają się na ślub i że nikt wiary nie będzie zmieniał. Ale żeby dopełnić wszystkich formalnych procedur, wymaganych przez nowe prawo, ślub trzeba było przełożyć o dwa miesiące.

Do aresztu trafił też Hajder Ali z Kuszinagaru, a przesłuchujący go policjanci grozili mu, że obedrą go żywcem ze skóry, jeśli nie przyzna się do winy. Musieli go wypuścić na wolność, gdy okazało się, że Na, jego żona, urodziła się jako muzułmanka. Do aresztu trafił też 21-letni student Owais Ahmad, na którego doniósł policji ojciec jego dawnej dziewczyny, hinduski. Rozstali się i dziewczyna wyszła za innego, za hindusa. Ale ojciec i tak doniósł policji, że Owais Ahmad dalej nachodzi jego córkę i grozi, że ją porwie, jeśli nie zostawi dla niego męża i nie przejdzie na islam. „Jestem niewinny. Nic mnie z tą dziewczyną już nie łączy” – zapewniał Owais. Dostał dwa tygodnie odsiadki.

„Jesteśmy tu właśnie po to, by donosić policji na tych, którzy łamią prawo” – zapewniał dziennikarzy Gauraj Bhatnagar, przywódca bojowców od Hanumana z Moradabadu. „Jesteśmy wszędzie, w każdym mieście, w każdej wiosce, na każdej ulicy”.

W służbie partii

Bojowcy od Hanumana powstali w połowie lat 80., gdy Indiom, rządzonym przez świecką i lewicującą Partię Kongresową Nehru-Gandhich, zagroziło bankructwo, a hinduscy nacjonaliści z BJP dojrzeli w tym szasnę na polityczny awans. Początkiem marszu po władzę stała się kampania w sprawie zburzenia meczetu Babara w Ajodhji i odbudowy tamtejszej świątyni Ramy, na której ruinach został wzniesiony. W religijnych rozruchach, które wtedy wstrząsały Indiami, bojowcy od Hanumana nabrali doświadczenia i bojowego hartu.

Odwołując się do hinduskiego patriotyzmu i religijnych animozji, sięgających jeszcze czasów muzułmańskich podbojów (od XVI do XIX wieku, gdy całe Indie zostały podbite przez Brytyjczyków, władali nimi muzułmańscy władcy z dynastii Wielkich Mogołów), w połowie lat 90. BJP sięgnęła po władzę, ale wkrótce ją straciła. Odzyskał ją dopiero w 2014 r. Narendra Modi, który odsunął od partyjnej władzy starych braminów i sam stanął na czele ruchu, który bez skrupułów wygłaszał hasła szowinistyczne i wrogie muzułmańskiej mniejszości. Ruch bojowców od Hanumana należy do licznego grona siostrzanych i bratnich ugrupowań rządzącej partii, którymi chętnie wysługuje się w sprawach kłopotliwych i drażliwych, z jakimi Modi wolałby nie być bezpośrednio wiązany.

Indie hinduskie

Krytycy i przeciwnicy Modiego twierdzą, że prawo przeciwko „miłosnemu dżihadowi” jest kolejnym elementem prowadzonej przez niego kampanii przeciwko islamowi, a rządzony przez premiera-kapłana Uttar Pradeś został wybrany na laboratorium, z którego eksperyment, jeśli będzie udany, zostanie powielony w całym kraju. Uważają też, że nie przypadkiem politycy z rządzącej partii, widząc w telewizyjnych reklamach, serialach czy filmach mieszane, hindusko-muzułmańskie pary czy małżeństwa, natychmiast występują ze skargami, że gwałcone są ich uczucia religijne.

Odkąd Modi wiosną 2019 r. wygrał kolejne wybory, odwołując się do indyjskiej wielkomocarstwowości i odcinając od historii podległości europejskim i muzułmańskim zdobywcom, zniósł autonomię Kaszmiru. Jedynej indyjskiej prowincji, w której muzułmanie stanowią większość i o którą Indie wciąż toczą spór z Pakistanem. Podważył także prawa do indyjskiego obywatelstwa muzułmanom, którzy osiedli w Indiach w ostatnich latach i dziesięcioleciach. Nie wydał w tej sprawie żadnego dekretu, ale przyznając indyjskie obywatelstwo tym, którzy osiedli w Indiach z powodu prześladowań religijnych w swoich państwach, podkreślił, że nie dotyczy to wyznawców islamu. 


CZYTAJ WIĘCEJ

BÓG RAMA W HIMALAJACH: Władze w New Delhi odebrały autonomię Kaszmirowi, przyznaną mu ponad 70 lat temu za przystąpienie do powstającego indyjskiego państwa >>>


Prawo o walce z „miłosnym dżihadem”, choć pozornie dotyczy wyznawców wszystkich religii i mówi jedynie o niedopuszczalności nawracania siłą na inną wiarę, w praktyce skierowane jest wyłącznie przeciwko muzułmanom. Na początku roku przedstawiciele rządu Modiego zapewniali w parlamencie, że nie ma na to zjawisko absolutnie żadnych dowodów, a małżeństwa między wyznawcami różnych wyznań stanowią zaledwie 2 proc. wszystkich zawieranych w Indiach.

Działacze indyjskie opozycji zwracają też uwagę, że w drugiej kadencji Modiego niedopuszczalne dotąd i zgodnie potępiane ksenofobiczne wystąpienia publiczne działaczy jego partii stały się codziennością i cieszą się przyzwoleniem rządzących.

Słaba, skłócona i pozbawiona przywódców oraz jakichkolwiek pomysłów opozycja nie stanowi żadnego zagrożenia dla Modiego i jego marszu ku przebudowie Indii z państwa świeckiego na hinduskie, Hindu rasztra. Ubocznym i niemiłym dla rządzących w Indiach skutkiem wprowadzenia prawa o walce z „miłosnym dżihadem” i w ogóle przerabiania świeckich porządków na wyznaniowe jest rosnąca liczba młodych zwesternizowanych Indusów, z wielkich miast, uwalniających się spod patriarchalnej kurateli rodziców i żyjących bez ślubu albo zawierających śluby wyłącznie urzędowe, dozwolone przez prawo i niewymagające procedur nakładanych przez religię i kapłanów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej