Amnestia wyproszona

Amnesty International, najsynniejsza na świecie organizacja zajmująca się obroną praw człowieka, zamyka swoje biuro w Indiach. Hinduscy nacjonaliści dali jasno do zrozumienia, że nie jest w Delhi mile widziana.
w cyklu STRONA ŚWIATA

06.10.2020

Czyta się kilka minut

Siedziba Amnesty International w Bangalurze. Fot. facebook.com/AIIndia /
Siedziba Amnesty International w Bangalurze. Fot. facebook.com/AIIndia /

W zeszłym tygodniu indyjskie przedstawicielstwo Amnesty International ogłosiło, że jego bankowe konta zostały zamrożone przez rząd premiera Narendry Modiego, a dyrektorzy są wzywani do biur prokuratorów i urzędów podatkowych, gdzie poddaje się ich wielogodzinnym przesłuchaniom. „Nikt nas o tym nie uprzedził i nie postawiono nam także żadnych zarzutów” – oświadczył Avinash Kumar, szef delhijskiej filii Amnesty International. „W naszej działalności ściśle przestrzegamy miejscowego prawa”.

„To nie jest przypadek, lecz nieustanne polowanie na czarownice” – dodał dyrektor Kumar. „Od co najmniej dwóch lat jesteśmy celem prześladowań”. Przypomniał, że w 2018 r., pod pretekstem rzekomych niezgodności w księgach rachunkowych, policja urządziła nalot na biuro Amnesty International w Bangalurze. Wtedy również władze zablokowały bankowe konta organizacji, ale sąd nakazał odwołać tę decyzję. W 2016 r. Amnesty International została formalnie oskarżona o działalność wywrotową, ponieważ na urządzonym przez nią wiecu niektórzy uczestnicy wznosili wrogie Indiom hasła. Dopiero w zeszłym roku sąd oddalił rządowe zarzuty.

Ministerstwo spraw wewnętrznych odpowiedziało dyrektorowi Kumarowi, że sprawdza jedynie finanse Amnesty International i to, czy nie otrzymuje ona pieniędzy z zagranicy, czego zabrania indyjskie prawo. Ministerstwo dodało też, że dyrektor Kumar niepotrzebnie próbuje upolityczniać całą sprawę, a jego zarzuty wobec indyjskich władz są „przesadne, niefortunne i mijające się z prawdą”. „Te wszystkie strzeliste oświadczenia o obronie praw człowieka i mówienie władzom prawdy prosto w oczy są jedynie sztuczką, żeby odwrócić uwagę od istoty problemu” – oznajmiło ministerstwo.


Teksty Wojciecha Jagielskiego dwa razy w tygodniu na naszej stronie. Weź, czytaj!


 

Gdy władzę w Indiach w 2014 r. przejęła odwołująca się do hinduskiego nacjonalizmu i populizmu Indyjska Partia Ludowa, rząd z Delhi zmusił do zamknięcia biur setki pozarządowych organizacji, którym zabronił otrzymywać pieniądze z zagranicy. Ministerstwo spraw wewnętrznych twierdzi, że Amnesty International zwróciła się do władz o zrobienie dla niej wyjątku, ale rząd się na to nie zgodził, więc policja i poborcy podatkowi chcą jedynie sprawdzić, czy rzeczywiście nie złamano prawa.

Dyrektor Kumar zapowiedział, że Amnesty International zamierza zwrócić się do sądu ze skargą na indyjskie władze i będzie się domagać odblokowania kont. Obawiając się jednak, że wyrok w tej sprawie nie zapadnie prędko, zmuszona jest zawiesić swoją działalność w Indiach i zwolnić ponad setkę lokalnych pracowników.

Amnestia międzynarodowa

Kiedy cztery lata temu pod naciskiem rosyjskiego rządu Amnesty International zamknęła swoje biura w Moskwie, uznano to jedynie za kolejny dowód autokratycznego charakteru rządów Władimira Putina. Nikogo nie dziwi, że działacze Amnesty International nie są wpuszczani do Chin, że z nieskrywaną niechęcią odnoszą się do nich ajatollahowie, rządzący w Iranie czy pozujący na sułtana prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Żaden dyktator ani żaden autorytarny rząd czy nawet autokrata oświecony nie lubi, gdy ktoś patrzy mu na ręce, wytyka nadużycia, krytykuje, pilnuje, by władza sprawowana była zgodnie z prawem.

