Wojny świątynne
Wojny świątynne
Pięcioosobowy trybunał uznał jednogłośnie, że pusta dziś i niewiele większa niż boisko do piłki nożnej parcela w mieście Ayodhya, gdzie kilkanaście lat temu stał meczet, należy się wspólnocie hindusów, ponieważ muzułmańską świątynię wzniesiono pół tysiąca lat temu na gruzach hinduistycznej, poświęconej Ramie, jednemu z najważniejszych bóstw w hinduizmie. Wydając wyrok, sędziowie wspierali się badaniami archeologicznymi, pamiętnikami dawnych podróżników i kupców, a także świętymi tekstami hinduistów.
Babar i Rama
Hindusi uważają Ayodhyę za miejsce narodzin księcia Ramy, wcielenia boga Wisznu, wzoru postępowania i uosobienia wszelkich cnót. Jego wyznawcy już kilka tysięcy lat temu wznieśli tam świątynię ku jego czci, modlili się do niego i składali mu ofiary. Hindusi twierdzą też, że muzułmańscy najeźdźcy, którzy podbili indyjskie ziemie i sprowadzili na nie islam, zburzyli świątynię i pobudowali na ich ruinach meczet. Miał tego dokonać pierwszy z Wielkich Mogołów, Babar, przywódca najsłynniejszej z muzułmańskich dynastii, która od XVI do XIX stulecia rządziła Indiami. Hindusi utrzymują, że muzułmańscy pogromcy specjalnie wznieśli w 1528 roku meczet na ruinach ich świątyni, żeby ich upokorzyć, zmusić do uległości i do czczenia nowych władców jak swoich dawnych bogów. To dlatego – twierdzą hindusi – meczet wzniesiony na ruinach świątyni Pana Ramy nazwali imieniem Babara, założyciela dynastii Wielkich Mogołów, potomków Tamerlana i Czyngiz-chana.
Panowanie Wielkich Mogołów przerwali Brytyjczycy, którzy podbili Indie i władali nimi aż do 1947 roku jako zamorską kolonią. Wycofując się z Indii, wydzielili z nich część ziemi na państwo dla muzułmanów, Pakistan. Miała to być recepta na coraz częstsze i krwawsze konflikty między muzułmanami i hindusami. Rozdarcie Indii na dwoje spowodowało tragiczną w skutkach wędrówkę ludów i barbarzyńskie pogromy, w których zginęło prawie milion ludzi. Z Pakistanu wyjechali niemal wszyscy hindusi i sikhowie, ale w Indiach pozostała wciąż liczna wspólnota muzułmańska, która dziś liczy ponad 200 milionów ludzi i stanowi jedną szóstą prawie półtoramiliardowej ludności kraju.
Przed religijnymi waśniami i rozrachunkami z historią nie uchroniły Indii trwające prawie pół wieku rządy lewicującego Kongresu Narodowego, partii dynastii Nehru-Gandhich (zanim w 2014 roku straciła władzę, wydała czworo premierów – Jawaharlala Nehru, jego córkę Indirę Gandhi, jej syna Rajiva i wdowę po nim, Sonię), a najpoważniejszym z nich okazał się spór o świątynię w Ayodhyi.
Już w XIX wieku, gdy Indiami rządzili jeszcze Brytyjczycy, hindusi domagali się zburzenia meczetu Babara i odbudowania świątyni Ramy. Ayodhya była wtedy niewielkim miastem, ale w pobliskim Lucknow, stolicy dzisiejszego stanu Uttar Pradesh, dochodziło do religijnych pogromów.
Czas Dynastii
Hinduscy nacjonaliści uznali podział Indii i zadekretowane, świeckie porządki w niepodległym, indyjskim państwie za kolejne upokorzenie z rąk dawnych pogromców i kolonizatorów. Uważali, że świecki ustrój narzucono Indiom, żeby chronić pozostałych w nich muzułmanów i chrześcijan, a religijnym mniejszościom przyznano większe prawa niż znajdującym się w ogromnej większości wyznawcom rdzennego hinduizmu. Już na początku grudnia 1949 roku, w środku nocy, hinduscy nacjonaliści wnieśli do meczetu Babara posągi Ramy i zamierzali siłą odebrać go muzułmanom. Policja przegnała intruzów, ale dodatkowo zamknęła meczet także dla muzułmanów. Sąd zaś zignorował prośbę hindusów, żeby pozwolić im modlić się w meczecie do Pana Ramy.
Nacjonaliści nie zamierzali jednak rezygnować i z walki o świątynię w Ayodhyi uczynili bojowe zawołanie w wojnie o rząd dusz w całych Indiach. Na jej czele stanęły założony w 1925 roku paramilitarny ruch Narodowego Stowarzyszenia Ochotników (RSS), do którego należał m.in. Nathuram Godse, zabójca Mahatmy Gandhiego (w młodości „narodowym ochotnikiem” był także obecny premier Indii, Narendra Modi), a zwłaszcza wpływowa i bogata Światowa Rada Hindusów (VHP), która od początku lat 80. zaczęła sponsorować niewielką wówczas, a dziś rządzącą w Delhi Indyjską Partię Ludową (BJP).
