Bóg Rama w Himalajach

Władze w New Delhi odebrały autonomię Kaszmirowi, przyznaną mu ponad 70 lat temu za przystąpienie do powstającego indyjskiego państwa.
w cyklu STRONA ŚWIATA

09.08.2019

Czyta się kilka minut

Protest przeciwko decyzji indyjskiego rządu o odebraniu autonomii Kaszmirowi,  New Delhi, 9 sierpnia 2019 r. /  / FOT. Manish Swarup / AP/Associated Press/East News
Protest przeciwko decyzji indyjskiego rządu o odebraniu autonomii Kaszmirowi, New Delhi, 9 sierpnia 2019 r. / / FOT. Manish Swarup / AP/Associated Press/East News

Utrata flagi, kodeksu karnego, a nawet stanowej rangi (takie poniżenie nikogo jeszcze w Indiach nie spotkało) Kaszmirczyków nie zaboli. Autonomia była fikcją. Odkąd zaś 30 lat temu w regionie wybuchło powstanie, Indie utrzymują tu wieczny stan wyjątkowy.

Dotąd jednak szanowały zasadę, że nieruchomości w Kaszmirze mogą kupować tylko jego rdzenni mieszkańcy i tylko oni mogą pracować w miejscowych urzędach. Odtąd każdy, kto zechce, będzie mógł się tu sprowadzić. Kaszmirczycy obawiają się, że wkrótce zostaną mniejszością we własnym kraju, a w końcu, zdominowani przez obcych, stracą tożsamość.

Tak chcą nacjonaliści

Kaszmir był jedynym w Indiach stanem, w którym większość (ponad dwie trzecie z ok. 12 mln mieszkańców) stanowili muzułmanie. W 1947 r., kiedy z Indii wykrojono część terytorium na Pakistan, państwo dla muzułmanów, spodziewano się, że przyłączy się do niego również Kaszmir. Miejscowy maharadża, wywodzący się z hinduskich radżputów, postanowił jednak zgłosić akces do Indii. Pakistan nigdy się z tym nie pogodził. Wybuchła wojna, potem druga, w końcu, w 1989 r., powstanie, które pochłonęło już prawie sto tysięcy ofiar.

Dla hinduskich nacjonalistów, sprzeciwiających się świeckości indyjskiego państwa, zbuntowany Kaszmir z jego autonomią był przypomnieniem mrocznej przeszłości i najgorszego upokorzenia – zniewolenia przez obcych, najpierw muzułmanów, a potem chrześcijan z Wielkiej Brytanii. Sięgając w 2014 r. po władzę, przywódca hinduskich patriotów Narendra Modi obiecywał, że pod jego rządami Kaszmir stanie się taką samą częścią Indii, jak inne stany. Pierwsza pięciolatka zeszła mu na przejmowaniu, jedna po drugiej, najważniejszych instytucji państwa, przepisywaniu na nowo historii, pomniejszaniu znaczenia twórców świeckiego państwa – Jawaharlala Nehru i jego córki Indiry Gandhi.

Wiosną 2019 r. Narendra Modi ponownie i z jeszcze większą przewagą wygrał wybory; wygraną zawdzięczał głównie konfliktowi o Kaszmir. W przeddzień głosowania w regionie doszło do kolejnego zamachu terrorystycznego. W odwecie Modi kazał bombardować Pakistan. W oczach wielu rodaków urósł wtedy do rozmiarów niepokonanego i wszechpotężnego boga Ramy.

Sto dni po wyborczej wygranej odebrał Kaszmirowi autonomię, dokonał też kolejnego rozbioru himalajskiej krainy, odłączając od niej górzysty, ćwierćmilionowy Ladakh, zamieszkały w połowie przez muzułmanów i wyznających buddyzm Tybetańczyków. Pozostawił jednak w Kaszmirze region Dżammu, w którym dwie trzecie stanowią hindusi.

Według Kaszmirczyków zrobił to po to, by przełamać polityczną i demograficzną dominację muzułmanów. W regionalnym parlamencie zasiadało dotąd 46 posłów z doliny, 37 z Dżammu i 4 z Ladakhu.


.CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne bezpłatnie. CZYTAJ TUTAJ →


Jak w Palestynie

Władze w New Delhi zapowiedziały już zmianę granic okręgów wyborczych i budowę w dolinie Kaszmiru nowych osiedli dla przechodzących na emeryturę wojskowych oraz kaszmirskich brahminów, panditów, którzy w liczbie około pół miliona uciekli z doliny przed wojną. Przeciwnicy osiedli – ogrodzonych i strzeżonych przez wojsko, wyposażonych w szpitale, szkoły, sklepy – twierdzą, że będą one kopią żydowskich osiedli na palestyńskim Zachodnim Brzegu, wywołają podobne emocje i przemoc.