Nie lubi tego zresztą żaden rząd. Te jednak, które aspirują do miana demokratycznych, pozwalają, by ktoś od nich niezależny pilnował, czy przestrzegają prawa i dobrych, obywatelskich obyczajów.

Amnesty International, która za rok będzie obchodzić 60. urodziny, wyrosła na organizację cieszącą się powszechnym szacunkiem. Początek dał jej artykuł w londyńskim „Observerze”. Jego autor, brytyjski prawnik Peter Benenson, napisał go poruszony przeczytaną w gazecie wiadomością o dwóch studentkach z rządzonej po dyktatorsku przez Antonio Salazara Portugalii. Dziewczyny zostały skazane na 7 lat więzienia za to, że wzniosły toast za wolność. Oburzony Benenson w artykule „Zapomniani więźniowie” wzywał demokratyczny świat i wszystkich ludzi dobrej woli do solidarności z więźniami sumienia prześladowanymi za przekonania polityczne czy wiarę albo po prostu niewygodnymi dla panujących władz. Artykuł z „Observera” stał się inspiracją dla innych i wkrótce w Londynie, na spotkaniu sympatyków apelu Benensona postanowiono powołać międzynarodowy ruch obrońców praw obywatelskich, zapisanych w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 r. W kolejnym roku ruch przyjął nazwę Amnesty International, a zaledwie 15 lat później, w uznaniu zasług w walce o prawa człowieka i obronę więźniów sumienia, Amnesty International została uhonorowana Pokojową Nagrodą Nobla.

Amnesty International działała tam, gdzie obywatelskie prawa były najbardziej zagrożone i łamane, a więc w krajach nieprzestrzegających demokracji, katalogi praw człowieka traktujących wybiórczo albo jako zachodnią fanaberię. Amnesty International upominała się o prześladowanych w Chile pod rządami wojskowego tyrana Augusto Pinocheta, o prawa czarnej większości w rządzonej przez białych apartheidowskiej Południowej Afryce, o obywateli Wschodu, żyjących w dyktaturze komunistycznych partii. W Polsce Amnesty International rozpoczęła działalność w 1976 r. od obrony uczestników robotniczych buntów z Ursusa i Radomia oraz wspierających ich działaczy opozycji m.in. Karola Modzelewskiego, Annę Walentynowicz, Jacka Kuronia, Adama Michnika, Jana Józefa Lipskiego czy Zofię i Zbigniewa Romaszewskich.

Państwa komunistyczne i dyktatorskie Amnesty International się bały, a żeby pomniejszyć ciężar jej oskarżeń, zarzucały jej – i nadal to robią, jak choćby Rosja czy Turcja – że jest jedynie ślepym narzędziem w rękach przywódców politycznego Zachodu, usiłującego narzucić swoją wolę i sposób myślenia całemu światu. W Indiach, bliższych Wschodowi niż Zachodowi – głównie z powodu kolonialnej przeszłości – ale niestrudzenie poszukujących trzeciej, niezależnej drogi rozwoju, Amnesty International większych kłopotów nie miała. Nic dziwnego, skoro mowa o kraju mieniącym się dumnie największą demokracją świata i mającym za swego ojca założyciela Mahatmę Gandhiego, którego filozofię walki z przemocą bez użycia przemocy Amnesty International mogłaby uznać za własną.

Z woli suwerena

Dobre czasy dla Amnesty International, ale także dla Greenpeace i wszelkich niezależnych organizacji w Indiach skończyły się w 2014 r., gdy po wygranych wyborach do władzy w Delhi doszedł Narendra Modi, arcymistrz populistycznej szermierki, odwołujący się bardziej do emocji niż argumentów, zwłaszcza do indyjskiego i hinduskiego patriotyzmu.