Hinduskim nacjonalistom w walce z lewicującym i świeckim Kongresem Narodowym sprzyjał kryzys gospodarczy, w jakim w połowie lat 80. znalazły się Indie, zamknięte na świat, skrępowane socjalistycznymi eksperymentami, biurokracją i korupcją. Już Indira Gandhi, zabiegając w wyborach o głosy, zaczęła kokietować rodaków odwoływaniem się do religii. Jej syn i następca, Rajiv, naśladując matkę, również starał się utrzymywać u władzy, zachowując równy dystans między hindusami i muzułmanami, raz schlebiając jednym, raz drugim. W 1985 roku opowiedział się po stronie muzułmańskich ortodoksów, oburzonych faktem, że sąd cywilny przyznał muzułmańskiej kobiecie alimenty. Rok później, dla równowagi, kazał otworzyć meczet w Ayodhyi dla hindusów, by mogli w nim modlić się do Pana Ramy. Dał też pieniądze na nakręcenie telewizyjnego serialu „Ramayana”, który cieszył się niebywałą popularnością i zdaniem wielu znawców indyjskiej polityki przyczynił się bardzo do upolitycznienia sprawy świątyni w Ayodhyi. W 1988 roku, żeby przypodobać się muzułmanom i powstrzymać ich przed marszem protestacyjnym na Ayodhyę, Rajiv zgodził się, by w Indiach nie sprzedawano przeklętej przez mahometan książki „Szatańskie wersety” Salmana Rushdiego.
Czytaj także: Wojciech Jagielski: Indie, mój kontynent
Ustępstwa nie ocaliły Rajivowi ani władzy, ani życia. W 1991 roku zginął w samobójczym zamachu bombowym dokonanym przez fanatyczkę tamilskich separatystów ze Sri Lanki, a polityka „appeacementu”, prowadzona przez Kongres Narodowy wobec hinduskich nacjonalistów, została przez nich uznana za przejaw słabości Dynastii i zachęciła tylko do większego radykalizmu.
Pochody i pogromy
Jeszcze w połowie lat 80. BJP miała w parlamencie ledwie kilku posłów i nie liczyła się w rozgrywce o władzę. Wsparcie ze strony Światowej Rady Hindusów oraz wzięcie walki o świątynię w Ayodhyi za polityczny sztandar sprawiły, że w 1989 roku zdobyła w wyborach już 86 mandatów w liczącym ponad pół tysiąca posłów parlamencie. W 1990 roku, pod przywództwem Lala Krishana Advaniego, zorganizowała „pochód rydwanów” na Ayodhyę. W starciach z policją zginęło kilkunastu zwolenników BJP, a w stanie Uttar Pradesh doszło do pogromów muzułmanów. W wyborach, do których po upadku krótkotrwałego rządu doszło jeszcze w 1990 roku, BJP zdobyła już 126 mandatów i przejęła władzę w Uttar Pradesh.
Dwa lata później ćwierć miliona hinduskich nacjonalistów znów ruszyło na Ayodhyę. Tym razem przebili się przez policyjne szpalery i zburzyli meczet Babara. Znów wybuchły religijne zamieszki, tym razem w całym kraju, najpoważniejsze od rozdziału Indii. Zginęło w nich ponad dwa tysiące ludzi, głównie muzułmanów. Cztery lata później BJP wygrała wybory i przejęła władzę w kraju. Z powodu koalicyjnych sporów szybko ją straciła, ale odzyskała rządy w 1998 roku i sprawowała je przez następnych 6 lat, gdy w 2004 roku niespodziewanie przegrała wybory z Kongresem.
W 2002 roku doszło do nowych religijnych pogromów. Wybuchły, gdy prawie 60 hinduskich pielgrzymów spłonęło żywcem w pożarze pociągu, którym jechali do Ayodhyi. Hinduscy nacjonaliści oskarżyli muzułmanów, że podpalili wagony. W Gudżaracie, skąd pochodził Mahatma, w pogromach muzułmanów zginęło ponad tysiąc osób. Gudżarackim premierem był wtedy Narendra Modi. Oskarżono go, że nie ruszył palcem, by powstrzymać mordy. Przez wiele lat Modi uznawany był z tego powodu na Zachodzie za islamofoba i personę non grata.
Wszystko zmieniło się w 2014 roku, gdy pod wodzą Modiego BJP pokonała w wyborach Kongres i wróciła do władzy w Delhi. Młody jak na polityka (dobiega siedemdziesiątki) Modi uwiódł rodaków energią, sukcesami gospodarczymi, jakie odniósł w Gudżaracie, a także żarliwym patriotyzmem. Zaraził ich nim, przekonując, że aby naprawdę poczuły się niepodległe, Indie muszą pozbyć się brzemienia kolonialnej przeszłości i podległości, zarówno wobec Brytyjczyków, jak muzułmańskich władców, Mogołów.