Minister policji Amit Shah, prawa ręka Modiego, przekonuje Kaszmirczyków, że dopiero teraz, zachęceni możliwością zakupu nieruchomości, ściągną do regionu inwestorzy, czyniąc go „najbogatszym zakątkiem w Indiach”. Rozwój gospodarki odstręczy zaś młodych od religijnego fanatyzmu i przemocy, przekona do demokracji.

Jednak przeciwnicy Modiego twierdzą, że słowa jego ministra przypominają obietnice Pekinu przekonującego Tybetańczyków do dobrodziejstw, jakie spłyną na nich wraz z przybywaniem do ich kraju Chińczyków. Albo tłumaczącego ostatnio Ujgurom z Xinjiangu (Turkiestanu Wschodniego), że nie stracą ujgurskiej tożsamości, nawet jeśli wyrzekną się islamu.

Jeden na dziesięciu

Mogłoby się zdawać, że odbierając Kaszmirowi autonomię Modi niepotrzebnie ryzykuje, naraża Indie na nowy konflikt z Pakistanem, terrorystyczne ataki, podejmowane w odwecie przez kaszmirskich mudżahedinów. Tych ostatnich rzeczywiście wykluczyć nie można. Po ataku terrorystów na Mumbaj (dawny Bombaj) w 2008 roku (ponad 150 zabitych), do zamachu na podobną skalę w Indiach już nie doszło, co może wynikać także ze skuteczności indyjskich służb wywiadowczych i policji.

Decydując się na kaszmirski gambit tak naprawdę jednak Modi nie ryzykował wiele. Zanim ogłosił decyzję o pozbawieniu Kaszmiru autonomii, wprowadził tam znów faktyczny stan wyjątkowy, kazał aresztować kilkuset politycznych działaczy (zarówno tych, występujących przeciwko Indiom, jak i tym, którzy opowiadają się za pozostaniem Kaszmiru w składzie Indii) i posłał do kaszmirskiej doliny dodatkowych 50 tysięcy żołnierzy i policjantów. Jeśli doda się ich do półmilionowej, stacjonującej już tam armii, a także policjantów w mundurze i tajniaków, jeden stróż indyjskiego prawa wypadnie na dziesięciu kaszmirskich muzułmanów, wliczając w to dzieci, kobiety i starców.

Kaszmirskie powstanie w ostatnich latach przygasło, a także straciło dawną niewinność. Pierwsi przywódcy powstania opowiadali się za niepodległością Kaszmiru. Później rebelię przejęli wspierani przez Pakistan zwolennicy przyłączenia Kaszmiru do tego państwa. W ostatnich latach z szeregów kaszmirskich mudżahedinów coraz głośniej dobiegają wezwania do świętej wojny i walki zarówno przeciwko Indiom, jak Pakistanowi. Dżihad pociąga największych radykałów spośród wychowanej w stanie wyjątkowym młodzieży, ale wśród pobożnych Kaszmirczyków, wiernych sufickiej, tolerancyjnej drodze islamu, fanatyzm nie zyskuje sobie zwolenników.

Wielki marsz Modiego

Tego, że nie obawia się Pakistanu, Modi dowiódł wiosną, gdy w odwecie za zamach bombowy na konwój indyjskich wojsk w Kaszmirze (ok. 40 zabitych) kazał swojemu lotnictwu bombardować bazy partyzantów na pakistańskiej ziemi. W końcowym efekcie konflikt z Pakistanem przyniósł wyborczy triumf w maju. Zanim nie doszło do konfliktu, notowania Modiego słabły, a rodacy wytykali mu niespełnione obietnice, drożyznę i bezrobocie. Konfrontacja z Pakistanem znów uczyniła z Modiego supermana, zwycięskiego boga Ramę. W rezultacie odniósł najwspanialsze wyborcze zwycięstwo, zdobywając prawie dwie trzecie głosów w parlamencie.

Odebranie autonomii Kaszmirowi przysporzyło Modiemu aplauz zarówno wiernych mu hinduskich nacjonalistów, ale także zwykłych obywateli, dla których konflikt kaszmirski kojarzył się z intrygami i wojennym zagrożeniem ze strony pakistańskiego sąsiada. Modi rozłożył też na łopatki i tak pokonaną w wyborach opozycję. Nawet jego najgorsi wrogowie nie ośmielają się krytykować go za kaszmirską zagrywkę, gdyż w oczach rozpalonych patriotycznym uniesieniem rodaków wypadliby na zdrajców narodowej sprawy. Nie wystąpią przeciwko Modiemu spacyfikowane przez niego sądy, choć decyzja odbierająca Kaszmirowi autonomię zostanie zapewne zaskarżona jako naruszająca konstytucję; nie skrytykują też spacyfikowane gazety. Zdaniem licznych komentatorów likwidacja kaszmirskiej autonomii będzie jedynie krokiem w wielkim marszu Modiego, którego celem jest przerobienie dotychczasowych, świeckich i federalnych Indii, w zcentralizowane państwo, którego najważniejszymi gospodarzami będą hindusi, spadkobiercy jednej z najstarszych cywilizacji.