Głosząc dumę z wielkości pradawnej, hinduskiej cywilizacji, odrzucał dotychczasowy model ustrojowy, wprowadzony za panowania dynastii Nehru-Gandhich, rządzącej w Indiach, z krótkimi przerwami, niemal przez cały okres ich niepodległego bytu. Modi uważa świeckość państwa za ustępstwo i dowód służalczości wobec dawnych pogromców i panów, muzułmanów i Zachodu. Ci pierwsi podbili dzisiejsze Indie w XV w. i nawrócili na islam miejscowych hindusów („prawdziwy Hindus wyznaje hinduizm” – daje do zrozumienia Modi). Drudzy podporządkowali sobie subkontynent jako kolonialni konkwistadorzy w XIX stuleciu.


Wojciech Jagielski: Modi przepisuje historię Indii


 

Modi głosi, że wszyscy, którzy rządzili przed nim w Delhi, nadal pozostawali niewolnikami dawnych porządków i że dopiero pod jego przywództwem Indie wstaną z kolan i poczują dumę ze swojej wielkości. Uwiódł rodaków populizmem i odwoływaniem się do ich niechęci wobec uprzywilejowanych elit. W zeszłym roku ponownie wygrał wybory. Z każdym wyborczym i politycznym zwycięstwem robi się coraz śmielszy i pewniejszy siebie.

Wobec słabej i skłóconej opozycji, bezradnej wobec jego populizmu, demagogii i charyzmy, Modi umacnia swoją władzę, przykręcając coraz bardziej śrubę politycznym przeciwnikom, a zwłaszcza krytykom. Powołuje się przy tym na wolę suwerena i demokrację, polegającą jego zdaniem przede wszystkim na tym, że zwycięzca wyborów bierze wszystko, a przegranemu pozostaje jedynie czekać na okazję, by przejąć władzę. Modi wmawia Hindusom, że ten, kto zwraca się przeciwko niemu, zwraca się przeciwko samym Indiom.

W zeszłym roku, po wygranych wyborach Modi zniósł autonomię Kaszmiru, jedynego w Indiach stanu, w którym muzułmanie stanowią większość. Na początku roku antyrządowe demonstracje studentów w Delhi i niechęć, a czasami otwarta wrogość rządzących hinduskich nacjonalistów wobec muzułmanów przerodziły się w krwawe pogromy, w których zginęły 53 osoby, a pół tysiąca zostało rannych. Ofiarami, w ogromnej większości, byli mahometanie, stanowiący ok. 15 procent półtoramiliardowej ludności Indii. I właśnie raportami o prześladowaniach muzułmańskich Kaszmirczyków oraz brutalności i stronniczości policji podczas pogromów muzułmanów w Delhi Amnesty International ściągnęła na siebie wrogość rządu Modiego.


Raport kaszmirski oskarża indyjskie wojsko i policję o łamanie praw człowieka, brutalność i prześladowania Kaszmirczyków, domagających się prawa do samostanowienia i protestujących przeciwko rządom wojskowych, posłanych pod Himalaje pod koniec lat 80. do stłumienia zbrojnego powstania (od tego czasu w Kaszmirze zginęło 60-70 tys. ludzi). Przed rokiem o prześladowaniu Kaszmirczyków działacze Amnesty International opowiadali podczas specjalnych przesłuchań w amerykańskim Kongresie. Raport delhijski oskarża policję, że podczas rozruchów nie tylko nie chroniła muzułmanów, ale często wspierała atakujące ich bojówki hinduskie. Amnesty International oskarża też rząd Modiego, że choć od lutowych zamieszek minęło dobrze ponad pół roku, policja i prokuratura nie wszczęły do dziś żadnego śledztwa, winni pogromów są bezkarni, a nawet cieszą się ochroną ze strony władz.