Pierwsza pięciolatka rządów Modiego upłynęła pod znakiem przepisywania najnowszej historii, przypominania jej zapomnianych bohaterów (hinduskich nacjonalistów) i pomniejszania znaczenia niepodległościowych działaczy odwołujących się – jak Nehru – do świeckości i socjalizmu. Wielu miastom nazwanych muzułmańskimi imionami przywrócono dawne, hinduskie, a niechęć rządzących do islamu przyczyniła się do śmierci wielu muzułmanów, oskarżanych m.in. o zabijanie krów, uznawanych przez hindusów za zwierzęta święte. „To nie ma nic wspólnego z religią” – tłumaczył przed wyrokiem Sądu Najwyższego zagranicznym dziennikarzom Ram Madhav, sekretarz generalny BJP. – „Po niepodległości pozbyliśmy się wszystkich symboli brytyjskiego imperializmu. Pozmienialiśmy nazwy ulic, usunęliśmy pomniki brytyjskich władców. To samo powinno się zrobić z symbolami trzystuletnich okrutnych rządów Mogołów”.
Po dobroci
Zanim Sąd Najwyższy ogłosił wyrok w sprawie świątyni w Ayodhyi, do miasta, a także pobliskiego Faizabadu, ściągnięto kilkanaście tysięcy policjantów. Policja zamknęła drogę do Lucknow, którą wcześniej uciekli z Ayodhyi pielgrzymi. Spodziewano się kolejnych zamieszek. W 2010 r. sąd zaproponował, by świątynne miejsce w Ayodhyi podzielić – dwie trzecie oddać hindusom, jedną trzecią muzułmanom. Obie wspólnoty odrzuciły i zaskarżyły wyrok.
Wyrok Sądu Najwyższego nie wywołał jednak zamieszek ani protestów. Przywódcy wspólnot muzułmańskich pogodzili się z tym, że w zamian za teren świątynny Sąd Najwyższy obiecał im wydzielić trzy razy większą parcelę pod nowy meczet. Muzułmanie z Ayodhyi i Uttar Pradesh odetchnęli z ulgą i mają nadzieję, że z powodu konfliktu o świątynię nie dojdzie już do nowych rozruchów, a jeśli utrzyma się pokój, to miasto i okolica, zaniedbane z powodu fatalnej opinii, zarobią na pielgrzymach. Przed triumfalizmem przestrzegli swoich zwolenników przywódcy hinduskich wspólnot i organizacji. A premier Modi, który w maju wygrał ponownie wybory, w specjalnym orędziu uspokajał, że wyrok sądu dowodzi, iż najtrudniejsze problemy da się w Indiach rozstrzygnąć po dobroci, zgodnie z prawem. „Wyrok nie jest niczyim zwycięstwem ani niczyją porażką” – zapewniał.
Zdaniem znawców indyjskiej polityki, wyrok Sądu Najwyższego w sprawie sporu o świątynię w Ayodhyi wzmocni, przynajmniej na jakiś czas, Modiego i jego towarzyszy z BJP. Premier spełnił właśnie kolejną wyborczą obietnicę – budowa nowej świątyni Ramy zacznie się w przyszłym roku, co powinno ułatwić także premierowi Uttar Pradesh, hinduskiemu kapłanowi Yogiemu Adityanathowi, wygraną w wyborach stanowych w 2022 r. W sierpniu Modi spełnił inną obietnicę – odebrał autonomię i rozwiązał Kaszmir, jedyny stan w Indiach, w którym większość stanowili muzułmanie.
Przywódcy wspólnot muzułmańskich martwią się jednak, że pod rządami Modiego Indie, z państwa świeckiego, przepoczwarzają się w państwo hinduskie. Martwią się też, że jeśli Modiemu nie uda się utrzymać w dobrym stanie indyjskiej gospodarki (przeżywa właśnie zadyszkę i bezrobocie jest najwyższe od pół wieku), sięgnie znów po sprawdzone, patriotyczne wzmożenie, a wtedy na politycznym ołtarzu może znaleźć się najsławniejszy chyba na świecie grobowiec, Taj Mahal, również wzniesiony na ruinach dawnej hinduskiej świątyni.
Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:
Autor artykułu

Dodaj komentarz
Usługodawca nie ponosi odpowiedzialności za treści zamieszczane przez Użytkowników w ramach komentarzy do Materiałów udostępnianych przez Usługodawcę.
Zapoznaj się z Regułami forum
Jeśli widzisz komentarz naruszający prawo lub dobre obyczaje, zgłoś go klikając w link "Zgłoś naruszenie" pod komentarzem.
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]