Sojusznicy i wrogowie

Kaszmirska rozgrywka Modiego przysporzy za to kłopotów amerykańskiemu prezydentowi. Ale Donald Trump sam będzie sobie winien. Na początku prezydentury upatrywał w Indiach najważniejszego sojusznika Ameryki w Azji, sprzymierzeńca w rywalizacji z Chińczykami, których uważał za swoich najgorszych, poza Irańczykami, wrogów. Zabiegając o przyjaźń z Modim, przedstawicielem tej samej szkoły politycznej, stawiającej na populizm, nacjonalizm i konserwatyzm, i odrzucającej stare, kojarzone z liberalną epoką elity władzy, Trump nie zawahał się zwrócić przeciwko staremu druhowi, Pakistanowi, który oskarżył go o dwulicowość.


CZYTAJ TAKŻE

KASZMIR I KOSZMAR: Oferując swoje usługi mediacyjne w konflikcie o Kaszmir, Donald Trump chciał zapewne przysłużyć się sprawie pokoju na świecie i przysporzyć sobie sławy. Zamiast tego zraził do siebie Indie, na które liczył w sporach z Chinami >>>


Pierwsza kadencja zleciała jak z bicza strzelił i za rok Trump będzie walczył o reelekcję. Wygraną bardzo ułatwiłoby mu wyplątanie Ameryki z prawie 20-letniej wojny w Afganistanie – najdłuższej, jaką kiedykolwiek stoczyli Jankesi. Aby jednak wycofać wojska spod Hindukuszu i liczyć na głosy wdzięcznych rodaków, Trump musi wcześniej dobić targu z afgańskimi talibami, a do tego potrzebuje pomocy ich dawnych mecenasów, Pakistańczyków.

W lipcu ugościł więc w Białym Domu pakistańskiego premiera Imrana Khana, obsypał go pochlebstwami, obiecał wznowić dolarową pomoc. Pakistańczyk, dawny mistrz krykieta, okazał się też wytrawnym dyplomatą. Grając sprytnie na znanej powszechnie miłości własnej Trumpa, powiedział, że największym kłopotem Pakistanu jest spór z Indiami o Kaszmir i że tylko najwybitniejszy mąż stanu, ktoś taki jak Trump, mógłby doprowadzić do rozwiązania konfliktu i zawarcia sąsiedzkiego pokoju. Trump nie tylko połknął przynętę, ale skłamał, że o to samo prosił go indyjski premier, więc kto wie, może i zaprowadzi pokój w Kaszmirze, jak doprowadził – w jego przekonaniu – do pokoju z Koreą Północną i doprowadzi z irańskimi ajatollahami.


CZYTAJ TAKŻE

CELEBRYCI W BIAŁYM DOMU: Zanim został premierem, Imran Chan był mistrzem krykieta, ukochanej dyscypliny sportowej Pakistańczyków. Zanim został prezydentem, Donald Trump był telewizyjnym gwiazdorem, po mistrzowsku zdobywającym aplauz (a potem głosy) widowni. W poniedziałek spotkali się, by decydować o losach sporej części Azji i Bliskiego Wschodu.


Amerykanin nawet nie zauważył, że został wykorzystany przez pakistańskiego gościa jako użyteczne narzędzie w sporze z Indiami. Pakistanowi, usiłującemu od lat umiędzynarodowić kaszmirski konflikt, udało się wciągnąć amerykańskiego prezydenta w debatę o Kaszmirze, który Indie uważają za sprawę wyłącznie między nimi a Pakistanem. Rząd z Delhi grzecznie, ale stanowczo ogłosił, że o Kaszmirze z Trumpem w ogóle nie rozmawiał i że lepiej byłoby, gdyby trzymał się od tego z daleka. A żeby zamknąć sprawę i nie dopuścić do umiędzynarodowienia konfliktu, Modi nie czekał dłużej z odebraniem Kaszmirowi autonomii. Zrobiłby to tak czy siak, ale nagłe zainteresowanie Trumpa Kaszmirem przyspieszyło być może decyzję. Dzięki temu przemawiając 15 sierpnia w Dzień Niepodległości, Modi będzie mógł stroić się w szaty najwspanialszego przywódcy, jakiego miały Indie.

Amerykanie zaś będą musieli przekonywać Imrana Khana, by poza Kaszmirem, sprawą dla Pakistanu najpilniejszą, nie zapomniał o Afganistanie i talibach, których obiecał namówić do ugody z Amerykanami i dobicia z nimi interesu jeszcze tą jesienią.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2019