Stare dzieje z Gudżaratu

Podobne oskarżenia nie są dla Modiego niczym nowym. W 2002 r. rządził jako premier w zachodnioindyjskim stanie Gudżarat, ojczyźnie Mahatmy, gdy hinduscy bojówkarze dokonali pogromu muzułmanów. Zginęło wtedy ponad tysiąc osób, a nie brakuje takich, którzy twierdzą, że ofiar było nawet dwa razy więcej. Opozycja, dziennikarze, a nawet niektórzy towarzysze partyjni Modiego, rządzący wtedy w Delhi (w latach 1998-2004 premierem Indii był przywódca BJP Atal Bihari Vajpayee), oskarżali go, że nie ruszył palcem w obronie muzułmanów, a nawet zachęcał bojówkarzy do pogromów. Wypominano mu, że w młodości działał w Narodowym Stowarzyszeniu Ochotników, paramilitarnej organizacji, do której należał m.in. zabójca Mahatmy, Nathuram Godse, hinduski fanatyk, uważający Gandhiego za zdrajcę i stronnika muzułmanów.

Modi, dziś liczący sobie lat 70, w tamtym czasie dopiero ruszał do wielkiego marszu po władzę. Rządy w Gudżaracie (2001-14) i tamtejszy gospodarczy cud, który mu przypisywano, miały mu pomóc w odebraniu rządów w Indyjskiej Partii Ludowej BJP (Modi zawsze podkreślał, że wywodzi się ze społecznych nizin, w dzieciństwie razem z ojcem sprzedawał herbatę na  dworcach kolejowych, natomiast wszystko co osiągnął, zawdzięcza tylko sobie, a nie pochodzeniu z tzw. dobrej rodziny), a potem sięgnąć po władzę nad całym krajem.

Gudżarackie pogromy omal nie pokrzyżowały tych planów i nie złamały mu kariery. Na Zachodzie okrzyknięto go niebezpiecznym fanatykiem, niewzbraniającym się przed przemocą i mającym na rękach krew niewinnych ludzi, obłożono go ostracyzmem, donikąd go nie zapraszano, nikt go nie odwiedzał. W Indiach domagano się jego dymisji, a partyjni towarzysze przekonywali, że komuś o tak fatalnej reputacji nie wolno powierzać sterów partii, a co dopiero fotela premiera, który nie będzie mógł wybrać się z żadną zagraniczną wizytą. Rodacy, udręczeni korupcyjnymi skandalami rządzącej Partii Kongresowej i zachwyceni gospodarczymi sukcesami Gudżaratu, widzieli w Modim męża opatrznościowego, który cud z Gudżaratu powtórzy w całym kraju. W 2013 r. Modi odebrał braminom władzę w partii, a rok później pokierował ją do zwycięstwa w wyborach i rządów, które sprawuje do dziś.

Obecnie niewielu przywódców pamięta Modiemu stare, gudżarackie dzieje, a amerykański prezydent Donald Trump nie szczędzi zachwytów nad indyjskim premierem i liczy na niego w sporach z Chinami, azjatyckim konkurencie Indii do roli hegemona Oceanu Indyjskiego, dokąd z Atlantyku przenosi się powoli środek światowej gospodarki i polityki (zachwytów Trumpa nie podziela jego konkurent do prezydentury Joe Biden, a przede wszystkim jego kandydatka na zastępczynię Kamala Harris, której matka pochodziła z Indii i która krytykuje Delhi za prześladowania Kaszmirczyków).

Rajat Khosla z londyńskiego biura Amnesty International powiedział dziennikarzom, że martwi go nie tylko zamknięcie delhijskiej filii organizacji, ale także odchodzenie Indii od demokratycznych wartości. A Harsh Mander, działacz praw człowieka z Indii, boi się, że rząd Modiego zamierza stłumić wszystkie głosy krytyki i sprzeciwu. „Rządzi ciągle, dzieląc ludzi i napuszczając ich na siebie” – powiedział Mander dziennikarzom. – „Hindusów na muzułmanów, biedaków na bogatych, mieszkańców wsi na mieszczuchów z wielkich miast, parweniuszy na bywalców salonów. Dzięki tej ciągłej wojnie łatwo mu odwracać uwagę ludzi, a więc łatwiej też rządzić”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej